środa, 28 lutego 2018

Budapeszt: Ciekawostki, porady, zwiedzanie, ceny

Witajcie,

Jak wiecie, niedawno byliśmy z Mateuszem w Budapeszcie. Ponieważ wpis o zwiedzaniu Budapesztu i tak wyszedł mi nieco przydługi, postanowiłam napisać kolejny (żeby tamtego jeszcze bardziej nie rozwlekać), w którym przedstawię Wam kilka ciekawostek, przydatnych porad i napiszę o tym, co nas zaskoczyło podczas pobytu w stolicy Węgier. 

Most Wolności

1) Otwartość i przyjazne nastawienie ludzi. Jak wspomniałam w poprzednim wpisie, pewien chłopak sam zaoferował pomoc, widząc nas nieporadnie walczących z mapą.  Podobną sytuację mieliśmy w sklepie spożywczym. Ochroniarz, widząc nas, oglądających piwa w lodówce, postanowił zagadać i co nieco poopowiadać. I chociaż wiedziałam, że niektóre piwa muszę kupić dla kapsli do kolekcji, miło nam się z tym panem gawędziło, i słuchało jego rekomendacji. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jemu ta pogawędka też przyniosła trochę radochy :)
Tuż przed odjazdem z Budapesztu, zaszyliśmy się w pewnej knajpce, gdzie przesiadywali chyba sami miejscowi. Byliśmy dla nich pewnego rodzaju atrakcją. Pytali nas skąd jesteśmy. Jak usłyszeli, że z Polski, zaczęli recytować polskie miasta, gdy usłyszeli Poznań, osłupieliśmy - "Lech Poznań, great team!". Miejscowi opowiadali nam jak to lubią Bielsko-Białą i tamtejsze góry i bardzo chwalili naszą ojczyznę. To było naprawdę miłe.

2) Język. Wiedziałam, że węgierski to nie przelewki, ale, żeby prawie wszystkie słowa były tak skomplikowane? Już sam fakt, że Węgrzy "s" czytają jako "sz", a "sz" jako "s" powoduje spore trudności, ale ostatecznie to drobnostka. Przechodząc ulicą, nie wiedzieliśmy zupełnie czy to szyld sklepu obuwniczego, piekarni czy szewca. Za nic w świecie nie mogliśmy się domyślić (dopiero zerknięcie na wystawę częściowo rozwiewało wątpliwości).
Na szczęście Węgrzy zdają sobie z tego sprawę, więc język angielski jest tu coraz bardziej popularny, a niektóre punkty gastronomiczne posiadają menu w kilku językach.

sklep obuwniczy? czy może warzywniak? 

3) Ceny, waluta, płatności. Ceny żywności w Budapeszcie są przeważnie kilkanaście procent wyższe od tych w Polsce. Tego w zasadzie się spodziewaliśmy. Taniej można na pewno kupić wino. I wcale to tańsze wino nie jest gorsze, bo za ok. 699 HUF, czyli ok. 10 zł można nabyć naprawdę smaczny trunek. Na początku ciężko było nam się połapać w cenach, no bo u nas złotówki, a tu w witrynach, menu, czy ulotkach ceny nieraz w tysiącach. Nie mogłam się przestawić i naprawdę miałam początkowo problemy z przeliczaniem co ile kosztuje. Jadąc do Budapesztu, warto wziąć ze sobą trochę forintów,  jednak najbardziej opłaca się płacić na miejscu kartą. W Poznańskich kantorach 10 forintów kupimy za 17 groszy, a przy płatności kartą, przelicznik wychodzi w granicach 13-14 groszy. Jest różnica, prawda? W wielu miejscach można płacić w euro. Zapłacimy wówczas niewiele drożej niż w forintach. Zdarzają się jednak miejsca, jak np. przy dworcu Kelenföld, gdzie w knajpkach można płacić tylko gotówką i tylko w forintach. Oczywiście w centrum znajdziemy bankomaty, które w razie potrzeby pomogą nam podreperować budżet w węgierskiej walucie. 
Warto robić zakupy w większych marketach, jednak o te w centrum dość trudno. M.in. w sieciach Spar, Prima, a także znanych z Polski -  Aldi czy Lidl na pewno zrobimy zakupy w rozsądnych cenach. Trochę mnie zasmuciła cena papryki. Jadąc do Budapesztu obiecałam sobie spróbować wielu rodzajów tego warzywa. Spróbowałam kilku. Cena za kilogram była niejednokrotnie o wiele wyższa niż w Polsce.

4) Fajna knajpka z serii - płacisz raz, jesz ile chcesz. Dla tych, którzy lubią dużo zjeść, możemy polecić miejsce: Gastland Bistro Oktogon przy Terez koerut 23. Cena zależna jest od dnia i godziny, w której się zjawimy (np. pod koniec dnia jest taniej). Płacimy raz i przez 2 godziny możemy jeść to, na co tylko mamy ochotę. Jest oczywiście pewien kruczek. Trzeba dokupić dowolny napój. Najtańszy kosztuje w okolicy 350 HUF. Jeśli tego nie zrobimy, do rachunku doliczą nam 200 HUF. Do wyboru sporo dań. Makarony, ryż, coś w stylu gulaszu, zarówno mięsnego jak i warzywnego, dania z soczewicą, kiełbasa, papryka w wielu postaciach... Jest z czego wybierać. W cenie także deser. Jedzenie różnorodne. Niektóre potrawy smakowały mi bardziej inne mniej. Cieszę się, że mogłam spróbować  papryk w różnych wariantach, m.in nadziewanej kapustą kiszoną. Koszt takiego obiadu to ok. 17-18 zł  + koszt napoju. Jednego dnia wybraliśmy się tam także na śniadanie. Najedliśmy się do syta, jednak byliśmy pod koniec godziny śniadaniowej i brakowało już niektórych dań. Obecnie trzeba płacić gotówką.. podczas naszego pobytu  była awaria terminala, jednak prawdopodobnie trwa to już nieco dłużej... no i "kasjer" zaokrągla sobie rachunek. 

5) Wspaniałe widoki z Budy. Oj tak! Niektóre obrazy na długo zostaną w naszej pamięci. Podziwianie Budapesztu z pagórkowatej jego części z pewnością ma w sobie coś magicznego, coś, co zauroczy chyba każdego. Góra Gellerta czy Wzgórze Zamkowe to miejsca absolutnie fantastyczne, chociaż zazwyczaj nieco zatłoczone. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wejść i rozkoszować się tymi widokami można zupełnie za darmo :) Myślę, że kolejne, mniej znane,  wzgórza odkryjemy podczas następnej wizyty. 

Widok ze Wzgórza Zamkowego

6) Sklepy z tytoniem. W normalnych sklepach nie kupimy wyrobów tytoniowych (przynajmniej my ich nie zauważyliśmy). Papierosy i tym podobne produkty kupimy w sklepach z takim szyldem:


Co ciekawe, do takiego sklepu nie mogą wejść osoby poniżej 18 roku życia. Jeśli podróżujecie z dziećmi i będziecie chcieli kupić "fajki", dzieci muszą zostać na zewnątrz! 
Przydarzyła nam się też ciekawa sytuacja związana z tym sklepem. Będąc w barze z langoszami, o którym możecie przeczytać we wcześniejszym moim wpisie, Mateusz zapytał się, czy mają piwo. Sprzedawca odpowiedział, że nie, ale jeśli ma ochotę, to może iść do sklepu z tytoniem, kupić piwo i wypić je na miejscu, w barze. U nas byłoby to nie do pomyślenia ;)

Lubimy wszystkie ciekawostki, które świadczą o indywidualności danego kraju czy regionu. Wyjeżdżając chcemy zobaczyć coś innego, coś, czego na co dzień nie mamy. Lubimy smakować każdy krok, delektować się każdą chwilą w nowym miejscu, chłonąć atmosferę, po prostu poczuć się inaczej niż w domu i jego najbliższym otoczeniu. Tego wszystkiego udało nam się doświadczyć w Budapeszcie. Z prawdziwą przyjemnością jeszcze kiedyś odwiedzimy to wyjątkowe miasto.  

2 komentarze:

  1. ja też często za granicą płacę kartą - i przelicznik czasem lepszy i łatwiej ;) i fakt, jest sporo miejsc, gdzie nie mozna nia placic, ale mozna sobie z tym sprytnie poradzic.
    szkoda, ze papryka byla droga, no ale coz, nie poradzi sie nic. dobrze, ze chociaz sprobowalas roznych dan w knajpce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, owoce i warzywa w Budapeszcie są droższe niż w Polsce. Ja nastawiłam się na winogrona, ale ich cena, i to jesienią, skutecznie odebrała mi apetyt.

    OdpowiedzUsuń