środa, 16 września 2020

Wysoki Jesionik: Pradziad przez Dolinę Białej Opawy; Schronisko Szwajcarka, pętla z Karlovej Studanki



Pradziad chodził mi po głowie od dawna. Jego sylwetka, zwieńczona charakterystycznym budynkiem, jest widoczna z wielu miejsc w Sudetach. Kiedy przenieśliśmy się do Pokrzywnej, na kemping "Złota Dolina", okazało się, że do startu szlaku na najwyższy szczyt Wysokiego Jesionika mamy niewiele ponad 30 km drogi samochodem. Pogoda zapowiadała się świetna, więc takiej okazji nie można było przegapić. Wsiedliśmy w auto i po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do czeskiej miejscowości uzdrowiskowej Karlova Studánka. Zaparkowaliśmy na płatnym parkingu koło wodospadu. Koszt: 90 koron (samochód osobowy). 


Bezpośrednio stąd ruszamy wzdłuż szlaków znakowanych na żółto i niebiesko. Po przejściu odcinka asfaltowego, na wysokości skrętu w las znajduje się bezpłatny parking. Tego dnia był już zapełniony i wiele samochodów pozostawiono wzdłuż drogi. Odbijamy w lewo w leśną ścieżkę. Tego dnia było tu dość tłoczno. Mieliśmy nadzieję, że większość piechurów za moment "zboczy" na "samodzielny" niebieski szlak. Tak się jednak nie stało. Trasa malowniczą Doliną rzeki Białej Opawy przyciąga turystów i trudno się temu dziwić... Wiele szlaków w górach już przeszliśmy, ale ten zdecydowanie zaliczamy do tych najpiękniejeszych... Na razie, trzymamy się cały czas żółtych oznaczeń...




Niestety zdjęcia nie oddają przestrzeni, głębi i piękna (tym bardziej, że musiały być robione telefonami). Nie słychać na nich szumu pieniącej się, spływającej kaskadami rzeki... To naprawdę warto przeżyć! Drewniane kładki, drabinki, mosty... przesączająca się ze skał woda... to wszystko sprawia, że naprawdę ciężko się tu nudzić. 





Trochę smutno się robi, gdy "atrakcje" się kończą. Docieramy do połączenia ze szlakiem niebieskim. Stąd można wybrać drogę do jednego z dwóch schronisk - chaty Ovčárna lub turistickiej chaty Barborka. My tego dnia postanowiliśmy zajrzeć do obu obiektów. Najpierw do tego pierwszego. Gdy wyjdziemy z lasu, można przeżyć niemały szok. Naszym oczom ukazuje się asfalt, kompleks budynków, parking oraz... przystanek autobusowy! Ale widać wreszcie też cel naszej wycieczki - szczyt Pradziad (1491 m n.p.m.). 


Postanawiamy zrobić sobie krótki przystanek w hotelu (schronisku) Ovčárna. Kto może, spożywa złocisty napój mocy ;) Odbijam pamiątkową pieczątkę i ruszamy dalej... asfaltem. Jeśli zbieracie pieczątki, pytajcie o "razítko". Musiałam nauczyć się tego słowa, bo o ile pytając o pieczątkę na Słowacji, bez problemu zostaniemy zrozumieni, tak w Czechach zazwyczaj nie wiedzą o co nam chodzi. A niby nasze języki takie podobne... 


Przed hotelem Ovčárna

Ten asfalt będzie nam towarzyszył do samego Pradziada. Czesi potrafią wykorzystać nawet potencjał takiej asfaltowej nawierzchni. Gdy już wejdziemy na najwyższy szczyt Wysokiego Jesionika, możemy z niego zjechać wypożyczoną ... hulajnogą ;) Sprzęt jest wożony takim specyficznym pojazdem: 


Zgodnie z tym, co pisałam wcześniej, z głównej trasy, zbaczamy jeszcze nieznacznie do schroniska Barborka (ok. kilkaset metrów w jedną stronę). Nie mogłam odmówić sobie odbicia kolejnej pieczątki w moim specjalnym pamiątkowym notesie. Stąd już bezpośrednio "atakujemy" szczyt. 


Im bliżej szczytu jesteśmy, tym bardziej droga się dłuży. Ogromnym zawijasem obchodzimy szczyt, mając wrażenie, że jest on już tuż tuż... Na szczęście, zaczynają się otwierać piękne widoki! Warto rozglądać się dookoła. 


W końcu jest! Pradziad zdobyty! :D 


Ponieważ jesteśmy tu po raz pierwszy, postanawiamy skorzystać z ciekawej atrakcji, czyli wjazdu windą na taras widokowy. Jest to przyjemność, za którą trzeba zapłacić 100 czeskich koron (ok. 17 zł/ os.). Wieża telewizyjna na Pradziadzie ma wysokość 146,5 m, co powoduje, że jej wierzchołek jest najwyższym stałym punktem w całych Sudetach. Wiem, wiem... trochę to naciągane ;-) Z kolei punkt widokowy znajduje się "tylko" na 73 metrze powyżej szczytu. Czy warto się tam wybrać? Zdania w internecie są podzielone. No bo panoramę z góry ogląda się zza szyby, nie zawsze idealnie czystej. Nam się podobało i fakt, że z góry można podobno zobaczyć Wysokie Tatry czy Małą Fatrę kusi, żeby kiedyś to jeszcze raz sprawdzić przy lepszej widoczności. Widoki dookoła i tak są cudowne. Na szybach umieszczono opisy panoram. Dzięki nim łatwiej będzie nam zorientować się na co w danej chwili patrzymy. 






Z Pradziada schodzimy kawałek tą samą drogą. Do Karlovej Studanki następnie można wrócić np. zielonym, w połowie  asfaltowym, szlakiem. Ja bardzo chciałam zajrzeć jeszcze do czeskiego schroniska Szwajcarka (Švýcárna) , najstarszego w paśmie Wysokiego Jesionika.. Prowadzi do niego dość szeroka, wygodna trasa. Tu zaczynamy czuć nieco większy głód, tym bardziej, że z kuchni rozchodzą się zapachy typowo domowych potraw. Może nie jest ultra tanio, ale całkiem smacznie. Moje knedle z jagodami  dodały mi energii do dalszej wędrówki. 



Z perspektywy Szwajcarki dobrze widać płaski szczyt  Dlouhé stráně , gdzie znajduje się górny zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się zobaczyć go z bliska... 


Nie chcemy już wkraczać na szlaki, którymi tego dnia szliśmy, dlatego niebiesko znakowaną trasą zaczynamy się kierować w stronę drogi nr 450 (Vidly). Niestety, gdy szlak dojrze do drogi asfaltowej, pozostanie nam ok. 7 kilometrowy marsz wzdłuż niej. Nie polecamy za bardzo tej opcji. Może trasa nie jest bardzo ruchliwa i przez większość czasu można iść poboczem, ale zdarzają się kręte miejsca, gdzie ciężko się schować, gdzie pobocze bardzo się zwęża, gdzie możemy być niewidoczni dla kierowców... 
Myślę, że lepszą opcją jest wejście na nieoznakowaną ścieżkę, zwaną Dřevařská cestą. Jeszcze jej nie sprawdziliśmy, ale z perspektywy czasu, chyba właśnie tę drogę byśmy wybrali, wspierając się mapą, pokazującą naszą aktualną pozycję np. w telefonie. 
Poniżej trasa, którą zwiedzaliśmy szlaki Wysokiego Jesionika. Do tego trzeba dodać jeszcze ok. 7 km tą nieszczęsną drogą nr 450... 



Wycieczka okazała się całkiem udana, chociaż faktycznie drugi raz nie chciałabym wracać z Wideł tę asfaltową drogą. Biorąc jednak pod uwagę inne szlaki, jakie wybraliśmy podczas naszego wczesnoletniego urlopu, te okazały się najbardziej zatłoczone. Tyle, że nam się też nie spieszyło ze wstawaniem ;) 







środa, 2 września 2020

Czeskie Góry Stołowe: Ostasz Ostaš

Tę wycieczkę mieliśmy zrealizować, łącząc ją z wędrówką przez Hvezdę, Skalní Divadlo, Supí hnízdo, Ovčín, Slavenské Hřiby... Pogoda tamtego dnia była jednak dość niepewna, więc w labirynty góry Ostasz (Ostaš) wyruszyliśmy kolejnego dnia, kończąc tym samym przygodę w Górach Stołowych. Zdjęcia do tego wpisu pochodzą niestety z  naszych telefonów, gdyż w połowie urlopu, mój aparat postanowił odmówić posłuszeństwa 😞.

Ostasz jest zdecydowanie mniej znanym Skalnym Miastem niż kompleks Adrszpasko-Teplickich Skał. Mimo to zapewnia świetną zabawę i daje sporo frajdy zarówno młodszym jak i starszym piechurom. 


Przez Ostasz przebiegają dwie trasy turystyczne (labirynty) - górny, znakowany na niebiesko i dolny (znakowany na zielono). Aby do nich dotrzeć mamy wiele możliwości. Kilka moich propozycji poniżej: 

na podstawie mapa-turystyczna.pl



- zaparkować auto na płatnym parkingu, z którego bezpośrednio możemy udać się na wspomniane szlaki (zaznaczony zieloną chorągiewką na powyższej grafice)


- zaparkować auto w miejscowości Police nad Metuji i podejść na "start" zielono znakowanym szlakiem (ok. 3,3 km / 1 h drogi)


- zaparkować w Bukovicach w pobliżu przedszkola (Mateřská škola) i podejść zieloną trasą rowerową w górę, do wejścia do labiryntów


- zaparkować w Bukovicach i podejść drogą nr 303 do Pekova, do oznakowań czerwonego szlaku  , biegnącego z Hvezdy (wybraliśmy tę opcję, ale jej nie polecamy, bo trasa jest bardzo ruchliwa, a pobocza praktycznie brak), a następnie trzeba podejść jeszcze lasem ok. 1 km w górę. 


- podejść do labiryntów ze stacji kolejowej Ceska Metuje (szlak niebieski) lub Dedov (kolor czerwony)


Oczywiście opcji jest dużo więcej. Trasy na Ostaszu są dość krótkie, więc śmiało mnożna je wpleść w dłuższe wędrówki, startując np. z Broumova,  Teplic nad Metuji czy Polic nad Metuji... 

Do niebieskiego labiryntu podchodzimy kawałek szeroką, chociaż rozjeżdżoną przez ciężki sprzęt drogą. Po nieco ponad kilometrze drogi, otwierają się przed nami bramy skalnego miasta...


Od razu budzi się we mnie dziecko, które chce wszystko zobaczyć, zajrzeć w każdą szczelinę, sprawdzić jak w skalnej grocie rozchodzi się echo, wdrapać się na wielki głaz, przejść przesmykiem, w którym trzeba zdjąć plecak i wciągnąć brzuch ;-) Tu jest naprawdę genialnie! 







Po pierwszym kontakcie ze skalnym labiryntem, niebiesko znakowany szlak pnie się w górę leśną ścieżką, skąd, z nieco innej perspektywy, można rzucić okiem na skalne miasto. Dalej przejdziemy obok bardzo specyficznych formacji skalnych. Mogiła śmierci (Mohyla smrti), zdrajca (Zrádce), ranny sokół (raněný sokol), czarci autobus ( Čertovo Auto), cyganka czy żaba pobudzają naszą wyobraźnię i stanowią niezwykłą atrakcję. 

Mogiła śmierci (Mohyla smrti)


czarci autobus ( Čertovo Auto)


zdrajca (Zrádce)

Zwieńczeniem krótkiej wycieczki po labiryncie, jest dotarcie do najwyższego punktu Ostaszu (700 m n. p.m.), skąd można podziwiać m.in. przepiękną panoramę Gór Kamiennych (Gór Suchych) oraz Karkonosze!

Góry Kamienne

zbliżenie na Góry Kamienne

Karkonosze

na "tarasie" widokowym

Schodzimy leśną drogą, zataczając pętlę. Największe atrakcje górnego labiryntu mamy już za sobą. Aby wejść na zielony szlak, jakim znakowany jest dolny labirynt, musimy wrócić do rozwidlenia szlaków przy... punktach gastronomicznych.

Początkowo towarzyszyć nam będą także czerwone znaki, które "uciekają", gdy skręcamy w prawo. Chętni mogą za moment zejść do tzw. Groty Czeskich Braci (Sluj Českých bratří pod Ostašem). Wędrówka trwa parę chwil i dostarcza ciekawych wrażeń. Znakowana ścieżka do jaskini jest ślepa, co oznacza, że z powrotem musimy wdrapać się do oznaczeń dolnego labiryntu tą samą drogą. 



Zmierzamy dalej w stronę Kociego Gródka (Kočičí hrad). Trasa jest bardzo malownicza. Musimy pokonać skalne stopnie, wdrapać się po drewnianych drabinkach, pobawić w krasnoludka i przecisnąć przez niewielką szczelinę. Dobra zabawa murowana!


W końcu docieramy do celu. Przed nami wyrasta ogromny kompleks skał, przywodzący na myśl potężny okręt. To niestety prawie koniec naszej wycieczki po labiryntach Ostaszu.




Wracamy tą samą drogą do rozwidlenia szlaków, a następnie idąc zieloną trasą rowerową, docieramy do pozostawionego w Bukovicach samochodu.

widoki z trasy rowerowej na Bukovice, w tle Szczelińce


To było doskonałe zwieńczenie naszego pobytu w Górach Stołowych. Następnie przenieśliśmy się w Góry Opawskie, a dokładnie na kemping w Pokrzywnej. Które szlaki wybraliśmy, co zobaczyliśmy i czy nam się podobało? O tym będzie można przeczytać na blogu już niedługo :-)