Trasę tę miałam w głowie od jakiegoś czasu. W końcu przyszedł dzień, by ją zrealizować.
Jest początek stycznia 2024 r. W niższych partiach gór zimy zupełnie nie widać.
Rano wyruszamy z Poznania pociągiem "Kamieńczyk" w kierunku Dolnego Śląska. Wysiadamy na stacji Janowice Wielkie. W pierwszej kolejności postanawiamy odwiedzić Miedziankę, a dokładniej browar w tej, rozsławionej przez książkę Filipa Springera ("Miedzianka. Historia znikania"), miejscowości.
Niegdyś prężnie rozwijające się miasto, dziś wieś, licząca kilka dziesiątek mieszkańców. Dawniej w Miedziance wydobywano (na co wskazuje nazwa) miedź. Złoża tego metalu się jednak wyczerpały. Odkryto wówczas i zaczęto wydobywać kobalt. To także miało swój kres. Mieszkańcy jednak nie poddawali się. Utrzymywali się z zajęć nie związanych z górnictwem. Z czasem Miedzianka stała się miastem turystycznym, a piwo produkowane w tutejszym browarze było rozsławione w całej okolicy. Po II wojnie światowej, w 1945 r. Armia Czerwona zaczęła wydobywać w tym miejscu uran. Sposób w jaki to robiła nie był obojętny dla architektury miasta. Stopniowo miasto zaczęło się zapadać. W końcu podjęto decyzję o zlikwidowaniu zabudowań i przesiedleniu mieszkańców do Jeleniej Góry czy Janowic Wielkich.
Oprócz odwiedzenia browaru, zależało nam na odnalezieniu krzyża pokutnego ( z XIV-XVI w.) z rytem "Memento". Napis ten według różnych źródeł powstał nieco później niż sam krzyż.
W samym browarze spędziliśmy dłuższą chwilę, degustując to i owo. Zaprzyjaźniłam się także z jednym z piwowarów - na zdjęciu poniżej ;-)
Do tej pory jednym z moich ulubionych piw z Browaru Miedzianka był Cycuch Janowicki (APA). Po tej wizycie, na prowadzenie wysuwa się Złoto Miedzianki, czyli piwo nawiązujące nazwą i stylem do dawnego Kupferberger Gold, piwa produkowanego niegdyś Browarze Georga Franzkiego w Miedziance. Ciekawe jak wyglądać będzie mój "ranking" po spróbowaniu Boberka (barley wine), który nie jest niestety dostępny w sprzedaży przez cały rok.
Z browaru w Miedziance polnymi ścieżkami dotarliśmy do żółtego szlaku i nad rzekę Bóbr. Maszerując wzdłuż Bobru, znaleźliśmy się na skrzyżowaniu szlaków przy kościele i odbiliśmy w prawo na trasę znakowaną zielonym kolorem.
Po opuszczeniu zabudowań szlak jest całkiem wygodny i niezbyt wymagający. Tego dnia nie spotkaliśmy tu nikogo (chociaż był weekend).
W końcu docieramy do kolejnego węzła szlaków. Jesteśmy pod Różanką, w pobliżu dawnego schroniska Rosenbaude. O istnieniu tego imponującego budynku przypomina tablica dydaktyczna. Podobno Aleksander von Humboldt, niemiecki podróżnik i przyrodnik, uznał widok z Różanki (625 m.n.p.m.) za jeden z najpiękniejszych widoków świata. Niestety nie mogliśmy tego potwierdzić, bo podczas naszej wycieczki, pogoda nie była zbyt łaskawa i zrezygnowaliśmy z wchodzenia na ten szczyt.
Dalej zielonym szlakiem mkniemy w stronę Ołowianej (658 m n.p.m.). Najwyższy punkt tego wzniesienia i tabliczka z nazwą znajdują się nieco poza szlakiem.
Przed nami jeszcze jedna góra do kolekcji - Turzec (684 m n.p.m.). Docieramy tu już w okolicy zmroku. Jednocześnie zaczyna padać śnieg, który zwiastuje zimowe warunki kolejnego dnia. Turzec również znajduje się poza oznaczeniami. Nawet zimą trzeba się trochę nagimnastykować, by zrobić sobie zdjęcie z tabliczką. Podejście na szczyt jest zarośnięte, a ścieżka gdzieniegdzie się urywa.
Ze szczytu schodzimy już w świetle czołówek do drogi wojewódzkiej nr 328. Skręcamy w prawo i wzdłuż jezdni wędrujemy aż do stacji kolejowej w Marciszowie.
Może zainteresują Cię także poniższe wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz