czwartek, 24 sierpnia 2017

Kaszuby są piękne! Swornegacie i nasz pierwszy spływ kajakowy

Długo nie mogliśmy się zdecydować, dokąd pojechać na długi weekend sierpniowy. Mateusz kategorycznie odmówił wyjazdu w góry, twierdząc, że tym razem po prostu chce odpocząć. Przystałam na jego prośbę. Myślałam o wyjeździe nad Bałtyk, jednak nie mogłam znaleźć żadnych wolnych pokoi mieszczących się w naszym budżecie.  W końcu, wertując mapę Polski po raz setny, natknęłam się na ciekawą nazwę miejscowości - Swornegacie :D. Przypomniałam sobie, że już kiedyś ją słyszałam, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie się znajduje. Obok las, jeziorko... może tam pojedziemy? Bingo! Mateuszowi od razu ten pomysł się spodobał. Zaczął szykować kąpielówki, wędkę i zasypywał mnie ofertami spływów kajakowych. Kwaterę cudem udało nam się zarezerwować (tym razem nie chcieliśmy jechać pod namiot). 


Do Swornegaci dojechaliśmy już w piątek. Byliśmy cały czas na łączach z naszymi najbliższymi, którzy ostrzegali nas przed gwałtownym frontem burzowym, który szedł w naszym kierunku. 
Faktycznie, gdy tak sobie siedzieliśmy przy piwku wieczorem w knajpce, nad jeziorem zaczęło się błyskać. Żadne z nas nie spodziewało się jednak tego, co wydarzyło się tej nocy tak blisko nas. Myśleliśmy, że ta burza się "wyszaleje" po drodze, a do Swornegaci dojdzie taka "popierdóła", że nawet tego nie odczujemy. Gdy pojawiły się pierwsze mocne podmuchy wiatru, postanowiliśmy wrócić do kwatery. Ledwo weszliśmy w progi domu, zaczęło padać. Obserwowaliśmy z bezpiecznego miejsca deszcz i błyskawice. W końcu wyłączyli prąd, zerwał się zasięg internetu. Myśleliśmy, że to tylko tak dla bezpieczeństwa. Poszliśmy spać, ale o poranku prądu nadal nie było. Mateusz wrócił ze sklepu i mówi, że tylko jeden działa na agregacie, reszta pozamykana - restauracje, wszystko zamknięte! Kolejki do tego jedynego sklepu były jak w prl-u. No, ale kto chciał coś zjeść lub wypić piwko, musiał czekać. Okazało się, że oprócz sklepu działała jeszcze jedna restauracja ze smażalnią ryb. Byliśmy przekonani, że ta cała sytuacja potrwa tylko chwilę, jednak wtedy zaczęły do nas napływać niepokojące wieści. Pod sklepem ludzie gadali o tym, co się wydarzyło kilkadziesiąt kilometrów od Swornegaci. Tragedia miała miejsce również znacznie bliżej - kilka kilometrów stąd zginął człowiek. "Złapaliśmy" zasięg i oddzwoniliśmy do zaniepokojonej rodzinki. Byliśmy odcięci od świata, nie wiedzieliśmy dlaczego tak bardzo się denerwowali. Gdy nam wszystko opowiedzieli, byliśmy lekko przerażeni. Niestety zbyt wiele zrobić nie mogliśmy. Podobno szalejąca w okolicy burza w Swornegacie uderzyła ze znacznie mniejszą siłą. Tu poza kilkoma połamanymi drzewami i brakiem prądu nic złego się nie działo. 

Skoro niebezpieczeństwo minęło, a my byliśmy na krótkim wyjeździe poza domem, postanowiliśmy robić to, co robilibyśmy normalnie. W końcu siadły nam komórki, wieczory spędzaliśmy przy zniczach (bo wszystkie świeczki zostały wykupione!). Mieliśmy taki urlop unplugged... 


Spacerowaliśmy niespiesznie po okolicy. Wybraliśmy się spontanicznie, na moment, na grzyby (udało nam się w chwilę zebrać tyle kurek, że następnego dnia mogłam usmażyć na nich jajecznicę). Podziwialiśmy piękne kaszubskie krajobrazy. Dlaczego dopiero teraz przyjechaliśmy w te rejony? One urzekły nas od pierwszego wejrzenia. 



Piękne leśne ścieżki, trasy rowerowe, szlaki piesze, pomniki przyrody, czyste jeziora, kuchnia regionalna - to wszystko nas naprawdę zauroczyło! Dodatkowo czas biegł bardzo powoli...



 Myśleliśmy, że te Swornegacie to taka bardzo mała miejscowość, że nie będziemy to mieli nic do roboty, poza odpoczywaniem. Myliliśmy się. Mateusz trochę powędkował, ja pobiegałam m.in. po Parku Narodowym "Bory Tucholskie". Posiedzieliśmy nad jeziorem... Pięknie było...






Jednak "wisienką na torcie" był spływ kajakowy, na który dałam się namówić. Byłam ogromnie podekscytowana, ale trochę jednak się bałam. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Rano zawieźli nas razem z kajakiem do Chocińskiego Młynu. Tu przywdzialiśmy kapoki i zwodowaliśmy kajak. Pierwsze metry były trochę niepewne, od razu walnęliśmy w brzeg. Ciężko nam się skręcało, a rzeka Chocina, którą płynęliśmy, była poskręcana jak spirala w tapczanie ;) Często uderzaliśmy w ląd na zakrętach, zanim udało nam się to opanować. W dwóch miejscach przenosiliśmy kajak, ponieważ trasę spływu torowało drzewo i most w okolicy Kokoszki wydawał nam się zbyt niski, by móc pod nim przepłynąć. 


Moje ręce bolały, bo nie były przygotowane na taki wysiłek. Zresztą te moje "witki" już takie są, niewprawione w bojach ;) Wiosłowałam jednak ile sił. Dawałam z siebie wszystko, a i tak wiele razy nie udało nam się wyrobić na zakręcie i tak przez całą trasę :P Gdy już nam się wydawało, że opanowaliśmy kajak, następowało wielkie jebs! które weryfikowało nasze wyobrażenia. Kilka razy ugrzęźliśmy na podwodnych korzeniach, kłodach, z których wydostanie się nie było wcale proste. 



Mimo wszystko oboje byliśmy bardzo zadowoleni. Tzn. ja cały czas bałam się wywrotki, ale tak naprawdę bać zaczęłam się dopiero jak wpłynęliśmy na jezioro - wielka woda falowała, kajak się bujał, wprawiając mnie w dość nerwowy nastrój. Miałam wrażenie, że wiosłujemy, ale nic się nie przemieszczamy.
Udało nam się dopłynąć do Swornegaci praktycznie przed czasem, jaki przewidziany jest na pokonanie tej trasy. To były wspaniałe 3,5 godziny pełne wrażeń! 



Gdy dopłynęliśmy już do finiszu, wiedziałam, że chcę to powtórzyć, że musimy wybrać się jeszcze kiedyś na spływ. Oddając kapoki zorientowaliśmy się, że ja "topiłam się" w kapoku przeznaczonym dla Mateusza, a on, biedak, nie mógł dopiąć kapoku w rozmiarze M  ;) Co te nerwy i adrenalinka z człowiekiem robią :) 

Swornegacie to piękna miejscowość z malowniczą okolicą. Te rejony spodobają się amatorom odpoczynku nad jeziorem, biegania, spacerów, jazdy na rowerze, ale także wędkowania i oczywiście  wielbicielom poruszania się po wodze różnymi jednostkami pływającymi ;) 


wtorek, 22 sierpnia 2017

Słowacja: Pola namiotowe i kempingi w słowackich górach/ kempingi na słowacji

Razem z Mateuszem co najmniej raz w roku jeździmy pod namiot. Polubiliśmy ten sposób nocowania, chociaż jest z pewnością mniej komfortowy niż np. wynajęcie pokoju. Najczęściej pod namiotem spędzamy cały długi urlop. Jakie są plusy takiego rozwiązania? Nie musimy robić żadnej rezerwacji, wpłacać zaliczek, zadatków. Po prostu wsiadamy w auto i zatrzymujemy się tam, gdzie mamy ochotę. Jeśli warunki, pogoda nas nie satysfakcjonują, pakujemy się i jedziemy gdzieś indziej. No i do tego dochodzi wątek ekonomiczny - nocując na polu namiotowym lub kempingu jest po prostu taniej.
Biorąc pod uwagę mnogość pól namiotowych i kempingów w Polsce, jadąc po raz pierwszy do Słowacji, myśleliśmy, że nie będziemy mieć problemu z ze znalezieniem ich u naszych południowych sąsiadów. Niestety nie jest tak kolorowo. Dziś przybliżę Wam pięć kempingów w słowackich górach, gdzie zatrzymaliśmy się w ciągu ostatnich dwóch lat.

1. Autokemping Podlesok -> Autokemping Podlesok.
pobyt: 2015 r.

Kemping w samym sercu Słowackiego Raju. Świetna baza wypadowa (m.in. za płotem szlak przez Suchą Belę, w pobliżu wyjście na Przełom Hornadu; bliskość Pili - szlaki przez Roklinę Piecky czy Wielki Sokół, bliskość Czingowa - szlaki przez Sokolią Dolinę czy na Tomášovský výhľad ). W bezpośrednim sąsiedztwie kempingu dwa sklepy (otwarte w specyficznych godzinach i z dość ograniczonym asortymentem), kilka knajpek (polecamy RANČ PODLESOK). Po większe zakupy warto udać się do miejscowości Hrabušice (ok. 2,5 km drogi z kempingu). 
Warunki na kempingu całkiem w porządku. Niestety minusem jest mała ilość sanitariatów. Prysznice działają na żetony (dodatkowo płatne - 1 żeton = 3 minuty kąpieli). Piękne widoki sprzed łazienek na Tatry :-) 




Jednej nocy przyłapaliśmy tu borsuka, który rozrywał worki ze śmieciami i pałaszował resztki jedzenia pozostawione w nich przez mieszkańców kempingu.

widok z łazienek
Dodatkowe atuty: wydzielone miejsca na ognisko dla większych grup, brak zakazu palenia ognisk i grilla, możliwość wypożyczenia rowerów

2. Rijo Camping Stará Lesná -> Rijo Camping
 pobyt: 2015r. 

Kemping ze wspaniałymi widokami na Tatry Wysokie (m.in. Łomnica). 



W odległości ok. 800 m od kempingu znajduje się stacja kolejki elektrycznej, która kursuje pomiędzy poszczególnymi osadami tatrzańskimi (bilety na pociąg można kupić np. w recepcji). Na kempingu działa bufet. Najbliższe sklepy w Starej Leśnej lub Tatrzańskiej Łomnicy - supermarket (ok. 2 km drogi). 
Sanitariatów sporo, ale są one wątpliwej "urody". Toalety za wielkimi, ciężkimi metalowymi drzwiami. Prysznice w cenie pobytu - w dwóch miejscach - w łazienkach damskich/męskich oraz w małych domkach obok - dwa miejsca za jedną zasłonką! ;) Do wszystkiego jednak idzie się przyzwyczaić. 

Na kilka szlaków można wyjść pieszo, bez konieczności podjeżdżania, np. Dolina Zimnej WodySchronisko Łomnickie.

Dodatkowe atuty: bliskość Tatrzańskiej Łomnicy (dojście szeroką ścieżką i wygodnym asfaltowym chodnikiem), bezpłatny dostęp do źródła wody pitnej

Uwaga! Mały update dzięki uprzejmości Climberries w komentarzu (bardzo dziękuję za podzielenie się  informacjami 😊) 


3. Camping Bela w Małej Fatrze -> Camping Bela
pobyt: 2016r. 

Bardzo komfortowy kemping w pobliżu najpiękniejszych szlaków Małej Fatry (np. Janosikowe DieryWielki KrywańRozsutce)  . Kemping położony ok. 3,5 km od Terchovej. W Terchovej znajduje się kilka knajpek (polecamy Kulturny Dom/), sklepy (m.in. Lidl). Bliższy sklep, oddalony jest o ok. 2 km od kempingu (w sąsiedztwie stacji benzynowej). Na samym kempingu działa bufet i sklep - ceny bardzo rozsądne :) Sanitariaty zadbane, nowoczesne. Prysznice płatne dodatkowo (1 żeton = 3 minuty kąpieli). Ogólnodostępna kuchnia z czajnikiem elektrycznym i lodówką! 
Na terenie kempingu znajduje się mini zoo (m.in. gołębie i pawie) i mini basen. Dużym plusem tego kempingu jest możliwość skorzystania z transportu publicznego. Jeżdżą tędy autobusy, które dowożą chętnych w kierunku głównych węzłów szlaku, np. do Stefanowej czy Białego Potoku. Rozkłady znajdziecie w linku: http://cp.atlas.sk/vlakbus/spojenie/.


Dodatkowe atuty: kemping całoroczny, możliwość palenia ogniska 

4. Mara Camping -> Mara Camping
pobyt: 2017r.

(edit 08.2019. Uwaga! Zmieniły się ceny na tym campingu - sprawdźcie informacje na stronie! Jest dużo drożej!  Świeże opinie o nim przeczytacie w komentarzach do tego wpisu. Trochę się zmieniło 👀
Dziękuję wszystkim, którzy dzielą się tu swoimi wrażeniami)

To nasz camping numer jeden do tej pory. Położony nad jeziorem Liptovska Mara, dookoła wszędzie góry! I to nie byle jakie góry - Tatry Zachodnie, Niżne Tatry, Góry Choczańskie... Przepięknie tam... zresztą zobaczcie sami...







Płacimy tu 7 euro za osobę + opłatę klimatyczną i nic więcej nas nie interesuje - namiot, auto za darmo, nawet prąd jest w cenie! Sanitariaty są również darmowe. Do tego niezwykle komfortowe. Stanowią je kontenery, w których umieszczono kibelki, umywalki i prysznice. Wszystko czyste, na bieżąco myte i odświeżane. Z takich łazienek i toalet żadne z nas nie miało najmniejszych oporów korzystać. Mało tego, z okolic sanitariatów wspaniale widać Krywań! ❤❤❤



Kemping ten jest fajną bazą wypadową właśnie w Niżne Tatry, Góry Choczańskie, część Tatr Zachodnich czy np. do Tatralandii (ok.1,5 km). Niestety prawie wszędzie trzeba podjechać. Można skorzystać z autobusów, ale tu jakoś nie udało nam się w tych rozkładach połapać. 
Jeśli chodzi o sklepy - najbliższy ok. 1,5 km w Liptowskim Tarnowcu (czynny jak zwykle w specyficznych godzinach). Bezpieczniej jest dojechać do Liptowskiego Mikulasza (ok. 7 km) - tam znajdziemy markety Tesco, Bila (również czynna dość krótko).

Na samym kempingu i w jego najbliższej okolicy działa kilka restauracji i barów oraz wypożyczalnie sprzętu wodnego. Chętni mogą przygotować sobie posiłki samodzielnie w kempingowej kuchni. Wyznaczono także miejsce do grillowania - do dyspozycji gości 3 wolnostojące grille. Uwaga! Nie można palić ognisk! 
Wstęp na plażę nad jeziorem jest bezpłatny dla stacjonujących na kempingu. Personel bardzo miły i pomocny. Naprawdę czuliśmy się tam fantastycznie!

Dodatkowe atuty: Każdy mieszkający na tym kempingu otrzymuje opaskę (taką jak podczas wakacji all inclusive :)) Opaski te są sprawdzane przy każdym wejściu na teren kempingu, więc nikt spoza niego się tu nie dostanie. 

5. Autokemping Tatranská Štrba -> Autocamping Strba
pobyt 2017r. 

Bardzo fajne miejsce na wypady w Tatry Wysokie (okolice Szczyrbskiego Jeziora). Kemping jednak dość kiepski jeśli chodzi o komfort. Toalety i prysznice bardzo nieciekawe, pamiętają chyba początki tego obiektu ;P W toaletach brak zamknięcia, wieczorami nie dociera do nich światło ;) Trzy prysznice damskie na cały kemping to naprawdę za mało. W męskich było jeszcze gorzej - jeden z trzech nie działał. Do czystości toalet i pryszniców również mieliśmy zastrzeżenia. Prysznice są na żetony, jednak dostaje się je w cenie - 1 doba pobytu =  jeden żeton. Jeśli ktoś chce się kąpać częściej musi dokupić. I znowu jeden żeton = 3 minuty kąpieli. 
Dobrze wyposażona kuchnia ogólnodostępna - kuchenka gazowa, czajnik elektryczny, lodówka, naczynia itp. 


Sklep spożywczy znajduje się blisko kempingu - ok. 150 metrów. Na samym kempingu działa klimatyczna, niedroga restauracja. Na uwagę zasługuje ogromna kolekcja szklanek i kufli piwnych, która jest tam pięknie wyeksponowana. Przy ładnej pogodzie możemy dostrzec z kempingu tatrzańskie szczyty.


Dużym plusem jest możliwość skorzystania z kolejki zębatej (stacje znajdują się ok. 12 min pieszo - Štrba i ok. 15-20 min pieszo - Tatranský Lieskovec), która dowozi piechurów do Szczyrbskiego Jeziora, skąd można wyjść na atrakcyjne szlaki lub przesiąść się w kolejkę elektryczną. 
Wieczorami na tym kempingu grasuje lis, który szuka resztek jedzenia. W "podziękowaniu" potrafi zostawić "ozdobnego kleksa" na środku schodów ;) 

Dodatkowe atuty: Na terenie kempingu umieszczono kilka wiat, gdzie można spędzić czas nawet podczas niepogody/deszczu; bezpłatny dostęp do źródła wody pitnej


Każdy z tych kempingów miał jakieś plusy. Te położone w Wysokich Tatrach są bardzo dobrze skomunikowane z miejscami, gdzie rozpoczynają się szlaki. Dodatkowo wyróżniają się wspaniałymi widokami. Najbardziej komfortowe kempingi, na których się zatrzymaliśmy to zdecydowanie Mara Camping i Camping Bela. Jednak, jak wiadomo, każdy, kto decyduje się zatrzymywać na polach namiotowych lub kempingach musi liczyć się z drobnymi niewygodami lub dyskomfortem wynikającym, chociażby, z niesprzyjającej pogody. Zdarzało się, że było nam naprawdę zimno nocując na powyższych kempingach. Noce w górach, nawet w pełni lata, bywają różne - od tych gorących, po takie, kiedy trzeba walczyć z kilkustopniowym chłodem. 

Mam nadzieję, że w najbliższym czasie odwiedzimy kolejne kempingi w Słowacji. Na pewno, gdy to się stanie, to od razu zdam Wam relację :)  

Jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! 

Zapraszam również na wpis o kolejnych dwóch kempingach: 

oraz może zainteresuje Cię także wpis o kempingach w północnej Rumunii:

niedziela, 20 sierpnia 2017

Tatry Wysokie: Osterwa i Batyżowiecki Staw (Tatrzańska Magistrala), czyli "spacerek" - czy naprawdę?

Osterwa

Osterwa... Kto, będąc po raz pierwszy przy Popradzkim Stawie, nie zastanawiał się dokąd prowadzi ten specyficzny stromy zygzak? Czy to szlak, czy nielegalnie wydeptana ścieżka, a może coś zupełnie innego? Po spojrzeniu w mapę wszystko staje się jasne - to znakowany szlak na Przełęcz pod Osterwą. Czyli tam naprawdę da się wejść. Naprawdę! 
Szukając informacji o wspomnianym szlaku w internecie, znalazłam opinie, jakoby był on łatwy, wręcz spacerowy. Z racji tego, że był to nasz ostatni dzień w Słowacji, pogoda dopisywała, postanowiliśmy urządzić sobie taki oto spacerek. I nieważne, że dzień wcześniej byliśmy na Koprowym Wierchu, który lekko nas sponiewierał, a wieczorem czuliśmy się jak przeżuci i wypluci. Osterwa = spacer. My nie damy rady? :-) 

Prawie biegiem docieramy na stację zębatki w Tatrzańskiej Szczyrbie. Jak zwykle rano jesteśmy nieogarnięci, zaspani, planujemy więc krótką, drzemkę w pociągu. I kiedy już tak sobie prawie drzemiemy, nagle jeb! Ostre hamowanie. Oburzenie w całym wagoniku. No jak on tak może? Co on wyczynia? 
Zębatka się zepsuła. Drzwi się otwierają. Każą nam wysiadać i wędrować dalej "z buta". No to pięknie... Z pociągu wyskakują po kolei ludzie. Ponieważ nie było tu przystanku, odległość między stopniem a podłożem była dość spora. Kilka osób jest kontuzjowanych po próbie zeskoku. Tu kolano chrupnęło, tam ktoś upadł na kolana. Ogólnie nieprzyjemnie. 
Część ludzi schodzi na niebieski szlak biegnący wzdłuż torów, inni idą trasą kolejki w kierunku Szczyrbskiego Jeziora, w tym także my. 

Przymusowa wysiadka z kolejki

Nasz "spacer na Osterwę" rozpoczął się więc już znacznie wcześniej niż myśleliśmy. Szlak właściwy chcieliśmy rozpocząć w pobliżu stacji kolejki elektrycznej Popradzkie Pleso. Aby tam dotrzeć, musieliśmy przejść jeszcze ze Szczyrbskiego Jeziora  pieszo ulicą (ok. 1,5 km). 


No i wchodzimy na szlak (znaki niebieskie). Przypomina on trochę trasę do Morskiego Oka. Biegnie asfaltem. Jest bardzo popularny, często wybierany przez osoby idące na Rysy. Tłoczno było także tego dnia. 


Skoro szykował nam się "spacer na Osterwę", to z pewnością czasu mamy sporo, by wreszcie wejść na Symboliczny Cmentarz Ofiar Tatr (Symbolický cintorín). Odbijamy więc w odpowiednim miejscu z niebieskiego szlaku na żółte znaki. 


Miejsce to robi ogromne wrażenie. Na głazach umieszczono liczne tablice upamiętniające osoby, które zginęły w Tatrach (m.in. Mieczysław Karłowicz, Klimek Bachleda, Jan Długosz) oraz osoby zasłużone dla Tatr. Przerażająca jest ilość istnień, jakie pochłonęły te piękne góry. Wiele osób było bardzo młodych, rozpoczynających dopiero dorosłe życie. Ginęli ci, którzy byli przewodnikami, ratownikami, a więc doświadczeni, rozważni, dobrze znający zagrożenia i niebezpieczeństwo jakie czyha w górach...
 Pomiędzy tablicami ustawiono ludowe krzyże... 




a w centralnej części cmentarza znajduje się kapliczka, którą postawiono tu już w 1936r. 



Motto cmentarza pod Osterwą brzmi "Mŕtvym na pamiatku - živým na výstrahu". Opuszczamy cmentarz z głowami pełnymi przemyśleń. Na pewno nie żałujemy, że tym razem "zboczyliśmy" z obleganego niebieskiego szlaku. 


Idziemy dalej znakami żółtymi w kierunku schroniska nad Popradzkim Stawem. 


Po raz pierwszy widzimy je z tej perspektywy. 



W schronisku robimy krótki postój. Za moment ruszymy w kierunku Osterwy. Zmieniamy znaki na czerwone (oznakowanie Tatrzańskiej Magistrali) i początkowo bardzo sprawnie i szybko mijamy pierwsze zakosy szlaku. Wyprzedzamy kilka osób i wydaje nam się, że Osterwa to faktycznie spacer. Do czasu. 
Im wyżej idziemy, tym odcinki zakosów są krótsze i bardziej strome. Widoki jednak rekompensują wszystko!  




Teraz to my jesteśmy wyprzedzani. Co chwilę stajemy, rozglądamy się dookoła, no a nasze "super tempo" maleje z każdym przebytym metrem. 

Wysoka w pełnej krasie

Namierzamy wzrokiem ładny kawał góry... To Koprowy Wierch, na którym byliśmy dzień wcześniej. Poniżej szczytu (w cieniu) dobrze widać szlak prowadzący na Wyżnią Przełęcz Koprowską. 


Im wyżej jesteśmy, tym głośniej słyszę jakieś mruczenie pod nosem Mateusza... 
"Napisz tym, co pisali, że to spacer, że mają nierówno pod sufitem" itp. Do tego dochodzą bluzgi, które stają się coraz głośniejsze. Ostatnio takie słowa, z taką intensywnością, słyszałam z jego ust jak nadepnął klocek lego ;) 
Lekko nie jest, co tu ściemniać. W końcu od Popradzkiego Stawu to ponad 400 metrów podejścia, w takim terenie: 


Docieramy na przełęcz. Na moją propozycję wejścia (trochę nielegalnie, dobrze widoczną, wydeptaną ścieżką) z Przełęczy pod Osterwą na Osterwę , Mateusz reaguje alergicznie. Widzę jego przerażenie w oczach, gdy spogląda w kierunku szczytu Tępej (Tupá). Na szczęście Osterwa jest znacznie bliżej. Udaje mi się go namówić i kilka chwil później rozsiadamy się na Osterwie i robimy dłuższy postój. Widokowo jest fantastycznie. 

Widzimy Rysy z gromadką turystów na obu wierzchołkach...

Rysy
Pięknie prezentuje się stąd Wysoka: 


i całe jej otoczenie: 

na tle Wysokiej

Przełęcz pod Osterwą, w tle Osterwa
Nie chcemy wracać tą samą drogą. Idziemy dalej szlakiem Tatrzańskiej Magistrali. Jest trochę "księżycowo" i ponuro. Mnóstwo kamieni, gołoborza... Widoki na Tatry blokują szczyty Tępej i Klina, poniżej których się przemieszczamy. 


Osterwa zaczyna się wydawać coraz bardziej  malutka... ponieważ trasą Tatrzańskiej Magistrali idziemy lekko pod górę, przekraczając o kilkadziesiąt metrów wysokość 2000 m n.p.m. 


Wygodnie suniemy po kamieniach w górę i w dół. Taka urozmaicona trasa towarzyszy nam bardzo długo. 


Początkowo chciałam dotrzeć do schroniska Śląski Dom i zejść do Tatrzańskiej Polianki.   


Jednak oboje z Matim odetchnęliśmy z ulgą widząc wcześniejsze odbicie w stronę Wyżnich Hagów (Vyšné Hágy).


Wdrapaliśmy się jeszcze tylko w okolice Batyżowieckiego Stawu, gdzie uzupełniliśmy stracone kalorie i chwilę odpoczęliśmy. Widać stąd bardzo dobrze część masywu Gerlacha. Fajnie być tak blisko najwyższego szczytu Tatr... 



Stamtąd cofnęliśmy się do żółtych znaków w kierunku Wyżnich Hagów. Zaczęliśmy strasznie dłużące się schodzenie... Byliśmy zmęczeni, głodni, przez co też trochę nieznośni ;) 


Widok pierwszych zabudowań, a później stacji kolejki przyjęliśmy z ogromną ulgą.


Kupiliśmy bilet na kolejkę i po kilkunastu minutach udało nam się ruszyć w kierunku naszego kempingu. 


Oj tą Osterwą się trochę dobiliśmy. Wycieczka widokowo jest przepiękna! Rozległe panoramy, wysokie, postrzępione szczyty... czego chcieć więcej!? Dla nas jednak nie był to na pewno spacer. Może przez ten Koprowy dzień wcześniej, może przez upał, może przez brak odpoczynku, ogólne zmęczenie górskimi wędrówkami? Nie wiem. Były momenty, kiedy do siebie się nie odzywaliśmy, ale każde z nas chyba myślało wtedy to samo (kiedy ten szlak się skończy!?). Podejście pod Osterwę jest wymagające pod względem kondycyjnym. I chociaż pozbawione technicznych trudności, potrafi dać w kość. Tego dnia przeszliśmy ok. 22 km. Ze spaceru już nawet ze względu na przebytą odległość zrobił się kawał niezłej wycieczki :-) Mimo to każdemu, kto nie poznał jeszcze wyjątkowego uroku Osterwy, polecam z czystym sumieniem wędrówkę tym odcinkiem Tatrzańskiej Magistrali. Ja chętnie tam wrócę, włażąc wtedy jeszcze na Tępą poza szlakiem. Mam nadzieję, że kiedyś razem z Mateuszem się odważymy. 


Poniżej pieczątki, które można zdobyć podczas powyższej trasy: