Lubicie Warszawę? My bardzo. To miasto, które z przyjemnością się odkrywa, zaglądając w najbardziej znane miejsca oraz ukryte zakamarki. Ostatnio po raz kolejny udaliśmy się do stolicy, by wziąć udział w XIX Międzynarodowej Giełdzie Birofiliów, a więc spotkaniu osób, które kolekcjonują przedmioty związane z piwem. Ci z Was, którzy mnie znają lub czytają od dłuższego czasu, wiedzą, że zbieram kapsle od piwa i napojów. W Polsce odbywa się wiele takich spotkań w różnych miejscowościach. Giełda w Warszawie jest jedną z największych i najpopularniejszych w naszym kraju. Jednak nie samymi kapslami człowiek żyje ;) Postanowiliśmy więc zostać w Warszawie na noc i korzystając z okazji, pospacerować trochę po mieście i zajrzeć w ulubione miejsca, ale też zobaczyć coś nowego....
W podróż wybraliśmy się tradycyjnie Polskim Busem. Tym razem bez dobrej promocji cenowej, bo dokładny termin giełdy poznaliśmy dość późno, ale i tak zapłaciliśmy ok. 50% mniej niż za podróż pociągiem. O godz. 5:00 w sobotę zameldowaliśmy się na dworcu Warszawa Młociny.
Kupiliśmy weekendowy bilet grupowy na komunikację miejską (za 40 zł w weekend na jednym bilecie może podróżować max 5 osób - wtedy bilet dla jednej osoby kosztuje tylko 8 zł, ale oczywiście wszyscy muszą podróżować razem ;))
Naszym pierwszym celem jest sama giełda. Kilka zdań przeczytacie o niej TU:
Następnie jedziemy się zameldować w hotelu. Tym razem nie udało się upolować taniego Ibis Budget. Za to w jego cenie w tym terminie, zarezerwowaliśmy hotel Campanille.
Bardzo fajna miejscówka. Hotel znajduje się w pobliżu dworca centralnego. Można dojechać tu tramwajem, autobusem, a nawet Warszawską Koleją Dojazdową (WKD). Niedaleko, bo zaledwie w kilka minut pieszo z hotelu, dojdziemy do stacji metra.
Widok z hotelu |
Pierwszy raz mieszkaliśmy w hotelu tej sieci i jesteśmy bardzo zadowoleni. To był całkiem komfortowy pobyt.
-------------------
Popołudnie po giełdzie było bardzo leniwe. Na dworze zimno, w telewizji skoki narciarskie... Plany mieliśmy nieco inne, bardziej ambitne. Dopiero po jakimś czasie zdecydowaliśmy się opuścić przytulny i ciepły pokoik hotelowy i udaliśmy się w kierunku Starego Miasta, zahaczając jeszcze o polecony, specjalistyczny sklep z piwem (poszukiwałam kilku kapsli do kolekcji).
Stamtąd, niedaleko mieliśmy już do Umschlagplatz (z niem. plac przeładunkowy). Miejsce bardzo smutne. Tu w czasie II wojny światowej zbierano ludność żydowską z warszawskiego getta, po czym upychano ją (dosłownie) do wagonów kolejowych, wywożąc do obozu koncentracyjnego Treblinka II. Wielu umierało właśnie w tym miejscu z wycieńczenia, głodu, pragnienia. SS-mani nie mili litości dla tych, którzy stawiali opór. Tędy z getta do obozów zagłady w latach 1942-1943 przeszło ok. 300 000 Żydów. Dotarłam w internecie do wspomnień osób, które przeżyły te wydarzenia. Są naprawdę przerażające!
W celu upamiętnienia tego miejsca, w 1988 roku postawiono tu pomnik, który wyglądem przypomina wagon kolejowy. Na jego ścianach wypisano ok. 400 imion żydowskich w porządku alfabetycznym.
Umschlagplatz/ ul. Stawki |
Dalej udaliśmy się w kierunku pomnika Postania Warszawskiego. Po nieco dłuższej chwili znaleźliśmy się na Placu Krasińskich. Pomnik widać z daleka. Monument robi ogromne wrażenie. Wieczorem był dla nas nawet trochę przerażający. Składa się z dwóch części. Jedna część przedstawia powstańców wchodzących do kanału. Podobno w czasie wojny, właśnie tutaj znajdowało się wejście do kanału, w którym można było się ukryć przed Niemcami. Druga część to powstańcy uciekający przed walącymi się ścianami, murami.
Za pomnikiem znajduje się gmach Sądu Najwyższego Rzeczypospolitej Polskiej.
Następnie zmieniliśmy nieco nastroje, na bardziej radosne. Postanowiliśmy po prostu pospacerować uliczkami starego miasta, podziwiając świąteczne dekoracje.
Na Rynku trwał jeszcze świąteczny jarmark, działało lodowisko... było pięknie i bardzo klimatycznie.
Część elewacji Zamku Królewskiego obecnie "przeżywa" remont. Mimo to, nadal można było podziwiać go w pięknej, świątecznej odsłonie.
Zamek Królewski w świątecznej odsłonie |
Z Placu Zamkowego Krakowskim Przedmieściem ruszyliśmy dalej przed siebie...
:) |
Minęliśmy Pałac Prezydencki z "narodową" choinką...
po czym wsiedliśmy w metro, które szybko zawiozło nas w okolice hotelu Campanille. Co ciekawe, nawet na stacji metra można zrobić ciekawe zdjęcie ;)
Stacja metro Nowy Świat Uniwersytet |
Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na Plac Europejski, który może pochwalić się nową atrakcją Warszawy (ciekawą świecącą konstrukcją z napisem "Kocham Warszawę"):
Plac Europejski (Kocham Warszawę? Może nie kocham, ale baaardzo lubię :) ) |
--------------------------------
Kolejny dzień rozpoczęliśmy na dworcu centralnym, gdzie oddaliśmy do przechowalni bagaże. Niedaleko dworca znajduje się Plac Grzybowski, który znam z instagrama i zdjęć w internecie. Postanowiłam wykonać podobny kadr :) Górna część Pałacu Kultury zanurzona była we mgle.
Plac Grzybowski |
Wiecie co? W Warszawie nawet przejażdżki metrem są dla mnie fajną atrakcją, dlatego korzystaliśmy z metra przy każdej możliwej okazji :)
Zejście, a właściwie zjazd pod ziemię, by przejechać się znowu metrem ;) |
Metrem dotarliśmy w okolice Muzeum Fryderyka Chopina (Stacja Nowy Świat Uniwersytet). Muzeum to w niedziele oferuje darmowy wstęp dla wszystkich. W kasie pobieramy bilet, będący elektroniczną kartą, która umożliwia nam w poszczególnych pomieszczeniach muzeum poszerzenie wiedzy lub np. posłuchanie dzieł Fryderyka Chopina.
Muzeum bardzo przypadło mi do gustu. Jest ciekawie urządzone, pełne interesujących eksponatów. Ale nie tylko. Na trasie zwiedzania znajdziemy ekrany oraz inne elementy multimedialne, które urozmaicają wizytę. Muzeum ulokowane jest aż na czterech poziomach Pałacu Ostrogskich. Poznajemy dokładnie życie Chopina od jego młodych lat w Warszawie aż po czasy paryskie i podróże po Europie. Możemy poczytać lub posłuchać również o przyczynach i hipotezach dotyczących śmierci kompozytora. Podobno wcale nie jest to takie oczywiste, że zmarł na gruźlicę. Obecnie najbardziej prawdopodobna wydaje się badaczom mukowiscydoza, ale nie wyklucza się też problemów żołądkowych lub chociażby zbyt dużego serca w stosunku do postury Chopina (przy 170 cm wzrostu, ważył zaledwie 43 kg).
odlew dłoni Fryderyka Chopina. |
Nawet udało mi się trochę wiedzy przyswoić. Część przypomniała mi się z czasów szkolnych (i pisania referatów o Chopinie)
Szkoda jedynie, że wiele eksponatów było chwilowo niedostępnych (w tym prawie cały poziom znajdujący się w piwnicy w tej chwili wyłączony jest ze zwiedzania). Nie mogliśmy zobaczyć też m.in. włosów Chopina czy oryginalnych kwiatów z jego łoża śmierci.
Tak wygląda Pałac Ostrogskich, a więc siedziba Muzeum z zewnątrz:
Po wizycie w muzeum poszwendaliśmy się trochę po Krakowskim Przedmieściu. Postanowiliśmy wpaść na piwko do jednego z pubów. Czas mijał bardzo przyjemnie. Rozmawialiśmy sobie z Mateuszem w najlepsze i nagle zorientowaliśmy się, że zrobiło się dość późno. A jeszcze przydałoby się coś zjeść. Już myśleliśmy, że będziemy musieli zrezygnować z Królewskiego Ogrodu Światła. W końcu podjęliśmy decyzję - jedziemy, chociaż na chwilę.
Może kojarzycie z mojego wpisu z ubiegłego roku, co to w ogóle jest ten Królewski Ogród Światła. Przypomnę, że to wystawa plenerowa znajdująca się przy Pałacu w Wilanowie. Mnóstwo świetlnych dekoracji rozświetla park przy budynku oraz jego najbliższe otoczenie. W tym roku Królewski Ogród Światła zmienił swoje oblicze i na pewno warto je zobaczyć!
Ceny i godziny otwarcia znajdziecie na stronie:
a ja zapraszam na moją galerię z Królewskiego Ogrodu Światła:
Fasada Pałacu pięknie rozświetlona przed pokazem mappingu |
wejście do parku |
te "świeczki" imitują efekt palącego się ognia |
chyba widać, że było trochę zimno ;) |
Szczególną atrakcją Królewskiego Ogrodu Światła są mappingi. Mapping w Wilanowie to pokaz wizualno-dźwiękowy wyświetlany na fasadzie pałacu. Coś wspaniałego! Szczególnie podoba nam się, gdy wyświetlane elementy pokrywają się z tymi istniejącymi (np. oknami, kolumnami), nadając im zupełnie inny, bajkowy charakter. Mappingi można oglądać w ramach zakupionego biletu do Królewskiego Ogrodu Światła. Odbywają się jednak o określonych godzinach i do wyboru mamy cztery godziny dziennie.
mapping |
Niestety trzeba było pożegnać Warszawę i grzecznie pojechać na Młociny skąd mieliśmy transport do domu. Na szczęście ten weekend będziemy jeszcze długo bardzo miło wspominać :)
Może zainteresują Cię jeszcze następujące wpisy:
Nie słyszałam o Giełdzie Birofilów :) ciekawe hobby :)) a w Warszawie bylismy jedynie raz :<
OdpowiedzUsuńJa osobiście polecam baseny w Warszawie. Jest duży wybór no i oczywiście wpływa to korzystanie na zdrowie.
OdpowiedzUsuńW Warszawie każdy znajdzie coś dla siebie :)
OdpowiedzUsuń