Mnogość szlaków turystycznych prowadzących ze schroniska na Turbaczu może zawrócić w głowie. Ciężko się na coś zdecydować, mając do wyboru tyle atrakcyjnych kierunków.
Tym bardziej, jak jest się w Gorcach pierwszy raz...
Razem z Mateuszem, postanowiliśmy zdobyć Kudłoń, czwarty, pod względem wysokości szczyt Gorców...
Poranek obiecywał piękne widoki. Słoneczko świeciło, jednak Tatry były nadal niezupełnie widoczne. Postanowiliśmy ze schroniska wejść na Turbacz, a następnie z Turbacza zejść trasą rowerową do żółtego szlaku, prowadzącego na Kudłoń.
Schronisko na Turbaczu |
widok na Tatry ;) |
na Turbaczu |
Zejście w kierunku Rabki |
Z Turbacza zaczęliśmy więc schodzić w kierunku Rabki Zdrój. Gdy zejście robiło się coraz bardziej strome, a rowerowego szlaku nadal nie było widać, postanowiliśmy dłużej go nie szukać , wrócić na Turbacz i rozpocząć właściwą wędrówkę jednak sprzed schroniska (żółty kolor szlaku).
Po deszczach dnia poprzedniego, na szlaku było bardzo błotniście. Widzieliśmy sporo śladów, pasących się wyżej, owiec w postaci odcisków ich kopyt i mniej "apetycznych" pozostałości. Jednym słowem trzeba było uważać na błoto i "ciemniejsze błotko" ;) Po krótkiej chwili zejścia od schroniska widzimy rowerówkę, do której powinniśmy zejść z Turbacza. Nasza trasa dość szybko wychodzi teraz z lasu, przenosząc się na rozległą łąkę z małym ołtarzykiem. To znak, że znajdujemy się na Hali Turbacz. Podobno wiosną kwitną tu krokusy. Z pewnością są podziwiane przez mniejszą publiczność niż te w tatrzańskiej Dolinie Chochołowskiej, ale gdybym miała po raz pierwszy podziwiać "fioletową łąkę", chyba wybrałabym się właśnie na Halę Turbacz.
Ołtarz na Hali Turbacz/ widzicie pieska? ;) |
Wróćmy do ołtarza. Postawiono go tutaj w roku 2003. Wcześniej znajdował się tu szałas pasterski, w którym, w 1953r. mszę odprawił Karol Wojtyła (źródło: wikipedia.pl).
Idziemy chwilę tą łąką, zbierając na spodniach krople deszczu z wysokich traw, następnie odbijamy lekko w prawo (wciąż zgodnie z żółtymi znakami; zielony i niebieski szlak odbija w tym miejscu w lewo), wchodząc z powrotem do lasu. Nie dzieje się tam nic specjalnego. Wędrujemy góra- dół, takim pofalowanym terenem. Więcej oczywiście schodzimy. W kilku miejscach usytuowano drewniane belki, które po deszczu były dość śliskie. Warto więc zachować ostrożność. Ostatnim lekko stromym zejściem po ok. godzinie od schroniska, docieramy do Przełęczy Borek. Znajdujemy się już grubo ponad 200 metrów niżej niż schronisko na Turbaczu.
Dalej idziemy łagodnie pod górę. Pojawiają się krzewinki pełne soczystych jagód. To i zbieraczy nie brakuje. Wydaje nam się, że już za chwilę będziemy na Kudłoniu. Najpierw musimy jednak zdobyć szczyt Pustaka (1230 m n.p.m.), w pobliżu którego krzyżuje się nasz żółty szlak z czarnym. Stąd po kilkunastu minutach znajdziemy się na kolejnym rozwidleniu.
Czarny szlak, który w okolicy Pustaka dołączył do nas z lewej strony, odbija w końcu znów w lewo (m.in. do Lubomierza). Żeby zdobyć Kudłoń, musimy na chwilę na niego wejść. Po kilku krokach, pomiędzy drzewami, z lewej strony (czarnego) szlaku zobaczymy krzyż. W tym miejscu mój zegarek (wyjątkowo ;) ) wskazał idealnie wysokość Kudłonia - 1274 m n.p.m. Stąd szlak czarny wyraźnie biegnie w dół.
Kudłoń |
Na Kudłoniu meldujemy się po ok. 2 h wędrówki ze schroniska (to ok. 7 km drogi). Dalej cofamy się do żółtych znaków. Nie chcemy co prawda wracać tą samą drogą, mamy zamiar zdobyć jeszcze jeden szczyt z Korony Gorców - Gorc Troszacki, a następnie niepełną pętelką wrócić pod Turbacz.
Idziemy więc dalej żółtym szlakiem. Po kilkunastu minutach docieramy do skrzyżowania ze szlakiem zielonym. Z daleka widać jednak tablicę informacyjną, wskazującą, że właśnie zdobyliśmy kolejny ze szczytów należący do Korony Gorców - Gorc Troszacki - 1235 m n.p.m.
Tablica znajduje się nieco za skrzyżowaniem ze szlakiem zielonym, do którego ostatecznie wracamy. Łagodnie schodzimy. Idzie się dość przyjemnie. Na końcu zielonego szlaku spotykamy się z drobnymi wywijasami - szlak stanowi zygzakowata ścieżka, bardzo dobrze oznaczona. Wreszcie nasza trasa krzyżuje się ze znakami niebieskimi. Odbijamy ostro w prawo i idziemy bardzo przyjemną ścieżyną wnosząc się nieznacznie aż do przełęczy Borek. Krótko przed dotarciem do niej musimy przejść ciekawym mostem nad rwącym potokiem. Z Przełęczy Borek wracamy do schroniska znaną nam już ścieżką (zmiana znaków na żółte), dla urozmaicenia teraz nieco w górę. Niestety na tym etapie zaczęło kropić. Myśleliśmy, że to przelotne opady, niestety dotrzymywały nam kroku aż do schroniska. Widoczność zerowa, przyjemność wędrówki również znacznie zmalała.
Zatrzymujemy się w schronisku, by trochę się rozgrzać. Pochłaniamy zupę z proszku, kto może spożywa piwko ;) Wrzątek w schronisku jest bezpłatny, właściwie obowiązuje samoobsługa - na piętrze znajduje się kuchnia z elektrycznymi czajnikami. Lepiej mieć jednak swoje naczynia, ale w razie potrzeby obsługa użycza kubków należących do schroniska. Na czas "posiłku" zanosimy nasze kurtki do suszarni w piwnicy schroniska. Niestety nawet trochę nie udało nam się ich podsuszyć. Mokre zakładamy na siebie i rozpoczynamy schodzenie do Nowego Targu/Kowańca, a więc miejsca, gdzie zostawiliśmy nasz samochód dzień wcześniej (Turbacz z Nowego Targu/ Kowaniec/Oleksówki). Żeby nie było nudno, skoro dnia poprzedniego wchodziliśmy zielonym szlakiem, tym razem wybieramy żółty szlak ze schroniska, który doprowadzi nas do miejsca docelowego. Szlak zalany jest błotem ;) Nas jednak już nic nie zraża. Cieszymy się, że przestało padać. Niedługo od rozpoczęcia schodzenia, dochodzimy do Kaplicy Papieskiej. W określone dni odprawiane są tu msze święte. Po szczegóły odsyłam na stronę schroniska: Msze święte.
Dalej brniemy w błocie, szerokimi i węższymi ścieżkami. Znów pojawiają się krzewy jagód.
Pojawiają się też ciemne chmury, które zwiastują ulewę. Na szczęście poważniejsze deszcze przechodzą bokiem. W końcu naszym oczom ukazują się upragnione Tatry!
Nieśmiało, zza chmur spoglądają na nas, ale brakuje im chyba odwagi, by pokazać się w pełnej krasie. Kontynuujemy schodzenie, chłonąc wzrokiem piękne gorczańskie krajobrazy...
Po ok. 7,5 godzinach od wyjścia na szlak (łącznie z błądzeniem na Turbaczu), meldujemy się przy aucie. W nogach mamy 29 km. To była przepiękna gorczańska wędrówka, urozmaicona nieco nieprzychylną pogodą. Mimo to, będziemy ten dzień wspominać bardzo miło :)
Pakujemy się do auta, robimy drobne zakupy i jedziemy do Dziadowych Kątów, a więc miejscowości u stóp gorczańskiego Lubania.
29 km w nogach ;) |
Nocleg w obiekcie "Wypoczynek u Gosi" zaliczamy do wyjątkowo udanych. W naprawdę atrakcyjnej cenie (70 zł/ doba/ 2 osoby) znaleźliśmy wszystko, co potrzeba zmarzniętemu
turyście ;) Pokój z łazienką, kuchnią, telewizorem i praktycznie całym wyposażeniem zdecydowanie przewyższył nasze oczekiwania. Rezerwacji dokonaliśmy, będąc jeszcze w schronisku na stronie booking.com
Poniżej mapka naszej trasy (start ze schroniska):
Przez błądzenie na Turbaczu i według mojego zegarka sportowego:
dystans: 29 km/ czas: ok. 7,5 h (nie wliczając dłuższych postojów i przerw)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz