środa, 25 lipca 2018

Korona Gór Polski: Wysoka i Radziejowa w jeden dzień (30 km w górach)/ Wąwóz Homole

Szczerze mówiąc, podczas planowania tej trasy miałam wiele obaw. Według wstępnej analizy, wędrówka na Wysoką i Radziejową jednego dnia powinna zająć nam ok 8 - 9  godzin. W tym czasie powinniśmy przejść ok. 27 km. Trochę bałam się reakcji Mateusza na tę propozycję, ale  od razu podjął wyzwanie. Po przejściu, na początku urlopu, 29 km w Gorcach miałam cichą nadzieję, że jednak się uda, ale zarówno na Wysokiej, jak i później na Przełęczy Rozdziela pojawiły się myśli, które skłaniały do skorzystania z planu B, czyli zejścia do parkingu znacznie wcześniej. Jak udało nam się przezwyciężyć kryzys i zdobyć dwa szczyty z Korony Gór Polski jednego dnia, przeczytacie poniżej: 

Wędrówkę rozpoczynamy z Jaworek, z parkingu przy Wąwozie Homole. Popełniliśmy mały błąd, bo zatrzymaliśmy się na pierwszym parkingu, jadąc od strony Szczawnicy. Pan parkingowy, słysząc nasze plany, wykasował nas 20 zł za cały dzień! Za całodzienny postój w Jaworkach na parkingach ciut dalej zapłacicie połowę! Nie dajcie się zrobić w balona jak my ;-) 


Za wstęp do Pienińskiego Parku Narodowego się nie płaci na tym odcinku. W kilka chwil od wyjścia z auta znajdujemy się już w Wąwozie Homole. To miejsce, o którym uczyłam się w liceum. Miałam swoje wyobrażenia na temat tego wąwozu. Wydawał  mi się cudem natury, czymś, co koniecznie trzeba zobaczyć co najmniej raz w życiu. No i faktycznie nie można odmówić mu wyjątkowego uroku. Jednak, gdy wcześniej łaziło się po Słowackim Raju czy nawet w Małej Fatrze (Diery), to w Wąwozie Homole można poczuć lekki niedosyt. 
Może też trochę źle do niego podeszliśmy, bo mając na uwadze dystans jaki czeka nas tego dnia, przeszliśmy go jak "strusie pędziwiatry". Szybko, bez rozglądania się i podziwiania tej osobliwości Natury. 





Wszystko, co dobre, szybko się jednak kończy. Sprawnym tempem dotarliśmy do końca wąwozu. 


Po krótkiej chwili dochodzimy do miejsca, w którym zielony szlak na Wysoką odbija w prawo. Uwaga! Oznaczenia są kiepsko widoczne - znajdują się na pniu drzewa, zasłoniętym przez gałęzie. Przed nami "spienione" skały, zachęcające do wędrówki (poza szlakiem). Podobno trasa pomiędzy nimi prowadzi na taras widokowy oraz do kolei linowej, którą można zjechać do Jaworek. 
Po szczegóły odsyłam do strony Arena Narciarska. Rzeczywiście po ok. 10 minutach (bez znaków szlaku) znajdujemy się w ciekawym punkcie widokowym. 

punkt widokowy

punkt widokowy 

Znajdziemy tu m.in. panoramę z podpisanymi szczytami widocznymi z tego miejsca. Namierzamy Radziejową. Stąd wydaje się być blisko, jednak już wiemy, że droga do niej będzie sporym wyzwaniem, bo trzeba obejść spory kawał Pienin i Beskidu Sądeckiego. Z punktu widokowego , nie ma raczej drogi prowadzącej do zielonego szlaku. Cofamy się więc grzecznie pomiędzy białymi skałami do miejsca, gdzie ostatnio widzieliśmy zielony szlak. Pod stopami dominuje błoto. Jednak za chwilę wychodzimy z lasu na rozległą polanę. Zauważamy bazę namiotową, jednak do niej nie zbaczamy. 

Baza namiotowa po Wysoką

Za moment rozpoczyna się strome podejście, które podczas zamglenia może sprawiać trudności. Przez łąki prowadzi kilka ścieżek, które niekoniecznie spotykają się wyżej. Po dłuższym nieco marszu (tempo przez stromiznę spada) wchodzimy do lasu, gdzie zauważamy drewniane barierki. I tak sobie wzdłuż nich idziemy (nadal stromo) aż do momentu, gdy nasz szlak zbiega się ze znakami niebieskimi. Tu, kilku innych zdobywców Wysokiej tego dnia oraz my, mieliśmy mały orientacyjny problem. W ruch poszły mapy papierowe w dobrej skali, telefony i zgodnie stwierdziliśmy, że musimy piąć się dalej w górę. Czyli schodzimy z zielonego szlaku i idziemy w górę zgodnie z niebieskimi oznaczeniami. 


Po kilku minutach znajdujemy się Pod Wysoką. W tym miejscu niebieski szlak odbija w prawo. My jednak, chcąc zdobyć najwyższy szczyt Pienin, kierujemy się w przeciwną stronę, tak jak wskazują nam niebieskie trójkąciki na białym tle. 

w stronę Wysokiej

Końcowe podejście nie sprawiło nam większych problemów, ale osoby z lękiem wysokości miały chwile zwątpienia. Ostatecznie, po walce ze sobą, udało im się dotrzeć na szczyt!
Po drodze możemy zajrzeć na kilka punktów widokowych. Mieliśmy to szczęście i widzieliśmy Tatry! 

w tle Taterki <3

W końcu zdobywamy Wysoką! Jest pięknie. Widać Tatry, ludzi na szczycie niewiele. Rozkoszujemy się widokami, ale docierają do nas pierwsze myśli zwątpienia. Po pierwsze jesteśmy dość zmęczeni, a za nami dopiero niecałe 5 km (przed nami sporo ponad 20 km), po drugie - coś miesza się w pogodzie i nie jesteśmy pewni, czy bez deszczu (i burzy!) uda nam się wejść na Radziejową. 

Tatry!

na szczycie

Na szczycie znajduje się skrzyneczka z pieczątką Klubu Zdobywców Korony Gór Polski. Jej ślad wygląda tak:


Jeszcze chwilę chłoniemy te piękne krajobrazy widoczne ze szczytu. Postanawiamy schodzić i podczas wędrówki podjąć decyzję co dalej. 


Zejście odbywa się początkowo tą samą trasą. O dziwo schodzi się lepiej niż wdrapuje na górę. Docieramy do rozwidlenia (Polana pod Wysoką), na którym zastanawialiśmy się którędy iść na szczyt. Po krótkim zastanowieniu, podejmujemy wyzwanie i skręcamy w prawo na znaki zielone i niebieskie. Łatwo nie jest. Ścieżka jest momentami dość wąska, a do tego pofalowana. W pewnym miejscu widzimy odbicie zielonego szlaku w stronę słowacką. Weryfikujemy nasze tempo i niestety jest gorsze niż to naniesione na mapę i szlakowskazy. Pozostajemy dalej na niebieskim szlaku. Trochę się dłuży. Co jakiś czas pojawia się małe okienko widokowe. Nas najbardziej jednak cieszy dotarcie do przełęczy Rozdziela, a zasadzie kawałek dalej, gdzie nasz niebieski szlak krzyżuje się z żółtym, biegnącym ze słowackiej strony do Jaworek. 


W nogach mamy zaledwie 10 km. Jesteśmy trochę załamani, bo sił na dalszą wędrówkę brakuje. Postanawiamy rozsiąść się wygodnie na łące, uważając, by nie usadzić pupy na zaschniętym krowim placku (łąka była nimi usiana). Próbujemy uzupełnić kalorie. W ruch idą kanapki, czekolada, żelki. I tak sobie siedzimy, rozglądając się dookoła. Namierzamy Wysoką, z której schodzimy, w tle Trzy Korony. 

Wysoka (zalesiona), z prawej strony w drugim planie wierzchołek Trzech Koron

Widzimy również ruiny jakiegoś budynku. Później dowiadujemy się, że to pozostałości Bacówki pod Wierchliczką. 

ruiny Bacówki pod Wierchliczką

Po odpoczynku, trochę szkoda było nam kończyć wędrówkę, schodząc już do Jaworek. Czujemy się lepiej. Postanawiamy więc iść dalej w kierunku Obidzy. To kolejny punkt, w którym możemy skrócić , w razie czego, wędrówkę. Idzie się nam zaskakująco dobrze. Tempo mamy całkiem niezłe, nadrabiamy trochę czas. W okolicy Obidzy, wita nas asfalt. Widzimy szyldy kierujące do słynnej  Bacówki, ale zauważamy także taką Chałupkę: 



Miejsce okazało się bardzo fajne. Można tu coś zjeść, kupić coś na dalszą drogę lub po prostu napić się piwa. Wybieramy ostatnią opcję. Kupujemy też colę, która później bardzo nam się przyda, dodając tak potrzebnej energii. Samo piwo również postawiło nas na nogi. Ruszamy dalej! W kilka minut wracamy do rozwidlenia szlaków i postanawiamy, że nie schodzimy jeszcze do Jaworek. Wybieramy niebieskie znaki i kierujemy się na Rogacze. Początkowo trasa biegnie równolegle z czerwonym szlakiem


Znowu idzie się dość przyjemnie. Nawet Tatry nieśmiało się wyłaniają!


Po kilkunastu minutach odbijamy na samodzielny niebieski szlak. 


Dość łagodnie wspinamy się w górę. 


Pierwszy na trasie jest Mały Rogacz. Tabliczkę z oznaczeniem znajdziecie po prawej stronie przy szlaku. 


Niewiele później mijamy Wielkiego Rogacza. Znajduje się tu węzeł szlaków. Spokoju nie daje mi jednak to, że na mapie Wielki Rogacz wydaje się być kawałek poza szlakiem. Jeśli będzie czas, sprawdzimy to w drodze powrotnej. Teraz priorytetem jest Radziejowa. W tym miejscu zmieniamy znowu znaki. Tym razem na czerwone. 


Za chwilę wychodzimy z lasu i naszym oczom ukazuje się ona - Królowa Beskidu Sądeckiego -  Radziejowa w pełnej krasie. 

Radziejowa

Żeby ją zdobyć musimy zejść ze zboczy Wielkiego Rogacza do Przełęczy Żłobki. Od niej zaczniemy ostatecznie wspinać się na wierzchołek Radziejowej. Tabliczka umiejscowiona przy szlaku informuje nas, że wieża widokowa na szczycie jest nieczynna. Przypominam sobie, że gdzieś o tym czytałam.  Mimo to, trochę jest nam przykro bo lubimy odwiedzać wieże widokowe. 


Trasa od przełęczy jest dość upierdliwa. Stanowią ją spore kamienie, niektóre dość ostro zakończone. Idzie się rumowiskiem. No nie jest to zbyt przyjemne. Wreszcie jesteśmy na szczycie! Radziejowa zdobyta. 

Nieczynna Wieża na Radziejowej



Na szczycie jesteśmy sami. Rozglądamy się więc dookoła. Sporo ciekawych obiektów tutaj ;) 



;) 


Zbieramy się do zejścia. Akurat docierają kolejni zdobywcy. Musimy cofnąć się tą samą trasą do Wielkiego Rogacza. Tatry nadal całkowicie się nie schowały i możemy wciąż je podziwiać.


Przy tabliczce z nazwą Wielkiego Rogacza i szlakowskazach zauważam wydeptaną ścieżkę biegnącą w las. Według mapy to właśnie w tym kierunku należy iść, by zdobyć jego właściwy wierzchołek.

Widzicie ścieżkę? 

Idziemy tą ścieżyną, przedzieramy się momentami przez gęste zarośla, przekraczamy kilka powalonych drzew. Okazuje się, że nie na darmo! W tym gęstym lesie znajduje się tabliczka zwiastująca zdobycie Wielkiego Rogacza! Mamy to! 


Wycofujemy się do szlaku. Wracamy niebieskim szlakiem do miejsca, gdzie możemy odbić na czerwone znaki w kierunku Jaworek (skrzyżowanie Litawcowa). Znów dopada nas zmęczenie, ale wiemy już, że damy radę dotrzeć do auta, a dwa szczyty Korony Gór Polski zdobyte jednego dnia będą miłym wspomnieniem. Na szlaku do Jaworek nie dzieje się już nic specjalnego - trochę lasu, trochę polanek, błotko... do czasu gdy znajdziemy się na rozległej łące. Tu mamy spore problemy orientacyjne. Nie widzimy nigdzie znaków. Nie widać też innych ścieżek, którymi mógłby biec szlak. W pewnym momencie słyszymy głosy. Pytamy mijającą nas grupę biegaczy o właściwą drogę. Z ich pomocą udaje nam się ją namierzyć. Jesteśmy uratowani! :) Gdy znajdziecie się na tej łące, kierujcie się mocno w lewo (tam szlak wchodzi w las), mimo, że główna, najszersza, bardziej oczywista ścieżka odbija delikatnie w prawo. 

Ale to nie był koniec problemów orientacyjnych. Idąc dalej , kolejną szeroką drogą, zauważamy za drzewami odwróconą tablicę informacyjną dotyczącą ostoi głuszca. W tym miejscu musimy zejść na kolejną łąkę. Trzeba było zmierzyć się z "owczymi minami" i dopiero po krótkiej chwili, z prawej strony udało nam się odnaleźć oznaczenia szlaku. Dalej już bez niespodzianek, no chyba, że zaliczymy do nich stado owiec poganianych przez dość agresywne psy. Szybko jednak i ten element trasy mijamy i łączymy się ze szlakiem żółtym. Oznacza to, że meta naszej wędrówki już niedaleko. Góry żegnają nas piękną panoramą. Gdy dociera do nas jaki kawał pasm górskich udało nam się przejść tego dnia, trochę nie dowierzamy. Cieszymy się też, że całkiem niezła pogoda tak długo się utrzymała. Było super!

Wysoka - delikatnie z prawej od środka kadru.

Widzę jeszcze bazaltową skałkę przy szlaku, ale zapominam zrobić jej zdjęcia. Towarzyszą nam całkiem ładne widoki na Wąwóz i rezerwat Biała Woda. Gdy pytam Mateusza, czy ma ochotę tam jeszcze wstąpić, robi zbolałą minę. Wchodzimy  pomiędzy zabudowania Jaworek. Robimy najazd na otwarty sklep spożywczy i kupujemy lody. Smakują wyjątkowo, chociaż to zwykłe śmietankowe lody na patyku. Z daleka widzimy parking i naszego "granatowego szerszenia" ;) Zegarek wskazuje ponad 30 km. Dawno nie byliśmy aż tak zmęczeni. Warto jednak było. Ten fragment Beskidu Sądeckiego zauroczył nas tak bardzo, że prędzej czy później musimy poświęcić temu pasmu trochę więcej czasu i uwagi. 


Wędrówka zajęła nam ok. 8,5h (nie wliczając postojów/ przerw itp.) 


2 komentarze:

  1. Pani Olu, czemu Pani nie publikuje swoich wpisów na facebooku. Myślę, że miałaby Pani sporo czytelników.
    Pozdrawiam Maciej Majewski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa. Od dłuższego czasu rozważam wykorzystanie facebooka jako narzędzie rozszerzające zasięg moich treści, tylko trochę brakuje mi odwagi. Jak to jednak mówią "do odważnych świat należy". Trzeba będzie spróbować.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Aleksandra

      Usuń