Kto raz był w Krynicy- Zdroju, z pewnością będzie chciał odwiedzić to uzdrowisko ponownie. Przed tegoroczną jesienną wizytą, miałam okazję być w Krynicy dwukrotnie. Brałam udział w Festiwalu Biegowym w latach 2016 i 2018. Wtedy tak spodobały mi się tutejsze górskie ścieżki, że koniecznie musiałam zabrać na nie Mateusza.
Naszą bazą wypadową na szlaki Beskidu Sądeckiego była jednak Piwniczna-Zdrój. Do Krynicy dojechaliśmy autobusem przewoźnika Rafatex. Gdyby nie trwający remont linii kolejowej, pewnie wybralibyśmy pociąg. Ale podróż autobusem z Piwnicznej do Krynicy ma też swoje plusy - to prawdziwa uczta dla oczu. Droga wojewódzka nr 971 wije się wzdłuż granicznej rzeki Poprad, przecina co jakiś czas malowniczo położone tory kolejowe, pozwala podziwiać okoliczne szczyty zarówno po polskiej stronie jak i słowackiej.
Wysiedliśmy przy Pasażu Krynickim i ruszyliśmy szlakami w kolorach żółtym i niebieskim w stronę Przełęczy Krzyżowej. Dość szybko opuszczamy zabudowania miejskie. Wąska ścieżka wzdłuż ogrodzenia jednego z budynków, wprowadza w las. Poranek jest rześki i bardzo słoneczny - pogoda idealna na jesienną wędrówkę!
Całkiem sprawnie osiągamy miejsce, w którym szlaki się rozdzielają (ale oba prowadzą na Przełęcz Krzyżową). Niebieski jest ciut krótszy, za to żółty prowadzi dodatkowo przez Górę Krzyżową , co przemawia do nas, by wybrać drugą opcję. Z Góry Krzyżowej rozciągają się przyjemne widoki w stronę Krynicy oraz pojedynczych szczytów Beskidu Niskiego.
Na Przełęczy Krzyżowej zmieniamy oznaczenia szlaku na zielone i, po niespełna kilometrze, docieramy do dolnej stacji kolejki gondolowej na Jaworzynę Krynicką.
W tym miejscu chwilę zajmuje nam zlokalizowanie przebiegu szlaku, ale później nie mamy już wątpliwości, że jesteśmy na właściwej drodze. Trasa zaczyna stromo piąć się w górę. Na odcinku ok. 1,5 km mamy do pokonania ok. 300 metrów wysokości, z czego ok. 1/4 prowadzi stokiem narciarskim! Łydki skrzypią, a achillesy napinają się do granic możliwości 😉 Podejście stokiem narciarskim nie należy do najprzyjemniejszych, za to nasz trud zostaje nagrodzony coraz ciekawszymi widokami. Pierwsze co rzuca się w oczy, to jedna z najpopularniejszych atrakcji Krynicy (Słotwiny) - wieża widokowa w koronach drzew.
tędy biegnie szlak!
W końcu łączymy się ze szlakiem czerwonym i przez moment obie trasy biegną równolegle. Mijamy okazały Diabelski Kamień i za chwilę musimy podjąć decyzję czy najpierw zdobywamy Jaworzynę Krynicką (szczyt - szlakiem czerwonym), czy podchodzimy do schroniska (szlak zielony).
Ponieważ byliśmy spragnieni pięknych widoków, jakie można podziwiać ze szczytu, wybraliśmy szlak czerwony. Przyjemnymi leśnymi ścieżkami docieramy do zabudowań na Jaworzynie Krynickiej. Oprócz budynku górnej stacji kolejki, na turystów czeka tu kilka punktów gastronomicznych oraz dodatkowe atrakcje jak np. spory taras widokowy. Nas odstraszyła cena wejścia na tę platformę (17 zł/ 1 osoba), więc wyjątkowych panoram szukaliśmy "na własną rękę".
górna stacja kolei gondolowej; na dachu - płatna platforma widokowa
Najwięcej radości sprawił nam oczywiście widok Tatr! 😍. Podziwiać je można z kilku miejsc na szczycie.
Kolej gondolowa na Jaworzynę Krynicką, w tle Lackowa - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego (po polskiej stronie)
Z Jaworzyny schodzimy czerwonym szlakiem w stronę Runka.
Spoglądając w inne kierunki , także nie będziemy zawiedzeni.
w stronę Gór Czerchowskich (Słowacja)
Kolej gondolowa na Jaworzynę Krynicką, w tle Lackowa - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego (po polskiej stronie)
Chcemy jeszcze odwiedzić schronisko poniżej szczytu, więc schodzimy na moment na szlak zielony (ok. 300 metrów w jedną stronę), którym dojdziemy bezpośrednio pod sam obiekt W schronisku serwujemy sobie krótki odpoczynek. Po nim ciężko jest nam zmotywować się do dalszej wędrówki.
Wnętrze schroniska PTTK Jaworzyna Krynicka
Wracamy jednak tą samą drogą do czerwonych oznakowań. Odcinek do Runka jest kapitalny - pusty, malowniczy i w okolicy szczytu bardzo widokowy. Po raz kolejny tego dnia mamy możliwość podziwiania Tatr.
Przed Runkiem dołączyły do nas niebieskie oznaczenia szlaku. Dalej zgodnie z nimi maszerujemy w stronę Bacówki nad Wierchomlą (czerwony szlak prowadzi natomiast do schroniska na Hali Łabowskiej).
Tu także jest przepięknie w ten słoneczny październikowy dzień. Widokowym zachwytom nie ma końca!
Tatry widziane z polany na niebieskim szlaku do Bacówki nad Wierchomlą
Bacówka PTTK nad Wierchomlą to klimatyczny obiekt, położony w kapitalnym miejscu! Gdybym tu pracowała, chyba całymi dniami gapiłabym się w stronę Tatr, zasługując na reprymendę ;) Bacówka słynie z niesamowitej tatrzańskiej panoramy, która naprawdę robi niesamowite wrażenie.
Żal opuszczać tak widokowe miejsce, ale przed nami jeszcze kawał drogi do Piwnicznej. Na najbliższym rozwidleniu, mamy wybrać czarny szlak. Zagadujemy się jednak, podziwiamy widoki i schodzimy niewłaściwą ścieżką, która niespodziewanie kończy się w lesie. Musimy się więc wycofać i nadrobić ok. kilometr. W takiej scenerii to nie jest wielki problem ;)
Kiedy jesteśmy już na właściwej drodze, momentami musimy zmierzyć się z grząskim błotem. Spływa tędy sporo strumyczków, tworzących nieco niżej potok Mała Wierchomla.
Podobnie nazywa się też miejscowość, do której parę chwil później docieramy. W Wierchomli Małej możemy nieco przyspieszyć, gdyż szlak prowadzi drogą asfaltową.
Gdy szlak czarny się kończy, kontynuujemy marsz wzdłuż drogi do Wierchomli Wielkiej. Przy szkole podstawowej odnajdujemy oznaczenia czerwonego szlaku i to nim zaczynamy się wspinać powoli na Kiczorę (763 m n.p.m.). Za plecami malują się wspaniałe widoki. W górskim krajobrazie, udaje nam się nawet wypatrzyć Bacówkę nad Wierchomlą.
Dzień powoli chyli się ku końcowi. Jesteśmy na to przygotowani. W plecakach na uruchomienie czekają czołówki. I kiedy wydaje nam się, że wszystkie atrakcje tego dnia mamy już za sobą, przed oczami pojawia się Masyw Radziejowej. Wow!
Mateusz, który idzie przede mną, każe mi spojrzeć za plecy. O kurcze! Tatry! 😍
To była wspaniała niespodzianka. Tuż po niej, zrobiło się naprawdę ciemno. Weszliśmy w gęsty, las. Do Piwnicznej musieliśmy pokonać jeszcze ok. 7 km, oświetlając sobie drogę czołówkami.
W miejscu gdzie czerwony szlak (którym idziemy) łączy się z żółtym (prowadzącym z Hali Łabowskiej) , idziemy dalej prosto, bez oznaczeń, w stronę osiedla Króle. Następnie polną ścieżką obniżamy się w stronę zabudowań Łomnicy. Zahaczamy o otwarty sklep spożywczy i namierzamy niebieski szlak. On zaprowadzi nas do mety w Piwnicznej. Według mapy turystycznej, powyższa trasa ma długość ok. 27,5 km. Powinniśmy ją przebyć w ok. 9 h. Nam przez drobne błądzenie, zegarek wskazał 30 km. Wycieczka zajęła nam cały dzień, tak więc z jej realizacją lepiej poczekać na dłuższe dni. No chyba, że lubicie chodzić po górach po ciemku.
Piękne widoki na Tatry :)
OdpowiedzUsuńDawno temu, gdy spędzałem parę dni w Krynicy, to dwukrotnie szedłem posiedzieć nad Bacówką nad Wierchomlą, bo tamtejszy widok był rewelacyjny. Często zastanawiam się czy lepiej oglądać Tatry z tatrzańskich szczytów, czy spojrzeć na te góry z daleka ;) Trudno mi podjąć decyzję co lepsze. Więc na razie staram się łączyć obie rzeczy :P
Mam podobnie też z Karkonoszami - nie wiem czy bardziej lubię wędrować karkonoskimi szlakami, czy na Karkonosze spoglądać z innych sudeckich pasm ;) Chyba, tak jak piszesz, połączenie jednego i drugiego to najlepsze rozwiązanie :D
OdpowiedzUsuń