Na Eliaszówkę i Radziejową mieliśmy wchodzić osobno, tzn. zaplanowałam dwie trasy na dwa dni. Ale kiedy obudziliśmy się tego październikowego dnia i zobaczyliśmy za oknem słońce, zaczął kiełkować pomysł, by oba szczyty połączyć jedną trasą. Ostateczną decyzję chcieliśmy podjąć będąc już na szlaku.
Poranek w Piwnicznej - Zdroju był wspaniały. Bezchmurne niebo, zaskakujące jak na październik ciepło, super widoczność - to wszystko obiecywało kapitalny dzień w górach. Z naszej kwatery pognaliśmy na Rynek, gdzie zrobiliśmy drobne zakupy i ruszyliśmy zgodnie z zielonymi znakami.
Początek szlaku jest dość monotonny, ponieważ musimy opuścić miasto. Następnie wąskimi ścieżkami, przy pojedynczych zabudowaniach, docieramy do betonowej drogi, która będzie nam dłuższą chwilę towarzyszyć. Szybko zyskujemy wysokość. Pojawiają się też pierwsze ciekawsze widoki. Maszerujemy przez miejsca o interesujących nazwach (Piwowary i Piwowarówka), jednak nie odnajdujemy niestety żadnych śladów browarnictwa na tym terenie ;)
Widoki z tego odcinka szlaku są fantastyczne. Nie możemy się napatrzeć. Dookoła góry, feeria jesiennych barw i błękit nieba wprawiają nas w prawdziwy zachwyt. Trasa później odbija w las i staje się nieco pofałdowana. W pokonaniu stromych fragmentów pomagają drewniane schody.
Gdzieś w prześwicie pomiędzy drzewami, zauważamy Radziejową. To niemożliwe, żeby była jeszcze tak daleko! (A jednak 😅).
Docieramy na Eliaszówkę, na której znajduje się wieża widokowa. Przed wejściem na nią mamy sporą nadzieję, że uda nam się zobaczyć z góry Tatry.
Są! Widok ośnieżonych tatrzańskich szczytów maluje na naszych twarzach uśmiechy.
Ale "pozatatrzańskie" widoki też są wspaniałe:
Z Eliaszówki schodzimy w stronę Przełęczy Gromadzkiej. Zejście trwa zaskakująco krótko. Postanawiamy zajrzeć do Bacówki na Obidzy (z Przełęczy Gromadzkiej czerwonym szlakiem ok. 400 metrów) i coś przekąsić, by mieć siły na dalszą wędrówkę. Z Bacówki można kontynuować marsz czerwonym szlakiem do Piwnicznej przez Kosarzyska, znacząco skracając trasę.
Miło się spędza czas przy Bacówce, odpoczywając. Ale skoro mamy wejść jeszcze tego dnia na Radziejową, trzeba było ruszyć zadki. Wracamy do znakowanych szlaków równoległą drogą do tej, którą szliśmy do Bacówki. Chwilę później osiągamy Przełęcz Obidza. i zgodnie ze znakami czerwonymi i niebieskimi, maszerujemy w stronę Rogaczy.
Gdy spoglądamy w lewo, naszym oczom znów ukazują się Tatry! Jesteśmy zachwyceni.
Z rozwidlenia Litawcowa, czerwony szlak schodzi do Jaworek, my chcąc wejść na Radziejową, wybieramy niebieskie oznaczenia i zaczynamy piąć się w górę. Mijamy Małego Rogacza (oznaczenie szczytu znajduje się przy szlaku) i docieramy do skrzyżowania przy Wielkim Rogaczu. Szczyt znajduje się ok. 200 metrów od tego miejsca i prowadzi na niego nieoznakowana ścieżka, ale pamiętamy , że kilka lat temu, nie sprawiła większych problemów orientacyjnych. Chcąc wdrapać się na Radziejową, znów zmieniamy oznaczenia szlaku na czerwone (skręcamy w lewo).
rozwidlenie przy Wielkim Rogaczu - na wprost (mniej więcej po środku kadru) widać ścieżkę prowadzącą na Wielkiego Rogacza.
Schodzimy nieco ze zbocza i znowu mamy bajeczne widoki. Obejmują nie tylko Tatry. Widzimy też szczyty Pienin, Małej Fatry i interesującą nas tego dnia najbardziej, Radziejową.
Końcowe podejście na najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego nie jest zbyt przyjemne. Szeroka, dość stroma droga, wysypana kamieniami wreszcie ma swój kres, a my możemy zameldować się na Radziejowej i sprawdzić co widać z wieży widokowej na szczycie.
Pierwsze skrzypce grają oczywiście Tatry
Pieniny (mniej więcej po środku kadru - najwyższy szczyt Pienin - Wysoka), w drugim planie Spiska Magura, w trzecim - cienie Tatr Niżnych
Po uczcie dla oczu, schodzimy tą samą drogą do rozwidlenia przy Wielkim Rogaczu.
Przed wejściem w las, po raz ostatni tego dnia oglądamy niezwykły wizualny spektakl. Tatry wciąż czarują (i co chwilę wyglądają inaczej!). Gdyby nie fakt, że do Piwnicznej mieliśmy jeszcze ok. 9 km, chętnie rozsiedlibyśmy się i patrzyli na ten wyjątkowy zachód słońca.
Wiedzieliśmy, że będziemy schodzić po ciemku. Całkiem sprawnie udało nam się zejść do rozwidlenia na Niemcowej (czerwonym szlakiem). Tu zmieniamy znaki na żółte i będą nam one towarzyszyły już do mety w Piwnicznej.
W końcu przychodzi moment, że trzeba założyć czołówki. Na szczęście trasa nie jest trudna ani technicznie ani orientacyjnie. Co jakiś czas zejście ułatwiają betonowe płyty, dzięki którym trudniej o potknięcia.
Jedyne, co nas wystraszyło po ciemku , to zbóje z poniższego zdjęcia ;) Ich odgłosy niosły się z oddali robiąc nieco złowrogie wrażenie.
Wychodzimy w części Piwnicznej o intrygującej nazwie - Zatyłki. Następnie kierujemy się już w stronę naszej bazy nad Popradem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz