środa, 27 listopada 2019

Rudawy Janowickie: Ze schroniska Szwajcarka na Krzyżną Górę, Sokolik, przez Stawy Karpnickie, Wojanów, Koziniec do Jeleniej Góry

przed Schroniskiem Szwajcarka

Poranek 3.11.2019r. był w Rudawach Janowickich ciepły, ale bardzo wietrzny. Wstaliśmy jak najszybciej się udało, zjedliśmy śniadanie w schronisku Szwajcarka, w którym nocowaliśmy i postanowiliśmy nieco zmienić plany , wydłużając trasę o wejście na Krzyżną Górę i Sokolik. Z naszego poprzedniego pobytu w okolicy, pamiętaliśmy, że z obu wierzchołków roztacza się wspaniała panorama na Karkonosze, Kotlinę Jeleniogórską, Góry Kaczawskie. Tym razem nie liczyliśmy na rewelacyjną widoczność, ale ciekawiło nas jak wygląda jesień w Górach Sokolich. 
No to w trasę... Ruszamy czarnym szlakiem, który zaprowadzi nas bezpośrednio na Krzyżną Górę. Podejście od schroniska nie powinno zająć więcej niż 25-30 minut. Po drodze, przed odbiciem szlaku czarnego w lewo, zobaczymy grupę skał o nazwie Husyckie Skały. Jeśli dobrze się przyjrzymy, znajdziemy dojście na całkiem zgrabny taras widokowy. Pomimo, że panorama jest nieco ograniczona, w pełnej krasie można podziwiać stąd skalisty wierzchołek Sokolika. 


Husyckie Skały

W centralnym miejscu platformy widokowej znajduje się głaz, nazywany kiedyś Kamieniem Blüchera. Gebhard Leberecht von Blücher, dowódca armii pruskiej odniósł zwycięstwo nad Napoleonem w bitwie pod Lipskiem w 1813r. To właśnie ta data została umieszczona na tablicy zawieszonej na głazie. Jego wierzchołek wieńczyła figura orła zrywającego się do lotu.  Niestety po tych pamiątkach pozostał tylko nikły ślad...




Skały - Sokolik widziany z Husyckich Skał 

Kolejnym przystankiem będzie już Krzyżna Góra 654 m n.p.m. Od Husyckich Skał (545 m n.p.m.) to niespełna kwadrans marszu pod górę.




Łatwo można zejść ze znakowanego szlaku i pobuszować trochę po skalnych labiryntach. Pomimo niewielkiej wysokości n.p.m., wejście na Krzyżną Górę sprawia sporo frajdy, a jej najbliższe otoczenie, które stanowią, głównie, imponującej wielkości skały, jest na pewno pięknym tłem dla rozmaitych zdjęć. 




Końcowe podejście na szczyt stanowią wykute w skałach stopnie (niektóre lekko zdradliwe ;-) ubezpieczone metalową barierką. 


Krzyżna Góra, będąca najwyższym szczytem Gór Sokolich, nazywana była wcześniej Sokolą Górą (z niem. Falkenberg). W roku 1830 księżna Maria Anna Amalia von Hessen Homburg ufundowała  krzyż, o wysokości 7 metrów, który miał upamiętniać rocznicę urodzin jej męża Wilhelma von Hohenzollerna. 



Ponieważ wyruszyliśmy dość wcześnie ze schroniska, Krzyżną Górę mieliśmy tylko dla siebie. Później, pomimo niedzielnego poranka, na trasie spotkaliśmy już kilkudziesięciu turystów. Wiatr dawał się we znaki. Przebywanie przy krzyżu było wyzwaniem. Mieliśmy wrażenie, że podmuchy chcą nas zepchnąć w skalistą otchłań. 

pod krzyżem

Nad Karkonoszami formowały się złowrogie chmury, które z drugiej strony, tworzyły niesamowity klimat. 


To tzw. zjawisko wału fenowego. Właśnie  m.in. stosunkowo wysoka temperatura powietrza po tej stronie grzbietu  i porywisty wiatr są czynnikami, które zwiastują pojawienie się tego pięknego spektaklu. Chmury przewalały się przez karkonoskie szczyty, jakby były nawinięte na ogromną rolkę. 

Karkonosze i wyłaniająca się spod chmur Śnieżka

Śnieżka 




Widoki po przeciwnej stronie?  "Czysto", bez chmur, mgieł...



Wracamy do Husyckich Skał tą samą drogą (czarnym szlakiem). Skręcamy w lewo na znaki czerwone i zielone. Po ok. 200 metrach zielony szlak, prowadzący do Jeleniej Góry odbija w lewo. My pozostajemy na trasie znakowanej na czerwono i za moment, zakosami, będziemy podchodzić do "stóp" Sokolika. 


Widać go! przepiękna skalna sylwetka zaprasza do odwiedzin na szczycie. Wchodzimy na górę przy pomocy metalowych krętych schodów. 

Sokolik 622 m n. p.m. 


Panorama z góry jest przepiękna. Jednak za długo nie mogliśmy się nią cieszyć ze względu na  nadal potwornie silny wiatr. 

drugi wierzchołek Sokolika widziany z platformy widokowej


Krzyżna Góra, w tle Karkonosze

my na szczycie :) 


w stronę Trzcińska

Góry Sokole są doskonałym miejscem do uprawiania wspinaczki. Często można spotkać tu wspinaczy stawiających swoje pierwsze kroki na skalnych ścianach. Warto wspomnieć, że swoją przygodę ze wspinaniem rozpoczynali w tym miejscu m.in. Wanda Rutkiewicz, Krzysztof Wielicki czy Wojciech Kurtyka. 

Niestety i z Sokolika musimy wrócić tą samą drogą. Wokół Sokolika wije się kilka nieznakowanych ścieżek, ale nie ryzykowaliśmy wędrówki nimi, nie znając terenu i nie mając aż takiego zapasu czasu. Na nowych mapach widzę, że zlikwidowano niebieski szlak do Trzcińska z Przełączki, którym mieliśmy okazję iść ponad 3 lata temu (Rudawy Janowickie, Góry Sokole: Krzyżna Góra i Sokolik z Przełęczy Karpnickiej). A może nieco zmieniono jego przebieg i teraz prowadzi po prostu od Schroniska Szwajcarka?
W drodze z Sokolika łatwiej było nam dostrzec Jastrzębią Turnię, bardzo charakterystyczną skałę, znajdującą się pod Krzyżną Górą. 

Jastrzębia Turnia

Gdy jesteśmy znów przy schronisku, kręci się tam już sporo piechurów. Jedni ruszają w Góry Sokole, inni posilają się przed wędrówką. Samochodów na parkingu stoi także zdecydowanie więcej niż wcześnie rano. My z parkingu ruszamy żółtym szlakiem w dół. 

na żółtym szlaku... spojrzenie na Krzyżną Górę

Dość szybko docieramy do asfaltowej drogi i wchodzimy w zabudowania Karpnik. W Karpnikach, w określonych godzinach, nawet w niedzielę, działają 2 sklepy, więc w razie potrzeby możemy wstąpić i uzupełnić zapasy.Z żółtego szlaku schodzimy na zielony i idziemy wzdłuż głównej drogi  tej niewielkiej miejscowości. Mijamy piękny Zamek Karpniki i za moment wzdłuż naszej trasy pojawią się Stawy Karpnickie.

Zamek Karpniki

Niestety szlak biegnie asfaltową drogą, którą całkiem często jeżdżą samochody i rowerzyści, więc trzeba zachować ostrożność. Ten lekki dyskomfort wynagradzają piękne widoki. Widzimy m.in. Góry Sokole, na czele z Krzyżną Górą i Sokolikiem, z których szczytów właśnie dreptamy. 


W oddali, w tle stawów wyłaniają się Karkonosze.








Jest to dość malowniczy fragment, podczas którego można podziwiać przepiękną okolicę. W pewnym momencie przerywamy drogę znakowanym szlakiem turystycznym i wędrujemy dalej fragmentem asfaltowej trasy do Jeleniej Góry. Czyli za Wielkim Stawem odbijamy nieznacznie w prawo, trzymając się asfaltówy (a zielony szlak skręca w tym miejscu pod kątem prostym w wydeptaną ścieżkę). Nasza trasa do tej pory przedstawia się następująco:


Dalej widoki są nadal całkiem niezłe. 




Idziemy szosą ponad godzinę, przemierzając w ten sposób ok. 4 km 

źródło: mapy.cz

Z oddali dostrzegamy wieżę Pałacu Bobrów nad rzeką Bóbr. Serce krwawi, gdy patrzy się na to w jakim teraz jest stanie. Gdy dla porównania znajdziemy jego zdjęcia z czasów świetności, żal i smutek z uwagi na jego niszczenie są jeszcze większe. 


wieża Pałacu Bobrów

Mijamy zespół pałacowy w Łomnicy. Tuż obok znajduje się pałac w Wojanowie. Całość ukryta jest na terenie rozległych parków pałacowych.  Przyglądamy się obu budowlom z daleka i mamy nadzieję kiedyś podejść bliżej i dowiedzieć się na ich temat czegoś więcej. Dookoła kręci się mnóstwo turystów, w większości na niemieckich rejestracjach. Zresztą cały ten teren wydaje się stanowić atrakcję głównie dla naszych zachodnich sąsiadów. Niemieckie szyldy punktów usługowych, tablice informacyjne przetłumaczone na niemiecki, cenniki w euro... Z przyjemnością zajmę się jeszcze tym tematem i napiszę tu nieco więcej. 

Przechodzimy mostem nad rzeką Bóbr i dobijamy znów do zielonego szlaku. Asfaltem idziemy do stacji kolejowej Wojanów. Sprawdzam czy czasem nasz pociąg do Poznania się tu nie zatrzymuje, bo trochę mam już dość tej wędrówki ;-) Niestety musimy drałować dalej aż do Jeleniej Góry. 

Za stacją w Wojanowie

Aż do Dąbrowicy idziemy wzdłuż torów kolejowych, brukowaną, szeroką drogą. Pocieszenie daje widok na Karkonosze i Sokoliki... 



Odbijamy zgodnie z zielonymi znakami w prawo, idziemy wzdłuż zabudowań Dąbrowicy. Robi się stromo... Dzieciaki grają w piłkę, bramki zaznaczyły białymi papierowymi kartkami, przytwierdzonymi do asfaltu przy pomocy kamieni. Większość się do nas uśmiecha i mówi "dzień dobry". Wchodzimy do lasu. Tu trochę się gubimy. Ze względu na wycinkę drzew, kilka tych z oznaczeniami szlaku prawdopodobnie zostało powalonych, a przebieg szlaku nieco zmieniony. Prawda jest też taka, że się trochę z Mateuszem zagadaliśmy, ale dzięki aplikacji udało nam się wrócić do miejsca, gdzie po raz ostatni widzieliśmy znaki zielonego szlaku. Za chwilę czeka nas bardzo strome podejście na Koziniec (461 m.n.p.m.). Ta niepozorna, niska góra wyssała ze mnie resztę energii ;) Od kilku kilometrów miałam już nadzieję na szybkie zimne piwko przed drogą pociągiem do domu, a tu przed nami wyrasta jeszcze góra, do wejścia na którą, momentami podpieram się kończynami górnymi :P



Końcowe podejście na Koziniec urozmaicają kamienne stopnie, dwa z nich zwróciły moją szczególną uwagę. Wyryto na nich niemiecko brzmiące napisy. Nazwiska? 


W średniowieczu na Kozińcu znajdował się tzw. Zamek Bolka (Bolkenhaus). Na początku XV w. został on zniszczony przez husytów. Do dziś podobno widoczne są jego ruiny. W latach 80 XIXw. funkcjonowała tu także wieża widokowa, z której niestety także niewiele zostało. Mimo to widoki z Kozińca należą do bardzo ciekawych. 


Strome zejście z Kozińca okazało się, na podłożu z jesiennych liści, także niezbyt łatwym zadaniem. Z radością poczułam asfalt pod stopami. I to on będzie nam już w większości towarzyszył aż do dworca pkp w Jeleniej Górze (ok. 5 km drogi). 


Po drodze udało nam się znaleźć jeszcze otwartą knajpkę z zimnym piwem. Jakie to szczęście, że mogliśmy go skosztować, bo mieliśmy trochę zapasu czasu do odjazdu pociągu :-) 


Wyczerpani, ale zadowoleni i szczęśliwi dotarliśmy najpierw do knajpki, później na dworzec. Ten krótki weekend w Rudawach Janowickich był naprawdę fajnym pomysłem i liczę, że w przyszłym roku wrócę w Rudawy... może na jakiś bieg górski? :) 

Trasa z Wojanowa zielonym szlakiem wygląda tak:



Według pomiarów mojego zegarka, cała trasa zajęła nam ok. 6 godzin, przeszliśmy w tym czasie 24 km. 

poniedziałek, 18 listopada 2019

Rudawy Janowickie: Z Janowic Wielkich przez Zamek Bolczów, Starościńskie Skały, Wołek... do schroniska Szwajcarka



To była dość spontaniczna akcja. W sumie w góry ciągnęło mnie już od dawna, ale dopiero 1 listopada późnym popołudniem podjęliśmy decyzję, że w góry jednak jedziemy (i to następnego dnia!). Pomysłów w głowie miałam od razu kilka. Zaczęłam dzwonić do schronisk, pisać maile z zapytaniem o wolne miejsca noclegowe. Odzew był mizerny. Trudno się dziwić... dzień na poszukiwanie noclegu wybraliśmy dość kiepski. I kiedy już traciłam nadzieję i ostatnim ratunkiem miał się okazać booking.com , dostałam maila ze schroniska Szwajcarka w Rudawach Janowickich, że właśnie zwolnił się tam pokój!
Przed 23 zarezerwowałam ten pokój, zaczęliśmy się pakować, położyliśmy do łóżek na nieco ponad 3 godziny. Przed 6 rano musieliśmy być już na dworcu. Kupiliśmy bilet turystyczny weekendowy na pociągi Regio (39 zł/1 osoba) i ruszyliśmy w stronę malowniczych Rudaw Janowickich. 


Po godz. 11 wysiadamy w Janowicach Wielkich. Pogoda nie jest najgorsza. Po drodze szczyty Trójgarb i Chełmiec, które tego dnia także mnie kusiły, tonęły w gęstych mgłach/ chmurach. 

Przy stacji kolejowej zaopatrujemy się w niewielkim sklepiku (kupujemy m.in. pyszny domowy serniczek). Kawałek dalej zakupy można zrobić także w Dino. Idziemy chwilę wzdłuż żółtych i zielonych znaków, a następnie zostajemy tylko na zielonym szlaku. Wchodzimy w gościnne progi Rudawskiego Parku Krajobrazowego.



Od samego początku nam się tu spodobało. Ludzi niewiele, ścieżki malownicze i piękne jesienne kolory dookoła. 



Po ok. 35-40 minutach wędrówki, docieramy do ruin Zamku Bolczów. Warownia zrobiła na nas ogromne wrażenie. Nie dość, że jej wygląd i wkomponowane w mury ogromne skały stanowią naprawdę niezwykłą ucztę dla oczu, to jeszcze z jej górnych partii rozciąga się naprawdę niezwykła panorama. W nieco cieplejsze dni i gdy czasu do zmierzchu byłoby trochę więcej, chętnie byśmy tam przycupnęli i po prostu cieszyli się chwilą. 



Pierwsze wzmianki o zamku pochodzą z końca XIVw. Wówczas warownia była siedzibą niemieckich rycerzy rozbójników (raubritterów). W połowie XV w. zamek uległ zniszczeniu (najazd mieszczan świdnickich) i odbudowano (i jednocześnie znacznie rozbudowano) go dopiero po kilkudziesięciu latach. W I połowie XVIw. należał do Justusa Decjusza (Josta Ludwiga Dietza), sekretarza króla Zygmunta Starego. W jego posiadaniu była także Miedzianka, której nadano prawa miejskie, a dziś jest znów wsią (muszę poszerzyć wiedzę i sięgnąć po książkę "Miedzianka. Historia znikania" Filipa Springera). Miedziankę obecnie warto odwiedzić m.in. ze względu na niewielki browar (https://browar-miedzianka.pl/). Zresztą tradycja browarnictwa w tym miejscu, sięga XVw.! Musiałam o tym wspomnieć ze względu na moje birofilistyczne zainteresowania ;)
Wracając do zamku, w połowie XVII jego drewniana konstrukcja została strawiona przez pożar, zainicjowany przez opuszczających twierdzę Szwedów. Przez dwa wieki zamek podupadał w ruinę. Następnie na jego  fundamentach wzniesiono gospodę, która później, po II wojnie światowej  stanowiła budynek schroniska turystycznego. Ono niestety także nie przetrwało próby czasu. 


Dzisiejszy wygląd Zamku Bolczów mimo wszystko bardzo przypadł nam do gustu. Przyjemnie było pokręcić się troszkę po jego "labiryntach". 


wygląd Zamku z czasów jego świetności (źródło: tablica informacyjna przed Zamkiem)






Góry Sokole: Krzyżna Góra i Sokolik/ widok z Zamku





Ruszamy w dalszą drogę. Wybieramy znaki czarnego szlaku i kierujemy się niespiesznie w stronę Głazisk Janowickich. Po drodze możemy podziwiać pojedyncze większe skały jak i grupy skał. Ich barwa świetnie kontrastowała z kolorem jesiennych liści... 




Faktycznie przy rozwidleniu szlaków (Głaziska Janowickie) znajduje się kilka (kilkanaście) większych kamieni. Można także skryć się w wiacie turystycznej (po prawej stronie). Mijając ją, wkraczamy na niebieski szlak (w prawo), który dość stromo schodzi w dół. Przez chwilę zastanawialiśmy się nawet czy idziemy właściwą drogą. Znacznie tracimy wysokość. Docieramy do rzeczki Janówki i przecięcia szlaku żółtego z niebieskim. Znaków trasy jednak nie zmieniamy i wkraczamy na asfalt (dalej niebieskim szlakiem). Po krótkiej chwili będziemy mogli podziwiać jedną z najbardziej charakterystycznych formacji skalnych tego regionu - Skalny Most. 
Zbudowana głównie z granitów, skalna bryła o długości ok. 30 metrów i wysokości ponad 20 metrów wykazuje zwiększone promieniowanie radioaktywne. 


Skalny Most

Za moment czeka nas kolejna atrakcja - skała Piec z fajnym punktem widokowym tuż pod wierzchołkiem. 



Piec

Ławeczka z widokiem

W nieco dalszej odległości od szlaku (po stronie Skalnego Mostu) znajdują się kolejne skały o ciekawych nazwach: Bambulec, Przyczółek, Przedmoście... 

Przed nami jednak najbardziej widokowy punkt! Starościńskie Skały! WoW!
Warto wspomnieć, że niebieski szlak, którym idziemy, jest fragmentem długodystansowego międzynarodowego szlaku turystycznego E3, prowadzącego od Atlantyku do Morza Czarnego!
Na chwilę z niego zejdziemy na dosłownie króciutki fragment znakowany na czarno. Zdecydowanie trzeba jednak podjąć to wyzwanie! Trasa jest nieco ukryta (z niebieskiego szlaku skręcamy w prawo pod kątem ostrym i idziemy w górę (!) samotnym czarnym szlakiem, obchodząc początkowo skaliste formacje Starościńskich Skał).





Po chwili czeka nas wdrapywanie się po skalnych schodkach, a następnie podziwianie rozległej panoramy. Z góry widać m.in. Góry Izerskie i Góry Sokole.



panorama z punktu widokowego


panorama z punktu widokowego





Chwilę kręcimy się po skalnych labiryntach. Podziwiamy liczne półki skalne, szczeliny, baszty i masę innych formacji. 





Schodzimy do stóp Starościńskich Skał tym samym szlakiem i ruszamy dalej czarnym i niebieskim, by za moment odbić tylko na niebieskie znaki, a po ok. kwadransie na żółte, w kierunku Strużnicy. Mijamy zabudowania miasteczka i skręcamy w lewo. Przez chwilę towarzyszy nam urocza suczka, która chce być naszym przewodnikiem. Niestety musimy ją przepłoszyć, by wróciła do Strużnicy. 




Dzień chyli się ku końcowi, chwytamy ostatnie promienie słońca i dziarsko, całkiem stromo pod górę, drałujemy aż do elementów krajobrazu zwiastujących bliskość kopalni dolomitu Rędziny. 


Jesteśmy na Rozdrożu pod Bielcem. Żółty szlak biegnie dalej w prawo, w stronę Czarnowa. My skręcamy w lewo na niebieskie znaki. Przyjemnie idzie się lasem. Próbujemy namierzyć Dziczą Górę (881 m n.p.m.), która znajduje się poza znakowanymi szlakami. Wdrapujemy się na nią początkowo cienką ścieżyną, później przez las, kilkukrotnie nieznacznie zawracając, gdy okazał się zbyt gęsty, by móc przejść. Dzicza Góra jest drugim pod względem wysokości (po Skalniku) szczytem Rudaw Janowickich. 


Wracamy na znakowany szlak i niewiele później osiągamy Wołek (878 m.n.p.m). Na szczycie  znajduje się krzyż poświęcony Janowi Pawłowi II. 



a także tabliczka z nazwą wierzchołka i ławeczka, przy której można odpocząć.

Wołek zdobyty!

Stąd niebieskim i (znów) żółtym szlakiem idziemy w stronę Polany Mniszkowskiej. Czas popodziwiać ostatnie widoki tego dnia, bo za moment zapadnie zmrok. Na rozwidleniu szlaków, wybieramy samodzielne żółte znaki (by nie dublować trasy, którą już mamy w nogach). Przecinamy rozwidlenie Dolina Janówki (tu dziś już byliśmy, wędrując niebieskim szlakiem od Głazisk Janowickich).



Trasa jest dość łatwa, bo biegnie asfaltem, więc nawet pomimo tego, że zaczęło się ściemniać jeszcze nie wyciągnęliśmy z plecaków czołówek. Odbijamy w lewo na zielony szlak i wtedy oświetlenie idzie w ruch. 


Fragment trasy stanowi dość szeroka leśna ścieżka, więc nawet po ciemku nie idzie się źle. W końcu łączymy się z niebieskim szlakiem i wita nas znów asfalt, którym wędrujemy aż do Przełęczy Karpnickiej, którą kojarzymy już z naszej wędrówki na Krzyżną Górę i Sokolik. Stąd już w ok. 20 minut dojdziemy do naszego miejsca noclegowego - Schroniska Szwajcarka. Przed spaniem obowiązkowo jeszcze pijemy w schronisku piwko i jemy ciepły posiłek. Czteroosobowy pokój na nas czeka. Może nie jest zbyt komfortowy, ale nie szkodzi. Czasem lubię nocować w takich klimatach :-) 


Tego dnia zdobyliśmy trzy szczyty z Korony Rudaw Janowickich - Lwią Górę, Dziczą Górę i Wołek.
Oprócz tego zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc, które sprawiły nam naprawdę sporo frajdy. Kolejny dzień nie zapowiadał się aż tak ekscytująco, ale i tak nas zaskoczył. W planie było piesze przejście ze schroniska Szwajcarka do Jeleniej Góry. Którędy szliśmy? Dowiecie się z kolejnego wpisu. 

Poniżej tradycyjnie mapka (tym razem w ładniejszej odsłonie): 





Według naszych pomiarów: dystans ok. 22 km (może przez wejście na Dziczą Górę, której mapa turystyczna nie uwzględnia?) / czas przejścia (tym razem nie pauzowałam zegarka na postojach: ok. 6:20h, więc zbliżony do tego z mapy turystycznej).

Jeśli nie nocujemy w schronisku Szwajcarka, możemy nieco wydłużyć trasę do stacji kolejowej PKP Trzcińsko (zatrzymują się tu m.in. pociągi Kolei Dolnośląskich czy Regio). Z Przełęczy Karpnickiej to ok. 4 km drogi (ok. 1:15h).