Tajemnicze Góry Sowie działają na wielu jak magnes. Przyciągają m.in. badaczy, poszukiwaczy przygód, zdobywców Korony Gór Polski oraz wszystkich , którzy chcą spędzić miło i ciekawie czas na górskim szlaku.
Jest czwartek wieczór. Prognoza pogody na weekend się klaruje. Jedźmy w góry! Spoglądam w mapy i od razu mam kilka pomysłów na ciekawe trasy, do których można dojechać pociągiem . W piątek przed południem rezerwuję nocleg w hostelu blisko wałbrzyskiego rynku. Jeśli w sobotę zdążymy się przesiąść w Wałbrzychu na pociąg w kierunku Kłodzka (na przesiadkę mamy zaledwie 5 minut), to ruszymy w Góry Sowie. Wielka Sowa kusi, ale ostatnio to zbyt oblegany kierunek. Może więc Kalenica? Czytałam, że niedawno oddano do użytku wyremontowaną wieżę widokową, którą bardzo miło wspominamy. Ok!
W sobotę na stacji Wałbrzych Główny zziajani wpadamy do pociągu Kolei Dolnośląskich, który zawiezie nas do Nowej Rudy Zdrojowiska. Udało się! Widoki z okien szynobusu są wspaniałe. Uwielbiam patrzeć na te "zadziorne" szczyty, które potrafią z człowieka wycisnąć siódme poty. Cieszę się przejazdem przez liczne wiadukty, tunele np. pod Małym Wołowcem czy pod Sajdakiem. Pod pomostem przy stacji kolejowej Jedlina-Zdrój zawsze zerkam na wyłażące spod warstwy farby niemieckie napisy - "Bad Charlottenbrunn" - kiedyś tak nazywało się to uzdrowisko.
Głuszyca, Bartnica, Świerki Dolne, Ludwikowice Kłodzkie... na każdej z tych stacji już rozpoczynaliśmy lub kończyliśmy wycieczkę. Tym razem rozpoczniemy ją z Nowej Rudy Zdrojowiska (stacja na żądanie).
Zupełnie niespodziewanie, obok stacji namierzamy wzrokiem opuszczony potężny budynek. Jeszcze nie wiemy co kiedyś się tu mieściło. Nieco nieśmiało przechodzimy przez uchyloną bramę i sprawdzamy, czy do tego okazałego gmachu można bez przeszkód wejść. Znajdujemy otwarte na oścież szklane drzwi. Oczywiście szyba w całości jest już dawno wspomnieniem. Wchodzimy do środka i eksplorujemy ostrożnie wszystkie kondygnacje. Jesteśmy w dawnym domu zdrojowym, który później pełnił rolę placówki edukacyjnej. Więcej o tym miejscu możecie przeczytać w osobnym wpisie:
Dolnośląskie: Opuszczony, dawny dom zdrojowy (urbex). Spędzamy tu ok. godziny, tak więc nasz zapas czasu na przejście zamierzonej trasy znacząco się skrócił.
Ruszamy z kopyta czarnym szlakiem i po chwili zatrzymujemy się, by przyglądać się z niewielkiej odległości sarnom.
Czy wiesz, że sarny nie mają rogów tylko poroże?
Poroże to twór kostny, pełny w środku, który co roku "wyrasta" samcom przez kilka miesięcy i jest później przez nich zrzucany (dotyczy jeleniowatych). Rogi natomiast są puste w środku i rosną całe życie zarówno samcom jak i samicom m.in. żubrów, muflonów, krowom czy kozicom.
Trzeba nadrobić trochę czasu. Czarny szlak biegnie uroczymi leśnymi ścieżkami. Przy trasie możemy zajrzeć do poniemieckich bunkrów, budynków magazynowych, betonowych umocnień, korytarzy - wciąż jest tu wiele pozostałości z czasów II wojny światowej.
W prześwitach drzew widzimy słynną Muchołapkę przy Muzeum Molke. Chwilę później docieramy do asfaltu i skrzyżowania szlaków. Zmieniamy znaki na zielone i kierujemy się do Jugowa.
Szlak prowadzi skrótem, przez niewielkie wzniesienie, do tej sowiogórskiej wsi. W jednym ze sklepów uzupełniamy prowiant na dalszą drogę.
Przechodzimy wzdłuż zabudowań. Naszą uwagę zwraca przede wszystkim okazały dwór - dziś siedziba Nadleśnictwa Jugów.
Asfaltowa droga ciągnie się prawie do schroniska Zygmuntówka. Przy Bukowej Chacie (poniżej schroniska) mijamy niewielki parking, a zaraz potem spoglądamy na ostatnie "podrygi" zimy na stoku narciarskim.
Końcowe podejście do "Zygmuntówki" jest dosyć forsowne. Drobną zadyszkę łagodzimy szybko "złotym nektarem". Niestety tym razem nie mamy wystarczająco dużo czasu, by zamówić tutejsze słynne chaczapuri. Obsługa schroniska jak zwykle nie zawodzi i krótka pogawędka wprawia nas w doskonały nastrój.
Patrzymy na zegarek i wiemy, że nasz zapas czasu stopniał prawie do zera. Szybka fotka przed schroniskiem i ruszamy na Kalenicę!
Czerwonym szlakiem wspinamy się najpierw na interesujący punkt widokowy pod wyciągiem narciarskim. Chwilę później na szlaku pojawia się śnieg, który jeszcze nie poddał się promieniom słonecznym i dodatniej temperaturze.
Mijamy odbicie na Rymarz (913 m n.p.m.) i szczyt Słoneczna (949 m n.p.m.). Zyskujemy wysokość i śniegu pod nogami mamy coraz więcej. Na szczęście nie jest on uciążliwy, więc nawet przez moment nie myślimy, by zakładać raczki (które niesiemy na wszelki wypadek w plecaku).
Nie pochwalam "mazania" po słupkach czy gdziekolwiek indziej, ale patrząc na ten uśmiech trudno samemu się nie uśmiechnąć ;)
W końcu docieramy na Kalenicę (964 m n.p.m.), najwyższy punkt tej wycieczki. Wieża widokowa faktycznie prezentuje się o wiele lepiej niż dwa lata temu. Niestety nie udało nam się tym razem zobaczyć z wieży Karkonoszy, ale ten drobny niedosyt nieco załagodziła obserwacja krzyżodzioba świerkowego (pierwszy raz udało mi się ten gatunek uwiecznić na zdjęciu) .
Kalenica zdobyta
Jeśli chcemy zdążyć na pociąg z Nowej Rudy Zdrojowiska do Wałbrzycha o 17:44 (następny jest po ok. 2,5 godzinie) musimy włączyć "piąty bieg". Zejście z Kalenicy w tym kierunku nie jest trudne, ale początkowo trochę spowalnia nas zalegający śnieg.
Na Bielawskiej Polance (skrzyżowanie szlaków) wybieramy żółty szlak, ale ta "czasówka" na drogowskazie (1 h) jest zdecydowanie zaniżona. Do przejścia mamy jeszcze niemal 6 km , co po płaskim równym terenie zajmuje standardowo nieco powyżej godziny. Gnamy ile sił w nogach, całkiem sprawnie przechodzimy przez rozlane na szlak strumyki. W nagrodę, na moment, pokazuje nam się Śnieżka!
Bliżej zabudowań podziwiamy przepiękne śnieżyce wiosenne w naturalnym środowisku. Niestety na ich uwiecznienie na fotografii brakuje czasu. Wchodzimy do Jugowa (Pniaki) i możemy przyspieszyć. Ale jak tu przyspieszyć, jak pod warstwami farby zauważam niemieckie napisy, które, jak zawsze , będę próbowała później rozszyfrować? Kawałek dalej stoi krzyż z niemieckim tekstem. Ciężko nie zatrzymać się chociaż na kilka sekund.
krzyż z napisami w języku niemieckim
Przed malowniczym wiaduktem w Zdrojowisku skręcamy w prawo i wdrapujemy się na skarpę, zrównując się wysokością z torami kolejowymi. Jeszcze pół kilometra. Chyba zdążymy. Jesteśmy 5 minut przed odjazdem pociągu. Uff!
Nasza trasa:
Fajnie, że wyremontowali wieże na Kalenicy
OdpowiedzUsuń