O tej porze roku w Tatrach jeszcze nie byliśmy. W ogóle po polskiej stronie Tatr nie było nas prawie 10 lat. Przed wycieczką śledziłam warunki i komunikaty dotyczące najwyższych gór w Polsce, bo mimo iż w warunkach zimowych po górach zdarza nam się chodzić, Tatry to zupełnie inna bajka.
Ostatecznie postawiłam na dość łatwą trasę (tak mi się wydawało) z Palenicy Białczańskiej przez Rusinową Polanę i schronisko Murowaniec do Kuźnic.
Do Zakopanego przyjechaliśmy pociągiem z Rabki-Zdroju, która była naszą bazą wypadową przez 3 dni. Zjedliśmy śniadanie w Zakopiańskim Barze (Bar Fis) w pobliżu dworca (otwarte od 7:00) , a następnie busem dostaliśmy się na start trasy , na Palenicę Białczańską (koszt przejazdu 15 zł/ 1 osoba).
Z Palenicy niebieskim szlakiem ruszyliśmy w stronę Rusinowej Polany. Ten odcinek nie jest bardzo wymagający. Momentami podejście jest strome, ale już po ok. 2 kilometrach (po ok. 50 minutach) możemy cieszyć się wspaniałym widokiem. Panorama z Rusinowej Polany zachwyca i na długo pozostaje w pamięci. Popularność tego miejsca wzrasta, o czym mieliśmy okazję się przekonać. Do tej pory na szlaku nie spotkaliśmy nikogo, a na polanie zrobiło się tłoczno i gwarno. Wiele osób podchodzi na Rusinową Polanę z Zazadniej (niebieski szlak) lub z Wierchporońca (zielony szlak).
Z Rusinowej Polany na Gęsią Szyję
Z Rusinowej Polany kierujemy się ku Gęsiej Szyi (szlak zielony). Na szczyt prowadzi podobno ok. 1000 stopni. Faktycznie schody wydają się nie mieć końca. Szlak jednak nie przysparza zbyt wielu trudności, dlatego przy ładnej pogodzie można tu spotkać sporo piechurów. Największą uwagę po drodze skupiają oczywiście skaliste "giganty". Warto jednak spojrzeć także za siebie i spróbować wypatrzyć szczyty m.in. Pienin czy Beskidu Sądeckiego.
do góry przyroda budzi się do życia wolniej - na zdjęciu lepiężnik biały, który na niższych wysokościach już przekwitł.
Docieramy na Gęsią Szyję (1489 m n.p.m.). Ze szczytu rozpościerają się przepiękne panoramy i można się tu zasiedzieć podziwiając piękno najbliższej okolicy. Przy dobrej widoczności z Gęsiej Szyi zobaczyć można także królową Beskidu Żywieckiego - Babią Górę.
Ze szczytu schodzimy w stronę Waksmundzkiej Równi. Docieramy w to miejsce bez większych problemów.
No i zaczęło się! ;-) Najpierw musieliśmy pokonać pojedyncze płaty śniegu. Z czasem śniegu było tak dużo, że marzyliśmy o chwili wytchnienia od pokrywy śnieżnej. Śnieg był "stary", brudny, śliski i nieprzyjemny. Częściowo się wytapiał. W drugiej części dnia śniegowe jęzory dość łatwo się kruszyły. Nieraz zapadliśmy się w śniegu po kolana, wpadaliśmy do wody, która płynęła pod śniegiem. Raczki w wielu miejscach się przydały. Mimo to, odcinek ok. 6 km szliśmy ponad 3 godziny. Bardzo wolno posuwaliśmy się naprzód. W jednym miejscu mieliśmy spory problem orientacyjny, który próbowaliśmy rozwiązać z kilkoma osobami, które szły w tym samym kierunku co my.
Wreszcie dotarliśmy do Murowańca. Odetchnęliśmy z ulgą. Cieszyliśmy się, że ten trudny, dłużący się fragment mamy już za sobą.
Z Murowańca postanowiliśmy zejść do Kuźnic przez Boczań (niebieski szlak). Śnieg leżał jeszcze do Przełęczy między Kopami, ale nie był już tak dokuczliwy jak ten, z którym musieliśmy się zmierzyć wcześniej. A dalej warunki przypominały pogodne letnie popołudnie (mimo, że był to początek kwietnia).
To był świetny dzień w Tatrach i udany powrót po latach. Czy w tym roku uda nam się jeszcze wybrać na tatrzańskie szlaki? Na to liczę :)
Mapa naszej trasy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz