Nie sądziłam, że tak szybko znów pojawimy się w Tatrach. Spontanicznie zaplanowana majówka z noclegiem w Suchej Beskidzkiej była jednak idealną okazją do tego, by ponownie wybrać się na szlak w najwyższych polskich górach.
Dodatkowe połączenia Kolei Śląskich i Małopolskich podczas majówki, piękna pogoda i chęć wędrowania w trochę wyższych górach niż zazwyczaj, skłoniły nas do tego, by, mimo pewnych tłumów w Tatrach, pojechać pociągiem do Zakopanego. Śledziłam warunki pogodowe, komunikaty TPN i obrazy z kamer w granicach parku narodowego. Ponieważ mamy tylko raczki, szukałam tras, na których pełne zimowe wyposażenie (w tym raki i czekan) nie będą potrzebne. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Kasprowy Wierch. Miło było po 20 latach znów stanąć na tym szczycie. Podchodziliśmy z Kuźnic zielonym szlakiem przez Myślenickie Turnie. Trasa do stacji pośredniej kolejki na Kasprowy Wierch jest bardzo przyjemna - szeroka i szybko zyskuje się wysokość. Trzeba jedynie uważać na żmije, których w ostatnim czasie w Tatrach pojawiło się sporo. My także mieliśmy okazję zobaczyć jedną, przecinającą szlak w niższych partiach. Według komunikatów TPN, obecnie w tym rejonie można spotkać także niedźwiedzicę z młodymi, więc uważajcie, wybierając wkrótce tę trasę na Kasprowy Wierch.
Powyżej Myślenickich Turni szlak się zwęża i staje się coraz bardziej stromy. Podejście spowalniają także piękne widoki, których nie sposób nie podziwiać ;-)
Podczas długiego weekendu majowego, na szlaku leżało kilka większych płatów śniegu. Jeden z nich pokonaliśmy w raczkach, ponieważ podejście było strome, a śnieg bardzo śliski. Adidasy na ten odcinek z pewnością nie były dobrym wyborem. Wiele ludzi w nieodpowiednim obuwiu świadomie wycofywało się niewiele przed szczytem.
Na Kasprowym Wierchu leżał jeszcze śnieg. Podobnie jak na szczytach, które mogliśmy podziwiać dookoła. Ze wzruszeniem oglądałam panoramę, którą doskonale pamiętam z moich pierwszych wypadów w Tatry z rodzicami (w latach 90-tych XX w. )
Nam z kolei, co jakiś czas, przyglądały się płochacze halne, urocze ptaszki, których nazwa niewiele ma wspólnego z zachowaniem. Mieliśmy wrażenie, że niektóre dałyby się prawie pogłaskać. Na spotkanie przyleciał także siwerniak ;)
Ponieważ mieliśmy zapas czasu, postanowiliśmy wejść jeszcze na Beskid (2012 m n.p.m.) . To jeden z najłatwiejszych dwutysieczników do zdobycia. Czerwony szlak z Beskidu biegnie dalej w stronę Świnicy, która jest wymagającym szczytem nawet w warunkach letnich.
Wycofaliśmy się więc tą samą drogą do Suchej Przełęczy i rozpoczęliśmy zejście w kierunku Hali Gąsienicowej. Na dłuższą chwilę znów założyliśmy raczki. Ułatwiły nam pokonanie sporych płatów śniegu.
Później już bez większych trudności dotarliśmy do Murowańca, skąd po krótkim postoju ruszyliśmy do Kuźnic przez Dolinę Jaworzynki. Naszym zdaniem trasa przez Boczań jest ciekawsza i bardziej widokowa. Szlak przez Dolinę Jaworzynki to fajna alternatywa, gdy często odwiedza się Halę Gąsienicową.
Warto dodać, że szczyt Babiej Góry jest również nazywany “Diablakiem”. Według legendy, na szczycie mieszkał diabeł, który straszył wędrowców. Dlatego nazwa “Diablak”.
OdpowiedzUsuń