piątek, 24 maja 2019

Kazimierz Dolny - co zobaczyć w jednym z najbardziej romantycznych miast w Polsce + propozycja spaceru przez wąwozy

W kwietniu serwis CNN Travel opublikował zestawienie najbardziej romantycznych miast w Europie Środkowej. Znalazły się w nim 4 polskie miejscowości - Sopot, Sandomierz, Krynica Zdrój oraz Kazimierz Dolny. Do najbardziej romantycznej piętnastki zaliczono także:

- Czechy: Czeski Krumlow, Kutná Hora, Mikulov, Mariańskie Łaźnie, Telcz
- Węgry: Szentendre, Tokaj, Eger, Balatonfüred
- Słowacja: Trenczyn, Bańska Szczawnica

Wszystkie polskie miejscowości, z tego zestawienia, udało nam się już odwiedzić i szczerze mówiąc, ciężko jest wybrać tę "naj". Kazimierz Dolny zawsze kojarzył mi się z piękną zabudową, zabytkowymi, brukowanymi uliczkami i takim powiewem luksusu, elegancji, ale też drogimi knajpkami... Cieszę się, że mogłam całkiem niedawno zweryfikować swoje wyobrażenia. Moje pierwsze wrażenia dotyczące Kazimierza nie były jednak pełne zachwytu. Zresztą jakoś wszyscy nie kryliśmy tego, że coś nie do końca nam pasuje. Może to wina naszych kwater, w których się zatrzymaliśmy (mieszkaliśmy z rodzicami w dwóch różnych pensjonatach, ponieważ znalezienie wolnych miejsc noclegowych na okres około- majówkowy, nie za miliony, dla 4 osób graniczyło z cudem). Były one bardzo niewielkich rozmiarów. Jakoś ciasno było nam nawet w samym Kazimierzu. Wydawało nam się, że każdy, nawet najmniejszy skrawek ziemi wykorzystany jest na kwaterę, parking itp. Trochę brakowało przestrzeni. Dodatkowo podczas pierwszych zakupów w sklepie spożywczym zostałam orżnięta przez ekspedientkę na kilka złotych... Niby nic, ale wrażenie było nieprzyjemne... Początki zaaklimatyzowania się w Kazimierzu były więc lekko oschłe.
Na szczęście wszyscy daliśmy Kazimierzowi drugą szansę i okazało się, że mimo dziwnego startu, potrafił nas oczarować...



Kazimierz Dolny to miasto w województwie lubelskim, w zachodniej części Płaskowyżu Nałęczowskiego. Równina ta poprzecinana jest licznymi dolinami i wąwozami, powstałymi w wyniku procesów erozyjnych. Zresztą jej fragment nosi piękną nazwę: Kraina Lessowych Wąwozów. W krainie tej znajdziemy liczne rezerwaty przyrody, obszary chronione, a jej połowę stanowi Kazimierski Park Krajobrazowy. Powstanie wąwozów ściśle wiąże się z epoką plejstocenu, a więc ostatniego zlodowacenia. Wówczas, wskutek procesów eolicznych (z pomocą wiatru) osadził się tutaj less. Less jest skałą pylastą, która jest bardzo podatna na erozję wodną. Gdy less jest suchy, stanowi dość zwartą formułę, zdarza się jednak, że  pęka i tworzy pionowe urwiska. Pod wpływem wody -  spływa, osiada, tworząc błotnistą breję. To dlatego, co jakiś czas, można przeczytać w internecie o propozycji wybetonowania niektórych lessowych wąwozów, co często wiąże się z falą krytyki obrońców przyrody. Ostatnio przeczytałam, że w planie jest wyłożenie betonowymi płytami fragmentów dwóch wąwozów - w Bochotnicy (prowadzącego do ruin zamku Esterki oraz wąwozu pomiędzy ul. Doły i Jeziorszczyzną (nie podano nazwy wąwozu). Czy ta inwestycja dojdzie do skutku, przekonamy się wkrótce. W samym Kazimierzu Dolnym oraz jego najbliższej okolicy, znajdziemy wiele wąwozów, z których najbardziej znanym jest Korzeniowy Dół, o którym słów kilka w dalszej części tego wpisu możecie przeczytać. Okolice Kazimierza Dolnego są całkiem nieźle pofałdowane, co bardzo mnie cieszyło, gdy wychodziłam tu na biegowe treningi. Miałam nawet wrażenie, biegając bulwarami nad Wisłą, że cały czas droga biegnie pod górkę, niezależnie od tego czy oddalałam się czy zbliżałam do centrum ;) 
Bulwary Nadwiślańskie

Co ciekawe, wielu myśli, że nazwę Kazimierz Dolny zawdzięcza Kazimierzowi Wielkiemu. Oczywiście jego postać odegrała dość istotną rolę na tym obszarze, jednak nazwa Kazimierz Dolny pojawiła się w kronikach już w roku 1249, a więc prawie 100 lat przed urodzeniem ostatniego, na polskim tronie, monarchy z dynastii Piastów. Nazwę można przypisać bardziej Kazimierzowi Sprawiedliwemu, który  w XII w. podarował Norbertankom Zwierzynieckim gród (Wietrzną Górę) nad Wisłą. Podobno to właśnie one zmieniły nazwę na Kazimierz, na cześć ofiarodawcy. Później dopiero dodano "Dolny", aby odróżnić tę osadę od Kazimierza znajdującego się wówczas pod Krakowem (dziś tamten Kazimierz jest klimatycznym fragmentem krakowskiej dzielnicy Stare Miasto I).


Nad Kazimierzem Dolny górują masywne mury zamku. Od niego rozpoczęliśmy nasze zwiedzanie... 
W zasadzie to, co dziś możemy zwiedzać to ruiny tej warowni, po przeprowadzonej w połowie XX wieku rekonstrukcji. Powstała ona w 1350 r. dzięki finansowemu wsparciu i poleceniu Kazimierza Wielkiego. 

Jak to przeważnie wygląda w przypadku zamków powstałych w tamtym okresie, przez lata był własnością wielu rodzin. Mieszkali w nim m.in. Ostrowscy, Firlejowie czy Radziwiłłowie. Smutny los również go nie oszczędził. Budowla "oberwała" w trakcie potopu szwedzkiego. Podjęto wówczas próby jej odbudowania. Od początku XIXw. zamek zaczął popadać w ruinę, a po drugim rozbiorze Polski został wysadzony w powietrze przez Austriaków. 

Bilet wstępu do zamku kosztuje 5 zł/1 os. i obejmuje także wejście na basztę (wieżę strażniczą). 

w drodze do Zamku, w tle Wisła oraz Kościół Św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja

zamek

zamek

widok z zamkowego tarasu



Czy warto odwiedzić kazimierski zamek? Tak! To obok Góry Trzech Krzyży i wąwozów jedna z głównych atrakcji tej malowniczej miejscowości. I chociaż na pierwszy rzut oka widać, że zamek jest odbudowany, fajnie jest pobłądzić po schodach, ścieżkach, prowadzących w większości "donikąd". Na uwagę zasługuje piękny widok z tarasu oraz całkiem ciekawa ekspozycja, gdzie plansze przedstawiono w postaci komiksów z Kazimierzem Wielkim i jego ukochaną, Esterką,  na czele. 

Następnie należy wspiąć się na wierzchołek baszty, oddalonej od zamku o kilka minut drogi.  Trzeba zachować bilet kupiony wcześniej w kasie zamku, gdyż u jej podnóża odbywa się kontrola. Wieża ta ma wysokość ok. 20 metrów i średnicę 10 metrów. W niektórych miejscach mury osiągają grubość 4m! Niegdyś pełniła rolę sygnalizacyjną (niczym latarnia morska). Zauważyć można także jej funkcje obronne (widoczne otwory strzelnicze). Roztacza się z niej jeszcze piękniejsza panorama niż z zamku, a naprawdę wspaniale prezentuje się stąd dziedziniec zrekonstruowanej warowni. Podobno przy pięknej pogodzie można  stąd dostrzec nawet Góry Świętokrzyskie! 



widok z baszty na zamek

Ważnym miejscem w Kazimierzu Dolnym jest także cmentarz żydowski. Znajduje się przy drodze prowadzącej na Czerniawy. Wejście na cmentarz otwiera specyficzny pomnik. Został on stworzony z macew (nagrobnych płyt), które po zniszczeniu żydowskiego cmentarza przez hitlerowców w czasie wojny, zostały wykorzystane do wybrukowania drogi dojazdowej oraz dziedzińca siedziby Gestapo (mieszczącej się w klasztorze Franciszkanów). Fragmenty ocalałych tychże macew zostały użyte do budowy konstrukcji , zwanej "kazimierską ścianą płaczu" (1984r.). Cmentarz ten był miejscem licznych egzekucji Żydów i Polaków w czasie II wojny światowej. Do dziś nie wiadomo jak wiele ludzi straciło tu życie. 

Kazimierska ściana płaczu





Trasa trzech wąwozów (ok. 7,5km)

Wąwozów w najbliższej okolicy Kazimierza jest pod dostatkiem. Ja zaplanowałam trasę z przejściem trzech z nich. Najpierw tę trasę zwiedziłam biegiem podczas treningu, a następnie zabrałam na spacer rodzinkę.
źródło: google.pl/maps/ mapmyrun.com

Rozpoczynamy w centrum Kazimierza, może być przy rynku, lub możemy rozpocząć wędrówkę w dowolnym miejscy ul. Nadrzecznej lub ul. Kwaskowa Góra. Kierujemy się w stronę ul. Doły. Z Rynku idziemy więc prosto (wspomnianymi ulicami - Nadrzeczna, Kwaskowa Góra, Doły), oddalając się od Wisły. Na skrzyżowaniu z trasą na Czerniawy, delikatnie odbijamy w lewo. Po kilkuset metrach od skrzyżowania, po prawej stronie, będziemy mijać Starą Chatę. Jej nietypowa sylwetka na pewno zwróci uwagę. W tym miejscu musimy odbić w prawo, chowając się za nią oraz za Siedliskiem Lubicz (w stosunku do asfaltowej drogi). Po przejściu ok. 150 metrów zauważymy rozwidlenie. Na nim kierujemy się w lewą stronę. Po kilku chwilach będziemy w pierwszym wąwozie - Niezabitowskich. 



Jeśli będzie to pierwszy z odwiedzanych przez nas wąwozów, na pewno zrobi na nas nie lada wrażenie. Największa atrakcja bowiem pozostanie jeszcze przed nami. Spacerujemy dalej prosto, zostawiamy wydrążone koryto z tyłu. Ścieżka robi się zwyczajna. Idziemy tak do chwili, gdy do drogi dochodzić będzie inna, tworząca z naszą literę V. To znak, że musimy ostro skręcić w lewo. 


Pójdziemy teraz przez pola, niewielkie sady... 



ale droga ta okaże się na pewno przyjemna, szczególnie przy pięknej pogodzie. 


Wyjdziemy przy niewielkich parkingach i w zasadzie możemy iść za tłumem... ale polecam przejść tę trasę w miarę wcześnie rano i mieć chyba najpiękniejszy z wąwozów tylko dla siebie. Mnie się to udało podczas porannego treningu. Niestety idąc z rodzinką, trafiliśmy już na tłumy turystów i ... wrzeszczące dzieciaki zwisające ze zdobiących wąwóz korzeni...

Gdy dotrzemy, za parkingami, do asfaltowej ul. Doły, skręcamy w lewo. Idąc chodnikiem, rozglądajmy się, bo po krótkiej chwili znajdziemy tablicę informującą nas o wejściu do Wąwozu Korzeniowy Dół (odbicie w prawo przy Klubojadalni Korzeniowej). Już na samym początku to miejsce potrafi oczarować! Oczywiście bardziej mi się podobało wczesnym rankiem, gdy nie spotkałam po drodze nikogo...


Tym razem trochę czasu zajęło nam znalezienie momentu, kiedy prawie nikogo nie mielibyśmy w kadrze...




Naprawdę tam jest przepięknie i zdaję sobie sprawę, że tego piękna nie oddają powyższe fotografie. W tych najciekawszych miejscach było tyle turystów, że jakoś nie miałam ochoty robić zdjęć... Wąwóz ten ma 400 metrów długości, a wysokość jego ścian w środkowej części osiąga aż 8 metrów!
Pnie się łagodnie do góry. Niektórzy w połowie jego długości zawracają na parking... a na górze, może nie czekają nas zapierające dech w piersiach widoki, jednak mimo to warto pójść tą trasą. Idziemy wzdłuż zabudowań, mieszkalnych domów. Przy odrobinie szczęścia będziemy mogli zakupić domową lemoniadę, którą sprzedają miejscowe dzieciaki. Kiedy dojdziemy do skrzyżowania z szerszą drogą i po prawej stronie będziemy mieć zieloną tablicę z nazwą "Góry", skręcamy w lewo. Idziemy asfaltem, płytami chodnikowymi, zachowując ostrożność, gdyż jeżdżą tędy samochody. Cały czas brniemy w kierunku wysokiego i widocznego masztu telewizyjnego.
Aby wydłużyć spacer, możemy poszukać po prawej stronie niebieskiego szlaku turystycznego i odbić w stronę ruin Zamku Esterki (w Bochotnicy). Musimy się jednak liczyć z tym, że droga do zamku i z powrotem to dodatkowe 3-4 km. Za Zamkiem Esterki można także zejść do Bochotnicy (by nie cofać się do ul. Góry) i wrócić do Kazimierza wygodnym chodnikiem, a następnie bulwarami. Ten wariant wydłuży nam wędrówkę o ok. 7 km od podstawowego, opisywanego i ominiemy Wąwóz Norowy Dół. 

Ruiny Zamku Esterki (Zamku Firlejów) zdobyłam podczas treningu biegowego. Wyruszyłam wcześnie rano, więc po polach biegały swobodnie bażanty, a na trasie nie spotkałam prawie nikogo... Nikogo poza właścicielem prywatnej posesji, w granice której zagalopowałam się  nie zauważając skrętu w lewo, dzięki któremu ową posesję się omija. Następnie zbiegłam do Bochotnicy, czyli kawałek za odbiciem w kierunku ruin. Błądzenie chyba mam we krwi ;) Na szczęście dzięki aplikacji w telefonie, wycofałam się i odnalazłam cel mojego treningu. 


Ten średniowieczny zamek, według źródeł, był bardzo trudny do zdobycia ze względu na swoje położenie. Oczywiście, jakby nie patrzeć, przekonałam się o tym na własnej skórze ;-) Z kolei legendy mówią o tym, że budowla ta została wzniesiona z inicjatywy Kazimierza Wielkiego. Umieścił on w niej swoją ukochaną Esterkę, pochodzenia żydowskiego. Odwiedzał ją spacerując potajemnie z Kazimierza Dolnego. Podobno pomiędzy zamkami (w Kazimierzu i tym w Bochotnicy) znajdują się gdzieś tajemne korytarze, które umożliwiały Kazimierzowi i Esterce schadzki w tajemnicy. Związek pomiędzy Kazimierzem Wielkim i Esterką ponoć jest faktem. Pisze o nim nawet kronikarz, Jan Długosz. 


Jednak wiarygodne źródła mówią nam coś innego niż legendy. Odnosząc się do nich, wiemy, że został zbudowany w połowie XIV wieku przez rodzinę Firlejów, a następnie, jak to bywa z tego typu obiektami, przechodził z rąk do rąk... Niestety nie mamy potwierdzenia jakoby mieszkała w nich Esterka. Pomimo, że to tak romantycznie brzmi i w wielu miejscach możemy przeczytać w nawiązania do tej historii, bardziej trzymam się wersji popartej faktami ;)


Jeśli akurat nie mamy ochoty na tak długi spacer, do ruin, przy innej okazji, w kilka minut podejdziemy z Bochotnicy. 

No, ale wróćmy do podstawowego wariantu, gdzie idziemy ul. Góry w stronę masztu. Gdy będziemy u jego podnóża. Rozejrzyjmy się dobrze. Ulica Zbożowa odbija w prawo. Ale wejście do wąwozu Norowy Dół jest bardziej  niepozorne, chociaż znajduje się po tej samej stronie.  Nawet tablica informacyjna jest nieco schowana i łatwo ją przeoczyć. 


Do wąwozu Norowy Dół prowadzi wydeptana cienka ścieżka. Znakiem charakterystycznym u jego wlotu są niedbale poprzechylane pachołki. Gdy już znajdziemy właściwą drogę, czeka nas niespełna kilometrowy spacer tymże wąwozem. Z pewnością nie może rywalizować z Wąwozem Korzeniowym o miano najpiękniejszego. Jego dno stanowią często pokruszone betonowe płyty, przypadkowo wysypany gruz, czy niechlujnie ułożone  kamienie. Prawdopodobnie są to pozostałości po prowadzącej jego dnem niegdyś betonowej drodze. 


Wysokość ścian wąwozu dochodzi  aż do 20 metrów, co sprawia nieco przytłaczające wrażenie. Wąwóz jest przez to trochę ponury i mroczny.  Mimo , że jest to dla mnie wąwóz wątpliwej urody, warto go odwiedzić, chociażby ze względu na tę "inność". 


Kiedy zakończymy zwiedzanie trzeciego wąwozu na naszej trasie, skręcamy w lewo i brniemy w stronę centrum. Tam każdy może odebrać swoją wymarzoną nagrodę - kupić sobie gofra z dodatkami, zjeść kazimierskiego koguta (o którym jeszcze poniżej napiszę), czy uraczyć się piwkiem w jednym z kilku klimatycznych ogródków. 

Kazimierz potrafi zauroczyć nawet wtedy, gdy szlajamy się bez celu lub nie mamy konkretnego planu na zwiedzanie. Z pewnością i tak natkniemy się na te najciekawsze miejsca, do których należą, m.in. :

Jatki koszerne na Małym Rynku.  To jeden z nielicznych zabytków kultury żydowskiej ocalały po II wojnie światowej. Niegdyś sprzedawano w nich mięso. Obecnie w ich wnętrzu działa klimatyczna knajpka (Trzeci księżyc lokalne bistro) oraz pub, gdzie można nabyć z kija pyszne kraftowe piwo! Bistro z kolei serwuje wspaniałe jedzenie (polecamy przede wszystkim szarpanki, także w wersji wegetariańskiej, z soczewicą). Z jatkami sąsiaduje Muzeum - Synagoga, działające w budynku dawnej żydowskiej świątyni. W 1939r. została ona zamknięta przez hitlerowców, następnie w Kazimierzu powstało  getto. Szacuje się, że po wojnie ocalało zaledwie kilka osób narodowości żydowskiej z naprawdę sporej populacji zasiedlającej te rejony. Wyposażenie synagogi po wojnie skradziono. Następnie w pomieszczeniu otwarto kino Wisła., a dziś możemy tu oglądać wystawy poświęcone kazimierskim Żydom w ramach jednostki muzealnej. Według źródeł, ludność żydowska stanowiła w niektórych okresach nawet więcej niż połowę mieszkańców Kazimierza. Dziś pamiątek ich obecności jest naprawdę niewiele (oprócz jatek jeszcze wspomniany cmentarz na Czerniawach)


jatki


Na Małym Rynku codziennie rozstawiają się stragany z rozmaitościami. Kupimy tu pamiątki z Kazimierza, miód, herbaty, ale także mnóstwo używanych przedmiotów, które pojawiają się najczęściej na targach staroci. W ramach Małego Rynku możemy polecić zupę cebulową w restauracji Sielanka. Zupa ta, oprócz cebuli, zawiera pomidory, świetnie rozgrzewa i jest naprawdę przepyszna!

Kazimierskie koguty to symbol miasta, tak jak oscypki Zakopanego. Oczywiście z postacią koguta wiąże się legenda. Podobno dawno dawno temu przelatywał nad Kazimierzem diabeł. Okolica bardzo przypadła mu do gustu, szczególnie malownicze wąwozy. Postanowił zostać więc tu na stałe. Największym przysmakiem diabła stał się drób. Kiedy już prawie całe ptactwo zostało przez diabła zjedzone, ostatni kogut w mieście, postanowił schronić się w jaskini. Trochę pomogli mu zakonnicy, którzy wejście do jaskini pokropili wodą święconą. Diabeł nie mógł jej znieść, upatrzonego koguta nie złapał, za to wyniósł się z miasta na dobre. Od tamtej pory wypieka się w Kazimierzu Dolnym koguty z ciasta drożdżowego. Kosztują obecnie kilka złotych i można je kupić w wielu zakamarkach miasta. Najsłynniejsze są chyba te z piekarni u Sarzyńskich (przy ul. Nadrzecznej). Warto zajrzeć do tej piekarni nie tylko z chęcią zakupu koguta z ciasta. Zjemy tu także popularne w tym rejonie cebularze, kupimy domowe wino i nalewki. Wybór pieczywa i innych produktów jest tu naprawdę ogromny!



Ulica Nadrzeczna, przechodząca później w Senatorską to raj dla poszukiwaczy małych  dzieł sztuki. Działają tu liczne galerie, gdzie kupimy malowidła, rzeźby oraz rozmaite rękodzieło. Wiele galerii znajduje się także przy ul. Lubelskiej. 










Kazimierski Rynek nam wszystkim wydawał się większy w telewizji ;) Na szczęście w rzeczywistości jest niemniej piękny. W weekendy i dni wolne bywa mocno zatłoczony. Podobnie jest we wtorki i piątki, czyli w dni targowe, kiedy kupimy tu pachnące warzywa, zioła, przetwory czy nalewki domowej produkcji. 
Początkowo zabudowa kazimierskiego rynku była drewniana. Jednak częste pożary wymusiły w końcu powstanie konstrukcji murowanych. Podczas II wojny światowej Rynek bardzo ucierpiał. To, co dziś możemy oglądać to w większości rekonstrukcja przeprowadzona przez architekta Karola Sicińskiego. Charakterystycznym punktem Rynku jest studnia skryta w altanie w stylu zakopiańskim. Według legendy, kto napije się wody z tej studni, będzie już zawsze wracał do Kazimierza. 


Na uwagę z pewnością zasługują bogato zdobione kamienice Przybyłów (Pod Św. Mikołajem i Pod Św. Krzysztofem). 

Kamienice Przybyłów
Będąc na  rynku możemy spędzić czas w klimatycznej restauracji, kawiarni lub pobuszować w galeriach i przy straganach w poszukiwaniu pamiątek.



Nad Rynkiem króluje najstarszy Kościół w mieście - renesansowa  fara Św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja. 
fara Św. Jana Chrzciciela i Bartłomieja

Będąc w Kazimierzu, wzrok przykuwa także Góra Trzech Krzyży - obowiązkowy punkt, który trzeba odwiedzić. Niby jest to niewielkie wzniesienie o wysokości 178 m.n.pm. (w niektórych źródłach 190 m n.p.m.) , jednak podejście na nie potrafi lekko zmęczyć, szczególnie niewprawionych piechurów. W zasadzie podejścia są dwa - jedno z okolic fary, drugie rozpoczyna się bliżej zamku. Oba są dobrze oznakowane, więc trudno je przegapić. Na Górze Trzech Krzyży byłam trzykrotnie. Najmilej wspominam samodzielne wdrapanie się na górę podczas treningu biegowego (po 7 rano!). Miałam Górę tylko dla siebie i jeszcze nikt nie pobierał opłaty za wejście ;) To nie kosztuje na szczęście dużo, bo zaledwie 3 zł. Ale widoki stąd są warte poświęcenia tych kilku złotych. Pięknie prezentuje się cały Kazimierz, z Rynkiem na czele. Widać Wisłę i malownicze najbliższe okolice Kazimierza.

Widok z Góry Trzech Krzyży

Widok z Góry Trzech Krzyży


Krzyże na tym wzniesieniu mają upamiętniać epidemię cholery, która była przyczyną wielu zgonów na początku XVIIIw. Ale podobno stały tu już dużo wcześniej (nawet w XVIw.) . Między innymi przypuszcza się, że stanowiły pamiątkę po klasztorze sióstr Norbertanek. 
Krzyże wymienia się co 30-40 lat. Te, które możemy oglądać obecnie, pochodzą z 2002 roku i każdy waży ok. 500 kg! 



Góra Trzech Krzyży wieczorem

Piękne miejsc w Kazimierzu i okolicy można wymieniać prawie bez końca. Sama jeszcze zobaczyłabym wiele z nich. Niestety nie starczyło czasu na wszystko, coś trzeba było zostawić sobie na później...

Jeden z bardziej klimatycznych wieczorów spędziliśmy nad Wisłą. Piękny zachód słońca, malownicze barwy przenikające się nad naszymi głowami tworzyły wciągający spektakl... 



Byliście w Kazimierzu Dolnym? Co Wam się najbardziej tam podobało? 



wtorek, 21 maja 2019

Podlasie: Subiektywny przegląd atrakcji regionu (podlaskie, atrakcje Podlasia): Ziołowy Zakątek, Muzeum Ciechanowiec, Kasztelik Korona Podlaska, Drohiczyn, Koterka, Koryciny


W tym roku udało nam się mieć całkiem długą majówkę. Naprawdę rzadko mamy aż tyle czasu na podróże i zwiedzanie. W zasadzie na pierwszy majówkowy wyjazd porwali nas rodzice, którzy od dawna chcieli odwiedzić Kazimierz Dolny i okolice. A ponieważ są zakochani w Podlasiu, postanowiliśmy, prawie po drodze 😏, zahaczyć o te piękne rejony. My z Mateuszem odwiedziliśmy Podlasie po raz pierwszy, ale raczej nie ostatni. Do tej pory Podlasie nie kojarzyło nam się z czymś szczególnym. Teraz wiemy już, że ma do zaoferowania naprawdę dużo, dodatkowo w pakiecie z ciszą i spokojem, których na co dzień trochę nam brakuje.

Zapraszam na subiektywny przegląd atrakcji Podlasia. Zdaję sobie sprawę, że przedstawione przeze mnie, to zaledwie niewielki odsetek tego, co czeka na odkrywców tego tajemniczego , mało znanego regionu.

źródło: www.google.pl/maps/


1. Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu
ul. Pałacowa 5
18-230 Ciechanowiec

Przyznam szczerze, że gdy dowiedziałam się, że zwiedzanie tego muzeum, a w zasadzie skansenu, trwa ok. 2,5 - 3 godzin, byłam trochę przerażona. Co tu robić tyle czasu? - zastanawiałam się w myślach. Szybko jednak okazało się, że można go spędzić tam nawet więcej! Bardzo fajnie rozwiązano oprowadzanie odwiedzających z przewodnikiem. Nie trzeba czekać do pełnej godziny lub do czasu gdy zbierze się większa grupa zwiedzających. Po prostu dołącza się do grupy, która już jest w  trasie,w którymś z punktów zwiedzania. W zasadzie prawie nie ma znaczenia, w którym miejscu rozpoczniemy spacer. Po prostu zakończymy go tam, gdzie rozpoczynaliśmy, zataczając pętlę. Na terenie skansenu zobaczymy m.in. jak dawniej wyglądały wiejskie chaty (z umeblowaniem i wyposażeniem włącznie) w zależności od zamożności oraz statusu mieszkańców. Zajrzymy także do mniejszych placówek - Muzeum Chleba oraz Muzeum Pisanki (pisanki w tym miejscu potrafią zaskoczyć!). Obejrzymy również maszyny oraz sprzęty rolnicze. Przewodnik zaprowadzi nas do zabytkowego kościoła, w którym nadal odbywają się nabożeństwa. Sporą atrakcją będzie także młyn wodny, który przeważnie jest uruchamiany. Niestety podczas naszej wizyty w zbiorniku na terenie muzeum nie było wody, co uniemożliwiło ten pokaz. Ciekawym punktem jest z pewnością Muzeum Weterynarii. Jednak opowieści i opisy niektórych przyrządów nie nadają się dla osób o słabych nerwach. Na uwagę zasługuje także pałac, w którym obejrzymy interesujące wyposażenie oraz bogatą kolekcję porcelany. Jako ciekawostkę napiszę również, że na ekspozycji jednego z obiektów, znajdują się balony, którymi niegdyś bawiły się dzieci, zrobione z jelit zwierząt! Oprócz tego wszystkiego, wędrówkę uprzyjemni nam towarzystwo zwierząt gospodarskich, m.in. owiec, gęsi, osłów... Chętni mogą także zobaczyć jak kiedyś pozyskiwało się mąkę przy pomocy żarna oraz samodzielnie spróbować tej czynności. 

pałac

kościół
wnętrze kościoła

gęsi :-) 

ciekawski osioł ;)

Muzeum Pisanki

Muzeum Chleba



Polecamy to miejsce małym i dużym! Spora dawka informacji podana w sposób przystępny, momentami zabawny i naprawdę bardzo ciekawy.

2. Ziołowy Zakątek w Korycinach 
Koryciny 73b
17-315 Grodzisk

"Ziołowy Zakątek" w Korycinach to miejsce specyficzne. Stanowi przede wszystkim klimatyczną bazę noclegową, ale znajdziemy tu także ogród botaniczny, zabytkowy kościół, restaurację, oraz zagrody ze zwierzętami takimi jak: króliki, bażanty, koguty, owce, kozy itp. Warto także wejść do sklepu, w którym kupimy aromatyczne przyprawy, smaczne ziołowe herbaty oraz inne przysmaki na bazie ziół, przypraw i olejów.  Ostrzegam jedynie, że można wydać tam fortunę, pomimo tego, że ceny są naprawdę rozsądne ;) 
Muszę poświęcić jeszcze kilka linijek restauracji. Jedzenie tu jest naprawdę przepyszne. Pierogi z czosnkiem, kiszka ziemniaczana czy zupa z pokrzywy zasługują na polecenie. Dodatkowo spróbujemy tu bardzo ciekawych piw. Nam do gustu bardzo przypadło piwo żołędziowe! W ofercie jest także m.in. pokrzywowe, mniszkowe czy perzowe i kilka innych z małego Browaru Stara Szkoła. 

Kto dziś sprzedaje lody? ;-) 

Wejście do ogrodu botanicznego

Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Grodzisku/ Korycinach 

wnętrze kościoła

Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny pierwotnie był cerkwią zbudowaną w II połowie XVII w. W 1923 r. został przekazany katolikom.















Piękne miejsce, gdzie można fajnie spędzić naprawdę dużo czasu. Przede wszystkim obcowanie z tymi oswojonymi zwierzakami sprawiło nam wszystkim sporo radości.  

3. Drohiczyn - historyczna stolica Podlasia

Drohiczyn, Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Drohiczyn to miasto, w którym czas płynie jakby wolniej. Moi rodzice spędzili tu niedawno cały letni urlop. Uznali Drohiczyn za świetną bazę wypadową na samochodowe wycieczki po okolicy.  Podczas majówki, pokazali nam m.in. piękny punkt widokowy (Góra Zamkowa) , z którego rozpościera się malownicza panorama zakola rzeki Bug. Na Górze Zamkowej zamku dziś nie zobaczymy. Podobno znajdował się tutaj w XIV wieku, jednak warownia popadła w ruinę podczas potopu szwedzkiego i niestety nie pozostał po niej do dziś żaden ślad. Obelisk, który "zdobi" Górę Zamkową wzniesiono w 1928r. w dziesiątą rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę. 


widok z Góry Zamkowej na Bug

obelisk

U podnóża Góry Zamkowej znajduje się schron bojowy, będącego elementem "Linii Mołotowa" , czyli najdłuższej linii fortyfikacyjnej Europy w XX w. Był to pas umocnień sowieckich wzdłuż granicy z Niemcami (na mocy traktatu Ribbentrop-Mołotow). Rozciągał się od Przemyśla aż po Bałtyk. Podróżując po okolicy można dostrzec pozostałości innych schronów. Ten położony nad Bugiem w Drohiczynie jest największym z zachowanych.


Zupełnie przypadkiem dowiedzieliśmy się o istnieniu Muzeum Kajakarstwa w Drohiczynie. To jedyna placówka tego typu w Polsce. Postanowiliśmy je odwiedzić.


Muzeum jest niewielkie, jednak w planach jest jego przeniesienie na nieco większy metraż. Obecnie zobaczyć możemy w nim oczywiście kajaki, na czele  z najstarszym egzemplarzem (z 1938r.). Zapoznamy się tu również z historią kajakarstwa, obejrzymy osprzęt, kapoki, wiosła itp. W nowym miejscu ma powstać także symulator pływania kajakiem oraz basen. Wstęp do muzeum był bezpłatny (jeśli odwiedzisz to miejsce, podziel się proszę aktualnymi informacjami w komentarzu).  


Kajak Kette z 1938 r. (Niemcy)


Muzeum odwiedził nawet sam Aleksander Doba! 
http://www.muzeumkajakarstwa.pl/

Uwaga! Muzeum Kajakarstwa zostało przeniesione do Nadbużańskiego Centrum Turystyki Kajakowej w Drohiczynie, ul. J.I. Kraszewskiego 24

Tuż obok Muzeum Kajakarstwa warto wstąpić także na Wystawę Starych Motocykli. Znajduje się tam ponad 30 motocykli z Polski oraz innych europejskich krajów. Najstarszy egzemplarz ma ponad 100 lat! Ale ekspozycja dotyczy nie tylko motocykli. Stare aparaty fotograficzne, wiertarki, przedmioty związane z II wojną światową (pociski, hełmy) , mózgoczaszka tura! i wiele więcej. To wszystko czeka na nas w tym miejscu. Myślę, że wystawa zainteresuje w jakimś stopniu każdego, nawet nie będącego wybitnym fanem motoryzacji. Działa tu także małe stoisko z pamiątkami. Kupimy tu m.in. pocztówki, kubki, magnesy, plakaty...  
Wstęp na wystawę, podobnie jak do Muzeum Kajakarstwa, również jest darmowy. 

Wystawę Starych Motocykli można oglądać przy ul. Kopenika 9 w Drohiczynie. Za wstęp pobierana jest już symboliczna opłata. 



4. Kasztel-ik Korona Podlasia
Olendry 86
17-300 Siemiatycze

Praktycznie każdy, kto odwiedza Podlasie, na pewno prędzej czy później, dowie się o istnieniu Kaszteliku w Olendrach. Jest to naprawdę niezwykłe miejsce, szczególnie, że wiąże się z nim historia człowieka pełnego pasji i samozaparacia. Bo kasztelik ten jest dziełem pana Jerzego Korowickiego- mężczyzny, który ponad 20 lat temu rozpoczął budowę ogrodzenia tej działki przy użyciu kamienia polnego. Następnie zrodził się pomysł zbudowania zameczku, który skrupulatnie jest realizowany od ponad 12 lat. Oprócz kamienia polnego, który pięknie wkomponował się w krajobraz, konstrukcja zawiera także ozdobne metalowe elementy. Zdecydowanie warto zajrzeć do kaszteliku, zerknąć na panoramę, jaka roztacza się z jego wieży oraz wesprzeć gospodarza symboliczną złotówką, by mógł dalej realizować swoje dzieło. Po rozmowie z panem Jerzym, wiemy, że ma całkiem śmiałe plany konstrukcyjne na najbliższe lata. Jesteśmy niesamowicie ciekawi efektu końcowego. 





5. Góra Grabarka

Góra Grabarka nazywana jest "Częstochową prawosławia". Jest to miejsce związane z kultem ikony Spasa (Zbawiciela). Owa ikona początkowo znajdowała się w Mielniku. Jednak w XIIIw.  wywieziono ją w bezpieczne miejsce, ponieważ ówczesne losy Podlasia były bardzo burzliwe. Podlasie nękane było licznymi najazdami grabieżczymi. Do dziś nie wiadomo co stało się z cenną ikoną. Po prostu zaginęła. Ludność jednak o niej nie zapomniała. Kult cudownej ikony został zachowany do dziś. 
Z Górą Grabarką związana jest jeszcze jedna historia. Na początku XVIII wieku okolicę nawiedziła epidemia cholery. Podobno pewnemu starcowi objawiło się w nocy miejsce, w którym można się od niej uchronić. Była to dzisiejsza Święta Góra Grabarka. Ludność zbudowała krzyż, tłumnie zebrała się na Górze Grabarce, obmyła wodą z cudownego źródełka i została ocalona. Epidemia została zastopowana. Dziś w tym miejscu znajduje się Cerkiew Przemienienia Pańskiego oraz charakterystyczne wzgórze z krzyżami wotywnymi. Są to krzyże przynoszone przez ludzi w różnych intencjach. Niektóre dziękczynne, niektóre stawiane są z prośbami o pomoc w trudnych sytuacjach - nieszczęściu, chorobach itp. 
Odwiedziliśmy Górę Grabarkę w dniu prawosławnej Wielkanocy. Nie bardzo mogliśmy więc dokładnie wszystko zwiedzać. Z pewnością jest to miejsce bardzo interesujące, Będąc w okolicy należy koniecznie zajrzeć! 
Cerkiew Przemienienia Pańskiego

Krzyże wotywne

Cudowne źródełko to bardzo popularne miejsce u podnóża Góry Grabarki. To właśnie woda z tego źródełka ocaliła w 1710 roku ludzi, którzy się jej napili oraz nią obmyli od epidemii cholery. Dziś woda ze źródełka ma podobno nadal cudowną moc. Chusteczkę (np. higieniczną) namaczamy w wodzie ze źródełka, pocieramy chore, obolałe miejsca i wrzucamy taką chustkę do ustawionego w pobliżu źródełka wiadra. Chusteczki te są następnie palone, a rytuał ten ma zapewnić ulotnienie się naszych problemów zdrowotnych. Ze źródełka można także nabrać bezpłatnie cudownej wody do swoich butelek.






6. Cerkiew Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” w Koterce
17-307 Tokary 

Piękna cerkiew usytuowana tuż przy granicy z Białorusią. Niestety nie dane było nam wejść do środka, ale z zewnątrz jej konstrukcja robi także niemałe wrażenie. Podobno można ją zwiedzić po uprzednim umówieniu się z proboszczem parafii. Dowiedzieliśmy się o tym jednak po fakcie. Powstanie tej cerkwi wiąże się z objawieniem Matki Bożej w tym miejscu oraz pojawieniem się uzdrawiającego źródełka. Do dziś można nabrać z niego wody i np. podarować osobom, które zmagają się z chorobami. Warto zaznaczyć, że cerkiew wzniesiono na terenie bagiennym. Przez dziesiątki lat nie ulega ona zniszczeniom, co można przypisywać niezwykłej opiece Matki Bożej. 



cudowne źródełko

Droga, którą dojedziemy do cerkwi w Koterce kończy się tuż za jej ogrodzeniem. Dalej nie przejedziemy. Bowiem tam znajduje się Białoruś (odgrodzona płotem)! Próbowałam nieco przybliżyć tę Białoruś zoomem w aparacie, ale niewiele widać. Na mapach google także nie da się połazić po okolicy tym googlowskim ludzikiem ;-) Tak blisko Białorusi jednak jeszcze nie byłam.

Za mną Białoruś

zbliżenie na granicę


zbliżenie na granicę

7. Wieża widokowa w Mielniku

Ta atrakcja, mówiąc delikatnie, nas nie powaliła, niczego nam nie urwało ;-) W zasadzie trafiliśmy na nią przypadkiem, dzięki drogowskazom przy drodze. Wieża w Mielniku ma wysokość 12 metrów i roztacza się z niej całkiem niezła panorama. Jednak jeśli mamy wybierać, to ta z Góry Zamkowej w Drohiczynie zrobiła na nas o wiele większe wrażenie.




8. Przeprawa promowa przez Bug -  Mielnik - Zabuże

Natomiast przeprawa promowa przez Bug okazała się dla nas dość ciekawa. Odbywa się na niewielkich jednostkach, gdzie zmieszczą się maksymalnie 2 samochody. Przeprawa jest płatna - za samochód i 4 osoby zapłaciliśmy 9 zł. Dzięki  przeprawie, w kilka chwil znajdziemy się po drugiej stronie rzeki i będziemy mogli kontynuować podróż nie nadkładając bez sensu drogi. Co ciekawe, jednocześnie przeniesiemy się z województwa podlaskiego do mazowieckiego :) 


Po drugiej stronie Bugu polecić możemy Oberżę Borsuki w miejscowości Borsuki. Ciekawe menu z mnóstwem regionalnych potraw zachwyci z pewnością każdego, kto lubi dobrze zjeść (i nie liczy kalorii ;-)) Gdy już coś przekąsimy i ruszymy w dalszą podróż (kierunek na Gnojno) , warto zatrzymać się na chwilę przy dojściu do punktu widokowego na zakole rzeki Bug. Oznaczenia przy drodze ułatwią znalezienie właściwego punktu. Po przejściu ok. 200 metrów naszym oczom ukaże się skarpa, poniżej której zobaczymy imponujący fragment meandrującego Bugu. I tu znowu ciekawostka - stoimy w granicach województwa lubelskiego, a po drugiej stronie rzeki mamy województwo podlaskie.

Zakole Bugu

9. Janów Podlaski
Wygoda 3, 21-505 Janów Podlaski

Janów Podlaski kojarzony jest przez wszystkich z końmi. Do stadniny poprowadzona została nawet specjalna droga. Niestety widać, że czasy świetności stadniny w Janowie już minęły. Część infrastruktury, którą zobaczyliśmy, pamięta raczej odległe czasy i niektóre jej fragmenty wymagają gruntownych remontów. Koni nie widzieliśmy wcale, ale przypisuję to późnej porze naszej wizyty. Stadninę w Janowie potraktowaliśmy bardziej jako ciekawostkę niż cel do zwiedzania. 
Według informacji na stronie internetowej, stadninę można odpłatnie zwiedzać z przewodnikiem. Jest to jednak opcja dostępna po wcześniejszej rezerwacji. 



Powyższe miejsca odwiedziliśmy w ciągu dwóch dni, włączając w ten czas dojazd z Poznania. Nocowaliśmy wyjątkowym miejscu - "Pod skrzydłami Podlasia" w Siemiatyczach (http://www.podskrzydlamipodlasia.pl/). Nocleg znaleźliśmy na booking.com. I chociaż łazienki dla gości znajdują się poza pokojami, to wygodne łóżka, fenomenalne wyposażenie, ale przede wszystkim przyjęcie przez gospodarzy rekompensują z nawiązką tę (dla niektórych) niedogodność. Swoją drogą ta łazienka na korytarzu jest tak ogromna, że można by w niej nawet ćwiczyć z Chodakowską ;) 

Będąc na Podlasiu na pewno warto spróbować regionalnej kuchni. Przy każdej możliwej okazji próbowaliśmy tych przepysznych, chociaż bardzo tłustych i tuczących dań. Zdarzało się, że zamawialiśmy ich kilka i po prostu po troszku próbowaliśmy. Na uwagę zasługują na pewno:

- zaguby - podobno do zjedzenia jedynie nad Bugiem. Faktycznie udało nam się zjeść ich smażoną wersję w Drohiczynie. Zaguby to potrawa z farszem z surowych ziemniaków, cebuli i boczki,  zawiniętym w rulon z ciasta podobnego do pierogowego. Ciasto to pocięte jest na grube plastry i ugotowane. Przyznam szczerze, że te podsmażone były rewelacyjne!

- kiszka i babka ziemniaczana - kolejny przysmak na bazie ziemniaków z dodatkiem skwarek/boczku i cebuli. Kiszka ziemniaczana z wyglądu do złudzenia przypomina "normalną" kiełbasę. Przez to nie chciałam za bardzo jej spróbować. To byłby niewybaczalny błąd. Kiszka ziemniaczana jest przepyszna. Podobnie jak babka, która podawana jest często dla urozmaicenia z różnymi sosami, np. grzybowym, koperkowym itp. Czasem poszczególne plastry babki są także przed podaniem obsmażane na złoto.

- kartacze - ich nazwę kojarzyłam najbardziej z tego zestawienia zanim jeszcze znalazłam się na Podlasiu. Nie wiedziałam jednak jak wyglądają a tym bardziej jak smakują! W otoczce z tartych ziemniaków, w kartaczach kryje się dobrze doprawione mięso mielone. Kartacze podawane są z okrasą. Smakują bardzo dobrze. Przypominają nieco litewskie cepeliny i pewnie wywodzą się właśnie z kuchni naszych północno-wschodnich sąsiadów. Warto spróbować, chociaż moim zdaniem dwie powyższe potrawy są smaczniejsze!

Podlasie potrawami na bazie ziemniaków, skwarek i mięsa stoi. Prawie w każdej podlaskiej knajpce dostaniemy też pierogi z ciekawym nadzieniem (np. próbowałam pierogów z soczewicą), pielmieni (mniejsze pierożki z mięsnym farszem) lub bliny (drożdżowe naleśniki). 

Piękne jest to nasze Podlasie i bardzo gościnne. Niestety nasz czas był ograniczony i trzeba było ruszyć w dalszą podróż. W kolejnych wpisach przeczytacie na pewno o Kazimierzu Dolnym. Dowiecie się które z proponowanych atrakcji udało nam się odwiedzić i które zrobiły na nas największe wrażenie.