Krywań był na liście moich szczytów do zdobycia odkąd zaczęłam jeździć w góry, czyli miałam ok. 10 lat. Pamiętam jak zachwycał mnie swoim wyglądem , gdy z rodzicami z Kasprowego Wierchu zdobywaliśmy Beskid. Wtedy obiecałam sobie, że kiedyś na niego wlezę...
Jadąc w Tatry Słowackie w ubiegłym roku, Krywań był dla mnie priorytetem.
Pogoda w czasie naszego urlopu była średnia, prognozy również. Tatry od dłuższego czasu schowane były w chmurach. Po przyjeździe, przy piwku w Tatrzańskiej Łomnicy spotkaliśmy polskiego turystę. Trochę ponarzekaliśmy na pogodę, na co on powiedział nam, że musimy zdobyć Krywań następnego dnia do godziny 12, bo według prognoz, po tej godzinie chmury zejdą poniżej 2000 m n.p.m.
Ożywiłam się, moje oczy zaświeciły się jak tegoroczne jednogroszówki. Zrobiliśmy zapasy jedzenia i grzecznie udaliśmy się spać.
Pobudka o godzinie 5:00. Na dworze zimno, widok ze Starej Leśnej (gdzie zastrzymaliśmy się na kempingu http://www.rijocamping.eu/ ) nie nastrajał pozytywnie- góry w chmurach. Wsiedliśmy w samochód i już po drodze do Szczyrsbkiego Plesa zaczęło się robić coraz bardziej optymistycznie. Ze Starej Leśnej można dojechać do Szczyrbskiego Plesa (Štrbské Pleso) tzw. elektriczką (aktualne rozkłady możecie ściągnąć TU ), ale podróż trwa ponad godzinę, a do przebycia jest nieco ponad 20 km. My bardzo chcieliśmy zaoszczędzić jak najwięcej czasu. Zaparkowaliśmy auto w Szczyrbskim Plesie, płacąc 6 euro (stan na 2015r. ) za cały dzień i ruszyliśmy przed siebie. Krótkie podejście i znaleźliśmy się przy Szczyrbskim Plesie, czyli jeziorze o takiej samej nazwie jak osada, w której się znaleźliśmy. Roztaczają się stąd naprawdę piękne widoki. W końcu dojrzeliśmy nasz cel wędrówki. Z tej perspektywy, Krywań wydawał się nie do zdobycia.
Czerwonym szlakiem ruszyliśmy w kierunku zachodnim.
Krywań |
Dotarliśmy do "grzybka", który poinformował nas o tym, że czeka nas dość długa wędrówka...
Początkowo czerwonym szlakiem idzie się łagodnie pod górkę, nie ma żadnych trudności technicznych. Na trasie ustawiono tablicę informującą nas o możliwości łamania się drzew i gałęzi. Na szlak wchodzimy więc na własne ryzyko. Po ok. godzinie, nie mijając Jamskiego Plesa odbijamy na niebieski szlak pnący się w górę. W większości jest to kamienisty chodnik. Tu robi się nieco bardziej stromo. Gdy dojdziemy do piętra kosodrzewiny, możemy podziwiać fantastyczne panoramy dookoła.
widok ze szlaku |
widok ze szlaku |
ja na szlaku :) |
Następnie obchodzimy szlakiem boczne ramię Krywania, które widoczne jest na zdjęciu powyżej (za mną). Tu krajobraz robi się bardziej skalisty i ponury. Z boku mamy przepaść, na szczęście na szlaku jest na tyle szeroko, że nie trzeba się niczego bać. Jak widać na zdjęciu... podczas naszej wędrówki chmury zaczęły schodzić coraz niżej, chociaż daleko było jeszcze do granicznej godziny 12 ;)
W końcu docieramy do punktu, gdzie nasz szlak zbiega się ze szlakiem zielonym z Trzech Studniczek (Tri studnicky) , z którego na szczyt czeka nas jeszcze ok. 1:15 godz. wędrówki.
Dalej pojawiają się już drobne trudności. Nie ma łańcuchów, jednak do wdrapywania przydają się ręce, trzeba momentami dobrze pomyśleć gdzie i jak postawić nogę. Poza tym podłoże jest kruche, kamieniste i łatwo się poślizgnąć na pokruszonych skałach.
Około godzinę przed szczytem, chmury zakryły Krywań całkowicie... Szliśmy jednak dalej widząc tylko kilkanaście metrów szlaku przed sobą i za sobą. Końcówka szlaku mocno dała nam się we znaki. Byliśmy dość zmęczeni, a na górze nie czekała na nas nagroda w postaci fantastyczny widoków.
Mleko... dookoła mleko :(
Krzyż na szczycie Krywania |
Na Krywaniu |
Droga ze Szczyrbskiego Plesa zajęła nam ok. 4 godzin (łącznie z odpoczynkami i przerwami). Na szczycie postanowiliśmy coś przekąsić i poczekać aż się przejaśni. Wciąż mieliśmy nadzieję na cudowne widoki. Niestety zrobiło się dość zimno i zmuszeni byliśmy założyć wszystkie warstwy odzieży, jakie mieliśmy w plecakach, ostatecznie poddając się i schodząc szczytu, nie widząc prawie nic dookoła. Trzeba zachować szczególną ostrożność podczas schodzenia, ponieważ bardzo łatwo zgubić szlak. Nam się to "udało". W rezultacie schodziliśmy dość trudnym i nieprzyjaznym terenem. Po ok. godzinie od szczytu chmury odkryły piękne oblicze Krywania. Chcieliśmy się nawet cofnąć, ale nie mieliśmy gwarancji, że gdy dojdziemy ponownie na szczyt, będziemy mogli podziwiać widoki, na które nie było szans jeszcze kilkadziesiąt minut temu.
Schodziliśmy więc dalej, tym razem już zielonym szlakiem. Nie lubimy po prostu powrotów tą samą drogą.
Widoki z tego szlaku były cudowne i mogliśmy sobie tylko wyobrażać jak pięknie wyglądają Tatry i okolica ze szczytu Krywania. Dojrzeliśmy nawet Kasprowy Wierch:
Krywań cały czas był już w słońcu, chmury podniosły się wyżej... Ja na osłodę musiałam coś zjeść ;)
Do końca dnia mogliśmy podziwiać Krywań bez chmur, co tylko potęgowało nasz gniew. Ja tak długo czekałam, by zdobyć tę górę, a ona tak chamsko się wobec nas zachowała ;-)
Może po prostu chce nas zobaczyć jeszcze raz? :P
Zielony szlak do Trzech Studniczek poniżej piętra kosodrzewiny dłuży się niemiłosiernie. Byliśmy już dość zmęczeni, więc nawet zejście w dół wydawało nam się katorgą.
Bardzo chcieliśmy z Trzech Studniczek do miejsca naszego startu dojść zielonym szlakiem wzdłuż drogi (Cesta Slobody), niestety ta trasa wydawała nam się nie do przejścia. Weszliśmy więc na czerwony szlak Tatrzańskiej Magistrali (musieliśmy podejść jeszcze ponad 200 metrów do góry!). Dzięki temu udało nam się zobaczyć Jamske Pleso. Ale ta wędrówka nas dobiła. Po 11 godzinach od wyjścia na szlak zameldowaliśmy się w Szczyrbskim Plesie. Zmęczeni, szczęśliwi, ale z wielkim niedosytem.
No cóż... trzeba będzie jeszcze raz wejść na Krywań, ale wtedy już na pewno bez zejścia do Trzech Studniczek, tylko z powrotem tą samą trasą :)
Po szybkiej kąpieli, pobiegliśmy jeszcze ze Starej Leśnej do Tatrzańskiej Łomnicy, żeby zdążyć na lane piwko przed zamknięciem knajpki przy stacji elektriczki(zamykają o 20:00!!!) i tam z wielkim apetytem spożyliśmy "Koziołka" :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz