Góry Opawskie są najmniejszym mezoregionem Sudetów Wschodnich. W Polsce zajmują obszar zaledwie 30 km2. Są też chyba najmniej znanym sudeckim pasmem... Przyznam szczerze, że gdybyśmy nie mieli w planie zdobywania Korony Gór Polski, pewnie to pasmo byśmy ominęli. Na szczęście trzeba było wejść na Biskupią Kopę, by zamknąć nasz projekt KGP oraz zwiedzić kilka innych miejsc, no bo przeważnie staramy się "zahaczyć" o dodatkowe atrakcje w pobliżu.
Dotarcie do Głuchołaz, skąd rozpoczęliśmy wędrówkę, było naprawdę szalone. Po koncercie (Lenny Kravitz) w Łodzi, szybko kupiliśmy bilet na FlixBusa do Wrocławia i pieszo pognaliśmy z Atlas Areny na Dworzec Łódź Fabryczna (ok. 5 km drogi). W czasie jazdy autobusem chwilkę się zdrzemnęliśmy, chociaż pokoncertowe emocje nie do końca na to pozwalały. We Wrocławiu musieliśmy poczekać na busa do Głuchołaz ok. 3 godziny. Z ulgą do niego wsiedliśmy (Przewoźnik Euro Bus Nysa) i kontynuowaliśmy drzemkę.
Rynek w Głuchołazach |
W końcu dotarliśmy do celu. Głuchołazy przywitały nas mżawką, z której się cieszyliśmy, bo prognozy były jeszcze mniej optymistyczne. Zrobiliśmy małe zapasy prowiantu, na śniadanie zjedliśmy smażony ser z frytkami w bistro "U Ludwy" i ruszyliśmy we właściwą trasę. Pomimo zachmurzenia, doskonale było widać cel naszej wędrówki - Biskupią Kopę.
W planie mieliśmy przejście przez Gwarkową Perć i wdrapanie się słynną drabinką. Niestety ze względu na dość niepewną pogodę, trochę zmodyfikowaliśmy trasę, ale do drabinki także udało nam się dotrzeć.
w trasie |
Początkowo idziemy ul. Powstańców Śląskich, bez szlaku. Przy Zespole Szkół w Głuchołazach i drogowskazie na Konradów, odbijamy w lewo.
Dalej kierujemy się na Skowronków. Biskupia Kopa wydaje się być na wyciągnięcie ręki ;)
W końcu przecinamy czerwony szlak, skręcamy w lewo i idziemy zgodnie z jego oznaczeniami w kierunku Jarnołtówka. Nad miejscowością góruje neoromański kościół pw. Św. Bartłomieja Apostoła.
Wielu zdobywców Korony Gór Polski właśnie z Jarnołtówka rozpoczyna swoje podejście na Biskupią Kopę. Drugim popularnym punktem startowym jest Pokrzywna.
Najkrótszym wariantem podejścia z Jarnołtówka na Biskupią Kopę jest szlak czerwony. Niecałe 4 km powinniśmy pokonać w nieco powyżej 1,5h. Ale można iść także nieco naokoło. Wariantów tras jest kilka. Można je dodatkowo modyfikować na różne sposoby. My zdecydowaliśmy się na podejście szlakiem niebieskim. By na niego wejść trzeba dosłownie ok. 200 metrów przejść żółtym, do rozwidlenia Jarnołtówek most. Ta niebieska trasa stanowi pętlę dookoła rezerwatu Olszak. Niestety czasu nie było tyle, by przebyć całą, dlatego za mostem odbijamy w prawo, by za kilka chwil zacząć piąć się całkiem stromo w górę.
Witają nas ciekawe skały...
i dość problematyczne podejścia - szczególnie gdy idzie się z większym (cięższym) plecakiem.
Dodatkowo pojawiły się trudności orientacyjne, bo szlak jakby rozwidlał się na dwie niteczki. Gdzieś namalowane były stare niebieskie znaki, przy ścieżce nieco niżej, jakby ktoś naniósł świeższe oznaczenia.
Na szczęście obie niteczki prowadzą do punktu pośredniego - Skały Karliki.
Kolejnym punktem na trasie jest Piekiełko. Tu niebieski szlak łączy się z żółtym. Teren, którym idziemy jest nieco pofałdowany, gdzieniegdzie przebijają skały, jednak piekiełko, nawet gdyby było nieoznaczone, na pewno przykułoby wzrok wędrowców.
Piekiełko |
Stąd już niedaleko do słynnej drabinki i Gwarkowej Perci. Postanawiamy odbić w lewo, znów zgodnie z niebieskimi znakami, by zobaczyć ją na własne oczy :-)
Po ok. 10 minutach ją już widzimy. Postanawiamy z niej skorzystać i sprawdzić jak będziemy się czuć na tej metalowej konstrukcji.
Drabinka posiada świetną asekurację w postaci barierek, więc przejście nią nie powinno dla nikogo stanowić problemu. Oczywiście nie tyczy się to ludzi z lękiem wysokości czy podobnymi dolegliwościami.
Drabinka zaliczona 👌 czas wracać na właściwą trasę. Marsz w kierunki Biskupiej Kopy można kontynuować stąd także wzdłuż zielonych znaków. Jest to wariant nieznacznie dłuższy. My cofnęliśmy się szlakiem niebieskim do szlaku żółtego (którym do drabinki doszliśmy).
Kontynuujemy wędrówkę żółtym szlakiem aż do schroniska. Droga trochę nam się dłużyła, chyba ze względu na ciężar na plecach.
Na szczęście właściciele schroniska urozmaicili trasę, stawiając przy szlaku ciekawe rzeźby i motywujące drogowskazy ;)
:-) |
Jednak dopiero tabliczka z napisem "Piwo 10 sek." dodała nam prawdziwej otuchy ;)
Zameldowaliśmy się w schronisku. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy jedynymi gośćmi, jednak później kilka innych osób jeszcze krzątało się po korytarzu. Od razu zamówiliśmy pyszne lane piwko z browaru Sobótka, które zregenerowało nas tak dobrze, że postanowiliśmy jeszcze tego samego dnia wdrapać się na Biskupią Kopę (890 m n.p.m.) . Zostawiliśmy plecaki w pokoju i pognaliśmy w górę czerwono-zielonym szlakiem. Z daleka było widać już charakterystyczną wieżę na Biskupiej Kopie.
Podejście na najwyższy szczyt Gór Opawskich ze schroniska to mikroskopijny fragment Głównego Szlaku Sudeckiego, który biegnie od Prudnika do Świeradowa Zdroju. Jego całkowita długość to ok. 444 km, a szacowany czas przejścia ok. 130 godzin. No to chyba już mamy plan na emeryturę ;-)
Wejście na szczyt zajęło nam ze schroniska ok. 20 minut. Mateusz końcowy odcinek nawet podbiegł jak Rocky Balboa :-) Tak się zdobywa ostatni szczyt z Korony Gór Polski!
Weszliśmy na wieżę widokową pomimo nie do końca sprzyjającej pogody. Wstęp na nią jest płatny (ok. 5-6 zł). Można płacić w polskich złotych, ale także w czeskich koronach. Tego dnia nie było wielu odwiedzających to miejsce, więc na górze byliśmy tylko my ❤
Z wieży widać przepiękne panoramy. Przy dobrej widoczności, której my niestety nie mieliśmy, można dostrzec m.in. Śnieżnik, Borówkową, Rudawiec, Czernicę, ale także Keprnik, Wielką Sowę Ślężę, a nawet Babią Górę!
My musieliśmy cieszyć się z tego, co mieliśmy w zasięgu wzroku. Kto wie, może właśnie w ten sposób Biskupia Kopa chciała nas zachęcić do ponownych odwiedzin przy pięknej przejrzystości powietrza? ;P
Chwilę pogawędziliśmy z panem sprzedającym bilety wstępu na wieżę. Pomimo tego, że jest Czechem, całkiem nieźle udało nam się dogadać. Dobrze, że znał sporo polskich słów.
Obok wieży stoi, odbudowywane od dłuższego czasu schronisko. Sądząc po wiszącym na nim szyldzie, nie szybko budowa ta dojdzie do skutku. Działa tu także czeski sklepik z pamiątkami i przekąskami. Można w nim płacić polskimi złotówkami.
Nabyliśmy w nim czeskie ciemne piwo Bernard, które spożyliśmy niczym szampana na szczycie (w nagrodę za zdobycie całej KGP). Kupiliśmy też chipsy (bramburky), które zawędrowały z nami aż do Jesionika.
Ze szczytu zeszliśmy do schroniska, gdzie wreszcie mogliśmy liczyć na porządny nocleg (poprzednie dwie noce mieliśmy zarwane).
pokój w schronisku |
Widok z okna był całkiem przyjemny :-)
Pod naszymi oknami pasł się taki stwór:
Zjedliśmy obfity posiłek i udaliśmy się w objęcia Morfeusza...
Tak minęło nam pierwsze spotkanie z Górami Opawskimi. To pasmo oraz jego najbliższa okolica ujęły nas ciszą i spokojem. Chociaż obawiam się, że w weekendy i dni wolne od pracy to miejsce tętni życiem. Tak czy inaczej, na pewno nie będę omijać tych rejonów przy planowaniu kolejnych wypadów w góry.
Następnego dnia czekała nas nieco dłuższa wędrówka, ograniczona trochę w czasie. W planach było dotarcie do Jesionika, bo tam zarezerwowałam kolejne 2 noclegi. Dawno nie byliśmy w Czechach, więc ekscytowaliśmy się wizytą u naszych południowych sąsiadów, ale o tym już w kolejnym wpisie -> Góry Opawskie i Jesioniki: Z Biskupiej Kopy do Jesionika, czyli jak pomylić trasę i ominąć jej atrakcyjne punkty ;)
Poniżej mapka przebytej trasy. Fragment bez znakowanego szlaku zaznaczyłam na pomarańczowo. Profil wysokościowy dotyczy natomiast tylko etapu znakowanego w terenie (i na mapie ;) ).
Dystans opisanej trasy to ok. 13 km, czas przejścia bez większych postojów i przerw - 4h.źródło: mapa-turystyczna.pl |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz