Czas na ostatni wpis dotyczący Rumunii. Wybierającym się wkrótce do tego kraju (region Marmarosz, Maramuresz), postanowiłam przybliżyć nieco istotne kwestie i zaprezentować wskazówki, które ułatwią podróż. Przed Wami kilka (mam nadzieję) ciekawych informacji praktycznych:
Turystyka
Turystyka w Maramureszu nie jest dość powszechnym zjawiskiem. To znaczy są miejsca, w które turyści zaglądają dość często, ale przez większość czasu (przede wszystkim na górskich szlakach) zdawało nam się, że dawno nikogo tu nie było. Ludzie odwiedzają Maramuresz najczęściej przejazdem, organizują sobie objazdówki po Rumunii, zatrzymują się tu na kilka dni i jadą dalej w kierunku Bukowiny lub na południe kraju. Stąd też infrastruktura turystyczna nie jest za bardzo rozwinięta. W większych miejscowościach znajdziemy co prawda informacje turystyczne, prywatne kwatery, hotele czy kempingi (o których pisałam m.in.: TU) i pewnie w większości miejsc noclegowych z marszu znajdziemy wolny nocleg, ale nie spodziewajmy się ogromnego wyboru klimatycznych knajpek, budek z lodami, goframi, kolorowych straganów z pamiątkami czy mnogości dość komercyjnych atrakcji. Zatem Maramuresz raczej nie jest miejscem dla każdego. Jeśli jednak kochacie wypoczynek na łonie przyrody, górskie wędrówki, ciszę, spokój; jeśli lubicie cofnąć się w czasie i poczuć sielskie klimaty, jeśli przeszkadzają Wam nagabywacze przy straganach, kosmiczne ceny w europejskich kurortach, to będziecie zadowoleni z wizyty w tym miejscu. Tu turyści nie budzą wyjątkowego zainteresowania. Oczywiście w miejscach, gdzie pojawia się ich więcej (np. Bârsana, okolice Wesołego Cmentarza), miejscowa ludność zarabia na turystyce, ale przeważnie oferuje swoje towary w rozsądnych cenach. Wyjątek stanowią m.in. elementy regionalnych strojów. Kosztują sporo, jednak, jak to mówią, jest to ręczna robota.
Ceny
Nie ukrywam, że Rumunię jako cel urlopu wybraliśmy między innymi ze względu na finanse. Jakoś póki co, ciężko jest nam wyobrazić sobie wakacje w tych droższych krajach. Rumunia pod każdym względem nas usatysfakcjonowała. Ceny zbliżone są tu do naszych. Większość artykułów spożywczych kosztuje podobnie jak te, które nabyć możemy w Polsce. Walutą Rumunii jest lej (dzieli się na 100 bani). W zależności od kursu jego wartość waha się ok. 1 zł. To znaczy, że bardzo łatwo tu wszystko można przeliczyć.
Przykładowe ceny w 2019 r:
butelka wody 1,5-2 l - ok. 1,50-2 lei
chleb - ok. 2,50 lei
piwo 0,33l - ok. 2,50 lei
piwo 0,75l - ok. 4 lei
piwo 2,5l (plastikowa butelka) - ok. 6,50 lei
masło ok. - 5,75 lei
ser telemea - ok. 4-6 lei
zacusca (ajvar) słoik - ok. 5 lei
pizza w restauracji - ok. 20 lei (często mniej)
piwo w barze, restauracji - ok. 5- 7 lei
mamałyga z serem i skwarkami - ok. 18 lei
mici/mittitei (mięsne ruloniki) ok. 3,5 lei /1 szt.
covrig (duży precel) - ok. 1 lei
covrig polonez (nadziewany, np. z wiórkami kokosowymi) ok. 2 lei
papanasz (deser na bazie specjalnego pączka) - ok. 8 lei
Przy okazji warto wspomnieć o tym gdzie najlepiej wymienić walutę. Nam najbardziej opłaciło się wymienić w Polsce złotówki na euro. Zresztą kantorów w Poznaniu, oferujących leje jest niewiele, a i tak kurs takiej wymiany jest bardzo niekorzystny. Euro wymieniliśmy na leje już w Rumunii, dokładnie w kantorze w Syhocie Marmaroskim. Jeden lej kosztował nas wówczas nieco ponad 90 groszy. Warto szukać kantorów z napisem "no comission" - bez prowizji i mieć na uwadze, że większość jest zamykana o godzinie 18-19. Nieco mniej opłacalne okazało się płacenie kartą (lej wyniósł nas ok. złotówki), a wypłata z bankomatu "zdarła" najwięcej po doliczeniu prowizji i kosztów przewalutowania.
Dojazd, drogi, przejście graniczne, opłaty
Dojazd własnym samochodem dla osób z południowej Polski nie powinien stanowić większego problemu. My z Poznania mieliśmy do pokonania ok. 1100 km. Był to nasz pierwszy tak daleki wypad autem. Postanowiliśmy jechać przez Słowację i Węgry z noclegiem w Koszycach. Granicę przekraczaliśmy w Petei (Csengersima/ Petea). Trzeba przygotować się na kontrolę paszportową. Rumunia jest krajem należącym do Unii Europejskiej, jednak jeszcze nie znajduje się w strefie Schengen. Musimy więc na granicy pokazać swój paszport lub dowód osobisty, czasem dowód rejestracyjny lub inne dokumenty. Ogólnie nic strasznego, ale warto zarezerwować sobie co najmniej 30-40 minut na stanie w kolejce do odprawy. Po przekroczeniu granicy, udajemy się na pierwszą stację beznynową, żeby kupić e-rovinietę. W Rumunii jazda po wszystkich drogach jest płatna. Musimy zadeklarować od razu na ile dni chcemy kupić e-rovinietę.
Dla auta osobowego jest to koszt:
7 dni - 3 euro
30 dni - 7 euro itd.
Na stacji bez problemu zapłacimy w euro, chociaż resztę mogą nam już wydać w lejach.
Po szczegóły oraz możliwość zakupu e-roviniety online odsyłam na stronę:
Musimy przyznać, że te pieniądze są obecnie bardzo dobrze wykorzystywane. Drogi w Rumunii są w coraz lepszym stanie (powstają nowe, sporo jest remontowanych). Prawda jest taka, że wielu fragmentów moglibyśmy im zazdrościć. Świeżo wyremontowana jest m.in droga na Przełęcz Pasul Prislop, będąca granicą między Maramureszem i Bukowiną i wjazd na wysokość 1400 m n.p.m. nawet starszym autkiem nie stanowi większego problemu. Zdecydowanie gorsze drogi spotkaliśmy po węgierskiej stronie. Oczywiście w Rumunii też zdarzają się dziurawe nawierzchnie, ale spodziewaliśmy się większej gemeli (po poznańsku bałaganu, kiepskiego stanu).
Język
Język rumuński wydał mi się bardzo trudny. Mimo, że zazwyczaj radzę sobie jakoś z językami, wychwytując pojedyncze słowa, które staram się później połączyć jakoś sensownie, z językiem rumuńskim miałam niemały problem. Dla mnie jest on dość krzykliwy i głośny. Ale najgorsze jest to, że czyta się go częściowo inaczej niż się pisze. Oczywiście przed wyjazdem przewertowałam słowniczek i wydawało mi się, że załapałam kilka słówek. Rzeczywistość zdecydowanie zweryfikowała moją wymowę. Na pewno warto nauczyć się podstawowych zwrotów.
bună dimineața (czyt. buna diminiatsa), bună ziua - dzień dobry (zdecydowanie częściej używana druga opcja, nawet wcześnie rano)
mulțumesc (czyt. mulcumesk) - dziękuję
la revedere - do widzenia (uwaga! ja przez cały czas mówiłam: ariwedere :D i rozumieli)
Gdy witaliśmy się, dziękowaliśmy i żegnaliśmy po rumuńsku, ludzie traktowali nas bardziej przyjaźnie. Czasem po odejściu od kasy coś jeszcze mówili uśmiechając się. Mam nadzieję, że było to "zapraszamy ponownie" lub "miłego dnia" :)
Niektórych słów szybko nauczycie się jeśli jesteście wzrokowcami. Dni tygodnia, czy godziny otwarcia i podstawowe liczebniki, nie będą problemem. Gorzej, gdy odwiedzicie knajpkę, w której menu będzie tylko w języku rumuńskim, a obsługa nie powie słowa po angielsku, niemiecku.
Co nam zostanie? Język migowy ;-) Zdarzało nam się także tłumaczyć niektóre słowa w tłumaczu google (gdy nie znaleźliśmy ich w naszym mikroskopijnym słowniczku). Czasem szukaliśmy też zdjęć potraw, rozkminiając później poszczególne składniki. Kiedy już naprawdę nam nie szło dogadywanie się, przetłumaczyliśmy w google translatorze zdanie z polskiego na rumuński i puściliśmy dźwięk (czytanie ;)) . Udało się! Cel został osiągnięty! :)
Jedzenie
Rumuńska kuchnia nie kojarzyła mi się z żadnym tradycyjnym specjałem. Przed wyjazdem poszperałam trochę i poszukałam czego będziemy mogli spróbować. No bo jak już się jedzie do innego kraju, regionu, to warto zawsze skosztować czegoś lokalnego, czego na co dzień w domu się nie zje. Na uwagę na pewno zasługują:
- plăcintă, a więc smażone placuszki z ciasta drożdżowo-naleśnikowego z nadzieniem z sera, jajka, ziemniaków, pieczarek itp. Nam do gustu tak bardzo przypadły te z serem (cu branza), że żadnych innych nie chcieliśmy już próbować. Najczęściej można je kupić w niewielkich budkach za ok. 3-4 lei / szt.
- mamałyga (w menu można znaleźć angielską nazwę polenta) czyli drobna kasza kukurydziana, która często podawana jest zamiast ziemniaków jako dodatek do dania głównego. Można ją także zjeść jako samodzielne danie. Wówczas warto wybrać np. mamałygę z serem i skwarkami (mamaliga cu branza si jumari). Mnie to danie smakowało bardzo, przypominało w smaku trochę słowackie haluszki. Polacy, których poznaliśmy w Rumunii, jedli "gołą" wersję mamałygi i nie byli zachwyceni. Ale podobno dostać ją można także m.in w wersji ze śmietaną, jajkiem sadzonym, sosem czosnkowym, w formie zapiekanki czy na słodko.
- mici (mititei) - niewielkie grillowane wałeczki z mięsa mielonego (czasem baraniego), często sprzedawane na sztuki. Niby nam smakowały, chociaż raz trafiliśmy na nieco zwęglone, a raz na bardzo nasączone tłuszczem (pewnie były odsmażane)
- sarmale , a więc mini gołąbki, owijane w liście kapusty lub winogron. W skład farszu wchodzą mięso, ryż, ale czasem też grzyby lub słonina. Miałam ogromną ochotę ich spróbować, ale gdy raz udało mi się znaleźć je w menu, okazało się, że się tego dnia już skończyły. No cóż, spróbuję chyba sama zrobić je w domu. Nawet znalazłam już przepis u samego Makłowicza! Będę musiała go jednak zmodyfikować, bo ciężko będzie mi znaleźć w sklepach liście winogron...
- ciorba de burta, czyli "zupa z brzucha", a więc rumuńskie flaki. Podobno ma swoich zagorzałych fanów, ale też przeciwników. Mnie takie specjały nie rajcują, więc nie próbowałam, ale poznanym Polakom jednak zupa z brzucha nie przypadła do gustu.
- papanasz - mniam mniam! Rodzaj deseru, którego bazą jest pączek serowy. Na nim wylądował mały pączuś. Całość zalana pyszną śmietaną, sosem owocowym (u nas z jagodami) i posypana cukrem trzcinowym. Przyznam szczerze, że smakowało mi to bardzo. Po pierwszej degustacji, musiała nastąpić kolejna :) Pyszny deser, którego łasuchy powinny spróbować (koszt ok. 8 lei):
- covrigi - precle dostępne w małych budkach z pieczywem. Posypane sezamem, makiem, solą lub nadziewane. Fajna przekąska, zbliżona trochę smakiem do naszych rogali. Koszt ok. 1-2 lei
Będąc w Rumunii, warto spóbować rozmaitych serów. Sporo dostępnych jest nawet w zwykłych marketach. Mnie zachwyciły sery telemea. Smakiem przypominają ser feta. Dostępne w wariantach krowich, owczych, kozich i mieszanych. Smaczne też są sery typu kaszkawał, więc próbujcie do woli. Na pewno znajdzie się coś, co zachwyci Was smakiem. Owoce i warzywa można często kupić przy ulicy. Są miejscowości, wzdłuż ulic których ustawiają się niewielkie stragany, oferujące warzywa z ogródka czy własne przetwory czy inne domowe wyroby.
Alkohol
Co ciekawe nawet przy drodze można nabyć alkohol własnej roboty. W zależności od regionu nazywany jest palinką, horinką lub Țuicą. To nic innego jak pędzony z owoców bimber o zawartości alkoholu powyżej 50%. Podobno w Rumunii produkcja własnego alkoholu w dużej ilości jest legalna (na swój użytek). Niby nie można go sprzedawać, ale chyba przymyka się na to oko. Palinka sprzedawana jest w plastikowych butelkach po coli, wodzie. Za półlitrową butelkę trzeba zapłacić ok. 12-20 lei. Ceny piwa znajdziecie powyżej w sekcji ceny. Ogólnie alkohol (poza piwem) w porównaniu do polskich warunków jest trochę tańszy. Zarówno ten kupowany w sklepie, jak w lokalach. Warto spróbować rumuńskich win, a smakosze mocniejszych trunków mogą sięgnąć po rumuński winiak Alexandrion. W Cafe Barze serwującym głównie alkohol, za 100 ml płaciliśmy zaledwie 10 lei.
pamiątki z podróży ;) wśród alkoholi z Rumunii, także produkty słowackie i węgierskie |
Mapy i literatura, aplikacje na telefon
Moim podstawowym źródłem wiedzy o północnej Rumunii, jest przewodnik wydany przez Oficynę Wydawniczą "Rewasz" - Przewodnik po północnej Rumunii Bukowina Maramuresz - Stanisław Figiel, Piotr Krzywda (Pruszków 2014). Autorzy opisują szczegółowo historię , geografię, kulturę. Dużo miejsca poświęcają atrakcjom poszczególnych miejscowości. Atutem publikacji jest również opis kilkunastu szlaków w kilku pasmach górskich Maramureszu i Bukowiny. Znajdziemy tu także garść informacji praktycznych (niestety niektóre się zdezaktualizowały) , mini słowniczek i rozdział o kulinarnych przysmakach. Przed wyjazdem szukałam także informacji na innych blogach podróżniczych. Niestety tym razem nie polecam travelbooka, mojego ulubionego wydawnictwa podróżniczego Bezdroża. "Transylwania i Marmarosz", bo o nim mowa, skupia się głównie na Transylwanii. O Maramureszu jest zaledwie dwadzieścia kilka stron i chociaż napisane ciekawie, to trochę za mało...
Jeśli chodzi o mapy, to jestem zwolenniczką korzystania z papierowych , bez takich nie wybieram się w ogóle w góry. Przed wyjazdem kupiłam dwie mapy: Maramuresz (Maramuresului). Mapa turystyczna 1:65 000 (wydawnictwo Schubert&Franzke) oraz Bukowina i Maramuresz. Góry Rodniańskie. Laminowana mapa samochodowo-turystyczna. (TerraQuest). Ta pierwsza jeszcze jakoś zdała egzamin w terenie, natomiast druga okazała się zbyt mało dokładna (kiepska skala - 1:250 000 region + Góry Rodniańskie 1:75 000). Jakość i częstotliwość oznakowania szlaków w górach Maramureszu daleka jest od ideału, więc wielokrotnie musieliśmy się wspomagać aplikacjami w telefonie. Maps 3D, Locus Map, mapy.cz - te aplikacje sprawdzają się bardzo dobrze w terenie. Trzeba mieć jednak połączenie z internetem lub wcześniej ściągnąć wybrany fragment mapy. Podczas planowania tras, przed wyjazdem, bardzo często korzystam ze strony mapa-turystyczna.pl, jednak na razie szlaki na tej stronie nie obejmują Rumunii. Powyższa strona ma też taką wadę, że podczas planowania, uwzględnia tylko znakowane szlaki turystyczne. Nieco bardziej rozbudowana pod tym względem (chociaż trochę trudniejsza w obsłudze, jak dla mnie) jest witryna mapy.cz (w języku czeskim). Przed wyjazdem, właśnie dzięki niej zaplanowałam górskie trasy, które w większości zrealizowaliśmy.
Poniżej linki do wszystkich wpisów, dotyczących Rumunii, które znajdziecie na blogu:
- Rumunia: Góry Gutâi: Creasta Cocoşului (Koguci Grzebień, Cock's Comb) z kempingu Babou Maramures (Breb)
- Rumunia: Góry Marmaroskie, Góry Maramureskie: Toroiaga, czyli szlakiem dawnych kopalń
- Rumunia: Góry Marmaroskie, Góry Maramureskie: Cearcanu (Cearcanul, Cearcănul, Ciarcanul), czyli jak to jest w czułych objęciach kosodrzewiny
- Rumunia: Góry Rodniańskie: Wejście na Pietrosul Rodnei
- Rumunia: Góry Rodniańskie: Przez najwyższy wodospad w Rumunii - Cascada Cailor i przełęcz Șaua Gărgălău, czyli błądzenie w trudnym terenie ;)
- Mocăniţa (Vișeu de Sus) - przejażdżka legendarną wąskotorówką oraz próby zwiedzenia cerkwi w Ieud
- Campingi kempingi w Północnej Rumunii - Marmarosz, Maramuresz, Góry Rodniańskie, Borsza
- Rumunia: Atrakcje Maramureszu, czyli co zwiedzać, jeśli nie chcemy iść w góry
- Rumunia: Góry Marmaroskie, Góry Maramureskie: na najwyższy szczyt - Fărcăul
Jeśli macie jakieś pytania, możecie śmiało zadać je w komentarzu :-)
Mici to rumuńska wersja cevapcici. Mamałyga paskudna :P
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wymianę walut, to na Śląsku nie ma z tym problemu i zazwyczaj leje kosztują około 98 groszy za leja, a więc cena przyzwoita. Przydaje się na początek wyjazdu, bo nie zawsze jest dostępny kantor.