poniedziałek, 18 listopada 2019

Rudawy Janowickie: Z Janowic Wielkich przez Zamek Bolczów, Starościńskie Skały, Wołek... do schroniska Szwajcarka



To była dość spontaniczna akcja. W sumie w góry ciągnęło mnie już od dawna, ale dopiero 1 listopada późnym popołudniem podjęliśmy decyzję, że w góry jednak jedziemy (i to następnego dnia!). Pomysłów w głowie miałam od razu kilka. Zaczęłam dzwonić do schronisk, pisać maile z zapytaniem o wolne miejsca noclegowe. Odzew był mizerny. Trudno się dziwić... dzień na poszukiwanie noclegu wybraliśmy dość kiepski. I kiedy już traciłam nadzieję i ostatnim ratunkiem miał się okazać booking.com , dostałam maila ze schroniska Szwajcarka w Rudawach Janowickich, że właśnie zwolnił się tam pokój!
Przed 23 zarezerwowałam ten pokój, zaczęliśmy się pakować, położyliśmy do łóżek na nieco ponad 3 godziny. Przed 6 rano musieliśmy być już na dworcu. Kupiliśmy bilet turystyczny weekendowy na pociągi Regio (39 zł/1 osoba) i ruszyliśmy w stronę malowniczych Rudaw Janowickich. 


Po godz. 11 wysiadamy w Janowicach Wielkich. Pogoda nie jest najgorsza. Po drodze szczyty Trójgarb i Chełmiec, które tego dnia także mnie kusiły, tonęły w gęstych mgłach/ chmurach. 

Przy stacji kolejowej zaopatrujemy się w niewielkim sklepiku (kupujemy m.in. pyszny domowy serniczek). Kawałek dalej zakupy można zrobić także w Dino. Idziemy chwilę wzdłuż żółtych i zielonych znaków, a następnie zostajemy tylko na zielonym szlaku. Wchodzimy w gościnne progi Rudawskiego Parku Krajobrazowego.



Od samego początku nam się tu spodobało. Ludzi niewiele, ścieżki malownicze i piękne jesienne kolory dookoła. 



Po ok. 35-40 minutach wędrówki, docieramy do ruin Zamku Bolczów. Warownia zrobiła na nas ogromne wrażenie. Nie dość, że jej wygląd i wkomponowane w mury ogromne skały stanowią naprawdę niezwykłą ucztę dla oczu, to jeszcze z jej górnych partii rozciąga się naprawdę niezwykła panorama. W nieco cieplejsze dni i gdy czasu do zmierzchu byłoby trochę więcej, chętnie byśmy tam przycupnęli i po prostu cieszyli się chwilą. 



Pierwsze wzmianki o zamku pochodzą z końca XIVw. Wówczas warownia była siedzibą niemieckich rycerzy rozbójników (raubritterów). W połowie XV w. zamek uległ zniszczeniu (najazd mieszczan świdnickich) i odbudowano (i jednocześnie znacznie rozbudowano) go dopiero po kilkudziesięciu latach. W I połowie XVIw. należał do Justusa Decjusza (Josta Ludwiga Dietza), sekretarza króla Zygmunta Starego. W jego posiadaniu była także Miedzianka, której nadano prawa miejskie, a dziś jest znów wsią (muszę poszerzyć wiedzę i sięgnąć po książkę "Miedzianka. Historia znikania" Filipa Springera). Miedziankę obecnie warto odwiedzić m.in. ze względu na niewielki browar (https://browar-miedzianka.pl/). Zresztą tradycja browarnictwa w tym miejscu, sięga XVw.! Musiałam o tym wspomnieć ze względu na moje birofilistyczne zainteresowania ;)
Wracając do zamku, w połowie XVII jego drewniana konstrukcja została strawiona przez pożar, zainicjowany przez opuszczających twierdzę Szwedów. Przez dwa wieki zamek podupadał w ruinę. Następnie na jego  fundamentach wzniesiono gospodę, która później, po II wojnie światowej  stanowiła budynek schroniska turystycznego. Ono niestety także nie przetrwało próby czasu. 


Dzisiejszy wygląd Zamku Bolczów mimo wszystko bardzo przypadł nam do gustu. Przyjemnie było pokręcić się troszkę po jego "labiryntach". 


wygląd Zamku z czasów jego świetności (źródło: tablica informacyjna przed Zamkiem)






Góry Sokole: Krzyżna Góra i Sokolik/ widok z Zamku





Ruszamy w dalszą drogę. Wybieramy znaki czarnego szlaku i kierujemy się niespiesznie w stronę Głazisk Janowickich. Po drodze możemy podziwiać pojedyncze większe skały jak i grupy skał. Ich barwa świetnie kontrastowała z kolorem jesiennych liści... 




Faktycznie przy rozwidleniu szlaków (Głaziska Janowickie) znajduje się kilka (kilkanaście) większych kamieni. Można także skryć się w wiacie turystycznej (po prawej stronie). Mijając ją, wkraczamy na niebieski szlak (w prawo), który dość stromo schodzi w dół. Przez chwilę zastanawialiśmy się nawet czy idziemy właściwą drogą. Znacznie tracimy wysokość. Docieramy do rzeczki Janówki i przecięcia szlaku żółtego z niebieskim. Znaków trasy jednak nie zmieniamy i wkraczamy na asfalt (dalej niebieskim szlakiem). Po krótkiej chwili będziemy mogli podziwiać jedną z najbardziej charakterystycznych formacji skalnych tego regionu - Skalny Most. 
Zbudowana głównie z granitów, skalna bryła o długości ok. 30 metrów i wysokości ponad 20 metrów wykazuje zwiększone promieniowanie radioaktywne. 


Skalny Most

Za moment czeka nas kolejna atrakcja - skała Piec z fajnym punktem widokowym tuż pod wierzchołkiem. 



Piec

Ławeczka z widokiem

W nieco dalszej odległości od szlaku (po stronie Skalnego Mostu) znajdują się kolejne skały o ciekawych nazwach: Bambulec, Przyczółek, Przedmoście... 

Przed nami jednak najbardziej widokowy punkt! Starościńskie Skały! WoW!
Warto wspomnieć, że niebieski szlak, którym idziemy, jest fragmentem długodystansowego międzynarodowego szlaku turystycznego E3, prowadzącego od Atlantyku do Morza Czarnego!
Na chwilę z niego zejdziemy na dosłownie króciutki fragment znakowany na czarno. Zdecydowanie trzeba jednak podjąć to wyzwanie! Trasa jest nieco ukryta (z niebieskiego szlaku skręcamy w prawo pod kątem ostrym i idziemy w górę (!) samotnym czarnym szlakiem, obchodząc początkowo skaliste formacje Starościńskich Skał).





Po chwili czeka nas wdrapywanie się po skalnych schodkach, a następnie podziwianie rozległej panoramy. Z góry widać m.in. Góry Izerskie i Góry Sokole.



panorama z punktu widokowego


panorama z punktu widokowego





Chwilę kręcimy się po skalnych labiryntach. Podziwiamy liczne półki skalne, szczeliny, baszty i masę innych formacji. 





Schodzimy do stóp Starościńskich Skał tym samym szlakiem i ruszamy dalej czarnym i niebieskim, by za moment odbić tylko na niebieskie znaki, a po ok. kwadransie na żółte, w kierunku Strużnicy. Mijamy zabudowania miasteczka i skręcamy w lewo. Przez chwilę towarzyszy nam urocza suczka, która chce być naszym przewodnikiem. Niestety musimy ją przepłoszyć, by wróciła do Strużnicy. 




Dzień chyli się ku końcowi, chwytamy ostatnie promienie słońca i dziarsko, całkiem stromo pod górę, drałujemy aż do elementów krajobrazu zwiastujących bliskość kopalni dolomitu Rędziny. 


Jesteśmy na Rozdrożu pod Bielcem. Żółty szlak biegnie dalej w prawo, w stronę Czarnowa. My skręcamy w lewo na niebieskie znaki. Przyjemnie idzie się lasem. Próbujemy namierzyć Dziczą Górę (881 m n.p.m.), która znajduje się poza znakowanymi szlakami. Wdrapujemy się na nią początkowo cienką ścieżyną, później przez las, kilkukrotnie nieznacznie zawracając, gdy okazał się zbyt gęsty, by móc przejść. Dzicza Góra jest drugim pod względem wysokości (po Skalniku) szczytem Rudaw Janowickich. 


Wracamy na znakowany szlak i niewiele później osiągamy Wołek (878 m.n.p.m). Na szczycie  znajduje się krzyż poświęcony Janowi Pawłowi II. 



a także tabliczka z nazwą wierzchołka i ławeczka, przy której można odpocząć.

Wołek zdobyty!

Stąd niebieskim i (znów) żółtym szlakiem idziemy w stronę Polany Mniszkowskiej. Czas popodziwiać ostatnie widoki tego dnia, bo za moment zapadnie zmrok. Na rozwidleniu szlaków, wybieramy samodzielne żółte znaki (by nie dublować trasy, którą już mamy w nogach). Przecinamy rozwidlenie Dolina Janówki (tu dziś już byliśmy, wędrując niebieskim szlakiem od Głazisk Janowickich).



Trasa jest dość łatwa, bo biegnie asfaltem, więc nawet pomimo tego, że zaczęło się ściemniać jeszcze nie wyciągnęliśmy z plecaków czołówek. Odbijamy w lewo na zielony szlak i wtedy oświetlenie idzie w ruch. 


Fragment trasy stanowi dość szeroka leśna ścieżka, więc nawet po ciemku nie idzie się źle. W końcu łączymy się z niebieskim szlakiem i wita nas znów asfalt, którym wędrujemy aż do Przełęczy Karpnickiej, którą kojarzymy już z naszej wędrówki na Krzyżną Górę i Sokolik. Stąd już w ok. 20 minut dojdziemy do naszego miejsca noclegowego - Schroniska Szwajcarka. Przed spaniem obowiązkowo jeszcze pijemy w schronisku piwko i jemy ciepły posiłek. Czteroosobowy pokój na nas czeka. Może nie jest zbyt komfortowy, ale nie szkodzi. Czasem lubię nocować w takich klimatach :-) 


Tego dnia zdobyliśmy trzy szczyty z Korony Rudaw Janowickich - Lwią Górę, Dziczą Górę i Wołek.
Oprócz tego zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc, które sprawiły nam naprawdę sporo frajdy. Kolejny dzień nie zapowiadał się aż tak ekscytująco, ale i tak nas zaskoczył. W planie było piesze przejście ze schroniska Szwajcarka do Jeleniej Góry. Którędy szliśmy? Dowiecie się z kolejnego wpisu. 

Poniżej tradycyjnie mapka (tym razem w ładniejszej odsłonie): 





Według naszych pomiarów: dystans ok. 22 km (może przez wejście na Dziczą Górę, której mapa turystyczna nie uwzględnia?) / czas przejścia (tym razem nie pauzowałam zegarka na postojach: ok. 6:20h, więc zbliżony do tego z mapy turystycznej).

Jeśli nie nocujemy w schronisku Szwajcarka, możemy nieco wydłużyć trasę do stacji kolejowej PKP Trzcińsko (zatrzymują się tu m.in. pociągi Kolei Dolnośląskich czy Regio). Z Przełęczy Karpnickiej to ok. 4 km drogi (ok. 1:15h).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz