niedziela, 30 lipca 2017

Góry Choczańskie: Dolina Prosiecka i Kwaczańska

Tego dnia, pogoda nie zapowiadała niczego dobrego... Od rana nad Liptowem przechodziły burze o mniejszej i większej intensywności. Mimo to, sprawdzając na bieżąco prognozy, mieliśmy nadzieję, że damy radę przejść zaplanowany na ten dzień szlak. 
Mieszkaliśmy  na kempingu Mara w Liptowskim Tarnowcu (Liptovský Trnovec) Stąd podjechaliśmy samochodem do miejscowości Prosiek (ok. 7 km). Można spróbować dostać się tu także autobusem, ale nie mieliśmy pewności, które kursy są aktualne według letniego rozkładu. W Prosieku znajduje się sklep , a w zasadzie market spożywczy, sieci Coop Jednota. Jest całkiem nieźle zaopatrzony. Oczywiście godziny otwarcia są dość ograniczone, jak wszystkich "spożywczaków" w mniejszych słowackich miejscowościach.
Kilkaset metrów za sklepem znajduje się płatny parking. Tak naprawdę to chyba kiepsko zaparkować gdzieś poza nim. Parking kosztuje niewiele, bo 2 euro/cały dzień, więc stajemy tu autem i próbujemy przygotować się do wędrówki. Do paragonu za parkowanie gratis dostajemy kolorową uproszczoną mapkę  sąsiadujących ze sobą dolin - Prosieckiej i Kwaczańskiej (Kvačianska dolina) wraz zaznaczonymi największymi atrakcjami. 
Oprócz nas na parkingu stoi kilka samochodów. Część osób szykuje się również do wyjścia na szlak. 
A niech to szlag! ;) Po kilku minutach naszego przebywania na parkingu zaczyna padać. W oddali mruczy burza. Chowamy się na tarasie bufetu, który ma zostać otwarty dopiero o godz. 13. Mamy kilka prób wyjścia spod dachu tarasu. Niektórzy wychodzą, za chwilę cofają się przemoknięci... nie bardzo wiemy co robić - czekać, czy ryzykować i iść? W końcu zdobywamy się na odwagę i ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Doliny Prosieckiej. 


W międzyczasie jesteśmy świadkami dość szokującego zjawiska - na łące obok ktoś rozlewa szambo. Widzimy obrzydliwą, gęsto-rzadką maź, która pokrywa malowniczą łąkę. Zapachy do przyjemnych również nie należą. Prawda jest taka - śmierdzi przeraźliwie. Zastanawiamy się czy to u nich legalne? I do tego w miejscu, gdzie kręci się trochę turystów (co z tego, że tłumów nie ma!?). Od razu myślę, czy czasem w tej chwili też nie stąpamy po takiej "szambowej" łące...


Przy wejściu do malowniczej Doliny Prosieckiej stoi dość specyficzna rzeźba..


Nadal delikatnie padało, ale im bardziej wchodziliśmy wgłąb Doliny, deszcz stawał się coraz mniej uciążliwy. 


Od samego początku Dolina Prosiecka robi na nas pozytywne wrażenie... Jest tajemniczo, przepięknie, naprawdę urzekająco...
Drewniane kładki ułatwiają wędrówkę wąwozem. Potok płynący wzdłuż szlaku zagłusza odgłosy szalejących w okolicy burz...


Po nieco ponad godzinie drogi, gdy trasa staję się trochę nużąca, docieramy do wiaty i odbicia w stronę wodospadu. 


Stąd w ok. 10 minut docieramy do wspomnianego wodospadu. Fragment szlaku ubezpieczono łańcuchem, jednak nie jest to trudne ani problematyczne miejsce. 


w kierunku wodospadu
Całkiem fajnie tu... 


Po wgramoleniu się na kamienie i mini sesji zdjęciowej, wracamy tą samą drogą do niebieskich znaków szlaku. 


Za chwilę zaczną się główne atrakcje - drabiny! 


Niestety za wiele ich tam nie ma, bo aż dwie. Miałam nadzieję na nieco dłuższe wdrapywanie się po metalowych stopniach, ale dobre i to.



Dalej musimy zmierzyć się z kilkoma fragmentami łańcuchów (lin) i w ten sposób kończy się nasza "adrenalinka" na tym szlaku. 


Docieramy na polanę ze szlakowskazem (na Svorade). Początkowo mieliśmy wybrać dalej zielony szlak w kierunku Doliny Kwaczańskiej (Kvačianska dolina) , biegnący grzbietem (przechodzi on m.in. przez szczyt Prosieczne (Prosečné)- 1372 m n.p.m.). Niestety w tym miejscu znowu usłyszeliśmy odgłosy burzy, więc wędrówka grzbietem mogła się okazać kiepskim pomysłem. Trzymaliśmy się dalej niebieskich znaków. Idziemy przez łąki, pola... (wtedy myślałam tylko o tym, gdzie można się schować, gdyby ta burza jednak nas zastała na szlaku). 


Błota było całkiem sporo. Trasa rozjeżdżona bez traktory + obfite opady deszczu sprawiły, że podłoże było dalekie od takiego wymarzonego na wędrówki ;)
W oddali mogliśmy podziwiać groźnie wyglądające tatrzańskie szczyty, spowite gęstymi deszczowo-burzowymi chmurami. 




W końcu docieramy do Bufetu Goral. Zaglądamy do środka - ceny umiarkowane jak na tego typu obiekt. Zamawiamy zupę dnia za 2 euro (zupa soczewicowa z wkładką) i chwilę odpoczywamy. Bufet otwarty jest do godz. 20. My jednak tak długo nie zamierzamy tu zostać i idziemy szlakiem dalej. 

Bufet Goral
Mijamy zabudowania miejscowości Wielkie Borowe (Veľké Borové) i przy cmentarzu skręcamy w prawo... Jeśli dobrze zrozumieliśmy, z tego miejsca o określonych godzinach kursują "bryczki". Przejażdżka jest jednak na tyle krótka, że do miejsca docelowego można dojść pieszo w ok. 10-15 minut. 

Wielkie Borowe (Veľké Borové)
Wędrujemy dalej niebieskim szlakiem w kierunku Doliny Kwaczańskiej. 


Obfite opady deszczu zmieniły malownicze górskie potoki w błotnistą breję. Podniósł się również ogólny stan wód.


Z tego powodu zrezygnowaliśmy z odbicia w kierunku wodospadu Ráztoka. Kamienie prowadzące przez potok  w kierunku wodospadu były pozalewane, a z moimi skłonnościami do osunięć i upadków, z pewnością wylądowałabym w samym środeczku rwącej rzeczki ;)
Z żalem odpuściliśmy więc temat. 
Dotarliśmy w końcu do miejsca o nazwie Oblazy. 
To niewielkie osiedle, którego największą atrakcją są wodne młyny. Warto tu zajrzeć i zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje. Za drobną opłatą można zostać nawet oprowadzonym po młynach (niestety wszystko w języku słowackim). Działa tu mały sklepik z pamiątkami oraz punkt gastronomiczny. Do zdobycia jest tu turystyczna pieczątka oraz ponoć jedyny wzór pamiątkowego magnesu na lodówkę :)



Oblazy


Na polu przy młynach pasą się kozy, biegają kury... a między nimi kręci się całkiem sporo ciekawskich turystów ;) 

Mam nadzieję, że niedługo będzie można dowiedzieć się więcej na stronie www.oblazy.sk (obecnie strona w przebudowie)

Wracamy na szlak tą samą drogą, odbijamy zgodnie z niebieskimi znakami nieco stromo w górę i docieramy do szlakowskazu Razcestie k Oblazom. Tu rozpoczynamy wędrówkę Doliną Kwaczańską (zmiana znaków na czerwone). Myśleliśmy, że czymś nas ona zaskoczy, jednak w większości po prostu śmigamy w dół wygodną ścieżką. Po drodze możemy wejść na dwa ciekawe punkty widokowe - Wielki Rohacz (Veľký Roháč) - bardzo fajna platforma obserwacyjna oraz Kobyliny priepast - punkt zawieszony nad ponad 70 przepaścią - robi wrażenie!

Kobyliny priepast

Kawałek dalej miniemy z prawej strony Janosikową Głowę (Jánošíkova hlava)-> widzicie na poniższym zdjęciu? 



Dalej już nic specjalnego się nie dzieje. Dochodzimy do parkingu (również płatny- dla tych, którzy chcą iść w przeciwnym kierunku) i planujemy jeszcze wizytę w mikrobrowarze Kvačiany. Ceny piwa nieco wyższe niż w pozostałych słowackich knajpkach, ale warto było się tu na chwilę zatrzymać. 




Postanowiliśmy cofnąć się kawałek do wejścia na żółty szlak, skąd podobno w nieco ponad godzinę powinniśmy dotrzeć do miejsca, z którego startowaliśmy. Szliśmy trochę dłużej, błądząc co jakiś czas. Trasa niby nie jest trudna ani stroma,ale nie do końca przyjemna. Z pewnością nie jest często uczęszczana, więc zdążyła zarosnąć. Trzeba szukać znaków, przekraczać ogrodzenia (niteczki) znajdujące się pod prądem, wydeptywać ścieżki w gęstej łące... Na szczęście się wypogodziło i widokowo było baaardzo przyjemnie!


Z ulgą zobaczyliśmy nasz punkt startowy, który w promieniach słońca wyglądał o wiele przyjemniej niż rano. Tak zakończyła się nasza wycieczka po dwóch pięknych dolinach w Górach Choczańskich... 





Dystans ok 22-23 km/ czas przejścia (bez przerw i dłuższych odpoczynków) ok. 6 godzin. 



1 komentarz: