Kiedy mamy wolny weekend i prognozy pogody są optymistyczne, zawsze kusi mnie, żeby spędzić czas poza domem. Nie inaczej było tym razem. Z racji tego, że lubimy podróżować komunikacją zbiorową, zaplanowałam po raz kolejny trasę "bez samochodu". Z Poznania do Jeleniej Góry dojechaliśmy bezpośrednim pociągiem. Pobudka koło 4, szybkie dopakowanie najpotrzebniejszych rzeczy i ruszamy na dworzec. W pociągu drzemka, by nadrobić nieco wczesne wstawanie. Niestety pociąg zatrzymuje się na dłużej jeszcze przed Wrocławiem. Obsługa nic nie chce zdradzić, wszyscy pasażerowie są zdezorientowani i zastanawiamy się czy w ogóle ruszymy w dalszą podróż. Ostatecznie do Jeleniej Góry docieramy z ok. godzinnym opóźnieniem. Czeka nas jeszcze krótka podróż do Karpacza. Przy dworcu jesteśmy nagabywani do skorzystania z usług jednego "przewoźnika". 12 zł za osobę. Jestem w stanie nawet tyle zapłacić, pod warunkiem, że ruszymy za chwilę. Niestety oprócz nas są chętne tylko dwie inne osoby. Podsłyszeliśmy, że trzeba będzie czekać na przyjazd kolejnego pociągu z Warszawy, a to za ok. 40 minut! Może wtedy będzie komplet pasażerów. Szlag by to trafił. Nagle zauważam busa, który stoi przy przystanku autobusowym. Zaglądam - kierunek Karpacz! Kiedy pan rusza? Teraz! Ile kosztuje bilet? 7 zł za osobę. Jedziemy!
W Karpaczu ostatecznie jesteśmy po 13. Wysiadamy na przystanku Karpacz - Biały Jar. Robimy małe zakupy w Żabce i w cukierni na przeciwko Żabki (mają kapitalne jagodzianki!). Nie pozostaje nam nic innego jak ruszyć w trasę. Z racji opóźnienia pociągu i ogólnie dość późnej godziny, postanawiamy odpuścić wejście na Śnieżkę. Przed nami i tak dość długa droga...
Zielonym szlakiem idziemy przez zabudowania Karpacza. Wstyd się przyznać, ale w Karpaczu jesteśmy dopiero drugi raz w życiu i to znów tylko na chwilę. Po ok. pół godzinie docieramy do Centrum Informacyjnego Karkonoskiego Parku Narodowego. Trochę żałuję, że nie mamy wystarczająco dużo czasu, by się tu rozejrzeć.
Budynek Centrum Informacyjnego Karkonoskiego Parku Narodowego
Szlak staje się bardzo przyjemny. Leśne ścieżki są całkiem urocze, a widokowe fragmenty zaczynają coraz bardziej cieszyć.
Przy wiacie turystycznej (Szeroki Most) zmieniamy znaki szlaku na czarne i maszerujemy zgodnie z nimi aż do Sowiej Przełęczy. Przed nami otwierają się coraz ciekawsze panoramy. Widać też fragment szlaku na Skalny Stół. Za chwilę nim pójdziemy.
Skalny Stół
Niebieski szlak z Sowiej Przełęczy w ok. 20 minut wprowadza na Skalny Stół. Z kolei czerwono znakowana trasa omija szczyt i biegnie po stronie czeskiej. Oba warianty "spotykają się" na Przełęczy Okraj. Jeśli ktoś, tak jak my, nie był wcześniej na Skalnym Stole - zdecydowanie warto! Zarówno widoki z podejścia na tę górę, jak i ze skał na szczycie są imponujące.
W stronę czeskiego szczytu - Czarnej Hory / podejście na Skalny Stół
Zbliżenie na Czarną Horę (Černá hora 1299 m n.p.m.)
Śnieżka z nietypowej perspektywy
Zbliżenie na Śnieżkę
Zbliżenie na Dom Śląski
Karkonosze i Góry Izerskie w tle
Pierwsze wrzosy już kwitną!
W stronę Wielkiego Szyszaka i Śnieżnych Kotłów
Zbliżenie na Wielki Szyszak i Śnieżne Kotły
Na skałkach :)
Skalny Stół (1284 m n.p.m.) jest najwyższym puntem, na który weszliśmy w ten weekend. Nie znaczy to jednak, że już się nie zmęczymy ;-) Bardzo przyjemną ścieżką docieramy na Czoło (1269 m n.p.m.). Dalej musimy się obniżyć o ok. 200 metrów , zmierzając w stronę Przełęczy Okraj.
Czoło
w drodze na Przełęcz Okraj
Jagody kuszą... ale ich zbieranie na terenie parku narodowego jest zabronione
Dosłownie dzień przed naszym wypadem w góry, przeczytałam o problemach z przejściem w okolicy Przełęczy Okraj. Podobno właściciel terenu zamknął szlaban, uniemożliwiając swobodne przejście/wjazd na teren Karkonoskiego Parku Narodowego. Szlaban faktycznie stoi, ale nie mieliśmy żadnego problemu, by go obejść i nikt nie zwrócił nam uwagi.
Pierwszy raz jesteśmy na Przełęczy Okraj. Zaskakuje nas ilość zabudowań, parkingi, szczególnie po stronie czeskiej. Kierujemy się do schroniska, gdzie zamawiamy zupę i piwo ;) Wtedy jeszcze nie wiemy, że jest to ostatni punkt, gdzie możemy kupić coś do jedzenia i picia przed metą w Lubawce...
Jesteśmy w Czechach ;)
Granica Państwa na Przełęczy Okraj
Przed schroniskiem na Przełęczy Okraj
Postój trochę nas rozleniwia, a do przejścia mamy jeszcze ok. 8 kilometrów. Ruszamy zielonym szlakiem na Łysocinę. Podejście jest bardzo łagodne i nie sprawia żadnych problemów. Po drodze spotykamy kilku Czechów. Później jesteśmy na trasie sami. Łysocina to najwyższy punkt Grzbietu Lasockiego. Szlak, który przez Łysocinę prowadzi w większości jest zarośnięty. W nielicznych prześwitach widać trochę "świata", np. Śnieżkę.
Śnieżka
W stronę Gór Wałbrzyskich
Niestety tabliczki z nazwą szczytu nie udało nam się znaleźć. Trudno. Rozpoczynamy schodzenie. Musimy się całkiem sporo obniżyć. Momentami zejście jest dość strome.
Łysocina... czy to od tych "łysych" pól wzięła się nazwa szczytu?
na granicy... w tle Černá Hora
Warto zachować czujność przy skrzyżowaniu zielonego szlaku z czerwonym. Ze względu na dochodzące tu trasy od strony czeskiej, łatwo się pogubić. Gdy dotrzemy do punktu Pod Albeřickým vrchem, idziemy jeszcze kawałek zielonym szlakiem (z krótkiego asfaltowego fragmentu wchodzimy ponownie w las). Po przejściu ok. 150 metrów odnajdziemy znaki czerwone i szlakowskaz, który kieruje w stronę schroniska Srebrny Potok.
dzwonek karkonoski
jeden z ciekawszych polskich grzybów - pięknoróg największy
Dalsza droga trochę nam się dłużyła. Pomimo tego, że zdarzało nam się jednego dnia przejść zdecydowanie więcej, tu przy krótszym dystansie czuliśmy spore zmęczenie. Znikało ono jedynie na krótkie chwile, kiedy pomiędzy gałęziami mogliśmy dostrzec kawałek pofalowanego terenu.
W końcu z lasu wychodzimy na szerszą ścieżkę. Z daleka widać ruiny wapiennika. Słychać także głośną muzykę, schronisko musi być więc niedaleko!
I faktycznie, po krótkiej chwili jesteśmy w schronisku. Miejsce bardzo klimatyczne, pokoje fajnie urządzone. W sms-ie dostałam wskazówki, dzięki którym mogliśmy się zakwaterować. Widzimy "nasz" pokoik, zostawiamy plecaki i szukamy bufetu. Obchodzimy teren, w końcu pytamy się osób, które także zatrzymały się tu na noc, gdzie kupimy coś do picia i jedzenia. Ich odpowiedź nas szokuje.. O tej godzinie to najszybciej w Lubawce :O . W schronisku Srebrny Potok nie ma bufetu ani żadnego punktu, w którym możemy kupić jakiekolwiek artykuły spożywcze. Wyciągamy więc zapasy z plecaka (dobrze, że cokolwiek nam po dniu na szlaku jeszcze zostało!), bierzemy prysznic i szykujemy się powoli do spania...
pokój w schronisku
Kolejny dzień szykuje się znów dość gorący. Wcinamy śniadanie składające się ze zduszonych kanapek z dnia poprzedniego, pijemy herbatę (w schronisku jest do dyspozycji zatrzymujących się tu na nocleg) i ruszamy w stronę Jarkowic żółtym szlakiem. Mamy ogromną nadzieję na to, że sklep, który tam się znajduje, w świąteczną niedzielę (15.08) będzie czynny i kupimy coś na dalszą drogę.
Sklep ma dość specyficzny wygląd. Budzi on początkowo nasze wątpliwości, czy może został zamknięty na stałe. Na drzwiach odnowionej "połówki" tego obiektu wisi jednak kartka z godzinami otwarcia - w niedziele ... od 14! Nie mamy aż tyle czasu, więc ruszamy dalej.
Na mapie znaleźliśmy ciekawą, nieznaną atrakcję, jaką są Spękane Skały. Przez skalne formacje nie prowadzi znakowany szlak, ale postanawiamy odnaleźć je jakoś w terenie. Pierwsze podejście (jak się później okazuje) we właściwe miejsce kończy się wycofaniem, bowiem przejście jest zagrodzone drewnianą bramą. Myślimy więc, że jest to teren prywatny. Szukamy dalej, dochodzimy do Kościoła pw. Wszystkich Świętych w Miszkowicach. Obok niego zobaczyć można bardzo ciekawe ruiny kościoła ewangelickiego.
jaskółki dymówki
ruiny kościoła ewangelickiego
Szukamy drogi na Spękane Skały w okolicy szkoły podstawowej, wracamy pod kościół. W końcu zauważam tablicę z przyczepionym emblematem skałek. Kawałek dalej widzimy takie samo oznakowanie. Idziemy zgodnie z tabliczkami i docieramy do miejsca, w którym już byliśmy. Przed nami jakaś rodzinka przechodzi przez drewniane ogrodzenie, tuż za nim zauważamy tablicę informującą nas, że trafiliśmy do celu.
Oznaczenie drogi do Spękanych Skał
Spękane Skały to grupa skalnych ścian, których wysokość przekracza 20 metrów. Skały są wykorzystywane głównie do wspinaczki. Poprowadzono tu kilkadziesiąt dróg wspinaczkowych, jeśli wierzyć opisom, podobno łatwych ;) Mnie tam ciężko było nawet poruszać się u stóp tych formacji;) Wydeptana ścieżka zmieszana jest momentami z niewielkimi kamieniami, które powodują drobne poślizgi. Tak, czy inaczej, warto tu zajrzeć. Skały nawet bez prób wspinaczki robią ogromne wrażenie!
Na jednej ze skał zauważyliśmy barierki (punkt widokowy widoczny jest na zdjęciu powyżej z prawej strony, pomiędzy trójkątnymi skałami). Mateusz wszedł na górę od bardziej stromej strony. Ja, nieco na około, również się tam wgramoliłam. Warto było!
łagodny grzbiet Łysociny
w stronę czeskich Karkonoszy
Gdzieś tam w dolinie znajduje się schronisko Srebrny Potok - widać jego dach po powiększeniu zdjęcia.
Gdy tak sobie zwiedzaliśmy skałki, nasz wzrok przykuło, wyłaniające się w oddali pasmo... Gór Kamiennych (Gór Suchych)!
spacer wśród skał
Ze Spękanych Skał zeszliśmy jakąś ścieżką prawdopodobnie do trasy rowerowej. Niestety nie zauważyliśmy w terenie żadnego rowerowego oznaczenia. Mateusz doprowadził nas z pomocą aplikacji do niebieskiego szlaku pieszego. Zaoszczędziliśmy dzięki temu trochę czasu i nadkładania kilometrów. Idziemy nim w stronę Paczyna. Na szlaku jest pusto. Za to widoki są naprawdę wyborne :)
Grzbiet Lasocki - część Karkonoszy
Góry Krucze - fragment Gór Kamiennych/ po raz pierwszy widzimy też zbiornik Bukówka, bliżej nas, przy brzegu zbiornika - Zadzierna i Góra Zameczek
gąsiorek, ptak z rodziny dzierzb
Na skrzyżowaniu w Paczynie zmieniamy znaki szlaku na zielone. Przed nami dość nieprzyjemny fragment asfaltem. Jednak trasa w niedziele nie jest za bardzo uczęszczana.
W Starej Białce skręcamy w prawo łącząc się ze szlakiem czerwonym. To właśnie jego znaki będą nam towarzyszyć już do Lubawki. Mijamy wieś Paprotki. Przechodzimy koło Stanicy pod Zadzierną. Znów mamy nadzieję na jakieś drobne zakupy spożywcze. Stanica pod Zadzierną do kompleks domków i camping. Niedaleko jest też dzika plaża. Pytamy się w recepcji czy da się tu coś kupić. Pani mówi, że najbliższy sklep znajduje się ok. 2 kilometry stąd... w kierunku, z którego idziemy, czyli coś przegapiliśmy :( Podobno w Starej Białce znajduje się też smażalnia ryb. Niestety tej informacji nie udało nam się potwierdzić. Spragnieni, w upale brniemy więc dalej, by jak najszybciej znaleźć się w Lubawce.
Droga do Paprotek
Szlak na Zadzierną od strony Paprotek biegnie sporym zakosem. Oznaczeń w terenie jest aż nadto.
Prawdopodobnie zbocza Zadziernej stanowią własność prywatną i ludzie chodzili po tutejszych polach na skróty.
Szlak na Zadzierną
W Paprotkach spotykamy kilka grup, próbujących tak jak my tego dnia wejść na Zadzierną. Mimo niewielkiej wysokości, końcowe podejście daje popalić, szczególnie gdy żar się z nieba leje, a w plecaku jest tylko łyczek coli na "czarną godzinę" ;) . Zadzierna to świetny punkt widokowy. Delektujemy się tu dłuższą chwilę rozległymi panoramami.
widok na Karkonosze - Łysocina, Śnieżka i Czoło
Karkonosze i zbiornik Bukówka. Po powiększeniu zdjęcia widać dziką plażę
Zbiornik Bukówka w pełnej krasie, w tle po środku kadru czeski szczyt Dlouhý hřeben (1058 m n.p.m.)
Zbliżenie na Śnieżkę
Zbiornik Bukówka, w tle Černá hora i Světla (czeskie Karkonosze)
Zejście z Zadziernej w stronę Bukówki jest również strome. Obawiam się, że po obfitym deszczu można trochę pozjeżdżać. Na szczęście nie trwa to zbyt długo. Do pociągu mamy jeszcze trochę czasu, postanawiamy ostatkiem sił podejść do zapory na rzece Bóbr. To właśnie w wyniku spiętrzenia tego cieku powstał Zalew Bukówka.
wskazówka dotarcia na Zadzierną od strony Bukówki
w drodze na zaporę
Widok z zapory na Góry Krucze
Pozostało nam już ok. 4 km do celu - do Lubawki, gdzie mamy nadzieję usiąść w knajpie, zamówić piwo i coś do jedzenia. Te ostatnie kilometry idziemy asfaltem. Po drodze możemy zobaczyć postęp prac przy budowie drogi S3 oraz takie świnki, które "pozdrawiają" strudzonych wędrowców.
W Lubawce zastajemy jedynie otwartą pizzerię, która w swojej ofercie nie ma piwa. Szukamy dalej - otwarta tylko lodziarnia. Mateusz stwierdza, że "to najsmutniejszy rynek w Polsce". Faktycznie jest tu pusto, prawie wszystko zamknięte (nie wiem czy tak jest zawsze, czy to zasługa święta). Obawiam się jednak, że tak wygląda wiele rynków w Polsce w niedziele i nie tylko. Znajdujemy czynną stację benzynową, z której "wylewają się" ludzie. Kupujemy po hot-dogu i piwo do tego ;-)
Rynek w Lubawce
Piwo pijemy oczekując na pociąg, który zawozi nas do Sędzisławia, gdzie mamy zaplanowaną przesiadkę.
Dworzec i perony w Lubawce - chyba już za późno na prace rewitalizacyjne
Na przesiadkę planowo mamy czekać ok. godziny. Żeby nie było tak kolorowo , z głośnika słyszymy, że pociąg przyjedzie dodatkowo z półgodzinnym opóźnieniem. Nie psuje nam to jednak humorów. Piękne wspomnienia z tego weekendu zostaną w naszych głowach na długo.
Wyjazd ten był typowo "budżetowy". Do kosztów stałych zaliczyć trzeba:
- bilet weekendowy na pociągi Regio 39 zł/ 1 os. (dzięki niemu przejechaliśmy trasę Poznań - Jelenia Góra i powrotną Sędzisław - Poznań)
- przejazd busem na trasie Jelenia Góra - Karpacz 7 zł/ 1 os.
- nocleg w schronisku Srebrny Potok 129 zł/ pokój dwuosobowy z łazienką (cena zależy zapewne od terminu oraz ilości nocy itp.)
- bilet na pociąg na trasie Lubawka - Sędzisław 12 zł/ 2 osoby (przewoźnikiem są Koleje Dolnośląskie / Ceske Drahy, więc bilet weekendowy na pociągi Regio tu nie obowiązuje)
- koszty wyżywienia według uznania, jednak biorąc po uwagę okoliczności, na opisanej trasie, lepiej polegać na tym, co ma się w plecaku ;)
Poniżej załączam mapkę trasy Karpacz - Lubawka bez uwzględnienia Spękanych Skał (niestety na mapie turystycznej nie można zaznaczyć ścieżek, po których nie prowadzi znakowany szlak).
Oczywiście trasę można przejść w jeden dzień. Nam tych kilometrów wyszło trochę więcej niż na grafice i naprawdę cieszymy się, że podzieliliśmy całość na dwa dni. Tym bardziej, że wycieczkę rozpoczynaliśmy dość późno, a dni już nie są takie długie jak te w czerwcu ;) Swoją drogą , według mapy turystycznej, wycieczka powinna zająć ponad 10 godzin, a to już niemało na jeden dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz