Góry Stołowe działają na wielu jak magnes. Prawie każdy w Polsce słyszał o Szczelińcu i Błędnych Skałach. Do obu labiryntów zimą wchodzi się na własną odpowiedzialność. Ale nie chcę do tego zachęcać, bowiem często występują tam oblodzenia utrudniające poruszanie się i stanowiące zagrożenie nie tylko dla początkujących turystów.
Mam za to do zaproponowania inną, bardzo ciekawą trasę, która daje sporo radości i satysfakcji. Wybierają się na nią zimą warto do plecaka spakować raczki, czołówkę, zapasowe rękawiczki i termos.
Wycieczkę rozpoczynamy na stacji kolejowej Kulin Kłodzki. Nie każdy pociąg do i z Kudowy-Zdroju się tu zatrzymuje, dlatego trzeba wcześniej sprawdzić szczegółowo rozkład jazdy. Dodatkowo jest to stacja "na żądanie", więc zamiar wysiadania w Kulinie należy zgłosić konduktorowi.
Ze stacji krótkim odcinkiem niebieskiego szlaku dochodzimy do zielonych znaków. Te będą nam towarzyszyły aż do Lisiej Przełęczy przy Szosie Stu Zakrętów. Początkowo idziemy wzdłuż drogi z Jeleniowa do Dusznik-Zdroju. Mijamy podstawę kamiennego krzyża z 1867 roku i możemy , z ciekawości, wejść na mostek nad torowiskiem, z którego dobrze widać wlot ponad półkilometrowego tunelu kolejowego.
Wracamy na zielony szlak. W miejscu, gdzie asfaltowa droga skręca w prawo, zielono znakowana trasa odbija w przeciwnym kierunku. Przechodzimy obok gospodarstwa, którego elewację zdobią narty i zaczynamy wędrować polnymi ścieżkami. Warto spoglądać za siebie, bo widoki stają się coraz bardziej przyjemne dla oka.
Przez długi czas idziemy skrajem lasu, co pozwala na podziwianie rozległych górskich panoram. Widać Góry Bardzkie, Złote, a później nawet Masyw Śnieżnika! Przed nami natomiast "wyrasta" ośnieżony grzbiet, którym za jakiś czas będziemy wędrować.
Za moment "schowamy się" w lesie. Warto rozejrzeć się jeszcze raz dookoła, tym bardziej, że właśnie wtedy całkiem nieźle widać już Śnieżnik (z nową wieżą widokową) w sąsiedztwie Czarnej Góry.
Na fragmencie biegnącym lasem witają nas sikorki czubatki. Są tak szybkie i zwinne, że nie pozwalają się uwiecznić na sensownym zdjęciu. Na ścieżkach jest pięknie do czasu, gdy zaczynają zmieniać się w potężne kałuże, które coraz trudniej obejść. Ten odcinek nieco nas spowalnia. Ale już za moment docieramy do miejsca, które nas zachwyca!
Mowa o tzw. Sawannie Afrykańskiej, czyli Skałkach Łężyckich. Jest to rozległa łąka, na której rozrzucone są pojedyncze skały, których wysokość sięga kilku metrów. Oprócz nich rosną tu nieliczne drzewa. Latem, w połączeniu z roślinnością o charakterze stepowym, całość sprawia nieco egzotyczne wrażenie, przywodzące na myśl afrykańską sawannę. Zimą także wygląda to wprost kapitalnie! Przed dojściem do asfaltowej drogi, w pełnej krasie, pokaże się jeszcze po prawej stronie Śnieżnik i Czarna Góra :)
Wzdłuż asfaltowej drogi maszerujemy ok. kilkaset metrów. Zbliżamy się do Lisiej Przełęczy. Znajduje się tu niewielki parking, który tego dnia był praktycznie pełny! W tym miejscu zmieniamy znaki szlaku na niebieskie i rozpoczynamy podejście na Narożnik. Z racji tego, że jest to szlak zdecydowanie bardziej uczęszczany niż ten, którym szliśmy do tej pory, robi się ślisko. Raczki na pewno ułatwią wędrówkę. Podejście na Narożnik zajmuje ok. kwadransu/ dwudziestu minut.
Ze skalnego tarasu na Narożniku pięknie prezentują się m.in. Szczelińce i Skalniak. Zwracamy także uwagę na Skałki Łężyckie pomiędzy którymi niedawno szliśmy.
Z Narożnikiem związana jest także bardzo smutna historia. W pobliżu jego wierzchołka, 17 sierpnia 1997r. zamordowano dwóch studentów wrocławskiej uczelni - Annę Kembrowską i Roberta Odżgę. Sprawcy (sprawców) zbrodni do dziś nie udało się schwytać. Studentom poświęcono tablicę, którą umieszczono na skale w miejscu tragedii.
Ruszamy dalej, w stronę Kopy Śmierci. Przy szlaku znajduje się kilka fajnych punktów widokowych (zachowajcie ostrożność, nie ma na nich barierek!) oraz ciekawe skalne przejście.
skalne przejście
Po zejściu ze schodów skręcamy w lewo i po krótkiej chwili możemy podziwiać "czachę". Na mnie zrobiła ona piorunujące wrażenie!
Docieramy do skrzyżowania z zielonym szlakiem (Skały Puchacza) i nie zmieniając oznaczeń trasy zaczynamy całkiem stromo się obniżać. Trafiamy nawet na dość eksponowany odcinek ubezpieczony łańcuchami.
Wychodzimy z lasu i kiedy myślimy, że bez większych niespodzianek dotrzemy do Dusznik, przez środek szlaku przepływa żwawo rzeczka. I nijak nie da się jej przekroczyć suchą stopą. Szukamy przez kilka minut alternatywnej drogi, w końcu nam się to udaje.
Dystans ok. 15,7 km/ czas przejścia bez przerw i przystanków ok. 4:30 h (w warunkach zimowych nieco dłużej)
Gdy kilka lat temu szedłem tym zielonym szalkiem, to w Kulinie zamiast łatwego przejścia przez pola było ogromne pastwisko i trzeba było je obchodzić gdzieś naookoło...
OdpowiedzUsuń