wtorek, 25 czerwca 2019

Góry Opawskie i Jesioniki: Z Biskupiej Kopy do Jesionika, czyli jak pomylić trasę i ominąć jej atrakcyjne punkty ;)

Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną ponad dwudziestokilometrową wędrówkę. Musieliśmy dotrzeć ze Schroniska pod Biskupią Kopą do miejscowości Jesionik (Jesenik) po stronie czeskiej, gdzie zarezerwowałam nam kolejne 2 noclegi. W schronisku spało nam się bardzo dobrze i ciężko było je opuścić. Początkowo chcieliśmy iść szlakiem konnym, by ominąć Biskupią Kopę i strome (według mapy), obłocone zejście. Jednak ostatecznie przeszliśmy przez najwyższy (polski) szczyt Gór Opawskich , rozmawiając chwilę z panem wpuszczającym na wieżę widokową. Pamiętał nas z poprzedniego dnia, gdy zdobywaliśmy szczyt. Najwyższym wierzchołkiem całych Gór Opawskich jest  czeski Příčný vrch (Góra Poprzeczna) o wysokości 975 m n.p.m. 

Z Biskupiej Kopy idziemy w stronę Zlatych Hor zielonym szlakiem.


Czosnek niedźwiedzi

nie mogę namierzyć tej rośliny... ktoś pomoże, co to? 

Nie sprawia on trudności, za to zaskakuje ciekawą roślinnością oraz obecnością interesujących formacji skalnych. To tzw. Mnichův kámen. Podobno przypominają sylwetki dwóch pochylonych mnichów. Na najwyższą skałę prowadzą wykute schodki. Dobrze dowiedzieć się po czasie... Ta informacja przydałaby się nieco wcześniej niż podczas pisania tego artykułu (pierwsza, ale nie ostatnia wtopa!).


Gdy docieramy do rozległej polany, Biskupia Kopa zachodzi mgłą,. Nie widać już wieży widokowej ani żadnych charakterystycznych punktów szczytu. Zauważamy tablicę, będącą fragmentem drogi krzyżowej i namierzamy właściwy kierunek trasy, który w tym miejscu wcale  nie wydaje się oczywisty ( rozdzielamy się z Matuszem w celu rozpoznania). 



Zresztą nawet sama droga krzyżowa na trasie nas zaskakuje, ponieważ aż 65% Czechów deklaruje ateizm. 
W stronę Biskupiej Kopy

Docieramy do Kościoła Św. Rocha , który uległ znaczącemu zniszczeniu. Niestety nie możemy obejrzeć jego wnętrza, bo jest zamknięty na klucz. 



Przytulia wonna

Widzimy już zabudowania Zlatych Hor. 


Za kilka chwil wyjdziemy na przeciwko Muzeum Miejskiego w tej miejscowości. 

Muzeum Miejskie w Zlatych Horach

W zasadzie stąd dalej prowadziłaby nas prosta droga, jednak wizyty w punkcie informacji turystycznej i sklepie spożywczym nieco wystawiają naszą ostrożność na próbę i przez ok. 700 metrów idziemy w złym kierunku.


Najgorsze, ża patrząc w mapę, mieliśmy wrażenie, że dobrze idziemy (nawet przystanek autobusowy był w podobnym miejscu!). Musieliśmy się cofnąć aż do informacji turystycznej. Bowiem w jej bezpośrednim sąsiedztwie przebiega interesująca nas trasa. 



Długi czas pójdziemy przez miejskie zabudowania. Po minięciu stacji kolejowej (tu czerwony szlak łączy się z zielonym), trzeba kawałek iść szosą (znaki zielone)  Nie jest to ani bezpieczne ani przyjemne, tym bardziej gdy z nieba kropi deszcz. Na szczęście w końcu dojdziemy do odbicia szlaku w prawo. Wiedzie on  dalej wzdłuż drogi nr 457. Uwaga! Wchodzimy na wąziutką trawiastą ścieżkę po przejściu małego strumyczka, za tablicami reklamowymi. Tam odnajdziemy dalej zielone oznakowanie szlaku. 


Teraz idzie się całkiem miło. Ruch uliczny słychać, ale jesteśmy schowani i zdecydowanie bardziej bezpieczni niż przed chwilą. 



Przez cały czas towarzyszy nam mała rzeczka, Olesznica. Obszar wokół niej nazwano Doliną Zagubionych Sztolni. Od pradawnych czasów wydobywano tu złoto. 


Tutejszy krajobraz chwilowo nie napawa optymizmem. Powycinane drzewa, zwęglone dołki... 


Zmieniamy znaki na żółte i w kilka chwil docieramy do miejsca, w którym rzeka płynie pod górkę. My jakoś nie potrafiliśmy tego dostrzec. Czy to kwestia perspektywy, złudzenia optycznego, czy faktycznie dzieją się tu jakieś cuda - tego nie wiemy ;)
Ok. pół kilometra dalej musimy odbić na szlak znakowany na niebiesko. Kręci się tu trochę więcej turystów. W pobliżu bowiem znajduje się skansen górnictwa złota. Możemy obejrzeć tu m.in. dwa, napędzane siłą wody młyny, które służyły do kruszenia skał złotonośnych. Niedaleko nich zauważamy Zlatokopecké sruby, będące repliką miasteczka górniczego. W tym miejscu, co roku (sierpień) , odbywają się mistrzostwa w płukaniu złota!

Zlatokopecké sruby

My niestety nie mogliśmy poświęcić tym razem temu miejscu należytej uwagi, ponieważ umówiłam się z właścicielem kwatery, którą mieliśmy wynająć, że dotrzemy do niej do godz. 18. Przed nami było jeszcze całkiem sporo drogi...

Pniemy się więc łąką łagodnie do góry. W pewnym miejscu musimy przekroczyć także ogrodzenie, co wydaje się nam dość dziwne. Ale faktycznie, idąc (prawdopodobnie) po prywatnym polu, widzimy dalej oznaczenia, niebieskiego szlaku. Spoglądamy w kierunku Biskupiej Kopy...



 a nam, idącym po polu, przyglądają się zdziwione krowy. 



Powoli zmienia się krajobraz. Widzimy zabudowania niewielkiego miasteczka, Ondřejovic. Mamy nadzieję, że znajdziemy tam sklep, w którym kupimy coś na pocieszenie ;) Niestety to nam się nie udaje. 



Mateusz przechodzi przez ogrodzenie, czyli wracamy na publiczną ścieżkę ;) 





W Ondřejovicach ludzie witają się z nami, popularnym "dzień dobry" . Dziwimy się, że zwracają się do nas zupełnie obce osoby, np. wychodzące ze swojego ogrodu. Jest to jednak bardzo miłe.  Chwilę idziemy zabudowaniami miejskimi, aż wreszcie wchodzimy do lasu. Pierwszym punktem orientacyjnym jest dla nas krzyż (U Kříže).


Drugim kaplica Sw. Anny w Jawornej. Jest cicho i spokojnie, Poza nami na szlaku nie ma nikogo.
Kaplica Św. Anny


Mijamy także opuszczoną posesję, która z daleka wydaje nam się być schroniskiem. Chwilę idziemy asfaltem, by wejść na gruntową, całkiem szeroką drogę. Przechodzimy obok zaznaczonego  na naszej mapie domku letniskowego (?) Marcela i docieramy do rozwidlenia szlaków - Chebzí ↔ Prameny Javorné. Tu musimy zejść na ścieżkę znakowaną na żółto. 


Marcela

Przeżywamy w tym miejscu małą "załamkę", ponieważ do Jesionika mamy jeszcze ok. 10 kilometrów drogi. Czesi mają w zwyczaju pisać na szlakowskazach odległości ( w km) pomiędzy poszczególnymi punktami trasy, zamiast podawać czas przejścia. Może to być trochę zgubne, bo 10 km na jednym szlaku można pokonać sprawnie (np. idąc w dół), a nawet już trasa w przeciwnym kierunku będzie ogromnym wyzwaniem. 

No cóż, niepocieszeni długością dystansu, jaki został nam do pokonania, ruszamy dalej, bo czas nie jest dziś naszym sprzymierzeńcem. Na domiar złego, chwilę później przychodzi ulewa! Krótka, ale intensywna. Gdy postanawiamy założyć nasze gustowne foliowe peleryny, już jesteśmy cali mokrzy. A gdy już jesteśmy otuleni "przyjemną" folią... wychodzi słońce! Wspaniale! No w sumie dobrze się stało, bo przed nami jedne z  najbardziej widokowych momentów trasy. Warto rozglądać się dookoła.. 




Z radością przyjmujemy widok schroniska Čertovy kameny (687 m n.p.m.). Wstępujemy tu na szybkie zimne piwko. Popełniamy tu jeden z większych błędów tego dnia. I nie chodzi wcale o złocisty napój, bo ten dodał nam energii i pseudochęci do dalszej wędrówki. Omijamy nieświadomie piękny, bardzo atrakcyjny punkt widokowy - Diabelskie Kamienie (Vyhlídka Čertovy kameny), który chyba usytuowany jest na tyłach schroniska (niebieski szlak). Według mapy to zaledwie chwila drogi, a wrażenia i widoki prawdopodobnie niezapomniane. Obiecuję, że tam wrócimy i pokażemy jeszcze zdjęcia z tego miejsca na blogu.


Kolejnym błędem było ominięcie wieży widokowej na szczycie Zlatý Chlum. Nie wiem dlaczego wydawało nam się, że będziemy musieli wejść i zejść tą samą drogą, co wiązałoby się z nadłożeniem ok. 2 kilometrów. A przecież na Zlatý Chlum z Jesionika biegnie kilka kombinacji szlaków i nawet udałoby się nam zejść bliżej zarezerwowanego lokum. Chyba byliśmy już bardzo zmęczeni...

Schodzimy dalej żółtym szlakiem i prawie szalejemy z radości widząc pierwsze zabudowania Jesionika! 





Mamy jeszcze kawałek drogi i czasu niewiele,by dotrzeć planowo do celu. Jak najszybciej kierujemy się do pensjonatu Ubytování Lumik, który zarezerwowałam przez booking.com. Jesteśmy tam 15 minut przed umówionym, czasem. Ufff. Sympatyczny gospodarz przyjmuje nas z uśmiechem na ustach. Daje kilka istotnych wskazówek. Zrzucamy ciężkie plecaki i ruszamy na miasto. W końcu od rana nie jedliśmy nic sensownego. 



Namierzamy całkiem przytulną knajpkę, która serwuje nasz ulubiony wyprażany syr i zupę czosnkową. Najedzeni do syta chwilę spacerujemy po mieście... 

Dworzec autobusowy w Jesioniku i górujący nad nim Zlaty Chlum.

Zlaty Chlum z wieżą widokową 

woliera dla papug w centrum Jesionika
Rynek w Jesioniku 


Rynek w Jesioniku



Św. Jan Nepomucen na rynku w Jesioniku. Podobna figura stoi m.in. na Moście Karola w Pradze, w Kłodzku czy w Lądku Zdroju na moście Św. Jana (Możecie ją zobaczyć we wpisie z Lądka z lutego br.)

W drodze powrotnej robimy jeszcze zakupy w parkecie Penny, który jest otwarty 7 dni w tygodniu (7:00-20:00). Podobnie jak jeszcze jeden z większych sklepów w centrum Jesionika - market Albert. 

Pozostaje nam już tylko chwila relaksu, mocny sen, bo następnego dnia w planach mamy zdobycie jednego z moich szczytów na liście marzeń ;-) 

Poniżej mapka trasy:


dystans ok. 22 km (nam wyszło ok. 25!) czas przejścia ok. 7 godz. 

1 komentarz:

  1. W Jeseniku jest jeszcze ze sklepów duży Kaufland. A z miejsc do posiedzenia to mały, rzemieślniczy browar ze smacznymi przystawkami i oczywiście piwem ;)

    Ta droga krzyżowa pod Kopą to świeża konstrukcja - stanęła w miejscach, gdzie kilkadziesiąt lat temu były oryginalne stacje...

    OdpowiedzUsuń