piątek, 20 maja 2016

Karkonosze: Biegowy trening na Szrenicy :) Szrenica Kamieńczyk Schronisko pod Łabskim Szczytem

W ostatni dzień pobytu w Sudetach postanowiłam zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie robiłam. Pod koniec roku zapisałam się na festiwal biegowy do Krynicy i wezmę udział w biegu górskim na dystansie 34 km!
Stwierdziłam, że muszę wykorzystać to, że jestem w  górach i biegowo spróbuję zdobyć Szrenicę :)
Zjadłam lekkie śniadanko, spakowałam plecak - banany, zapas wody, dwie ciepłe bluzy (bo nie wiadomo jak będzie na górze) i ruszyłam biegiem do wejścia na czerwony szlak w okolicy Kruczych Skał. Gdy dobiegłam tam, miałam już dosyć ;) hahaha trochę mnie to załamało... no cóż, postawiłam sobie wyzwanie, zrobię to! 
Czerwonym szlakiem dotarłam do schroniska "Kamieńczyk". 

(schronisko "Kamieńczyk")
Większość czasu po prostu szybko maszerowałam. Moje nogi były chyba trochę zmęczone po kilku dniach intensywnych górskich wędrówek. Mięśnie się buntowały... I tak szybko udało mi się wyprzedzać poszczególne osoby na szlaku. Męczyłam się, miałam lekką zadyszkę, ale czułam, że to jest to o czym marzyłam... Zrobiłam kilka fotek, pieczątkę w schronisku i ruszyłam dalej w kierunku Szrenicy.

(wodospad Kamieńczyka)

Dopiero powyżej schroniska kupiłam bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego i brukowaną szeroką ścieżką ruszyłam ostro przed siebie. Dostałam "powera", bo pan w okienku powiedział mi, że wyglądam na studentkę ;) Jaki miły komplement :D

(na szlaku)
Nagle brukowana droga zmienia się w wygodny chodnik... WTF? Chodnik w górach? Myślałam, że mam zwidy... ale taki chodnik prowadzi aż do schroniska na Hali Szrenickiej. Wcześniej byłam tu zimą i nie widziałam tych płyt (były zasypane śniegiem), przeżyłam więc lekki szok... Z drugiej strony to wymarzona droga dla wspinających się do góry biegaczy...


Gdy budynek schroniska na Hali Szrenickiej zaczął się wyłaniać, uśmiech pojawił się na mojej twarzy... "Najgorsza droga za mną" - pomyślałam :) 


Schronisko było coraz bliżej.. Wstąpiłam po pieczątkę do mojego notesu i pognałam dalej, wciąż czerwonym szlakiem...


Schronisko na Hali Szrenickiej mogłam podziwiać już "od tyłu"...


Ale miałam radochę :D 


Szybko zyskiwałam wysokość...


w oddali zauważyłam schronisko na Szrenicy...


Jeszcze ok. 300 metrów i będę na szczycie (zmiana szlaku na czarny)


Chciałam te kilkaset metrów podbiec, ale okazało się, że jest zbyt stromo, więc znów przeszłam do bardzo szybkiego marszu.


Widoki raczej mnie nie zachwyciły... tzn. były bardzo ładne, ale...

wolę oglądać Karkonosze z innej perspektywy...

(wygodny chodnik na Szrenicę)

Udało się, jestem na Szrenicy (1362 m n.p.m.)!

(schronisko na Szrenicy)
(na Szrenicy)

(widok ze Szrenicy w kierunku Śnieżnych Kotłów)



Chmur przybywało, więc po zrobieniu pieczątek, pognałam w dół (najpierw czarnym szlakiem ze szczytu, później znów czerwonym w kierunku Mokrej Przełęczy. Taką wygodną, szeroką ścieżką biegło się wspaniale, nawet mijałam również samotną biegaczkę...


Na Mokrej Przełęczy zmieniłam znaki szlaku na zielone i ruszyłam w kierunku schroniska pod Łabskim Szczytem.


 Początkowo było fantastycznie... z górki i po wygodnych drewnianych mostkach/kładkach...




Kładki ciągnęły się metrami... było ich naprawdę sporo!


Później trochę spowolniły mnie płaty śniegu (na poniższym zdjęciu mamy zaledwie kleks śniegu ;))


Takie płaty leżały w kilku miejscach...


Nie wzięłam ze sobą butów terenowych do biegania, tylko zwykłe asfaltówki, więc przebycie tych płatów śniegu trochę mnie przerażało. Ślizgałam się i modliłam, żeby się nie zapaść gdzieś pod te płaty, bo gdzieniegdzie były "przedziurawione" na wylot i pod nimi płynęły małe strumyczki...


Z niedowierzaniem spoglądałam tam, gdzie byłam jeszcze kilka chwil temu... 



W końcu udało mi się dotrzeć szczęśliwie, bez większych poślizgów do schroniska pod Łabskim Szczytem. 

(przy schronisku pod Łabskim Szczytem)

Chmury zaczęły gęstnieć... postanowiłam więc szybko zbiegać do Szklarskiej Poręby żółtym szlakiem...



szeroka, piaszczysta droga zmieniła się później w kamieniste wyboje (nie robiłam tam zdjęć, tylko patrzyłam pod nogi, żeby uniknąć wywrotki lub skręcenia kostki)



by na koniec znów stać się wygodną, szeroką trasą bez kamieni... 
Wybiegłam pod Biedronką, gdzie pozwoliłam sobie na lekkie dietetyczne grzeszki ;) 

Poniżej moja trasa:


i profil:



całość - 15 km zajęło mi 1:57:59, co daje średnie tempo 7:52 min/km

Jestem bardzo zadowolona, na pierwszy raz - super :) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz