niedziela, 22 sierpnia 2021

Beskid Mały: Kiczera i Żar z Międzybrodzia Bialskiego (+Wielka Cisowa Grapa ;-) )





Międzybrodzie Bialskie jest, bez wątpienia, malowniczo położoną miejscowością. Można się w niej zakochać od pierwszego wejrzenia. Jezioro i góry to naprawdę doskonałe połączenie.  

Do Międzybrodzia Bialskiego można dostać się np. autobusem, korzystając z połączeń Komunikacji Beskidzkiej (Komunikacja Beskidzka S.A.). 

Jeśli natomiast korzystamy z przejazdów kolejowych, pieszo dojdziemy do Międzybrodzia Bialskiego wędrując górskimi szlakami np. z Wilkowic (min. 10 km), z Łodygowic (min. 9 km) czy z Bielska - Białej Straconki (opis trasy: Nałogowa Podróżniczka: Beskid Mały: Z Bielska-Białej przez Gaiki, Hrobaczą Łąkę do Międzybrodzia Bialskiego (nalogowapodrozniczka.blogspot.com)). 

Spędzając przedłużony weekend z Międzybrodziu Bialskim, postanowiliśmy wejść na słynną górę Żar. Spoglądając w mapę, jasne stało się, że przy okazji wejdziemy jeszcze na Kiczerę. Szkoda byłoby ją pominąć, nadkładając tak naprawdę niewiele drogi. Wycieczkę na Żar można rozpocząć także  w Międzybrodziu Żywieckim. Wówczas znacznie skrócimy wędrówkę, a fajna pętelka (łącznie z Kiczerą) zamknie się w dystansie ok. 11-12 km/ ok. 4 h drogi. 

My wyruszyliśmy z Międzybrodzia Bialskiego. Część drogi do Międzybrodzia Żywieckiego trzeba przedreptać wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 948. Można także skorzystać z komunikacji publicznej, ale jakoś nie udało nam się dopasować żadnego połączenia w bliskim przedziale czasu. 
Plusem tej drogi jest fakt, że prowadzi ona brzegiem jeziora. Na krótkich fragmentach można nawet zejść z ruchliwej trasy i maszerować wąskimi ścieżkami przy samym jeziorze. Po przejściu ok. 4 km przechodzimy przez most i wchodzimy w zabudowania Międzybrodzia Żywieckiego. Za mostem od razu szerokim łukiem skręcamy w prawo. Po przejściu ok. 300 metrów skręcamy w lewo. Idziemy wzdłuż głównej drogi (ul. Beskidzka) aż zobaczymy szlakowskaz. 


most do Międzybrodzia Żywieckiego 

W tym miejscu musimy podjąć decyzję, którym szlakiem pójdziemy dalej. Czarny wprowadzi nas bezpośrednio na  Żar (ok. 2,5 km/ 1:15h drogi). Zielonym wejdziemy najpierw na Przełęcz Isepnicką (ok. 3 km./ 1:30 h). Wybraliśmy drugi wariant. Biegnie on wzdłuż potoku Isepnica, który jest dopływem Soły. 


Krótko po wejściu na znakowaną trasę, udało nam się zaobserwować stadko raniuszków. Dla mnie to jedne z najsłodszych polskich ptaków. Wyglądają jak pluszowe ;) 


raniuszek 


Mijamy źródełko ks. Józefa i  powoli opuszczamy pojedyncze zabudowania,  wchodząc na leśne ścieżki. 


Docieramy na Przełęcz Isepnicką, kiedy Mateusz pyta mi się, czy, oprócz Kiczery i "Żaru",  w pobliżu nie ma jeszcze jakiegoś szczytu z Korony Beskidu Małego. Zerkam z listę i mapę - jest! Wielka Cisowa Grapa! Znajduje się trochę poza szlakiem, ale na tyle blisko, że powinniśmy dać sobie radę. Zamiast na Żar, skręcamy więc w przeciwnym kierunku i szukamy odbicia na Wielką Cisową Grapę. Gdy czerwony szlak delikatnie odbija w lewo, w stronę ruin dawnego szałasu kamiennego, my  wybieramy dość oczywistą kamienistą ścieżkę, która początkowo zapowiada się całkiem łagodnie. 



Tak jest do czasu... aż przed nami wyrasta "ściana płaczu", podobna do trasy na Lackową z Przełęczy Beskid, do słynnej "ściany" na Waligórę od schroniska Andrzejówka czy na Włostową z Sokołowska. 
Oczywiście zdjęcia tego nie oddają. 



Wielka Cisowa Grapa miała być przyjemnym dodatkiem, a okazała się całkiem sporym wyzwaniem. Kazała mi paść na cztery łapy! Naprawdę ciężko było w niektórych miejscach utrzymać pion. 


Podejście na Wielką Cisową Grapę

Ale ...na szczycie nie ma tabliczki z oznaczeniem, w aplikacji w telefonie, wierzchołek znajduje się kawałek dalej. Tylko gdzie? Postanawiamy się jeszcze rozejrzeć. Schodzimy tą samą drogą. 


Na Wielkiej Cisowej Grapie - czy tu jest szczyt? 

Docieramy do ruin dawnego szałasu kamiennego, cofamy się, idziemy nieoznakowanymi ścieżkami, wciąż szukamy właściwego punktu, który zgrałby się z tym w aplikacji. 



W końcu klucząc dookoła, dochodzimy do niebieskiego szlaku turystycznego, którym kierujemy się do Przełęczy Przysłop. Tu odnajdujemy oznaczenie Wielkiej Cisowej Grapy ze strzałką w kierunku wierzchołka. Okazuje się, że jest to punkt, który zdobyliśmy za pierwszym razem. Czyli jednak to coś z aplikacją jest nie tak , a nie z naszą orientacją w terenie ;) Podejście na Wielką Cisową Grapę od strony Przełęczy Przysłop wydaje się o wiele łagodniejsze. 




Postanawiamy wrócić do Przełęczy Isepnickiej (czerwony szlak) i kontynuować wędrówkę dalej już zgodnie z planem ;) Chwilę później znów mijamy ruiny szałasu kamiennego ;)W prześwitach widać zbiornik na górze Żar. 



Podejście na Kiczerę z Przełęczy Isepnickiej jest całkiem przyjemne. Na odcinku ok. kilometra mamy do podejścia nieco ponad 100 metrów wysokości. 


z widokiem na Kiczerę 

Do tego sporo dzieje się pod względem widokowym. Mniejsze i większe prześwity oraz znakomite panoramy nas zachwyciły (nawet pomimo tego, że nie mieliśmy idealnej pogody).


W stronę Beskidu Żywieckiego


Beskid Mały


na szczycie

Przy podchodzeniu na Kiczerę, oboje z Mateuszem poczuliśmy głód. Zastanawialiśmy się co zjemy jak już dotrzemy na Żar... a tu z krzaków wyskakuje nam górol sprzedający oscypki, przepraszam scypki lub serki górskie ;) Nie wiem skąd ten facet się wziął, ale z przyjemnością skorzystaliśmy z jego oferty.


panorama z Kiczery

Dalej zmierzamy w stronę Żaru. Na szczycie znajduje się zbiornik elektrowni szczytowo- pompowej. Ze zbocza Kiczery prezentuje się wyjątkowo efektownie. 


Zbiornik na górze Żar, w tle szczyty Beskidu Małego, m.in najwyższy Czupel; w dalszym planie Beskid Śląski


w stronę Międzybrodzia Bialskiego, od lewej szczyty: Gaiki, Groniczki, (C)hrobacza Łąka, Bujakowski Groń


panorama z Kiczery (II) 


Zbliżenie na okolicę (C)Hrobaczej Łąki 


przydrożna kapliczka 



Zbiornik elektrowni widziany ze szlaku Kiczera - Żar



Dojście z Kiczery na Żar powinno zając ok. 40 minut.  Im bliżej Żaru, tym więcej spotykamy turystów. Na szczyt można wjechać kolejką linowo-terenową. Oprócz tego na odwiedzających czeka tu wiele atrakcji, m.in. zwiedzanie elektrowni, ekstremalne trasy rowerowe, tor saneczkowy.  Dzieci mogą spędzić czas na placu zabaw. Do dyspozycji jest także park linowy, restauracja oraz kilka innych punktów gastronomicznych. Ale Żar słynie przede wszystkim z lotów paralotnią oraz szybowcami. 


Zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej na Żarze, z lewej strony - Kiczera 


Panorama z Żaru jest naprawdę imponująca. Widać stąd szczyty Beskidu Małego, Śląskiego i Żywieckiego. 



Beskid Mały - mniej więcej po środku kadru - Czupel i Rogacz, mając więcej szczęścia, w tle , z lewej strony, można zobaczyć Beskid Śląski, m.in. Skrzyczne)


w kierunku Beskidu Żywieckiego



Z Żaru można zejść czarnym szlakiem do Międzybrodzia Żywieckiego (krótsza pętla) wzdłuż linii kolejki. My ze względu na nocleg w Międzybrodziu Bialskim, schodziliśmy szlakiem czerwonym. Jego początek jest bardzo interesujący pod względem widokowym. Później trasa wchodzi w gęstszy las.





Skrzyżowanie czerwonego szlaku z czarnym w kierunku Kozubnika


chata przy szlaku, która przykuła nasz wzrok ;) 


Docieramy do pierwszych zabudowań, a następnie przechodzimy przez Zaporę Porąbka. 


Zapora Porąbka


Za zaporą skręcamy w lewo (szlak żółty i zielony) i wzdłuż drogi wojewódzkiej 948 wracamy do Międzybrodzia Bialskiego. Oglądamy jeszcze  pięknie oświetloną górę Żar z punktu widokowego i z żalem stwierdzamy, że nasza wycieczka dobiegła końca. 



Tak wyglądała nasza trasa (łącznie z błądzeniem w poszukiwaniu Wielkiej Cisowej Grapy): 
Dystans całości  ok. 22-24km/ czas przejścia ok.7-8 h. 


źródło: polar.flow.com


Beskid Mały jest wspaniały! 😃







czwartek, 12 sierpnia 2021

Pojezierze Drawskie: na granicy województw: wielkopolskiego i zachodniopomorskiego: Zdbice, Kłomino, Borne Sulinowo, tama na Piławie - wycieczka rowerowa

Na kolejne po Kaszubach (Nałogowa Podróżniczka: Kaszuby: Zwiedzanie na rowerze - Kaszubska Marszruta + Szwajcaria Kaszubska (nalogowapodrozniczka.blogspot.com)) dłuższe rowerowe zwiedzanie wybraliśmy się w malownicze i niezwykle ciekawe rejony na pograniczu województwa wielkopolskiego i zachodniopomorskiego. 

Naszą bazą wypadową był camping nr 64 w Zdbicach, położony bezpośrednio nad Jeziorem Zdbiczno. 
Tym razem rowery i namiot zapakowaliśmy również do samochodu. Ale można tu dojechać pociągiem, np. do stacji Wałcz, która znajduje się 15 km od campingu w Zdbicach. Sam camping okazał się bardzo komfortowy. Sanitariaty niedawno wyremontowano. Bez problemu można skorzystać z ogólnodostępnej kuchni (kuchenka, czajnik, lodówka). Obiekt dysponuje także niewielką ilością sprzętu wodnego, który można wypożyczyć. Na campingu działa mini bar, gdzie zamówimy  kawę, napoje (także piwo) oraz proste fast-foodowe dania jak frytki, zapiekanki czy hot-dogi. Najbliższy sklep znajduje się ok. 1,2 km od campingu, a  najbliższa knajpa jest chyba dopiero w Szwecji (ok. 6 km). 

Rejon Pojezierza Drawskiego jest rajem dla osób lubiących spędzać czas aktywnie. Nie brakuje tu jezior do uprawiania turystyki wodnej, ścieżek rowerowych, pieszych szlaków (także tematycznych) oraz rzek, które aż proszą się o to, by popływać po nich kajakami. 

Nasza rowerowa trasa przebiegała przez następujące punkty:

Zdbice - Nadarzyce - Kłomino - Rezerwat "Diabelskie Pustacie" - Borne Sulinowo - Tama na rzece Piławie - Nadarzyce - Zdbice / całość ok. 69 km

Poszczególne punkty opisanej poniżej trasy można odwiedzić także samochodem. Przy większości znajdują się bezpłatne parkingi. Chociaż nie polecam jazdy całkowicie po naszym śladzie rowerowym. Szczególnie trasa w okolicy Kłomina oraz długi odcinek przez rezerwat Diabelskie Pustacie jest naprawdę w fatalnym stanie, nie wspominając o ryzykownym odcinku przez poligon (Zdbice - Nadarzyce). Fragment przez poligon polecałabym ominąć, bowiem z relacji miejscowych, wciąż odbywają się tu ćwiczenia wojskowe.  Nie dość więc, że przejazd jest niebezpieczny, to nie należy do zupełnie przyjemnych, bowiem prawie na całej długości leży piach, który potrafi mocno zmęczyć i nieco popsuć radość z wycieczki ;-) 

Pomiędzy Nadarzycami i Kłominem, odbijamy do pierwszego punktu, który chcieliśmy odwiedzić. Jest to teren dawnego obozu jenieckiego. Miejsce upamiętniają liczne tablice edukacyjne, dzięki którym poznamy podstawowe informacje, historie i zwyczaje, jakie panowały w obozie. Sporo do myślenia dają cmentarze:  Stalagu 302 Rederitz  i Oflagu II D Gross Born, które stanowią głównie  drewniane  krzyże. 



cmentarz


jedna z tablic ścieżki dydaktycznej


młody rudzik 

Stamtąd kierujemy się do Kłomina, które od dawna miałam na liście miejsc do odwiedzenia. Słynne miasto - widmo, które do 1992 r. było bazą Armii Radzieckiej! Ale jego początki sięgają lat 30-tych XX wieku i związane są z działalnością niemieckich oddziałów Służby Pracy. W czasie II wojny światowej Kłomino zostało przekształcone na obóz jeniecki. Po wojnie teren zajęli Rosjanie. Wyburzyli wówczas część budynków, a według niektórych źródeł, materiał z rozbiórki miał posłużyć do budowy Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Kłomino stało się ogrodzonym i pilnowanym przed gośćmi z zewnątrz miasteczkiem dla radzieckich żołnierzy i ich rodzin. Po odzyskaniu terenu przez Polskę w 1992 roku, Kłomino zaczęło niszczeć. Sąsiednie Borne Sulinowo, które także "okupowane" było przez armię radziecką,  zasiedlono. Niestety Kłomino spotkał zdecydowanie smutniejszy los. Chciałam zobaczyć to, co zostało z niegdyś sporego miasta, w którym nie brakowało niczego, by komfortowo żyć. Kłomino miało własną szkołę, miejsca pracy, sklepy, szpital, stołówkę, klub oficerski a także kino! 
Niestety spóźniliśmy się z wizytą prawdopodobnie nieco ponad miesiąc. Z Kłomina powoli zostaje gruzowisko. Na starych zdjęciach w internecie budynków jest zdecydowanie więcej. Obecnie wyburzone zostały dwa bloki. Blok , który został, sprawia wrażenie zamieszkałego w połowie. W zasadzie można powiedzieć, że Kłomino raz na zawsze przestało być właśnie pewnego rodzaju atrakcją turystyczną. 


Jedyny z ocalałych bloków - zamieszkały w połowie? 


Kłomino w tej chwili stanowią trzy budynki 



pozostałości Kłomina...


gruzowisko 



pozostałości bloków




Czuję prawdziwy smutek z powodu tego, że nie udało nam się zobaczyć tego, co od dawna chodziło mi po głowie. To już nie wróci. Na szczęście inne zagrożone wyburzeniem obiekty w okolicy można wciąż oglądać. Należy do nich prawdopodobnie strzelnica czołgowa. Według internetowych artykułów, już jakiś czas temu miała zostać rozebrana ze względów bezpieczeństwa. Znajduje się niedaleko Kłomina, jednak, by do niej dotrzeć, trzeba zboczyć z głównej trasy. Współrzędne geograficzne tego ciekawego obiektu to mniej więcej 53.49377, 16.56151. 


Strzelnica czołgowa


Dalej zmierzamy w stronę rezerwatu przyrody "Diabelskie Pustacie". Ochroną objęto tu największe wrzosowisko w Polsce i jednocześnie jedno z  największych wrzosowisk w Europie! Wrzosy porastają teren dawnego poligonu i dopiero będąc w tym miejscu można wyobrazić sobie naprawdę ogrom tego zjawiska. 


Kulminacyjnym punktem rezerwatu jest wzgórze o wysokości 175 m n.p.m. Znajduje się na nim niewysoka, lecz zupełnie wystarczająca do celów obserwacyjnych, wieża widokowa. Gdy na niej byliśmy, odwiedził nas przedstawiciel chrząszczy - wonnica piżmówka. 


najwyższe wzniesienie rezerwatu (175 m n.p.m.) z wieżą widokową 


najwyższe wzniesienie rezerwatu (175 m n.p.m.) z wieżą widokową 


wonnica piżmówka

Wiadomo, że wrzosy nie kwitną w lipcu, jednak mimo to teren rezerwatu okazał się wspaniałym miejscem. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam naraz tylu pięknych motyli (to modraszki):





A tak wyglądają latem ogromne połacie wrzosowisk: 




Można sobie jedynie wyobrazić jak pięknie jest tu jesienią. W pobliżu wieży widokowej znajduje się parking. Chcąc tu dojechać autem, należy kierować się na "Wrzosowiska Kłomińskie". Niestety dojazd samochodem zarówno od strony Kłomina jak i Bornego Sulinowa nie jest zbyt komfortowy. Nawet rowerem musieliśmy urządzić sobie całkiem konkretny slalom pomiędzy dziurami i pokruszonym asfaltem. Mając wybór, proponowałabym jednak odcinek od Bornego Sulinowa. 

Wyjeżdżając z leśnej drogi, trafimy na radziecki cmentarz wojskowy w Bornem Sulinowie, którego symbolem jest pomnik z pepeszą.


Skręcając przy cmentarzu w lewo, jadąc ul. Wojska Polskiego, a następnie Aleją Niepodległości (ścieżki rowerowe),  docieramy do czołgu T-34. Jest to drugi czołg, który stanął w tym miejscu. Jego poprzednika postawili Rosjanie, ale wraz z ich wycofaniem się z tych terenów w 1992 roku, czołg zniknął. Ten, którego dziś można tu oglądać, został sprowadzony z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. 

Czołg T-34

Jedną z głównych atrakcji Bornego Sulinowa jest Dom Oficera. Niestety nie wiem, czy gmach wkrótce nie podzieli losu zabudowań Kłomina. Jest w naprawdę opłakanym stanie. Dom Oficera został wybudowany w latach 30 XXw. przez Niemców. Znajdowały się w nim sale wykładowe dla oficerów Wehrmachtu. Oprócz nich, budynek dysponował m.in. restauracją , kasynem, salą bankietową, pokojami gościnnymi. Gdy trafił w ręce Rosjan, poszerzono jego funkcje i nieco rozbudowano. Odkąd stał się polską własnością, czas nie jest jego sprzymierzeńcem i od dawna popada w ruinę. Według informacji, jakie udało mi się znaleźć, Dom Oficera w listopadzie 2020 r. zyskał nowego właściciela. Od tamtej pory, teren nieco uporządkowano, ogrodzono oraz ustawiono tabliczki, które informują, że... jest przeznaczony do rozbiórki. 








Oglądając to, co pozostało z Domu Oficera,  aż chce się westchnąć jak luksusowo i pięknie tu musiało być w czasach świetności budynku. Ogromna szkoda, że tak potoczyły się losy tego gmachu. Zdobione elementy, które się do dziś zachowały przykuwają wzrok i aż proszą się o to, by ocalić je od zapomnienia. Już kilka lat temu były plany, by rzeźbę walczącej Diany przenieść w bezpieczne miejsce. Jak widać na poniższych zdjęciach, pomnik wciąż niszczeje razem z całym budynkiem.







Niestety los nie oszczędził także okazałej niegdyś willi Heinza Guderiana. Reprezentacyjny budynek miał dwie kondygnacje i uważany był za jeden z najpiękniejszych budynków na terenie poligonu Gross Born. W odwiedziny przyjeżdżali tu jednie wyjątkowi goście oraz wysocy rangą oficerowie. Dziś, przechodząc obok z pewnością łatwo go pominąć, ot zwykła ruina. Stanowi własność prywatną i jak widać nie dzieje się tam nic, co mogłoby powstrzymać powolny rozkład zabytkowego budynku. 


Willa Guderiana






Naszym kolejnym przystankiem był półwysep "Głowa Orła". Faktycznie, spoglądając w mapę widać jego charakterystyczny kształt przypominający ptaka z rodziny jastrzębiowatych. Ruszyliśmy trasą ścieżki edukacyjno-przyrodniczej. Na pewno jest tu cicho i bardzo przyjemnie. Po drodze można skorzystać z wiaty i zarządzić dłuższy postój, jednak... widoków na jezioro trochę nam brakowało. 



Wydostajemy się z Bornego Sulinowa ulicą  Orła Białego. Na murze wzdłuż drogi przymocowano plansze przedstawiające historię i momenty z życia Bornego Sulinowa. Nie sposób nie zauważyć w oddali kompleksu opuszczonych budynków. To dawne magazyny armii niemieckiej. Magazynowano w nich m.in.  żywność oraz części naprawcze sprzętu wojskowego. Budynki były wyposażone w szyby windowe, a do ramp rozładunkowych doprowadzono bocznicę kolejową. Dziś, jak wiele obiektów w okolicy,  są jedynie pamiątką po dawnych czasach.




Opuszczamy Borne Sulinowo z pewnym niedosytem. Nie dotarliśmy na plażę nad Jeziorem Pile, nie odwiedziliśmy Muzeum Historii Militarnej. Niestety czas nie jest z gumy, więc nadejdzie odpowiedni moment by nadrobić te zaległości. A przed nami jeszcze ok. 25 km drogi. 
Przy wyjeździe z Bornego Sulinowa mijamy radziecki posterunek kontrolny. Dalej jedziemy drogą powiatową nr 1298Z. Nawierzchnia jest miłą odmianą w porównaniu do tego, czego do tej pory doświadczyliśmy na naszym rowerowym szlaku. Kolejnym punktem, przy którym się zatrzymaliśmy jest tama na Piławie (współrzędne geograficzne 53.54245, 16.501894).  Aby do niej dotrzeć, trzeba nieznacznie odbić z głównej drogi. Miejsce to jest niezwykłe nie tylko ze względów historycznych, ale przede wszystkim krajobrazowych. Tama na Piławie jest stanowi fragment umocnień Wału Pomorskiego. Wybudowano ją w latach 30-tych XX wieku.  Bliskie sąsiedztwo tamy bardzo przypadło mi do gustu. 






Wracamy tą samą ścieżką na drogę powiatową. Dalej, przy odbiciu na Starowice, znajdziemy tablice wskazujące kolejne ciekawe fortyfikacje. Postanowiliśmy podjechać, by zobaczyć chociaż schron bojowo-obserwacyjny. Poprowadzono nawet znakowany szlak, łączący poszczególne obiekty w pobliżu. Rozpoczyna się on przy parkingu obok schronu. Niestety my tym razem nim nie podążyliśmy. 


schron bojowo-obserwacyjny


Wybraliśmy się za to na całkiem ciekawy punkt widokowy z wieżą,  podobną do tej w rezerwacie "Diabelskie Pustacie" (współrzędne geograficzne 53.50892, 16.49181). Miejsce jest bardzo klimatyczne i wydaje się rzadko odwiedzane. Widok na rozlewisko działa bardzo relaksująco i odprężająco. Podróżując samochodem, można go zostawić na parkingu przy drodze powiatowej (ok. kilkaset metrów od punktu widokowego).





To był ostatni punkt naszej trasy, pozostało już tylko dotarcie do Nadarzyc i ponowna, dość wyczerpująca, droga przez poligon. Przed najgorszym piachem zarządziliśmy postój i przyglądaliśmy się dłuższą chwilę pięknie przyrody. 



Łąka pełna była motyli (głównie modraszki i bielinki). Udało nam się także zauważyć,  polujące na nie pająki - tygrzyki paskowane. 


modraszek wieszczek

Dzień kończymy wznosząc toast złocistym trunkiem na campingu ;-)

Niedzielę mieliśmy spędzić na plaży, jednak spoglądając w mapę, trudno było oprzeć się pokusie dotarcia na Półwysep Zdbiczno. Miejsce to wydało nam się na tyle interesujące, że niewiele myśląc, wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w jego kierunku. Przez półwysep prowadzi leśna droga o długości ok. 3 km. Można pokusić się tu o biwak. W tym celu utworzono nawet specjalne stanowiska. Aby jednak móc z nich skorzystać, trzeba z wyprzedzeniem miejsce zarezerwować, opłacić zadbać o wszelkie formalności. Po szczegóły odsyłam do strony: Biwak na Półwyspie Zdbice - Aktualności - Nadleśnictwo Wałcz - Lasy Państwowe






prawopodobnie któraś z pałątek skrywa się za liściem


Nie było wypoczynku na plaży, to chociaż tu posiedzieliśmy tylko w swoim towarzystwie. Niby nic, ale ta cisza, spokój, piękna sceneria dały nam chwile błogiego relaksu. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy łące pełnej motyli.  Jak widać, były one dla mnie ogromną atrakcją tego weekendu :) 


latolistki cytrynki 


rusałka kratkowiec


dostojka malinowiec


rusałka pokrzywnik

Przy drodze można stanąć jeszcze przy ciekawej ekspozycji skansenu wojskowego. W okolicy aż roi się od interesujących miejsc, także takich, do samodzielnej eksploracji.  


Jednym z nich jest tzw. Przesmyk Śmierci. O jego istnieniu dowiedzieliśmy się od miejscowych. Znajduje się on pomiędzy dwoma jeziorami Zdbiczno i Smolno. Przesmyk Śmierci jest fragmentem Wału Pomorskiego.  W tym miejscu toczyły się krwawe walki o jego przerwanie na początku lutego 1945r. 





Wiem, że odwiedzając ten rejon nie wyczerpaliśmy tematu i jeszcze wiele jest tu do odkrycia i zobaczenia. Nasz wyjazd był zorganizowany dość spontanicznie. W zasadzie spędziliśmy trochę czasu z mapą i moimi notatkami, które robię na bieżąco, gdy tylko wpadnie mi w oko jakaś miejscówa warta zobaczenia. Odwiedzone miejsca tylko rozbudziły mój apetyt na poszerzenie historii i zaplanowanie kolejnego wypadu np. szlakiem Wału Pomorskiego. 

Będąc w okolicy nie można odmówić sobie także wysłania w świat pozdrowień ze Szwecji ;) 


No to pozdrawiamy! ;) 


Trasa z pierwszego dnia (pocięta na 2 fragmenty ponieważ na mapie google można nanieś tylko określoną ilość punktów), znajduje się pod poniższymi linkami