piątek, 30 czerwca 2017

Grodzisk Wlkp: Grodziskie Piwobranie, 38 Giełda Birofiliów w Grodzisku Wielkipolskim koncert Agnieszki Chylińskiej Agnieszka Chylińska zdjęcia foto

Czerwiec upłynął pod znakiem mojego kapslowego hobby. Odwiedziłam aż dwie giełdy birofiliów, podczas których udało mi się nabyć wiele ciekawych kapsli do mojej, całkiem licznej już, kolekcji. W sobotę, 24 czerwca, po raz kolejny odwiedziliśmy grodziską giełdę, która w tym roku odbywała się w Grodziskiej Hali Sportowej. Można powiedzieć, że jesteśmy stałymi bywalcami tej giełdy. Rok temu nie mogliśmy w niej uczestniczyć, ponieważ w tym czasie zdobywaliśmy górskie szczyty ;)

Giełda rozpoczęła się punktualnie o godz. 8. Przybyło całkiem sporo kolekcjonerów z całej Polski. Birofile mieli okazję wymienić, sprzedać lub kupić kapsle, etykiety, podkładki, otwieracze, szkło oraz liczne gadżety związane z piwem i piwowarstwem. 


Miło było zobaczyć znajome twarze, ale udało się także poznać osoby, które odwiedziły grodziską giełdę po raz pierwszy. Pojawił się również kolekcjoner zbierający wszystko, co związane z napojem coca-cola. Udało nam się wymienić kilkoma kapslami :) 

z panem Włodkiem, bywalcem prawie wszystkich giełd birofiliów w Polsce, na swoim koncie ma już udział w ponad 150 różnych giełdach! 



Dla uczestników giełdy, w cenie wstępu przygotowano ciepły posiłek, degustację regionalnych piw oraz okolicznościową koszulkę, zestaw gadżetów i giełdowy kapsel.

ze znajomymi  kolekcjonerami
Kolekcjonersko dla mnie bardziej udała się giełda żywiecka, natomiast towarzysko w Grodzisku Wlkp.było jak zawsze perfekcyjnie :) 

----------------------------------------
Po giełdzie udaliśmy się do motelu Leobus (motel XXI wieku), by trochę odrobić braki snu. Ostatnie tygodnie ostro dały się nam we znaki, a jak dodać do tego wczesną pobudkę - koło 4 rano, naprawdę byliśmy zmęczeni. Motel możemy polecić tym, którzy mają w planie odwiedzić Grodzisk Wlkp. lub być tu przejazdem, gdyż znajduje się przy trasie na Poznań. Warunki całkiem w porządku, rano czekało na nas pyszne śniadanie w cenie noclegu (szwedzki stół). Do tego przez całą dobę działa przy recepcji bar ;) 

Tak się pięknie złożyło, że tego dnia w Grodzisku Wlkp. miała wystąpić także moja ulubiona polska wokalistka - Agnieszka Chylińska. Koncert odbył się w ramach dużej imprezy plenerowej - Grodziskiego Piwobrania. 
Razem ze znajomymi, ustawiłyśmy się ok. godzinę przed koncertem pod samą sceną, dzięki czemu z bliska mogłyśmy podziwiać występ wokalistki. 



Było fantastycznie! Agnieszka z zespołem wystąpiła fenomenalnie! Mimo, że koncert był nieco łagodniejszy od tego, w Poznaniu (listopad 2016), bawiłam się wspaniale!







To był kolejny udany weekend, pełen pozytywnych wrażeń. Obecnie odliczam dni do urlopu. Gdzie jedziemy? To będzie taka trochę improwizacja zależna od pogody ;) Mogę jedynie zdradzić tyle - jedziemy na południe od Poznania ;P 

środa, 28 czerwca 2017

Wrocław: piękny Ogród Japoński

Każdy z nas ma takie miejsca, do których chętnie wraca, które "zahacza" będąc w pobliżu. Wrocław, z racji tego, że jest stosunkowo blisko Poznania, odwiedzam nierzadko. 
Dawno nie miałam jednak okazji odwiedzić Ogrodu Japońskiego. Tym razem był to punkt obowiązkowy naszego pobytu. 

Dojechać można tu m.in. następującymi liniami tramwajowymi: 1,2,4,10,17 (wysiadamy na przystanku Hala Stulecia). Żeby znaleźć dogodne połączenie i zawsze aktualny rozkład, warto zajrzeć na stronę: https://jakdojade.pl/wroclaw/. Od dawna korzystam z tej strony, szczególnie będąc w podróży. Dzięki niej można sprawnie poruszać się komunikacją miejską nie do końca znając miasto, w którym się znajdujemy (do wyboru sporo większych miast w Polsce). 

Ogród Japoński jest częścią Wrocławskiego Parku Szczytnickiego. Początkowo był fragmentem ekspozycji Wystawy Sztuki Ogrodowej, która odbywała się w roku 1913 w ramach Wystawy Stulecia. 

Pomnik "Polująca Diana" w Parku Szczytnickim


Po wystawie ogród przestał istnieć, tzn. zniknęły z niego wszelkie ozdoby i elementy sztuki japońskiej. Pozostał jedynie zarys tego miejsca. Dopiero w roku 1994 zainteresowano się ogrodem ponownie i w ciągu trzech lat przywrócono mu dawny blask. 

Do prac przy jego odnowieniu i zagospodarowaniu zatrudniono nawet specjalistów z Japonii. 



Dziś Ogród Japoński wygląda naprawdę przepięknie. Warto tu zajrzeć, pospacerować klimatycznymi alejkami. Podziwiać można tu m.in. dwie kaskady  - w części północnej i południowej parku. 


Sporą atrakcją jest staw, w którym dojrzeć można ogromne karpie (w tym także odmiany pomarańczowe, ozdobne - czy to karpie koi? - kto podpowie?) oraz inne gatunki ryb, których niestety nie potrafię rozpoznać :( 


Podczas naszej wizyty przepięknie kwitły grążele...

grążel żółty
oraz grzybienie...

grzybień biały

grążel żółty




Karpie i ??? co to za ryby? 


Jak na ogród japoński przystało, nie brakuje tu unikatowych form bonsai, a także przede wszystkim, drewnianych budowli z oryginalnymi  japońskimi latarniami i misami. 




A gdy już nasycimy nasze zmysły pięknem Ogrodu Japońskiego, możemy podejść w kierunku Hali Stulecia, gdzie czeka na nas kilka food trucków, budki z mrożoną kawą i innymi zimnymi napojami :-) 


Ogród z pewnością pięknie wygląda o każdej porze roku, zwiedzać go można jednak tylko od 1.04 - 31.10 w godzinach 9:00-19:00 
wstęp 4,00 zł/bilet normalny; 2,00 zł/bilet ulgowy
Po więcej szczegółów zapraszam na stronę: 


Jeżeli planujecie dłuższy pobyt we Wrocławiu, zajrzyjcie do mojego wpisu poświęconego atrakcjom Wrocławia: Wrocław, co warto zobaczyć, odwiedzić? Atrakcje Wrocławia

czwartek, 22 czerwca 2017

XXII Giełda Birofiliów w Żywcu Żywiec birofilistyka kapsle

W dniach 16-17.06.2017 w Żywcu po raz XXII odbyła się giełda birofiliów, a więc przedmiotów związanych z piwem i browarnictwem. Być może część z Was już wie, że mam wiele zainteresowań, a jednym z moich hobby jest zbieranie kapsli od piwa i napojów. Od dobrych kilku lat staram się uczestniczyć w giełdach birofiliów co najmniej raz w roku. Zwykle udaje się to trochę częściej :) 
Tym razem dzięki znajomym - Monice i Patrykowi, mogłam uczestniczyć po raz pierwszy w giełdzie żywieckiej. Tak się złożyło, że 15 czerwca byliśmy razem na koncercie Linkin Park w krakowskiej Tauron Arenie. Następnego dnia, zgarnęli mnie w Krakowie i razem pojechaliśmy do Żywca, by wziąć udział w kolekcjonerskim święcie. Niestety czasu nie miałam zbyt wiele, bo w dalszą podróż musiałam pojechać już koło godz. 16, mimo to bardzo miło spędziłam czas. Spotkałam sporo "znajomych twarzy", ale udało się także poznać nowych kolekcjonerów kapsli. 


Przeprowadziłam kilka wymian, sprzedałam trochę kapsli ze swoich dubli, a za zarobione pieniądze dokupiłam coś nowego do kolekcji. 


Giełda odbywała się na dziedzińcu Muzeum Browaru w Żywcu. Już kiedyś chciałam je odwiedzić, ale wówczas przeprowadzano remont. Tym razem zabrakło czasu. Chyba muszę liczyć na szczęście i powiedzieć "do trzech razy sztuka" ;-) 


Pomimo tego, że w piątek od rana namioty, w których odbywała się giełda trochę świeciły pustkami, kolekcjonerzy chyba nie mieli na co narzekać. Nasze stoiska cieszyły się nawet zainteresowaniem przypadkowych osób, które przyjechały tu np. właśnie zwiedzić browar czy zjeść coś w Piwiarni Żywieckiej. Nie brakowało kapsli, etykiet, podstawek, otwieraczy... 


Można było kupić także inne ciekawe gadżety - koszulki, czapki, ręczniki, długopisy, breloczki, piny, a nawet piwne parasole! 


Pogoda nie rozpieszczała. Podczas mojego pobytu na giełdzie przeszła burza z gwałtowną ulewą. Było dość zimno, na szczęście organizatorzy zadbali o rozgrzewającą (darmową) zupę dla uczestników giełdy. 


Kolekcjonerskie święto urozmaicała głośna muzyka (była także możliwość tańców!) oraz liczne konkursy, w których do wygrania były atrakcyjne nagrody. Przeprowadzono także loterię, o której niestety dowiedziałam się za późno. 

Z giełdy przywiozłam wiele ciekawych kapsli, wymieniłam kilka starych korków, uzupełniłam kapslowe serie niemieckie i zdobyłam trochę starszych kapsli z moich ulubionych krajów - Czech i Słowacji :)

Udało mi się również poznać osobiście kolekcjonera z Ukrainy, z którym do tej pory wymienialiśmy się kapslami droga pocztową i rozmawialiśmy jedynie na czacie. 

Ze znajomymi kolekcjonerami - Pawłem i Tymurem

To była bardzo sympatyczna giełda, jedynie czas na niej spędzony "zleciał" za szybko, ale jako to mówią - "wszystko, co dobre, szybko się kończy". 

Kolejna giełda birofiliów już w sobotę, tym razem bliżej mojego Poznania. Jedziemy zdobyć Grodzisk Wlkp.!

wtorek, 20 czerwca 2017

Korona Gór Polski: Góry Bardzkie Kłodzka Góra Szeroka Góra z Barda dla niezmotoryzowanych


To był szalony długi weekend na trasie Poznań -Wrocław-Kraków-Żywiec-Katowice-Wrocław-Bardo-Kłodzko-Wrocław-Poznań  :-) Sporo się działo i dzięki temu mam dla Was m.in. propozycję zdobycia kolejnego szczytu należącego do Korony Gór Polski, na który wejść można nie korzystając z samochodu. Przygotujcie się jednak raczej na całodzienną wędrówkę, ponieważ dystans jest dość spory - ok. 20 km. 
Naszą trasę rozpoczynamy w malowniczym miasteczku - Bardzie. Do Barda dojechaliśmy pociągiem z Wrocławia. Warto zaznaczyć, że wysiadamy na stacji Bardo Śląskie, a nie Bardo Przyłęk. Bezpośrednich połączeń z Wrocławia Głównego do Barda jest całkiem sporo, a do południa do wyboru mamy aż trzy. Bilet kosztuje kilkanaście złotych, jeśli jedzie nas więcej, kupujmy bilety na jednym "świstku", wówczas zapłacimy kilka złotych mniej, bo skorzystamy z promocji "Ty i raz dwa trzy". Jak już wysiądziemy z pociągu w Bardzie Śląskim, musimy się nieznacznie cofnąć i  przed Nysą Kłodzką skręcamy w prawo rozpoczynając szlak. 

Nysa Kłodzka, w tle Sanktuarium Matki Boskiej Bardzkiej

Na Nysie Kłodzkiej odbywają się spływy pontonowe, z których chyba kiedyś skorzystamy. Szczegóły można zobaczyć m.in. na tej stronie: http://www.ski-raft.pl. Po drodze mijamy właśnie przystań, gdzie możemy także coś zjeść, kupić drobne pamiątki lub napić się piwa. Jeśli chcemy uzupełnić zapasy prowiantu na drogę, musimy udać się w kierunku sanktuarium, przechodząc przez most i idąc kawałek dalej, po prawej stronie działa mały sklep spożywczy. 
Sanktuarium Matki Boskiej Bardzkiej

Klimatyczne Bardo... w okolicy sklepu spożywczego ;-) 

Rozpoczynamy szlak! Tuż przed wejściem na niego, znajdziemy drewniane tablice, na których zaznaczono okoliczne atrakcje z czasami dotarcia. Część z nich znajdzie się na proponowanej trasie. 


Początkowo wędrujemy wzdłuż znaków zielonych i niebieskich. Po kilku krokach, znajdujemy się już na drodze krzyżowej, która będzie nam towarzyszyła przez sporą część trasy. 


Po ok. 20 minutach wędrówki zobaczymy strzałkę, kierującą nas do reliktów zamku średniowiecznego. Dla chętnych, skręcamy w lewo i po ok. 300-400 metrach znajdujemy się przy ruinach. Ruiny odkryto w  roku 1861, jednak szczegółowe badania przeprowadzono dopiero w latach 80 XX w. Dziś oglądać możemy jedynie fragmenty przyziemia i fundamentów. 




Wracamy do naszego szlaku tą samą drogę. Niewiele dalej czeka na nas kolejna atrakcja - źródełko Maryi. Woda z tego źródełka podobno posiada cudowne właściwości, pomocne szczególnie w przypadku chorób wzroku. Jeśli chcemy, by spełniły się nasze najskrytsze pragnienia, musimy nabrać wody w usta i trzykrotnie obiec kapliczkę. Oczywiście to uczyniliśmy :-)   

Źródełko Maryi

Źródełko Maryi

Za źródełkiem Maryi nasz szlak skręca w lewo. Czeka nas tu krótkie dość strome podejście, ale warto podjąć wysiłek. Gdy po lewej stronie dostrzeżemy drewniane schody, jesteśmy prawie na tarasie widokowym. Wyjdziemy nimi na tzw. Obryw Skalny, doskonale widoczny z dołu, z Barda, szczególnie biorąc pod uwagę charakterystyczny biały krzyż znajdujący się w tym miejscu. Warto tu dotrzeć. Roztaczają się stąd piękne widoki na Bardo oraz okoliczne szczyty. Nas niestety pogoda nie rozpieszczała tego dnia, ale widoki i tak były całkiem niezłe, zresztą przekonajcie się sami:


Osuwisko to powstało 24 sierpnia 1598 roku (zastanawiam się jak oni potrafią określić to aż tak precyzyjnie) po długotrwałych opadach deszczu. Co ciekawe, nie wyklucza się również czynnika sejsmicznego. Krzyż, który znajduje się na tym tarasie widokowym postawiono 6 czerwca 1948 roku na pamiątkę pierwszych misji świętych po II wojnie światowej. 




w dole spływ pontonowy


Z Obrywu Skalnego wycofujemy się po schodach do góry. Dalej idziemy szlakiem zielonym, tak, żeby zatoczyć pętelkę.  Po drodze znajduje się drogowskaz z napisem "Kłodzko", który poza szlakiem doprowadzi nas do znaków niebieskich. Musimy być dość czujni, bo później, w pewnym momencie szlak niebieski odbija łagodnie w prawo. My to przeoczyliśmy i musieliśmy się cofać. Miniemy jeszcze kilka stacji drogi krzyżowej, w końcu dotrzemy do kaplicy górskiej na Górze Bardzkiej (583 m np.m.). 



Podobno w 1400 r. miała się tu objawić Matka Boska Płacząca, a do XVII wieku były widoczne ślady Jej stóp i rąk odbite w kamieniu. Obecnie na tyłach kapliczki znajduje się odtworzony odcisk stopy Matki Boskiej. 


Droga krzyżowa za kapliczką skręca w lewo. My idziemy dalej prosto, już znacznie mniej uczęszczanym szlakiem. Jest całkiem przyjemnie, nieznacznie schodzimy w dół, docierając do drogi asfaltowej. Wtedy myśleliśmy, że jesteśmy już blisko celu, ale gdy spojrzeliśmy na mapę, okazało się, że sporo drogi jeszcze przed nami. Znajdujemy się bowiem dopiero na Przełęczy Łaszczowej.


Tu również warto zachować czujność. Dalej powinniśmy iść cały czas niebieskim szlakiem! Nam spodobała się szeroka i wygodna trasa rowerowa znakowana na czerwono. Myśleliśmy, że to właściwa droga, wzdłuż której biegnie także nasz niebieski szlak. Po przejściu ok. kilometra zorientowaliśmy się, że idziemy źle (równolegle do wybranej trasy). Musieliśmy się więc wycofać, jednak przy najbliższej okazji postanowiliśmy skrótem dotrzeć do znaków niebieskich. Nie była to łatwa przeprawa - stromo pod górę po grząskim błocie. Dodatkowo w pewnym momencie rozjechałam się jak żaba :-) Musiałam wspomóc się rękami. Ale nie upadłam na kolana! :D żeby zaoszczędzić sobie takich atrakcji, pilnujcie lepiej właściwych oznakowań trasy. 

Szlak jest tam w większości dość łagodny, w pewnym momencie odbija jednak na węższą ścieżkę i pnie się stromo w górę. Ścieżkę oblegają połamane i pocięte fragmenty drzew. 


Jak się później okazało to strome podejście oznaczało, że zbliżamy się do Ostrej Góry (751 m n.p.m.)




Po zejściu z Ostrej Góry, na naszą trasę zaczęła się wpraszać mgła... Pewnie z kilku miejsc rozciągają się przy ładnej pogodzie piękne widoki, my za dużo zobaczyć nie mogliśmy... 

Ostra Góra




W pewnym momencie zauważyliśmy na drzewie wskazówkę dotarcia na Szeroką Górę. Według najnowszych pomiarów jest ona wyższa niż Kłodzka Góra, tak więc mając ją w pobliżu, postanowiliśmy także ją zdobyć. 


Faktycznie po krótkiej chwili znajdujemy się na Szerokiej Górze (765 m np.m.). 


Rozpoczyna się tu żółty szlak, którego znaleźć nie mogliśmy na żadnej mapie - ani papierowej ani internetowej. W zasadzie według naszych przypuszczeń, powinien on zaczynać się trochę niżej. Być może to jakieś nowe oznaczenia? Wprowadziły nas trochę w błąd. Zaczęliśmy iść zgodnie z nimi. W końcu szeroka ścieżka zawija w prawo, żółty szlak idzie dalej prosto. Nie wiedzieliśmy jak iść dalej. Ostatecznie zeszliśmy z tego żółtego szlaku skręcając w prawo. Znów trochę pobłądziliśmy. Patrząc na mapę wiedzieliśmy jedynie, że Kłodzka Góra znajduje się w bliskim sąsiedztwie Szerokiej... I wiedzieliśmy, że zbyt mocno idziemy w dół. Mapa w telefonie też nie potrafiła nas naprowadzić, ale dzięki niej poznaliśmy swoją pozycję. 

Szeroka Góra

W końcu znaleźliśmy stromą, nieco zarośniętą ścieżkę, odbijającą w las z tej głównej, nieoznakowanej. Postanowiliśmy się nią wdrapać się do góry. Naszym oczom po chwili ukazał się niebieski szlak, a kilka kroków dalej to miejsce:




Jesteśmy uratowani! :-) Tu też rozpoczyna się szlak żółty (właśnie w tym miejscu się jego spodziewaliśmy, bo było to zgodne z naszymi mapami). Te oznaczenia na Szerokiej Górze wprowadziły trochę zamętu. Dalej więc już właściwym żółtym szlakiem szliśmy w kierunku szczytu z listy Korony Gór Polski. Trzeba dobrze się rozglądać, bo znajduje się on kilka kroków od prowadzącego szlaku, po prawej stronie. Jednak przeoczyć go dość trudno. 


Na szczycie znajduje się tabliczka, skrzynka z pieczątką i to wszystko w dość intensywnych kolorach. No to zdobyliśmy swój 19 (20) szczyt z Korony! :D 
Na górze wypiliśmy szczytowe piwko. Mieliśmy swoją małą okazję, niezwiązaną z Koroną Gór Polski :) 


Dalej to już przyjemny spacer w dół... 


Docieramy do Kłodzka, gdzie możemy coś przekąsić i udać się w podróż powrotną np. pociągiem lub najpierw zwiedzić jeszcze Twierdzę Kłodzko (tylko dla tych, co mają jeszcze sporo sił ;) ) 


Twierdza Kłodzko

Połączeń kolejowych Kłodzka z Wrocławiem jest również sporo. Bliżej będzie nam dotrzeć pieszo do stacji Kłodzko Miasto niż Kłodzko Główne. Właśnie w pobliżu tej pierwszej stacji znajduje się także dworzec pks (dokładnie jest to plac Jedności, jednak żadna z pytanych przez nas osób nie wiedziała gdzie jest ten plac, więc pytajcie od razu o pks) , skąd kursują do Wrocławia autobusy i busy. Nam udało się wsiąść w busa do Wrocławia o 20:35 (14 zł/ 1 os.) , gdzie zakończyliśmy naszą wycieczkę. 

Przez te pomyłki i zbaczanie z trasy, wyszło nam ok. 23 km. 

Do Kłodzkiej Góry z Barda:

z Kłodzkiej Góry do Kłodzka: 


A mniej więcej trasa powinna wyglądać w ten sposób: