Noc spędziliśmy w schronisku na Śnieżniku. Mając taką bazę wypadową nie musieliśmy się spieszyć ze wstawaniem, ale oczywiście wylegiwanie się w łóżku do 9 również nie wchodziło w grę. Poranek był piękny - słoneczny, ciepły, pełen optymizmu. Zjedliśmy stare buły i zapas prowiantu wniesionego dzień wcześniej w plecakach ze Stronia Śląskiego i opuściliśmy mury schroniska. Na wstępie udało nam się pomylić szlak ;) Szybko jednak się zorientowaliśmy i wróciliśmy na właściwe tory i rozpoczęliśmy wędrówkę.
Przygotowując się do naszej majówki i szperając w internecie, trafiłam na stronę: Korony Gór. Razem z Mateuszem zdobywamy Koronę Gór Polski, ale bez odznaki, tylko dla własnej satysfakcji. Staramy się nie tylko "zaliczać" poszczególne szczyty, ale będąc już w okolicy, zobaczyć coś więcej. Korony poszczególnych pasm wydały mi się również ciekawym pomysłem.To jednak jest projekt naprawdę długofalowy. Oprócz tego, będąc na Ziemi Kłodzkiej, dowiedzieliśmy się o kolejnych odznakach, które można zdobyć, m.in. Tysięczniki Ziemi Kłodzkiej czy Wieże Widokowe Ziemi Kłodzkiej (po szczegóły odsyłam na stronę: http://www.klodzko.pttk.pl/. Z tysięcznikiami Ziemi Kłodzkiej w Masywie Śnieżnika jest dość ciekawie. Większość znajduje się w pobliżu znakowanych szlaków turystycznych, jednak trzeba z tych szlaków zejść i samemu je odnaleźć. Na wierzchołkach tych, które udało nam się zdobyć, znaleźliśmy tabliczki z nazwami poszczególnych szczytów. Zapraszam na opis naszej wycieczki:
Ze schroniska na Śnieżniku wędrujemy wzdłuż zielonych i niebieskich oznaczeń szlaku. Ścieżka jest wygodna, raczej wąska i prowadzi poprzez ogromne skupiska krzaków jagód.
Przed Małym Śnieżnikiem niebieski szlak odbija w prawo. My dalej kierujemy się według zielonych znaków. Gdy poczujemy, że jesteśmy w najwyższym punkcie i zaraz zaczniemy schodzić, rozglądamy się w lewo. Znajdziemy tu kilka wąziutkich wydeptanych ścieżek. Prowadzą one do tabliczki z nazwą szczytu. Za moment jesteśmy na Małym Śnieżniku.
Widoków z Małego Śnieżnika nie ma praktycznie żadnych. Szczyt jest zalesiony. Pozostaje więc satysfakcja ze zdobycia jednego z tysięczników Ziemi Kłodzkiej.
Kolejny na trasie będzie Goworek. Dotarcie do jego wierzchołka zajmie nam jednak dłuższą chwilę.
Znowu jak w przypadku Małego Śnieżnika, będziemy czuć, że zbliżamy się do najwyższego punktu. Dodatkowo na naszej ścieżce pojawią się kamienie, głazy... Znów rozglądamy się w lewo.
Odchodzi w tym kierunku kilka ścieżek... i jesteśmy na Goworku!
Do kolejnego punktu czeka nas zdecydowanie dłuższy spacer. Celowo piszę spacer, ponieważ wędrówka pozbawiona jest jakichkolwiek trudności (podczas dobrej pogody). Zdobyliśmy już najwyższe punkty tego dnia, teraz pozostaje praktycznie schodzenie w dół. Mimo wszystko ten spacer trwa trochę czasu. Dzisiejsza propozycja trasy to szlak ok. 21 kilometrowy, więc warto mieć to na uwadze.
na szlaku/ w oddali Trójmorski Wierch, na który zmierzamy |
Co jakiś czas pojawiają się wychodzimy z lasu i możemy rozejrzeć się po okolicy...
Widok w stronę czeskich szczytów... |
Ścieżka w Obłokach - stosunkowo młoda atrakcja naszych południowych sąsiadów |
Jednak zdecydowana większość szlaku prowadzi lasem.
Następnym charakterystycznym punktem naszej wycieczki będzie Biały Kamień. To miejsce łatwo rozpoznać. Znajduje się tu spore głazowisko. Dalej robi się nieco stromiej przy zejściu, ale dzięki temu, szybko osiągamy Przełęcz Puchacza.
Przełęcz Puchacza |
Stąd rozpoczynamy łagodne podejście na kolejny tysięcznik. Gdy spojrzymy w tył zobaczymy kopułę Małego Śnieżnika, a wprawne oko dojrzy także skały (Biały Kamień), które minęliśmy...
Wierzchołek Puchacza było nam ciężko znaleźć i gdyby nie ludzie, którzy fotografowali się z tabliczką, pewnie byśmy go ominęli. Szukajcie go po prawej stronie szlaku.
Dalej nadal jest łagodnie i łatwo. Chociaż zdarzają się i takie niespodzianki na trasie:
W końcu docieramy do Trójmorskiego Wierchu. Nazwa tego szczytu nie wzięła się znikąd. Mało tego, nadał ją sam Mieczysław Orłowicz! Zbiegają się tutaj zlewiska trzech mórz - Bałtyku, Morza Czarnego i Północnego. Do źródeł Nysy Kłodzkiej, zasilającej Morze Bałtyckie, wybierzemy się jeszcze tego dnia ;)
Trójmorski Wierch przyciąga piechurów także wieżą widokową. Stoi ona na szczycie od 2009 roku, chociaż zwiedzać ją można dopiero od maja 2010r.
Przed wejściem na wieżę robimy sobie przerwę na drugie śniadanie. Skały na Trójmorskim Wierchu doskonale imitują krzesełka ;)
Energia uzupełniona, włazimy na wieżę. Wejście nie przysparza żadnych trudności. Na górę prowadzą wygodne drewniane schody. Pomimo pięknej pogody, na wieży jest bardzo wietrznie. Widoki natomiast są rewelacyjne.
Stoki narciarskie po czeskiej stronie |
fragment szlaku, którym przyszliśmy, w oddali, po środku kadru Śnieżnik! |
po prawej Śnieżnik |
Z Trójmorskiego Wierchu schodzimy zgodnie ze znakami zielonymi i czerwonymi do przełęczy pod Jasieniem. Tu mamy mały dylemat - czy wrócić do schroniska wędrując po czeskiej ziemi, czy zobaczyć co oferuje szlak po polskiej stronie. Wybieramy drugą opcję i idziemy przez chwilę czerwonym i żółtym szlakiem. Po kilku minutach marszu zauważamy tabliczkę kierującą do źródeł Nysy Kłodzkiej. Niestety nie wiemy czy to daleko, ale postanawiamy zaryzykować.
Wąskimi wydeptanymi ścieżkami w kilka chwil docieramy do celu.
źródła Nysy Kłodzkiej |
Warto było na chwilę zboczyć ze szlaku. Bardzo lubimy takie ciekawostki.
Następnie na naszej trasie nie dzieje się nic ciekawego. Można nieco przyspieszyć, szlak jest szeroki i bardzo wygodny. W końcu dochodzimy do parkingu w Jodłowie. Stoi tu trochę aut, niektórzy dopiero wybierają się w trasę. Widzimy przyjemny drogowskaz z napisem "bufet". Szukamy, rozglądamy się wokół... Jedyny lokal gastronomiczny na drzwiach ma przyklejoną kartkę, że jest nieczynny do odwołania.
Zrezygnowani zmieniamy szlak na niebieski, który ma nas doprowadzić do schroniska na Śnieżniku. Chwilę później mija nas "miejscowy" i trzyma w ręce Tyskie! Zagaduje nas, chwilkę rozmawiamy, w końcu nie wytrzymujemy i pytamy skąd ma piwo ;) Kieruje nas do tego nieczynnego lokalu właśnie. Szybka decyzja - cofamy się. Mimo, że kuchnia w tym lokalu obecnie nie działa, udało nam się namówić sympatycznego pana, by chociaż sprzedał nam piwo ;) Rozsiadamy się wygodnie i robimy dłuższy postój. W końcu nigdzie nam się aż tak nie spieszy...
Miejsce jest naprawdę piękne!
Szkoda, że tak mało ludzi je odwiedza i infrastruktura turystyczna po prostu upada...
Czas jednak wrócić na szlak. Znów jest dość płasko, łagodnie... przynajmniej przez ok. połowę drogi.
Czas jakby płynął tu wolniej... Nawet małe stwory odpoczywają wylegując się na słońcu...
Po drodze został nam do zdobycia już ostatni tysięcznik tego dnia. To Wysoczka. Niebieski szlak, na którym jesteśmy, połączy się na chwilę z żółtym. Gdy jednak żółty odbije w lewo, po pewnym czasie nasza trasa (niebieski szlak) będzie skręcać ostro w prawo. Żeby zdobyć Wysoczkę, nie skręciliśmy zgodnie ze znakami szlaku, tylko poszliśmy kawałek prosto. Ta szeroka ścieżka (bez znaków szlaku) zawija następnie delikatnie w lewo. Tam namierzyliśmy węższą ścieżynę (po lewej stronie), która doprowadziła nas do tabliczki z nazwą szczytu.
Po drodze wpadłam jednak w małe bagno ;) Myślałam, że to zaschnięta kałuża, jednak było tam bardzo grząsko i nieprzyjemnie, a moje buty zyskały prawdziwie błotną ozdobę ;)
mała pułapka ;) |
Tą samą drogą wróciliśmy na niebieski szlak.
Zrobiło się nieco bardziej stromo. Poziomice w tym miejscu na mapie coraz gęściej występują, to i my musimy się nieco bardziej pomęczyć w terenie.
Gdzieś zza drzew zauważamy naszą bazę. Jeszcze taaaaak daleko!?
Na szczęście z miejsca, w którym zrobiłam zdjęcie w ok. 20 minut znaleźliśmy się w schronisku.
Śnieżnik i schronisko na Śnieżniku (widoczne z lewej strony zdjęcia) |
Poniżej mapka:
Dystans ok. 20 km (według endomondo wyszło nam ok. 21,5 km razem ze szczytami zdobytymi poza szlakiem)/ czas przejścia bez odpoczynków i przerw ok.5-6 h
Pomimo tego, że powyższa trasa nie jest trudna i przemierzaliśmy ją bez dużych plecaków, po dotarciu do schroniska poczuliśmy się zmęczeni. Tę noc spędziliśmy w pokoju ośmioosobowym. Gdyby nie chrapanie jednego ze współlokatorów (i nie był to Mateusz ;P ) spalibyśmy pewnie spokojnie. Niestety "koncert" jaki zapewnił nam sympatyczny pan, powodował cykliczne przebudzenia. Mimo to wstaliśmy wypoczęci. W górach chyba szybciej się regenerujemy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz