Długo nie mogliśmy się zdecydować, dokąd pojechać na długi weekend sierpniowy. Mateusz kategorycznie odmówił wyjazdu w góry, twierdząc, że tym razem po prostu chce odpocząć. Przystałam na jego prośbę. Myślałam o wyjeździe nad Bałtyk, jednak nie mogłam znaleźć żadnych wolnych pokoi mieszczących się w naszym budżecie. W końcu, wertując mapę Polski po raz setny, natknęłam się na ciekawą nazwę miejscowości - Swornegacie :D. Przypomniałam sobie, że już kiedyś ją słyszałam, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie się znajduje. Obok las, jeziorko... może tam pojedziemy? Bingo! Mateuszowi od razu ten pomysł się spodobał. Zaczął szykować kąpielówki, wędkę i zasypywał mnie ofertami spływów kajakowych. Kwaterę cudem udało nam się zarezerwować (tym razem nie chcieliśmy jechać pod namiot).
Do Swornegaci dojechaliśmy już w piątek. Byliśmy cały czas na łączach z naszymi najbliższymi, którzy ostrzegali nas przed gwałtownym frontem burzowym, który szedł w naszym kierunku.
Faktycznie, gdy tak sobie siedzieliśmy przy piwku wieczorem w knajpce, nad jeziorem zaczęło się błyskać. Żadne z nas nie spodziewało się jednak tego, co wydarzyło się tej nocy tak blisko nas. Myśleliśmy, że ta burza się "wyszaleje" po drodze, a do Swornegaci dojdzie taka "popierdóła", że nawet tego nie odczujemy. Gdy pojawiły się pierwsze mocne podmuchy wiatru, postanowiliśmy wrócić do kwatery. Ledwo weszliśmy w progi domu, zaczęło padać. Obserwowaliśmy z bezpiecznego miejsca deszcz i błyskawice. W końcu wyłączyli prąd, zerwał się zasięg internetu. Myśleliśmy, że to tylko tak dla bezpieczeństwa. Poszliśmy spać, ale o poranku prądu nadal nie było. Mateusz wrócił ze sklepu i mówi, że tylko jeden działa na agregacie, reszta pozamykana - restauracje, wszystko zamknięte! Kolejki do tego jedynego sklepu były jak w prl-u. No, ale kto chciał coś zjeść lub wypić piwko, musiał czekać. Okazało się, że oprócz sklepu działała jeszcze jedna restauracja ze smażalnią ryb. Byliśmy przekonani, że ta cała sytuacja potrwa tylko chwilę, jednak wtedy zaczęły do nas napływać niepokojące wieści. Pod sklepem ludzie gadali o tym, co się wydarzyło kilkadziesiąt kilometrów od Swornegaci. Tragedia miała miejsce również znacznie bliżej - kilka kilometrów stąd zginął człowiek. "Złapaliśmy" zasięg i oddzwoniliśmy do zaniepokojonej rodzinki. Byliśmy odcięci od świata, nie wiedzieliśmy dlaczego tak bardzo się denerwowali. Gdy nam wszystko opowiedzieli, byliśmy lekko przerażeni. Niestety zbyt wiele zrobić nie mogliśmy. Podobno szalejąca w okolicy burza w Swornegacie uderzyła ze znacznie mniejszą siłą. Tu poza kilkoma połamanymi drzewami i brakiem prądu nic złego się nie działo.
Skoro niebezpieczeństwo minęło, a my byliśmy na krótkim wyjeździe poza domem, postanowiliśmy robić to, co robilibyśmy normalnie. W końcu siadły nam komórki, wieczory spędzaliśmy przy zniczach (bo wszystkie świeczki zostały wykupione!). Mieliśmy taki urlop unplugged...
Spacerowaliśmy niespiesznie po okolicy. Wybraliśmy się spontanicznie, na moment, na grzyby (udało nam się w chwilę zebrać tyle kurek, że następnego dnia mogłam usmażyć na nich jajecznicę). Podziwialiśmy piękne kaszubskie krajobrazy. Dlaczego dopiero teraz przyjechaliśmy w te rejony? One urzekły nas od pierwszego wejrzenia.
Piękne leśne ścieżki, trasy rowerowe, szlaki piesze, pomniki przyrody, czyste jeziora, kuchnia regionalna - to wszystko nas naprawdę zauroczyło! Dodatkowo czas biegł bardzo powoli...
Myśleliśmy, że te Swornegacie to taka bardzo mała miejscowość, że nie będziemy to mieli nic do roboty, poza odpoczywaniem. Myliliśmy się. Mateusz trochę powędkował, ja pobiegałam m.in. po Parku Narodowym "Bory Tucholskie". Posiedzieliśmy nad jeziorem... Pięknie było...
Jednak "wisienką na torcie" był spływ kajakowy, na który dałam się namówić. Byłam ogromnie podekscytowana, ale trochę jednak się bałam. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Rano zawieźli nas razem z kajakiem do Chocińskiego Młynu. Tu przywdzialiśmy kapoki i zwodowaliśmy kajak. Pierwsze metry były trochę niepewne, od razu walnęliśmy w brzeg. Ciężko nam się skręcało, a rzeka Chocina, którą płynęliśmy, była poskręcana jak spirala w tapczanie ;) Często uderzaliśmy w ląd na zakrętach, zanim udało nam się to opanować. W dwóch miejscach przenosiliśmy kajak, ponieważ trasę spływu torowało drzewo i most w okolicy Kokoszki wydawał nam się zbyt niski, by móc pod nim przepłynąć.
Moje ręce bolały, bo nie były przygotowane na taki wysiłek. Zresztą te moje "witki" już takie są, niewprawione w bojach ;) Wiosłowałam jednak ile sił. Dawałam z siebie wszystko, a i tak wiele razy nie udało nam się wyrobić na zakręcie i tak przez całą trasę :P Gdy już nam się wydawało, że opanowaliśmy kajak, następowało wielkie jebs! które weryfikowało nasze wyobrażenia. Kilka razy ugrzęźliśmy na podwodnych korzeniach, kłodach, z których wydostanie się nie było wcale proste.
Mimo wszystko oboje byliśmy bardzo zadowoleni. Tzn. ja cały czas bałam się wywrotki, ale tak naprawdę bać zaczęłam się dopiero jak wpłynęliśmy na jezioro - wielka woda falowała, kajak się bujał, wprawiając mnie w dość nerwowy nastrój. Miałam wrażenie, że wiosłujemy, ale nic się nie przemieszczamy.
Udało nam się dopłynąć do Swornegaci praktycznie przed czasem, jaki przewidziany jest na pokonanie tej trasy. To były wspaniałe 3,5 godziny pełne wrażeń!
Gdy dopłynęliśmy już do finiszu, wiedziałam, że chcę to powtórzyć, że musimy wybrać się jeszcze kiedyś na spływ. Oddając kapoki zorientowaliśmy się, że ja "topiłam się" w kapoku przeznaczonym dla Mateusza, a on, biedak, nie mógł dopiąć kapoku w rozmiarze M ;) Co te nerwy i adrenalinka z człowiekiem robią :)
Swornegacie to piękna miejscowość z malowniczą okolicą. Te rejony spodobają się amatorom odpoczynku nad jeziorem, biegania, spacerów, jazdy na rowerze, ale także wędkowania i oczywiście wielbicielom poruszania się po wodze różnymi jednostkami pływającymi ;)
Super wyjazd :) Bardzo bym chciała pojechać na Kaszuby, ale tam nas jeszcze nie poniosło :) efekty tej burzy i my mijaliśmy podczas długiego weekendu - w Dolinie Baryczy było strasznie, pełno pozawalanych drzew, brak prądu..
OdpowiedzUsuńSwornegacie sobie zapamiętam, może kiedyś odwiedzimy te okolice bo po zdjęciach widać, ze warto :)
Pozdrawiam
Magda
Na pewno po takim wyjeździe pozostaje dużo fajnych wspomnień. Kaszuby są przepiękne. Warto również wspomnieć o fantastycznej kuchni kaszubskiej.
OdpowiedzUsuńWarto odkrywać urok Kaszub. To niezwykłe połączenie przyrody i tradycji sprawia, że chcę tam jak najszybciej pojechać!
OdpowiedzUsuńTwój opis o tej miejscowości i spływie kajakowym na Kaszubach jest pełen magii! Wyobraziłem sobie malownicze krajobrazy, czyste jeziora i spokojną atmosferę. Twoje doświadczenia ze spływem kajakowym dodają tej przygodzie wyjątkowego smaku. Chcę tam być i odkrywać uroki tego magicznego miejsca. Dziękuję za dzielenie się tak niezwykłą podróżą!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten miły komentarz. Dodaje skrzydeł :)
Usuń