Poranek był rześki i bardzo wietrzny. Ciężko było nam wyobrazić sobie, co dzieje się na szczycie Śnieżnika, bo porywy wiatru już pod schroniskiem (ok. 200 m niżej) momentami zakłócały naszą równowagę.
Czas ruszyć w dalszą drogę, dotrzeć do kolejnego miejsca noclegowego...
Z żalem żegnamy się więc ze schroniskiem na Śnieżniku. Spędziliśmy tam zaledwie dwie noce, a ja już tak bardzo polubiłam to miejsce i przyzwyczaiłam się do miłej obsługi ;)
Ponieważ poprzedniego dnia wędrowaliśmy bez dużych plecaków, zaproponowałam zejście do Międzygórza nieco okrężną drogą. Mateusz o dziwo się zgodził :)
W planie była wędrówka czerwonym szlakiem przez Żmijowiec na Czarną Górę, a następnie zmiana znaków na zielone i zejście do Międzygórza przez Igliczną.
Według mapy trasa ta nie wydawała się trudna. Przed nami głównie schodzenie, no może z krótkim podejściem na Czarną Górę. Ze schroniska najpierw idziemy więc szeroką drogą delikatnie w dół wzdłuż znaków żółtych i czerwonych. Po kilku minutach żółty szlak odbija w prawo do Stronia Śląskiego. My jednak idziemy dalej szlakiem czerwonym i będzie nam on towarzyszył aż do wierzchołka Czarnej Góry. Po drodze, po prawej stronie zauważamy ścieżkę prowadzącą na punkt widokowy. Warto tam zajrzeć (fajna panorama!)
z punktu widokowego |
Następnie dalej kroczymy szeroką drogą. Ma ona swój urok.A dodatkowo, poza nami, na trasie nie ma nikogo...
Śnieżnik |
W pewnym momencie orientujemy się, że powinniśmy właśnie mijać szczyt Żmijowiec. Rozglądamy się i namierzamy tabliczkę z nazwą szczytu (idąc od schroniska na Śnieżniku, szukajcie jej po prawej stronie). Żmijowiec należy do tysięczników Ziemi Kłodzkiej i chcąc zdobyć odznakę, musicie na niego wejść ;) My o odznakę nie walczymy, ale lista tysięczników Ziemi Kłodzkiej jest już wydrukowana i po kolei je zdobywamy. Nazwa tego szczytu, jak łatwo się domyślić pochodzi od sporej populacji żmii zygzakowatej zamieszkującej jego zbocza.
Szlak prowadzi częściowo lasem, ale gdy tylko na moment go opuścimy, warto się rozejrzeć... My namierzamy wzrokiem ciekawy i całkiem wysoki szczyt, to Czarna Góra. Na nią będziemy tego dnia jeszcze wchodzić.
Czarna Góra (z prawej), niższa, pośrodku kadu - Jaworowa Kopa |
wieża widokowa na Czarnej Górze |
W pewnym momencie szlak odbija pod kątem prostym w lewo. Za kilka chwil powinniśmy skręcić z kolei w prawo. Bądźcie uważni, bo my podreptaliśmy dalej ścieżką rowerową, omijając ten skręt. Punktem orientacyjnym jest bardzo stary szlakowskaz bez tabliczek. Właśnie przy nim odbijamy w prawo. Gdy już obieramy właściwą drogę, za moment szlak czerwony splata się z zielonym. Jesteśmy na przełęczy pod Jaworową Kopą Stąd już kilka dłuższych chwil dzieli nas od szczytu Czarnej Góry. W trakcie podchodzenia krajobraz zmienia się kilkukrotnie ;) Trochę lasu, trochę skał, głazów...
w drodze na Czarną Górę |
Gdyby nie wieża widokowa znajdująca się na Czarnej Górze, ze szczytu nie zobaczylibyśmy nic. Na szczęście wznosi się ona nieco powyżej koron drzew, więc możemy podziwiać rozległą panoramę. Przy dobrej pogodzie jest ona naprawdę imponująca.
wieża na szczycie Czarnej Góry |
widok z wieży |
Śnieżnik! |
na wieży |
Piękna pogoda była jednak zdradliwa. Słońce świeciło, przejrzystość powietrza wprost genialna, ale... wiało potwornie! Zarzucało nami jak lalkami podczas wchodzenia na górę. Szybko więc zeszliśmy na bezpieczny grunt. Przed nami zdobycie Jaworowej Kopy, należącej, podobnie jak Czarna Góra i Żmijowiec, do tysięczników Ziemi Kłodzkiej. Jej namierzenie nie jest trudne. Gdy schodzimy do przełęczy pod Jaworową Kopą, po prostu przecinamy oba szlaki (idąc prosto) - czerwony i zielony pod kątem prostym (wydeptana ścieżka). Po krótkiej chwili dojdziemy do maleńkiej polany, przy której znajduje się drzewo z tabliczką szczytową. Trzeba się dobrze rozejrzeć. Tabliczka jest nieco ukryta ;)
Teraz zaczynamy już poważniejsze schodzenie w kierunku Międzygórza. Wybieramy zielony szlak. który jest nieco węższy od trasy, którą do tej pory szliśmy, a także bardziej stromy. Przecina on w kilku miejscach szersze, betonowe lub asfaltowe trasy rowerowe. Dzięki temu spoglądając w mapę łatwiej zorientować się gdzie aktualnie jesteśmy.
Docieramy do ważnego węzła szlaków. Tu zbiegają się się m.in. oznaczenia niebieskie i zielone szlaków pieszych oraz jakieś "rowerówki". My, bez zmian, brniemy zielonym szlakiem, w kierunku Iglicznej, po drodze zahaczając o szczyt Lesieńca.
tu krzyżują się szlaki piesze - niebieski i zielony |
Niestety tym razem tabliczki z nazwą szczytu nie namierzyliśmy i nie wiemy czy taka w ogóle istnieje. Schodzimy za to ostro w dół.
Za chwilę przetniemy rozległą polanę, by zacząć ostateczne podejście pod Igliczną.
Zresztą miejsce, w którym łączą się trzy szlaki - zielony, żółty i czerwony nazywa się "pod Igliczną". Myśleliśmy, że stąd do schroniska i sanktuarium Matki Boskiej Śnieżnej jeszcze daleko, ale dosłownie w kilka minut zameldowaliśmy się pod murami schroniska.
pod Igliczną |
już widać sanktuarium Sanktuarium Matki Bożej Przyczyny Naszej Radości „Maria Śnieżna” |
przed schroniskiem |
Tego dnia było gorąco, żar z nieba lał się niemiłosierny. Zarządzamy więc postój na szybkie piwko i decydujemy się wejść najpierw na Igliczną (by zdobyć kolejny szczyt z Korony Masywu Śnieżnika) a następnie zejść do Międzygórza szlakiem zielonym.
piwko z widokiem... no pięknym widokiem :) |
Przy schronisku wiosną rosną przepiękne tulipany. |
Na Igliczną wchodzimy bez znakowanego szlaku. Jednak trasę na wierzchołek wyznaczają poszczególne stacje drogi krzyżowej.
Chyba brakuje tu tabliczki z nazwą szczytu. Jednak przypuszczamy, że znajdujemy się w najwyższym punkcie. Robimy kilka fotek i zaczynamy schodzić w kierunku Międzygórza.
Niestety zabrakło czasu, by zwiedzić sanktuarium. Po spojrzeniu w mapę i na zegarek, musieliśmy się spieszyć, by zdążyć na autobus, którym chcieliśmy podjechać do Długopola Zdroju.
Sanktuarium Matki Boskiej Śnieżnej |
A zielony szlak nas nieco zaskoczył... swoją stromizną! Serio. Plecaki ciągnęły nas w dół, oczywiście zdjęcia nie do końca oddają rzeczywistość. Szliśmy zygzakiem od drzewa do drzewa, żeby nieco niwelować różnicę wysokości. Wypłaszczeń było niewiele...
na szlaku |
Odetchnęliśmy z ulgą widząc zaporę wodną. M.in. właśnie ze względu na nią wybraliśmy zielony szlak do zejścia. Trzeba przyznać, że może nie jest tak ogromna jak ta na Solinie, ale mimo to robi wrażenie. Konstrukcja ma 29 m wysokości i 108 m długości. Wielokrotnie pomagała najbliższej okolicy podczas okresowych powodzi, hamując nadmiar wody. Jednak w 1997 r. (zapewne wielu z Was pamięta tę powódź, która przede wszystkim dotknęła mieszkańców południowej Polski) woda przelewała się ponad koroną zapory! Nie jestem w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Podobno zapora była wówczas bliska rozszczelnienia.
Dziś, zielony szlak prowadzi właśnie przez zaporę (jej górną część). Chętni mogą zejść i podziwiać ją z dołu.
jedno z moich ulubionych zdjęć z majówki - Mateusz na zaporze |
Okazało się, że stamtąd w kilka chwil dochodzimy do głównej ulicy w Międzygórzu. Wystarczy jedynie przejść przez furtkę, która bardzo nas intrygowała (zastanawialiśmy się dokąd prowadzi!) podczas pobytu w Międzygórzu zimą 2016 (Zimowe wejście na Śnieżnik). Tak, jak wspominałam, bardzo zależało nam na tym, by zdążyć na autobus (pks Kłodzko), bo gdyby nam się nie udało, to następny był za ok. 3 godziny! Międzygórze może poszczycić się jedynie kilkoma połączeniami autobusowymi w ciągu dnia. Wyszukacie je m.in. na https://www.e-podroznik.pl/. Warto pamiętać, że np. w dni świąteczne z Międzygórza odjeżdża tylko jeden autobus!
Podziwiamy zabudowę Międzygórza z perspektywy szybkiego marszu. Miasteczko jest bardzo klimatyczne. Według danych z 2011r. ma niewiele ponad 500 mieszkańców. Sporo zawdzięcza Mariannie Orańskiej (1810-1883), która spopularyzowała tę miejscowość jako turystyczną. Chętnych odsyłam do artykułu: http://www.naszesudety.pl/marianna-oranska-(1810-1883).html Sama mam ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o tej zasłużonej dla Ziemi Kłodzkiej postaci.
Międzygórze |
przystanek pks |
Zaczyna kropić, ale tylko przez chwilę. Chowamy się do autobusu, który dowozi nas w ok. 25-30 minut do Długopola-Zdroju. Ten fragment można oczywiście przejść znakowanym szlakiem turystycznym, ale gdy patrzymy w mapę, na trasie nie dzieje się nic ciekawego (może się mylimy!?) więc autobus wydał nam się dobrym pomysłem.
Jesteśmy w Długopolu. Znajdujemy się w pobliżu parku zdrojowego. Szukamy jakiejś knajpki. Sympatyczna pani podpowiada nam "Teatrtalną", gdzie zamawiamy pizzę i piwo ;) Jest całkiem smacznie i do tego niedrogo. Następnie namierzamy bankomat (tak! co najmniej jeden w Długopolu się znajduje!) i sklep. Sklep jest dziwny. Znajduje się w pobliżu przystanku autobusowego. Zajmuje całkiem sporą powierzchnię, ale w środku półki są, delikatnie pisząc, nie do końca wypełnione. Ale, jak to mówią, lepszy rydz, niż nic. Coś tu znowu nabywamy drogą kupna. Płatność tylko gotówką! No i przychodzi czas na dalszą wędrówkę. Tego dnia zarezerwowałam nocleg w miejscowości Poręba. To ok,. 3-5 km z Długopola.
Grzejemy po asfalcie z siatami aż miło ;) Nasz nocleg znajduje się jednak prawie na końcu tej miejscowości. Jesteśmy nieco zmęczeni, ale dziarskim krokiem brniemy przed siebie. W tej Porębie nawet sklep spożywczy mają. Szkoda tylko, że czynny do 12-13 ;) a w majówkę nie był czynny wcale.
Kwaterujemy się w agroturystyce "Tatra", która jest naprawdę godna polecenia. Komfortowe pokoje, przystępne ceny, ogólnodostępna kuchnia... Jest spoko. Wykupujemy śniadanie na następny dzień, a wieczór spędzamy z nowopoznanymi chłopakami :) Wymieniamy się wspomnieniami, wskazówkami i informacjami praktycznymi. Jest naprawdę miło.
Kolejny dzień będzie zdecydowanie mniej wymagający. Nie przegapcie relacji ;)
Poniżej standardowo trasa, którą przebyliśmy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz