wtorek, 20 kwietnia 2021

Lubuskie: Ujście Warty - Cypel kostrzyński oraz zwiedzanie Starego Miasta w Kostrzynie nad Odrą

Nasz  weekendowy wypad do Kostrzyna nad Odrą, jeszcze w ubiegłym roku, był prawdziwym spontanem, o czym mogliście przeczytać we wpisie Nałogowa Podróżniczka: Park Narodowy "Ujście Warty": wędrówka przez Polder Północny (nalogowapodrozniczka.blogspot.com)
Kiedy wieczorem usiedliśmy w Domu Turysty, dając trochę wytchnienia naszym nogom, spojrzeliśmy w mapę i nasz wzrok przykuł specyficzny "cypel". Co prawda, odwiedziliśmy Park Narodowy "Ujście Warty", ale miejsca, gdzie Warta wpływa do Odry nie widzieliśmy. Nie wiedzieliśmy czy w ogóle możliwe jest dotarcie, by je zobaczyć. Zaryzykowaliśmy jednak i dzięki temu mam wskazówki dla tych, którzy również chcieliby dotrzeć na ten specyficzny cypel. 

W tym celu należy wejść na most nad Wartą (ul. Sikorskiego/ droga krajowa nr 31). Idąc w stronę niemieckiej granicy, po prawej stronie zobaczymy niewielką przystań oraz szyldy informujące o Klubie Żeglarskim Delfin. Tu musimy skręcić w prawo (jeszcze przed fragmentem mostu nad niewielkim Zalewem Warty). Asfaltowa droga prowadzi do klubu żeglarskiego. Jednocześnie rozwidla się i my właśnie tę drugą, gruntową ścieżką po lewej stronie rozpoczynamy właściwą wędrówkę do celu.


źródło: Google Maps

Po krótkiej chwili przejdziemy pod charakterystycznym mostem kolejowym. Później musimy trzymać się najbardziej oczywistej, szerokiej drogi. Miniemy ogródki działkowe, a dalej czeka nas już głównie spotkanie z dziką przyrodą. Jest cicho i spokojnie, niewiele osób tamtędy chodzi. Warto więc zabrać ze sobą kompana ;) 




Przy odrobinie szczęścia będziecie mogli dostrzec ciekawe gatunki ptaków. Nam udało się zobaczyć jedynie czaple siwe oraz samicę nurogęsi, która gdy tylko zorientowała się, że nadchodzimy, wyskoczyła z trzcin "jak oparzona" i popłynęła w stronę granicy na Odrze. 


czapla siwa


tracz nurogęś/ samica

Po ok. 2-3 kilometrach docieramy do celu, wyjątkowego miejsca, gdzie wody Warty mieszają się z potężniejszymi prądami Odry. 




Warta wpływająca do Odry


Odra... a za jej wodami nasi zachodni "sąsiedzi"






Miejsce to jest naprawdę wyjątkowe i bardzo cieszę się, że się tu wybraliśmy. Zdaję sobie sprawę, że poziom obu rzek ulega wahaniom, więc,  wybierając się na cypel,  należy zachować szczególną ostrożność i nie zbliżać się do krawędzi i umocnień wchodzących do wody. Stojąc na cyplu ma się świadomość potęgi wodnego żywiołu. 

Nie musimy wracać tą samą drogą, Wzdłuż Odry biegnie kolejna dość oczywista droga, którą dotrzemy najpierw do ogródków działkowych, później w okolice przejścia granicznego.



W bliskim sąsiedztwie przejścia granicznego znajduje się Muzeum Twierdzy Kostrzyn. Zdecydowanie warto tu zajrzeć. To w tym miejscu przez setki lat toczyło się główne życie w Kostrzynie. Stare Miasto zostało doszczętnie zniszczone w 1945 r. Po wojnie nie zostało uporządkowane, gęsto zarosło. Dopiero niedawno oczyszczono teren, tworząc swego rodzaju park. Dzięki tym pracom dziś możemy dowiedzieć się nieco więcej o historii tego miejsca, wyobrazić sobie istniejące przed laty zabudowania. Wchodzimy przez Bramę Berlińską , w podcieniach której znajduje się informacja turystyczna, gdzie można pobrać ciekawe materiały dydaktyczne. 



Trasa zwiedzania nie została wyznaczona i każdy poruszać się może według swojego klucza. Z zabudowań Starego Miasta nie zostało wiele. Fragmenty budynków wystają nieco ponad powierzchnię ziemi. Należy zachować czujność i nie wchodzić do piwnic czy innych obiektów. Są pełne pułapek i można zrobić sobie krzywdę. 



Zachęcam natomiast do przejścia fragmentem bardzo ładnej promenady, skąd podziwiać można piękną panoramę doliny Odry oraz odwiedzenia Bastionu Filip (wstęp płatny, wtorek jest dniem darmowego wejścia).



W Bastionie przyswoimy fakty z życia twierdzy, poznamy jej historię, obejrzymy ciekawe eksponaty i przeniesiemy się w czasie zarówno do świetności dawnego Kostrzyna, jak i roku 1945, kiedy miasto praktycznie przestało istnieć. 



Jak wiadomo, muzea w tej chwili, zgodnie z rządowymi rozporządzeniami, pozostają nieczynne. Mam nadzieję, że lada dzień się to zmieni. W tej chwili mogę zaprosić Was jedynie do wirtualnego zwiedzania Bastionu Filip:


wtorek, 6 kwietnia 2021

Korona Gór Polski, Góry Izerskie - Wysoka Kopa ze Szklarskiej Poręby / wejście zimowe




Wysoka Kopa, najwyższy szczyt Gór Izerskich, jest dość często odwiedzany przez turystów. Wszystko oczywiście ze względu na obecność w zestawieniu szczytów Korony Gór Polski. Na Wysokiej Kopie byliśmy już dwukrotnie. Pierwszy raz, kiedy faktycznie kompletowaliśmy KGP, drugi raz w ubiegłym roku, wplatając ten wierzchołek w dłuższą wędrówkę ze Świeradowa Zdroju (linki do obu relacji znajdują się na końcu tego wpisu). 
Najbardziej popularnym szlakiem na Wysoką Kopę jest ten z Rozdroża Izerskiego. Stamtąd po przebyciu nieco ponad 6 km,  powinniśmy znaleźć się na szczycie. My, po raz kolejny, wybraliśmy się na Wysoką Kopę ze Szklarskiej Poręby. Nie spodziewaliśmy się takich ilości śniegu i nieprzetartego końcowego fragmentu trasy... Jednak wtedy wciąż trwała kalendarzowa zima...

UWAGA! Aktualizacja luty 2022: Obecnie ze względu na ochronę cietrzewia, szczyt Wysokiej Kopy jest wyłączony z ruchu turystycznego. Tabliczka i pieczątka zdobywców KGP znajdują się w pobliżu wiaty, o której także jest mowa w tym wpisie (przy czerwonym szlaku).

Poranek nie obiecywał spektakularnych widoków. Zimą mnie to jednak nie zraża aż tak, bo zdecydowanie bardziej wolę ewentualne opady śniegu niż ulewę. Spoglądając przez okno, zauważyłam pięknego ptaszka z czerwonym brzuszkiem. To oczywiście samiec gila. Tego dnia, po raz pierwszy zobaczyłam go na żywo. 



Z wynajętej kwatery, ruszyliśmy do skrzyżowania krajowej "trójki" i drogi wojewódzkiej nr 358 (w pobliżu znajduje się komenda policji oraz informacja turystyczna) Wybieramy niebieski szlak i idziemy początkowo dość długo przez zabudowania Szklarskiej Poręby, wspinając się momentami dość znacznie. Widoków za bardzo nie mieliśmy, ale cieszyliśmy się po prostu z pobytu na szlaku i zimy, której w rodzinnym Poznaniu praktycznie nie mamy szans zaznać. 



Wreszcie szlak wchodzi w las. Zdjęcia niestety nie oddają ilości śniegu, jaka na nas czekała. Trasa była nieznacznie przetarta. Szczególnie na początku, ślady były zawiane i prawie niewidoczne. Później trafiliśmy na wąziutką wydeptaną ścieżkę, która pozwoliła nam nieco podkręcić tempo marszu. 




W końcu niespodziewanie zaczęło przedzierać się przez chmury słońce. Do Rozdroża pod Zwaliskiem dotarliśmy w całkiem przyjemnej aurze. Dalej trasa nadal była wydeptana w dość wąskim zakresie, ale szło nam się całkiem dobrze. 







Przed nami, poza znakowanym szlakiem, pojawia się dawna kopalnia kwarcu "Stanisław". Chcieliśmy do niej podejść, chociaż w takiej ilości śniegu, było to możliwe tylko w kilku miejscach, gdzie ktoś przed nami już szedł. Dalej mieliśmy w planie pójść nieznakowaną szeroką ścieżką, którą znaliśmy z naszych wcześniejszych pobytów w okolicy. Niestety od tej strony, ciężko było nam ją w zimowych warunkach zlokalizować. 


Zabudowania Kopalni kwarcu "Stanisław"



Ostatecznie "wylądowaliśmy" na szlaku znakowanym trzema kolorami - niebieskim, zielonym i czerwonym. Spotkaliśmy na tym odcinku naprawdę sporo narciarzy. Na całej szerokości trasa była więc ubita. Musimy zachować czujność, bowiem, interesująca nas "odnoga" w stronę Wysokiej Kopy, odbija na Rozdrożu pod Izerskimi Garbami, z tej wygodnej ścieżki w prawo. Jest to szlak oznaczony kolorem czerwonym. 


Biegnie on zdecydowanie węższą ścieżką, która w okresie pozazimowym bywa podmokła. Kiedy teraz nią szliśmy, była zasypana sporą ilością śniegu. Dynamiczna pogoda stanowiła doskonałe tło dla malowniczych widoków. W miejscu, gdzie szlak, skręca w prawo pod kątem prostym, chcąc wejść na Wysoką Kopę, idziemy w przeciwnym kierunku (skręcamy w lewo). Nieoznakowana ścieżka wydawała się z daleka wydeptana, jednak świeży śnieg zasypał ślady i tego dnia (a może i kilka poprzednich) nikt tędy nie szedł. Zapewne sporą rolę odegrał także wiatr, więc Mateusz praktycznie torował trasę, brodząc momentami w śniegu co najmniej do połowy łydek. Z naszych poprzednich wizyt na Wysokiej Kopie, pamiętaliśmy, że w pewnym momencie trzeba przekroczyć potok. To był najbardziej newralgiczny moment tego podejścia. Śnieg zasypał zdezelowany mostek i nie było wiadomo gdzie dokładnie się znajduje. Wielkie czapy śnieżne wisiały nad strumieniem,  utrudniając lokalizację "przeprawy" ;) . Stopa przy stopie ubijaliśmy śnieg, tworząc mini korytarzyk, który na szczęście wytrzymał nasz ciężar i udało nam się przedostać na drugą stronę. 


końcowe podejście na Wysoką Kopę... 



Podejście na szczyt powinno nam zająć już tylko kilkanaście minut. Szliśmy jednak nieco dłużej. Konieczne były małe odpoczynki. Dobrze, że tabliczka z nazwą szczytu jest dość duża i w kontrastowym kolorze. Udało się ją dojrzeć z większej odległości. Mamy to! Najwyższy szczyt Gór Izerskich zdobyty zimą! :-) 



Początkowo na szczycie byliśmy sami. Po krótkiej chwili dołączyło do nas dwóch panów. Co ciekawe, jednego z nich spotkaliśmy następnego dnia przy Schronisku "Kamieńczyk"! Okazało się, że wchodzili na Kopę od wiaty przy czerwonym szlaku turystycznym. Ta ścieżka była zdecydowanie bardziej wydeptana. Postanowiliśmy ją wypróbować i w kilkanaście minut zeszliśmy do wspomnianej wiaty.



Widzieliśmy, że daleko chmury zaczynają gęstnieć. Zatrzymaliśmy się w wiacie na chwilę, by coś przekąsić. Gdy z niej wyszliśmy, widoczność zaczęła maleć z każdą chwilą. 


widok z wiaty

Jeszcze udało nam się namierzyć nieznakowaną trasę obok kopalni kwarcu, a chwilę później nie widzieliśmy już praktycznie nic - widoczność spadła do ok. 10 metrów. Zaczął wiać silny wiatr, który skutecznie usuwał ślady, wskazujące właściwą drogę. 



Miałam nadzieję zrobić parę zdjęć kamieniołomu w zimowej scenerii, ale nie dość, że widzieliśmy w zasadzie tylko biel, to mieliśmy świadomość, że śnieg mógł zasypać niebezpieczne miejsca. Trzymaliśmy się więc obranego kierunku, co jakiś czas sprawdzając naszą pozycję na mapie w telefonie. 

Z ulgą przyjęłam widok zabudowań kopalni. Widoczność się nieco poprawiła, ale i tak mieliśmy problem ze zlokalizowaniem zejścia do znakowanego szlaku. Wiatr znów skutecznie ukrył wydeptane wcześniej ścieżki. 


zabudowania kopalni


zabudowania kopalni



Na szczęście trasa znakowana trzema kolorami była bliżej niż nam się wydawało. Gdy tylko do niej dotarliśmy, poczułam się bardziej komfortowo. 



Do Rozdroża pod Zwaliskiem idziemy znów wzdłuż znaków zielonych niebieskich i czerwonych. Następnie pozostajemy na czerwono znakowanej trasie, która zaprowadzi nas do Schroniska Wysoki Kamień. 



czyż

Wąska ścieżka była wydeptana, więc bez trudności docieramy do celu. Przy schronisku jesteśmy zaledwie 20 minut przed jego zamknięciem (zimą jest czynne do 16). Kupujemy pyszną szarlotkę i grzane piwko :) Możemy się tym wszystkim delektować na zewnątrz ze względu na obostrzenia, co nie jest wcale takim złym pomysłem tego dnia, bo pogoda znacznie się poprawiła. 




piękny piec w schronisku



prawie widać szczyt Szrenicy



Stąd pozostało nam już tylko zejść do Szklarskiej Poręby czerwonym szlakiem. Gdy weszliśmy w zabudowania miasta, przeżyliśmy mały szok. Sporo tu nowych domów, szeregowców i innych deweloperskich inwestycji. Pamiętamy to miejsce sprzed kilku lat. Wyglądało zupełnie inaczej. Widocznie takie są obecne realia i potrzeby. Nam trochę przykro na to patrzeć, ale tak to już jest w dzisiejszych czasach... 

Cała trasa zajęła nam w zimowych warunkach ok. 5:30 h (nie wliczając postojów w wiacie i w schronisku. Całkowity dystans - ok. 21 km. 

Nasze poprzednie wejścia na Wysoką Kopę zostały zrelacjonowane w poniższych wpisach: 

Góry Izerskie: Ze Świeradowa-Zdroju na Polanę i Halę Izerską, Wysoką Kopę, Sine Skałki, Rudy Grzbiet, Szerzawę i Podmokłą (pętla ok. 30 km)

Korona Gór Polski: Wysoka Kopa Góry Izerskie



 

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Karkonosze: Zimowe wejście na Szrenicę i Śnieżne Kotły




Nie sądziłam, że tej zimy uda mi się jeszcze namówić Mateusza na wyjazd w góry. Kiedy jednak zaczęły do nas docierać informacje o możliwym kolejnym lockdownie, postanowiliśmy wykorzystać okazję i wziąć 2 dni urlopu, by spędzić w górach przedłużony weekend. Pomysłów na takie wypady mam w głowie mnóstwo, więc ochoczo wzięłam się za śledzenie prognoz pogody i planowanie konkretnych tras. Na bazę wypadową wybrałam tym razem Szklarską Porębę. W Karkonoszach obowiązywał trzeci stopień zagrożenia lawinowego. Na bieżąco odświeżałam więc komunikaty i ostrzeżenia. Na przejście opisywanego szlaku wybrałam zapowiadający się najbardziej słonecznie i bezwietrznie, akurat,  ostatni dzień kalendarzowej zimy. 



Do Rozdroża pod Kamieńczykiem dotarliśmy czarnym szlakiem, spod wyciągu na Szrenicę. Ale dotrzeć tu można pieszo kilkoma innymi ścieżkami. Zmotoryzowani turyści mogą zostawić auto na parkingu przy Szosie Czeskiej. 
Z Rozdroża ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Wodospadu Kamieńczyka. Muszę przyznać, że zdecydowanie łatwiej idzie się tędy zimą. Gruba warstwa śniegu przykryła "kocie łby" , dzięki czemu, na prawie równej powierzchni, o wiele przyjemniej stawia się stopy. Po niespełna 20 minutach dotarliśmy do kasy i wejścia do wąwozu Kamieńczyka. Obowiązuje tu dodatkowa opłata za wstęp. Każdy odwiedzający wodospad, w cenie wstępu, otrzymuje na czas pobytu zdezynfekowany kask ochronny. Odwiedziliśmy już to miejsce już dwukrotnie, więc tym razem odpuściliśmy.
Nałogowa Podróżniczka: Karkonosze: Wodospad Kamieńczyka latem i zimą (nalogowapodrozniczka.blogspot.com) Weszliśmy za to na moment do schroniska Kamieńczyk po pieczątkę. Ostatnio mieliśmy pecha i było zamknięte. Obok schroniska mamy możliwość podziwiania Wodospadu Kamieńczyka za darmo,  z nieco innej perspektywy:



Tego dnia wodospad wyglądał niezwykle ciekawie. Powyżej niego znajduje się budka Karkonoskiego Parku Narodowego, w której pobierana jest opłata za wstęp. Co bardzo mnie cieszy, można tu już dokonywać płatności kartą.
Dalej szlak jest szeroką drogą, która raczej nikomu nie powinna przysporzyć trudności (poza ewentualnymi kondycyjnymi). Jest to trasa dość często uczęszczana, więc w warunkach zimowych, powinna być w całości przetarta. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się (sądząc po śladach), że nawet przejeżdżał tędy ratrak lub coś podobnego. 



Pogoda tego dnia była dość dynamiczna. Słońce, które towarzyszyło nam do Schroniska na Hali Szrenickiej, postanowiło, chwilę później się schować, dając chmurom możliwość obsypania nas puszystym śniegiem ;) 





Widoczność znacznie się pogorszyła, jednak nie traciłam nadziei na piękne widoki... Obeszliśmy zgodnie ze znakami szlaku schronisko i zaczęliśmy piąć się jeszcze wyżej w stronę Szrenicy. Jadąc zimą w Karkonosze, warto zapoznać się z mapą zamkniętych szlaków oraz wytyczonych zimowych wariantów tras. Wszystkie niezbędne informacje znajdziecie na stronie KPN. 



Najkrótsza trasa z Hali Szrenickiej na Szrenicę to nieco ponad 1 km. Trzeba podejść w górę jeszcze ok. 160 metrów i z czerwonego szlaku odbić (na Granicznej Łące) na krótki czarny, dojściowy, na szczyt. 



Na Szrenicy znów zajrzeliśmy do schroniska, by odbić pieczątkę. Widoczność wciąż była niezbyt zadowalająca... 






Kiedy już lekko zrezygnowani, ruszyliśmy zimowym wariantem szlaku do rozwidlenia po Trzema Świnkami, zaczęło się przejaśniać. Super! 










"Piersi Lolobrygidy", czyli Sokolik i Krzyżna Góra w Górach Sokolich




Radość nasza nie trwała zbyt długo. Dostrzegliśmy, że zbliżają się do nas kolejne "śniegowe" chmury. Póki było można, podziwialiśmy więc niezwykle malowniczą karkonoską zimę. Szliśmy dalej czerwonym szlakiem w stronę Łabskiego Szczytu (znakowany szlak obchodzi go poniżej wierzchołka). 




Naszym celem tego dnia, były Śnieżne Kotły. Im bliżej nich się znajdowaliśmy, chmury gęstniały. Ostatecznie, budynku RTON nie było widać prawie do momentu, gdy stanęliśmy tuż pod nim. 




Chciałam pokazać Mateuszowi punkt widokowy, na którym byłam ostatnio kilka lat temu i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Początkowo widzieliśmy tylko ... biel... 



Myślałam, że limit widokowego szczęścia już wyczerpaliśmy, ale góry potrafią zaskoczyć! Przez chwilę, z grupką osób czekających na to samo co my, byliśmy w krajobrazowym niebie :) 







Początkowo chcieliśmy wracać przez Obniżenie pod Śmielcem. Jednak dość późno wyszliśmy tego dnia w góry. Wycofaliśmy się więc do zimowego szlaku do schroniska pod Łabskim Szczytem i to była bardzo dobra decyzja. 


Przejaśniło się :D

Pogoda wciąż była wspaniała, a widoki kapitalne. Zerwał się jednak silny wiatr i miałam wrażenie, że temperatura zaczęła szybko spadać. Dzięki przejaśnieniu, udało nam się zobaczyć to, czego nie widzieliśmy, idąc w chmurach w przeciwnym kierunku. 






Chmury w końcu znów zaczęły gęstnieć, wiatr się wzmagał. Z ulgą przyjęliśmy więc obniżanie się zimowym wariantem szlaku , tzw. czeską ścieżką, wzdłuż tyczek w stronę schroniska pod Łabskim Szczytem. 



Śnieg był tu dość grząski, zejście dość strome, ale mimo wszystko całkiem sprawnie udało nam się ten odcinek pokonać. W schronisku kupiliśmy gorącą zupę i grzane piwo. Podreperowaliśmy samopoczucie i "ciepłotę" ciała ;) 



Gotowi do tego, by przejść ostatni odcinek trasy, mieliśmy niewielkie problemy, by znaleźć znakowany na żółto szlak. Wędrówka "za tłumem" okazała się dobrym wyjściem z tej sytuacji. W międzyczasie się przejaśniło i do późnego wieczora, mogliśmy podziwiać piękne, ośnieżone szczyty. 



Żółtym szlakiem ze schroniska do Szklarskiej szliśmy już kilka razy, ale nigdy zimą. Trasa była dobrze przetarta i nie sprawiała problemów. Rozglądaliśmy się dookoła zachwyceni, bo widoki były naprawdę imponujące. 








To był jeden z naszych najpiękniejszych zimowych dni w górach! 

Może zainteresują Cię również poniższe wpisy: