Relacja z 11.05.2019r.
Nie wiem dlaczego Keprnik od dawna siedział mi w głowie. Wiedziałam jednak, że gdy tylko będziemy w pobliżu, spróbujemy go zdobyć. To nie jest trudna góra, można ją nazwać bliźniakiem naszego Śnieżnika (zresztą pięknie widocznego z Keprnika) . Podejście na obie góry jest bardzo zbliżone pod względem trudności - poza kondycyjnymi, nie ma ich prawie wcale. No i mają niemalże identynczną wysokość.
Mając jako bazę wypadową Jesionik, wymyśliłam sobie, że podjedziemy pociągiem do oddalonej kilkanaście kilometrów Ramzovej, skąd można rozpocząć podchodzenie na Keprnik i następnie zejść do Jesionika (bez konieczności szukania dodatkowych połączeń komunikacyjnych). Z Jesionika do wspomnianej Ramzovej jest zaledwie kilka kursów kolejowych dziennie (w tym jeden rano!). Aktualne rozkłady znajdziecie na stronie kolei czeskich: České dráhy.
Wysiadamy na odnowionej stacji kolejowej w Ramzovej i rozpoczynamy wędrówkę czerwonym szlakiem. Sporo turystów pochłonął dwuetapowy wyciąg na Szerak (Šerák). Na trasie jest więc luźno i przyjemnie.
stacja w Ramzovej |
Co jakiś czas możemy podziwiać nieco rozleglejsze widoki...
Docieramy do stacji pośredniej (Černava, lanovka - 1064 m n.p.m.), gdzie można przesiąść się na drugi etap - wyciąg krzesełkowy niemal na sam szczyt Szeraka.
Przy tak pięknej pogodzie, nawet o tym nie myślimy. Męczymy zdjęciami stojącą tu piękną srebrną kozicę, która mimo wszystko pozuje bardzo cierpliwie ;)
Ruszamy dalej, widząc po raz pierwszy przy szlaku pozostałości śniegu...
Jest tak ciepło, że wyciągamy z plecaka piwo przeznaczone na degustację na szczycie. Idzie nam się od razu przyjemniej ;)
Im bliżej rozwidlenia szlaków (Šerák, rozc. 1310 m n.p.m.), tym więcej ludzi mijamy na trasie. Nie zmieniamy póki co znaków szlaku i nadal trasą znakowaną na czerwono, kierujemy się wreszcie w kierunku szczytu Kerpnika. Do podejścia zostało nam już nieco powyżej 100 metrów wysokości.
Keprnik przed nami |
Na fajnej, szerokiej ścieżynie pojawiają się większe płaty śniegu. Na szczęście są one wciąż tak zmrożone, że przejście po nich nie stanowi żadnego problemu.
Po ok. pół godzinie delikatnego pięcia się w górę od rozwidlenia, osiągamy wierzchołek.
Widoczność wspaniała, panoramy rewelacyjne. Wieje tylko mocno, ale to aż tak nam nie przeszkadza, gdy rozglądamy się dookoła...
Pradziad! |
:-) |
najwyższy nieco z lewej - ośnieżony Śnieżnik ;) |
panorama 360 - można powiększyć |
Pradziad na zbliżeniu |
po prawej Schronisko Chata Jiřího na stoku góry Šerák |
na Keprniku |
Było przepięknie! Kiedyś jednak trzeba rozpocząć schodzenie. Wracamy do rozwidlenia szlaków tą samą drogą, by chwilę później odbić na krótki fragment wzdłuż niebieskich znaków i dotrzeć do schroniska.
Przed schroniskiem Chata Jiřího na Šeráku, po lewej stronie kamienna dzwonnica. |
W schronisku tłoczno. Nie dość, że piękny dzień przyciągnął w te rejony sporo ludzi, to akurat wtedy odbywały się zawody biegowe. Że też o tym nie wiedziałam wcześniej ;P Może bym wystartowała ;-) Na chwilę udaje nam się jednak usiąść wewnątrz. Zamawiamy złociste trofeum - lane piwo Keprnik z browaru Holba. Było pioruńsko drogie jak na czeskie warunki ;) Ale czego się nie robi, by uczcić zdobycie tak pięknej góry...
Przyszedł wreszcie czas opuścić progi schroniska i kierować się w stronę Jesionika. Pójdziemy teraz żółtym szlakiem, którego trasa została urozmaicona kilkoma zygzakami w celu zniwelowania stromizny.
Na trasie znajdziemy kilka całkiem fajnych widokowo miejsc i punktów pośrednich, dzięki którym dobrze zorientujemy się w terenie (mając przy sobie właściwą mapę).
W punkcie Javorik, wpisujemy się nawet do księgi pamiątkowej :)
I gdy już myślimy, że nic ciekawego nas nie spotka, bo zaraz przecież wejdziemy do miasta, widzimy to:
Jeśli czytaliście wpis o przejściu z Biskupiej Kopy do Jesionika, to wiecie już, że fragment tamtego szlaku biegł po prywatnym polu. Tu jest podobnie. Musimy iść "po louce" - po łące ;)
Przekraczamy ogrodzenie i wygodnie dreptamy sobie w dół, uważając by nie wdepnąć w pewnie "niespodzianki".
Na samym dole, widzimy, kto te "miny" na trasie podłożył. Owce nic nie robią sobie z naszej obecności. Skubią dalej trawę. Przechodzimy obok nich, przekraczamy ogrodzenie, zwiastujące koniec wędrówki po prywatnym polu, i za chwilę jesteśmy już przy pierwszych zabudowaniach Jesionika.
Miasteczko jest bardzo zadbane, klimatyczne. Będziemy je na pewno miło wspominać i z chęcią odwiedzimy ponownie.
Tego dnia, starczyło nam jeszcze sił, by odwiedzić mini browar Jesionik, gdzie spróbowaliśmy piwa warzonego na miejscu. Jako przekąskę do złotego napoju zamówiliśmy utopence. Jest to dość popularne czeskie danie, które nie zachęca wyglądem. To nic innego jak marynowane grube parówki (špekáčky), w których znajdują się drobiny słoniny. Całość podawana jest z cebulą i papryką, także z octowej zalewy. Warto spróbować, by wyrobić sobie swoje zdanie. My po zejśćiu z Keprnika byliśmy bardzo głodni, więc utopence nam smakowały ;-)
wejście do mini browaru |
Poniżej trasa naszej wędrówki:
Dystans ok. 22 km. czas przejścia ok. 5:30 -6:00 h (bez postojów i dłuższych przerw)
Tego dnia pozostało nam spakowanie się do domu i zaplanowanie podróży powrotnej. I teraz uwaga! Bo okazałam się w tym mistrzem 👸 Pierwotnie mieliśmy zaplanowany powrót do Polski pieszo - górami. Jednak prognozy pogody były bezlitosne, a i w nogach trochę mieliśmy już kilometrów (zresztą od rana prognozy się sprawdziły naprawdę mocno lało!) ... więc namierzyliśmy połączenie kolejowe Jesionik - Mikulovice, skąd można podreptać już do Głuchołaz (bo to ok. 5- 6 km). Zadowolona kupiłam więc bilety na pociąg, resztę koron wydałam na pamiątki na dworcu. Wsiadamy do pociągu i na wyświetlaczu pojawiają się kolejne stacje, na których zatrzymuje się cały ten osobowy... Gdy widzę "Głuchołazy" robi mi się gorąco.... Brawo ja! Pięknie sprawdziłam rozkład jazdy. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, że to pociąg "międzynarodowy" i zatrzymuje się także w Głuchołazach! Kasy już nie mieliśmy, by dopłacić za kolejną stację, konduktor wydawał się strasznym służbistą, więc nie ryzykowaliśmy jazdy na gapę i wysiedliśmy w Mikulovicach ...
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przy granicy zauważyliśmy czeski sklep. Można w nim było płacić w złotówkach i o dziwo kurs był korzystniejszy niż podczas wymiany waluty w kantorze. Udało nam się tam dorwać kilka fajnych piw z ciekawymi kapslami do mojej kolekcji :-)
Na przyszłość będziemy już mądrzejsi jeśli chodzi o wyszukiwanie połączeń kolejowych przy polskiej granicy :)
nie chcę do domu! :P |
Granica polsko-czeska (Głuchołazy) |
W Głuchołazach trzeba było poczekać trochę na autobus przewoźnika Euro Bus Nysa. Na szczęście kilka knajpek było otwartych, więc było gdzie spędzić ten czas. Cieszyliśmy się później bardzo, że w ogóle wsiedliśmy do tego autobusu, bo po drodze do Wrocławia ludzie się już nie zmieścili i zostali na przystankach! We Wrocławiu mieliśmy przesiadkę na pociąg do Poznania i tak zakończyliśmy ten szalony przedłużony weekend.
O, widzę, że browar został odwiedzony :)
OdpowiedzUsuńTe czeskie pociągi muszą jeździć przez Głuchołazy, bo to jedyna możliwość jazdy w kierunku Krnova. Polski odcinek kiedyś był tylko tranzytowy bez możliwości wysiadania/wsiadania, teraz na szczęście już można.
Tak tak, małe browary dość często udaje nam się wywęszyć ;)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że istnieją teraz te połączenia kolejowe umożliwiające wsiadanie i wysiadanie na Polskiej Ziemi. Łatwiej będzie zaplanować ponowne odwiedziny w tych rejonach. Dzięki za ciekawostki!
Pozdrowionka!
Są cztery połączenia dziennie z Jesenika przez Głuchołazy do Krnov. Od lat rozkład w przeciwnieństwie do polskiego się nie zmienia i są stałe godziny odjazdów: po 5, 11, 13 i 17. Pociągi są również dobrze skomunikowane z pociągami z strony Ramzovej.
OdpowiedzUsuńSuper, dobrze wiedzieć! To zdecydowanie ułatwia planowanie wędrówek w tamtych rejonach. A tak pięknie tam jest!
Usuń