czwartek, 20 kwietnia 2023

Wielkopolska: Zwiedzamy Radojewo, Kokoryczowe Wzgórze + spacer brzegiem Warty, ścieżka "Wolność jest w Naturze", Łysy Młyn

Gdzie w pobliżu Poznania wybrać się na weekendowy spacer? Gdzie odpocząć od miejskiego gwaru? 
Zapraszam na wycieczkę z Radojewa do Łysego Młyna, którą zrealizujecie korzystając z komunikacji autobusowej. Przejdziemy przez Kokoryczowe Wzgórze, które właśnie teraz, wiosną, wygląda najpiękniej. Zobaczymy pozostałości majątku rodziny von Treskow oraz niewielki cmentarz, na którym spoczywają członkowie rodu. Ponadto przespacerujemy się brzegiem Warty i klimatycznymi leśnymi ścieżkami. Gotowi?! :) 

Do Radojewa można dojechać m.in.  autobusami nr 167 lub 911 z Ronda Śródka. Przejazd trwa nieco ponad pół godziny. Zanim ruszymy w stronę Kokoryczowego Wzgórza, postanawiamy zobaczyć starą gorzelnię. Budynek znajduje się przy ul. Piołunowej 9 (to ok. 400 metrów od przystanku autobusowego Radojewo). Obchodzimy go dookoła, zaglądamy przez okienka. Tym razem nie wchodzimy do środka. 




Na cegłach zauważamy sygnatury, które udaje mi się rozszyfrować. Ta na zdjęciu poniżej pochodzi z cegielni z Bolechowa, kolejna z Promnic (Praemnitz). 


Cegły z Bolechowa 


Cegła z Promnic


wnętrze gorzelni


wnętrze gorzelni

Z gorzelnią sąsiadują ruiny owczarni, ale są w tak złym stanie, że nawet ich nie fotografuję. 

Dalej kierujemy się w stronę pałacu, należącego niegdyś do bogatej rodziny von Treskow. Niestety od dłuższego czasu widać, że nie ma pomysłu (i / lub finansów)  na jego zagospodarowanie i obiekt popada w coraz większą ruinę. Dewastację trochę zatrzymało zamurowanie okien oraz ogrodzenie pałacu wysokim płotem. 


pałac w Radojewie

Przy Pałacu rozpoczyna się  ścieżka edukacyjna „W poszukiwaniu zielonej energii”, wzbogacona o tablice dydaktyczne, które spodobają się nie tylko dzieciom. Przeczytacie na nich wiele ciekawostek przyrodniczych i z pewnością sporo z nich Was zaskoczy. A jeśli wybieracie się tu z dziećmi, możecie wcześniej wydrukować pakiet materiałów, które dodatkowo zainteresują Wasze pociechy. Znajdziecie je pod linkiem :  KLIK

Nasza trasa częściowo pokrywa się  ze ścieżką dydaktyczną. Tuż przy pałacu wchodzimy do przepięknej zielonej krainy. Właśnie teraz (połowa kwietnia 2023) kwitnie kokorycz pusta (Corydalis cava) , od której wzięła się nazwa Kokoryczowego Wzgórza. Ale miejsce to warto odwiedzić także kilka tygodni wcześniej (pod koniec lutego), kiedy tutejsze pagórki pokrywają żółte "dywany" rannika zimowego. Obecnie króluje kokorycz, której kwiaty mogą mieć barwę białą, kremową, różową, czerwonawą lub fioletową oraz odcienie pośrednie:  




jedna z tablic dydaktycznych przy ścieżce - dzięki niej można zapoznać się z rosnącymi tu roślinami oraz ciekawostkami na ich temat


kokorycz w "towarzystwie" ziarnopłonu (żółty) oraz fiołka (ciemnofioletowy) 

Maszerujemy dość oczywistą ścieżką, kierując się w stronę niewielkiego cmentarza, na którym spoczywają członkowie rodu von Treskow. Cmentarz sprawia wrażenie nieco zaniedbanego i zapomnianego. Znajduje się tu także głaz ofiar bezsensownych i niszczycielskich wojen. 





głaz ofiar bezsensownych i niszczycielskich wojen

Następnie, lekkim zawijasem wspinamy się na wzniesienie ze sztuczną ruiną, która ma imitować zniszczony gotycki zamek.  Jak widać moda na sztuczne ruiny dotarła także do Wielkopolski i podczas projektowania  parku przypałacowego, postanowiono dodać ten element jako "ozdobnik". Sztuczna ruina zachowała się do dzisiaj i stanowi najbardziej charakterystyczne miejsce Kokoryczowego Wzgórza. 



Kwietniowa zieleń aż "bije" po oczach! 

Kolejnym ciekawym punktem wycieczki są tereny podmokłe u stóp Góry Krzyżowej. Znajdziemy tu tablicę edukacyjną, która przybliża sylwetki płazów , jakie można spotkać w okolicy. Uwagę przykuwa także potężny platan, będący pomnikiem przyrody. 



w centralnym punkcie zdjęcia - wspomniana tablica edukacyjna, z lewej strony ścieżki pomnikowy platan


ziarnopłon wiosenny 

Wdrapujemy się jeszcze na Górę Krzyżową, gdzie zobaczyć można dwa ogromne głazy narzutowe i powoli opuszczamy ten zaskakująco pagórkowaty jak na Wielkopolskę teren. 

Naszym oczom ukazują się pola poprzecinane kilkoma ścieżkami. Wspomagając się mapą w telefonie, docieramy nad Wartę. Trasa brzegiem rzeki nas przyjemnie zaskakuje. Jest wyraźnie wydeptana, a w kilku miejscach można skorzystać z uroczych drewnianych kładek. 



Niestety zastaje nas ulewa, która nie daje za wygraną przez ponad pół godziny. W efekcie z naszych kurtek woda cieknie ciurkiem, a w plecakach wszystko "pływa". 


urokliwe tereny nad Wartą 

W okolicy Potoku Młyńskiego wchodzimy na oznaczoną w terenie ścieżkę pieszo-biegową "Wolność jest w Naturze". Od tej pory łatwiej o orientację w terenie, dzięki umieszczonym tabliczkom wskazującym kierunek i kilometraż. 
Przechodzimy obok miejsca, które prawdopodobnie w czerwcu 2023 zostanie oficjalnie połączone kładką pieszo-rowerową z Owińskami. Prace powoli dobiegają końca. 


Kładka nad Wartą - jeszcze kilka tygodni do jej oficjalnego otwarcia

Dalej podziwiamy okazałe Dęby Mariankowskie i spoglądamy na rozległy teren z powalonymi drzewami, który wprawia nas w osłupienie. Gdy podeszliśmy bliżej i zobaczyliśmy ślady zębów na "kikutach" wystających z ziemi, dotarło do nas, że to ewidentnie sprawka bobrów. Nie spodziewaliśmy się, że  te gryzonie mogą siać takie spustoszenie w drzewostanie! 


powalone przez bobry drzewa


Bobry tu nie próżnują 

W tej części lasu  dominują wiosenne białe kwiaty - zawilce. Pośród nich zauważam też fioletowe cudeńka - przylaszczki! 


Znaki ścieżki spacerowo-biegowej doprowadzają nas do Ośrodka Edukacji Leśnej "Łysy Młyn". Pierwsze wzmianki o młynie w tym miejscu pochodzą z połowy XV w. 
Dzisiejszy budynek został  wiernie zrekonstruowany  , a metamorfoza zyskała uznanie i została nagrodzona w  ogólnopolskim konkursie „Modernizacja Roku  2011" w kategorii "Obiekty edukacyjne" oraz zwyciężyła w kategorii „Kultura" w Plebiscycie Internetowym.



Łysy Młyn

Podchodzimy do zbiornika wodnego. Kiedyś można było go obejść dookoła. Dziś niestety jest to niemożliwe. Zdemontowano drewniane kładki, które przeprowadzały przez podmokłe tereny. Kiedy wrócą na swoje miejsce - nie wiadomo. 


Brzegiem  akwenu można obecnie przejść mniej więcej połowę standardowej trasy. Doszliśmy do tego miejsca i wróciliśmy tą samą drogą, kierując się powoli w stronę przystanku autobusowego (Biedrusko/ Młyn n/ż - autobus nr 911 w stronę Ronda Śródka), gdzie zakończyliśmy wycieczkę.
 
Uwaga! Tuż za wschodnią granicą zbiornika znajduje się  teren czynnego poligonu  Biedrusko. Przebywanie tam jest zabronione. 

Jeszcze przed przyjazdem autobusu znalazłam się w "przylaszczkowym raju". Te urocze fioletowe kwiatki po raz kolejny skupiły całą moją uwagę. 





Trasę naszej wycieczki możecie zobaczyć mniej więcej na poniższej mapce: 


Może zainteresuje Cię również wpis dotyczący drugiej strony Warty? :) 

Wielkopolska: Odkrywamy Owińska oraz ścieżki Puszczy Zielonki (Park Krajobrazowy Puszcza Zielonka)


poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Góry Kamienne i Wałbrzyskie: Z Głuszycy do Wałbrzycha (Głuszyca - Grzmiąca - Gomólnik Mały - Rogowiec - Borowa - Tunel pod Małym Wołowcem - Wałbrzych Główny)

Wałbrzych jest dla nas sprawdzoną bazą wypadową na sudeckie szlaki. Dookoła miasta  można znaleźć wiele interesujących, niezatłoczonych  ścieżek, które prowadzą na okoliczne szczyty i wzniesienia. Z Wałbrzycha łatwo dostać np.  w Góry Sowie czy Kamienne dzięki połączeniom kolejowym i autobusowym. Właśnie  z komunikacji autobusowej skorzystaliśmy, by zrealizować opisywaną trasę. Na wałbrzyskim Placu Grunwaldzkim wsiedliśmy w autobus nr 5 do Głuszycy. Bilety na przejazd można kupić, płacąc zbliżeniowo w pojeździe (w specjalnych automatach). 
Z przystanku Głuszyca Sienkiewicza 59, wycofaliśmy się kawałek w stronę stacji benzynowej w biało-czerwonych barwach i jeszcze przed nią skręciliśmy w ul. Bolesława Chrobrego. 
Po przejściu nieco ponad 1,5 km odnajdujemy oznaczenia niebieskiego szlaku. Jesteśmy już w granicach wsi Grzmiąca. Naszą uwagę przykuwa prawie stuletni komin nieczynnego zakładu drzewnego. Do dziś robi wrażenie. Na skrzyżowaniu wybieramy samodzielny żółty szlak i wędrujemy wzdłuż potoku i niskiej zabudowy Grzmiącej. Przyroda jak na początek wiosny przystało, powoli budzi się do życia. Odgłosy ptaków przybierają na sile, a kilku "ptasich solistów" udaje nam się zlokalizować wzrokiem: 


(drozd) śpiewak


pliszka górska

Rozglądamy się dookoła, wtem z naprzeciwka słyszymy przyjazny głos. Pani z bukietem sosnowych gałązek życzy nam miłego dnia i dopytuje czy idziemy na Rogowiec (owszem wybieramy się tam, ale najpierw naszym celem jest Gomólnik Mały). Poleca także zajrzeć do zabytkowego kościoła przy drodze. 


miejsce odpoczynku w Grzmiącej 

Kościół (pw. Narodzenia NMP) powstał w połowie XVIw. i ,po wielu remontach, przetrwał do dziś. Jest jednym z nielicznych zachowanych  kościołów drewnianych w Sudetach. 


Naciskamy klamkę i z lekkim zawahaniem wchodzimy do środka. Nasza niepewność się wzmaga, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że być może przeszkodziliśmy komuś w modlitwie. Mężczyzna odwraca się w naszym kierunku i czuję na sobie jego piorunujący wzrok. Poważnym tonem pyta skąd jesteśmy i wkrótce później znika całe napięcie. Dłuższą chwilę rozmawiamy z mieszkańcami Grzmiącej, z małżeństwem z wieloletnim stażem. Opowiadają nam o kościółku, o dzwonie, który stosunkowo niedawno przestał bić, ale zostawiono go na pamiątkę. O tym, że w czasie II wojny światowej takie dzwony były przetapiane na broń i amunicję  i że to naprawdę niezwykłe, że ten się zachował. Dowiedzieliśmy się o starych niemieckich dokumentach umieszczonych w wieży kościoła, odkrytych przypadkiem podczas prac remontowych;  o skradzionych aniołkach z ołtarza, które zostały zastąpione obecnie replikami (niestety obcięłam je na poniższym zdjęciu , skupiając się na drewnianych elementach ołtarza , które, jak się okazało, wykonał nasz rozmówca siedzący w kościelnej ławce - niesamowite!) . 


Wnętrze zabytkowego kościoła w Grzmiącej


ocalony dzwon

Pogawędka mogłaby trwać jeszcze dłużej, ale byliśmy zmuszeni ruszyć w dalszą drogę, by zdążyć na pociąg do domu. Pożegnaliśmy się z sympatycznym małżeństwem i skierowaliśmy się w stronę punktu pośredniego - Gomólnika Małego. W miejscu, gdzie żółty szlak skręca w prawo nad strumykiem, my skręcamy w lewo (bez oznaczeń). Dobrze widoczną ścieżką idziemy w stronę rozległej polany i Przełęczy pod Gomólnikiem. Na rozwidleniu ścieżek, wybieramy tę, która łagodnie odbija w lewo. Po krótkiej chwili wchodzimy w las i ponownie skręcamy w lewo. By dotrzeć do tabliczek z nazwą szczytu musimy jeszcze pokonać strome podejście. Jesteśmy na Gomólniku Małym! 


Rozległa polana w drodze na Gomólnik Mały, daleko w tle majaczą szczyty Masywu Ślęży


Gomólnik Mały zdobyty! :) 

Rozejrzeliśmy się dookoła - wszędzie drzewa. Gdzie jest ten punkt widokowy, o którym czytaliśmy? Może zarósł albo chodziło o ten drugi Gomólnik (826 m n.p.m.) w pobliżu? Mamy spore wątpliwości. Na papierowej mapie nie zaznaczono punktu widokowego. Zasięg internetu kiepski, więc dopiero po czasie dowiadujemy się, że byliśmy na właściwym Gomólniku, a świetną panoramę można podziwiać gdy pójdzie się ścieżką ze szczytu kilkaset metrów dalej. A to pech! Obecnie trwa instalacja platformy widokowej w tym miejscu, więc niestety jedyną szansę, by zobaczyć ją bez dziwacznej konstrukcji straciliśmy bezpowrotnie :( Zdarza się. 

Wracamy do przełęczy tą samą drogą. Przyglądamy się szczytom Gór Suchych, które podczas podchodzenia na Gomólnik mieliśmy za plecami. Rozpoznajemy Ruprechtický Špičák (z charakterystyczną wieżą widokową) . Już nieraz dał nam popalić, gdy na niego wchodziliśmy  ;) 


Tym razem na rozwidleniu ścieżek, skręcamy w lewo i początkowo bez oznaczeń szlaku, pniemy się łagodnie w górę. Mnie zastanawiają jeszcze pozostałości fundamentów oraz betonowe elementy wystające nieco powyżej traw. Jak wyczytać można na stronie polska-org.pl, kiedyś miał tu stać schron turystyczny Onkel Toms Hütte (Chata Wuja Toma). 





pozostałości Chaty Wuja Toma? 


po zejściu z Gomólnika do przełęczy, skręcamy w lewą stronę

Dość oczywista ścieżka doprowadza nas do szlaków w kolorze żółtym i czerwonym. Skręcamy w prawo i po dłuższej chwili znajdujemy się przy Skalnej Bramie. Efektowne , nieco zadziorne, skałki są częstym celem wędrówek lokalnych mieszkańców. 


Przed Skalną Bramą


Dalej czeka nas dość forsowne podejście na Rogowiec (samodzielny szlak żółty). Na szczycie znajdują się ruiny zamku z końca XIIIw. ,  którego powstanie przypisuje się księciu Bolkowi I świdnickiemu  .

Ruiny Zamku Rogowiec 


Widoki z Rogowca są bardzo przyjemne. Nawet przy nieidealnej  widoczności, można rozpoznać chociażby sylwetkę Chełmca i Borowej: 


Chełmiec z lewej, Borowa z prawej

Na Rogowcu mocno wiało, więc dość szybko postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę. Stromym fragmentem żółtego szlaku docieramy do rozwidlenia ścieżek, gdzie wybieramy tę znakowaną na niebiesko (początkowo równolegle z czerwonymi oznaczeniami) i trzymamy się jej aż do Ptasiego Rozdroża. 


Musimy obniżyć się o ok. 250 metrów, a następnie rozpocząć mozolne podejście na najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich - Borową. Po drodze podziwiamy śnieżyce wiosenne w naturalnym środowisku. Przepiękne są te kwiaty! 




Ciekawych widoków na tej trasie także nie brakuje. Warto co jakiś czas obejrzeć się za siebie: 



Bukowiec, Stożek Wielki i Masyw Lesistej Wielkiej 


przed nami - Wielka Sowa

Ptasie Rozdroże

Z Ptasiego Rozdroża idziemy ok. 100 metrów równolegle szlakami niebieskim i czarnym. Następnie trasy się rozwidlają. Niebieska okrąża Borową, czarna przeprowadza przez najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich. Skusiliśmy się na drugi wariant. Podchodząc od Ptasiego Rozdroża na Borową, warto spoglądać za siebie. Pięknie widać szczyty Gór Kamiennych, a przy odrobinie szczęścia,  także Karkonoszy. 

od lewej Bukowiec, Stożek Wielki oraz  Masyw Lesistej Wielkiej i Dzikowca 


"Sudeckie Tatry" - czyli najbardziej wymagająca część Gór Kamiennych - Góry Suche

Zdobywamy Borową i tradycyjnie wchodzimy na wieżę widokową. 


Wieża widokowa na Borowej


Razem na Borowej - po raz piąty! :) 

Na Borowej byliśmy już przy lepszej widoczności, ale to, co mogliśmy zobaczyć tym razem, również nas satysfakcjonowało. 


Wielka Sowa 



Góry Suche (część Gór Kamiennych) 


w tle nasze ulubione Góry Suche


Chełmiec, a za nim Trójgarb

Przed nami najtrudniejszy fragment wycieczki - zejście z Borowej czarnym szlakiem (odcinek ten nazywany jest  ścieżką przez mękę). Mieliśmy okazję poznać go już dwukrotnie podczas podchodzenia i raz schodząc, a właściwie zjeżdżając na tyłku po śniegu  ;) Bez śniegu też nie było łatwo. Stromo, ślisko, ze sporą ilością błota, które tylko czekało na jeden fałszywy ruch, by wedrzeć się pomiędzy włókna naszej odzieży ;) 


Ścieżka przez mękę na zdjęciu nie wygląda zbyt spektakularnie, trzeba po prostu jej doświadczyć. 

Odetchnęliśmy z ulgą dopiero na Przełęczy Koziej. Trzymając się dalej czarnego szlaku, kierujemy się w stronę tunelu pod Małym Wołowcem. Na skrzyżowaniu ze szlakiem zielonym, skręcamy w prawo (na zielone znaki) i po chwili widzimy budynek stacji kolejowej Jedlina Górna. Tuż obok niego znajduje się wylot dwóch tuneli. 


w drodze do Jedliny Górnej 

Tunel pod Małym Wołowcem to najdłuższy skalny tunel kolejowy w Polsce. Jak wspomniałam,  w tym miejscu tunele są dwa. Przez jeden nadal kursują pociągi na trasie Wałbrzych - Kłodzko (tym tunelem nie przechodzimy!). Drugi jest świetną atrakcją turystyczną. Wchodząc do niego, widać jedynie niewielkie światełko -  wyjście, które znajduje się 1600 metrów dalej. Poruszanie się po tunelu bez źródła światła jest raczej kiepskim pomysłem. Co prawda dziś nie ma już w nim torów, ale podłoże stanowi tłuczeń,  w wielu miejscach tworzą się spore kałuże i  otaczająca ciemność może nieco zaburzyć orientację. Warto przejść tunel z latarką, dzięki czemu nie tylko można poczuć się pewniej, ale także zobaczyć więcej jak np. przedwojenne porcelanowe tabliczki z kilometrażem. 


Stacja kolejowa Jedlina Górna 


tunele


po wejściu widać tylko światełko w tunelu


jedna z porcelanowych tabliczek z kilometrażem 


łącznik pomiędzy dwoma tunelami 


coraz bliżej wyjście 

Opuszczamy tunel i powoli żegnamy się z Górami Wałbrzyskimi. 


Wspomagając się nieco mapą w telefonie, docieramy do dworca kolejowego Wałbrzych Główny, skąd za parę chwil odjedziemy pociągiem do Poznania. Budynek dworca został niedawno wyremontowany i dziś wygląda naprawdę imponująco. Podobnie jak widok z peronu: 



z prawej Borowa, dalej Kozioł, Wołowiec, Mały Wołowiec i długi grzbiet Dłużyny

Całą trasę możecie zobaczyć na poniższej mapce: 

Może zainteresują Cię również poniższe wpisy: