Barania Góra to dość popularny kierunek wędrówek odwiedzających Beskid Śląski. Ponieważ nigdy wcześniej tam nie byliśmy, postanowiliśmy wykorzystać okazję i wejść na ten drugi pod względem wysokości szczyt pasma podczas tegorocznego urlopu.
Z Ustronia, gdzie zatrzymaliśmy się na kilkudniowy pobyt, na Przełęcz Salmopolską dojeżdżamy autobusem przewoźnika Wispol. Ze względu na remont drogi wojewódzkiej nr 941 i wprowadzony na kilku odcinkach ruch wahadłowy, podróż zajęła nam ok. godziny. Planowo, według harmonogramu, utrudnienia mają potrwać do listopada 2021r.
Na Przełęczy Salmopolskiej jesteśmy dość wcześnie. Knajpki jeszcze są nieczynne, parking pusty - idealnie! Można ruszyć w trasę. Czerwonym szlakiem gramolimy się na pierwszy szczyt - Malinów. Tym samym, naszym łupem pada kolejny szczyt należący do Korony Beskidu Śląskiego.
Zauważamy odbicie w kierunku Jaskini Malinowskiej. Ciekawość nas zżera jak ona wygląda. I chociaż nie jesteśmy przygotowani na pełną eksplorację, musimy podejść do jej wlotu.
Wyciągamy z plecaków czołówki i obniżamy się po drabinie. Szczelina jest dość wąska, w pewnym momencie mam wrażenie, że niewiele szersza niż moje barki. W dole widzimy metalowe stopnie, poręcze i ... kilka pojedynczych osobników pająka sieciarza jaskiniowego brrrr! ;) Pająki skutecznie nas zniechęcają do dłuższego pobytu w tej jaskini. Aby ją zwiedzić z pewnością przyda się odpowiednia odzież, oświetlenie i być może kask ochronny. Nie wiem czy kiedykolwiek się odważę. Takie miejsca robią na mnie trochę klaustrofobiczne wrażenie. Cieszę się jednak, że chociaż na niewielki krok w głąb tej pieczary się odważyliśmy.
Wychodzimy na powierzchnię i kontynuujemy marsz. Po niespełna 2 kilometrach dotrzemy na Malinowską Skałę. Wierzchołek jest coraz częściej odwiedzany przez turystów ze względu na charakterystyczne formacje skalne znajdujące się w jego pobliżu. Trudno odmówić im uroku. Na skałkach robimy małą sesję ;-)
Dalej wędrujemy wciąż zielonym szlakiem. Przed nami podejście Zielony Kopiec (1152 m n.p.m. - szczyt znajduje się nieco ponad znakowaną trasą) , dalej na Gawlasi (1076 m n.p.m.) i Magurkę Wiślańską.
Na Magurce Wiślańskiej łączymy się z czerwonym szlakiem i taką kombinacją dotrzemy bezpośrednio na szczyt Baraniej Góry. Widoki z tego odcinka są kapitalne!
W stronę najwyższego szczytu pasma (Skrzyczne 1257 m n.p.m.). Widać też fragment grzbietu, którym wędrowaliśmy.
Tuż przed szczytem, zyskujemy pewność, że to właściwy punkt dzięki metalowej wieży widokowej. Na wierzchołku spotykamy zdecydowanie więcej ludzi niż minęliśmy do tej pory na szlaku.
Barania Góra, jak już wcześniej wspomniałam, jest drugim pod względem wysokości szczytem Beskidu Śląskiego. Swoją popularność zawdzięcza z pewnością wieży widokowej, ale turystów przyciąga także fakt, że z jej stoków wypływają dwa z trzech potoków źródłowych Wisły. Myśleliśmy, że po drodze znajdziemy drogowskaz, wskazówkę oraz tabliczkę, które naprowadziłyby na właściwe miejsce. Niestety się nie udało. Samodzielne próby znalezienia źródeł Wisły nie wchodziły w grę, ponieważ znajdujemy się na terenie rezerwatu. Nie szkodzi. W zasadzie wykapy Czarnej Wisełki znajdują się nieco dalej, za Wierchem Wisełka, do którego jeszcze podejdziemy. Na razie skupmy się na Baraniej Górze.
Wieża widokowa jest niewysoka, ale nie potrzeba tu wyższej konstrukcji. Z jej tarasu widać górskie szczyty jak na dłoni. Panorama jest jedną z piękniejszych w Beskidzie Śląskim. Zresztą zobaczcie sami:
zbliżenie na Małą Fatrę/ z lewej strony Wielki Rozsutec i Stoh - szczyty prawie o identycznej wysokości, ale zupełnie różnym charakterze
Wydawało nam się, że dojrzeliśmy też tatrzańskie szczyty. Niestety na zdjęciach kompletnie ich nie widać. Pogoda tego dnia była piękna, a widoczność jedynie zadowalająca. Opuszczamy wieżę i zaczynamy myśleć już o dłuższym postoju w schronisku. Po drodze mijamy Wierch Wisełka, Wierch Równiański i po kilkudziesięciu minutach docieramy do budynku schroniska na Przysłopie.
Obiekt po remoncie wygląda jak hotel. Widać , że właściciele włożyli w to sporo pracy. Oby tylko turyści potrafili to docenić. Zgodnie z planem, robimy tu dłuższą przerwę. Tradycyjnie zamawiamy piwo, jemy pożywne zupy i dalej nie chce nam się ruszyć... zadków. Żar z nieba leje się niemiłosierny, a do Wisły jeszcze kawał drogi. Na szczęście marsz najpierw czerwonym, później czarnym szlakiem daje wytchnienie w postaci odrobiny cienia.
Czarny szlak prowadzi wzdłuż Czarnej Wisełki, która uchodzi do Jeziora Czerniańskiego. Łączy się tu z Białą Wisełką i wypływa ze zbiornika jako Wisła. Warto wejść na zaporę i przespacerować się po niej , podziwiając widoki. Jeśli dobrze się rozejrzymy, zobaczymy rezydencję prezydencką na Zadnim Groniu.
Od Zapory, szliśmy już w zasadzie bez znaków szlaku w stronę dworca autobusowego w Wiśle. Najkrótszą drogą do przejścia jest ok. 7,5 km. Można w międzyczasie próbować złapać autobus z jednego z mijanych przystanków. Kursów jednak jest niewiele, więc trzeba mieć szczęście. My je mieliśmy, jednak zrezygnowaliśmy z podwózki. Jakoś byliśmy nastawieni na dłuższy dystans, więc nie chciało nam się skracać wycieczki. Jak się później okazało, dobrze zrobiliśmy. Udało nam się pomóc starszemu panu, któremu upał doskwierał jeszcze bardziej niż nam. Miał problem, by dotrzeć bezpiecznie do domu. Cała sytuacja skończyła się szczęśliwie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń