Trzeba przyznać, że pogodę podczas naszego pobytu w Lądku- Zdroju mieliśmy wyśmienitą. I chociaż wędrówka przez Kowadło i Czernicę ostro dała nam się we znaki, nie mogliśmy przepuścić okazji i kolejnego dnia również wyruszyliśmy na szlak. Tym razem, naszym celem była Borówkowa (900 m n.p.m.). Trochę baliśmy się tego, że znów przyjdzie nam się zmierzyć z nieprzetartym szlakiem, jednak fragment wybranej trasy (żółty szlak) biegnie asfaltem (aż do Przełęczy Lądeckiej).
Mimo wszystko przejście tego "asfaltu" w godzinach porannych to nie była taka "bułka z masłem". Spora część drogi była oblodzona, co wymuszało na kierowcach jazdę slalomem pomiędzy poszczególnymi płatami lodu. No i my, piesi, musieliśmy również zachować wzmożoną ostrożność.
Całkiem sprawnie udało nam się dotrzeć do, wspomnianej, Przełęczy Lądeckiej (granica z Czechami). Na małym, kameralnym parkingu - jeszcze pusto.
Tego dnia postanawiamy od przełęczy iść już w nakładkach na buty z kolcami i to jest bardzo dobry pomysł. Ku naszemu zdziwieniu trasa jest wydeptana! Super! To oznacza, że będziemy mogli się cieszyć przebytymi kilometrami o wiele bardziej niż dnia poprzedniego podczas zejścia z Czernicy.
Początkowo szlak z parkingu (zmiana znaków na zielone) prowadzi rozległą polaną, z której rozpościerają się piękne widoki, m.in na Śnieżnik i Czarną Górę (z lewej strony poniższego kadru):
Po ok. 10 minutach trasa wchodzi w las. Nie dzieje się tu nic specjalnego. W jednym miejscu zauważyliśmy "odnogę" w stronę punktu widokowego, jednak dojście to nie było wystarczająco udeptane, więc odpuściliśmy. Woleliśmy iść cały czas przetartą trasą i po prostu wdrapać się na wierzchołek Borówkowej.
Od razu nasz wzrok kieruje się w stronę wieży widokowej. Ta jest bardzo okazała i nietypowa. Wybudowana została przez Czechów w 2006 roku. Obiekt ma nieco ponad 25 m wysokości. Na górę wchodzimy po ażurowych metalowych schodach...
Gdy już znajdziemy się na poziomie tarasu widokowego, warto spojrzeć w górę! Na suficie możemy zobaczyć instalację, która pomoże nam rozeznać się w terenie i rozpoznać szczyty, które widzimy dookoła. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to szczyt Pradziad w paśmie Wysokiego Jesionika.
Pradziad |
Ale widoki z Borówkowej są o wiele rozleglejsze! Piękna panorama 360 stopni!
W stronę jezior: Otmuchowskiego i Nyskiego |
Śnieżnik i Czarna Góra, pod mgiełką Lądek Zdrój |
Jawornik Wielki, w tle pasmo Karkonoszy! |
zbliżenie na Karkonosze |
i na Śnieżkę |
;-) |
Wspaniała widoczność pozwoliła nam dostrzec nawet "samotną" Ślężę:
z prawej strony kadru, w oddali Ślęża |
Kiepska jakość zbliżenia, ale Ślęża jak na dłoni! ;-) |
Po takich wrażeniach, przyszedł czas na chwilę odpoczynku. Siadamy w jednej z wielu wiat turystycznych znajdujących się na szczycie i wygrzewamy się na słoneczku :)
Tak wygląda wieża na Borówkowej w pełnej okazałości:
Śniegu zalegało jeszcze sporo, ale przyjemna temperatura na górze (ok. +8 stopni) rozleniwiła nas tak skutecznie, że ciężko było ruszyć nasze zadki.
Ten dzień na szlaku był zupełnie inny niż poprzedni. Spotkaliśmy całkiem dużo piechurów. Gdy zaczęli coraz liczniej przybywać na górę, postanowiliśmy w końcu zebrać się i rozpocząć schodzenie. W międzyczasie pojawił się pomysł wydłużenia wędrówki. Chcieliśmy wykorzystać czas w górach na maksa!
Na Borówkowej |
Żegnamy się ze szczytem...
robimy pamiątkową fotkę przy czeskich tabliczkach i rozpoczynamy całkiem sprawne schodzenie...
Po drodze spotykamy kolejne osoby, pragnące tego dnia poszwendać się po Górach Złotych.
Schodzimy tą samą drogą, ponieważ czeski szlak (biegnący prawie równolegle, ostatecznie trochę się rozgałęziający w czeską stronę) wydawał nam się prawie nieprzetarty i nie chcieliśmy już mieć takich niespodzianek jak na zejściu z Czernicy ;) Dzięki temu po niecałej godzinie schodzenia z Borówkowej, meldujemy się znów na Przełęczy Lądeckiej.
taką zimę da się lubić :D |
Tu było już tłoczno. Samochody opanowały cały niewielki parking. Kilka kolejnych czekało na to, aż któreś miejsce się zwolni. Naprawdę nie spodziewaliśmy się takiego oblężenia szlaku zimą. My na szczęście byliśmy "wolni". Jedynym ograniczeniem dla nas był czas, jeśli nie chcieliśmy schodzić do Lądka po ciemku. Postanowiliśmy nie wracać dalej tę samą drogą do naszej "bazy". Z przełęczy cofamy się jedynie kawałek (ok. 10 minut drogi) w stronę Lutyni, a następnie, zgodnie z zielonymi znakami odbijamy w lewo...
Borówkowa z wieżą widokową |
Początkowo szło się nieźle. Szlak nie był może tak dobrze udeptany jak ten na Borówkową, ale zapadaliśmy się po kolana dość rzadko.
Niestety jednak, po pewnym czasie, zdarzały się fragmenty szlaku, gdzie pokrywa śnieżna była bardzo gruba i pochłaniała, bez żadnych skrupułów, nasze dolne kończyny ;-) Po prostu musieliśmy się z tym zmierzyć! W nagrodę, co jakiś czas udało nam się postawić stopy całkiem normalnie.
Im dalej byliśmy, tym mniej chciało nam się cofać do wygodnego asfaltu. Chociaż gdy widziałam, że dokładnie naszą trasą podążał wcześniej dzik, czułam się trochę nieswojo ;) Takie uroki zimowego chodzenia po lesie - widać doskonale, czy naszą drogę przebiegły wcześniej jakieś leśne stwory!
Dzik chyba wiedział, że tam, gdzie przeszli wcześniej ludzie, lepiej się idzie, więc bardzo dobrze odcisnął na szlaku ślady swoich kopyt! Ciągnęły się one bardzo długo, w zasadzie aż do Kościoła p.w. Matki Bożej od Zagubionych.
Do kościoła docieramy z ok. 20 minutowym opóźnieniem, biorąc pod uwagę czas z mapy czy szlakowskazów.
Kościół Matki Bożej od Zagubionych |
ołtarz kościoła |
Kościółek jest jedynym zachowanym budynkiem dawnej wsi Karpno. Pochodzi z 1872 r. i został odbudowany w latach 80-tych XX wieku. W okolicy można zauważyć wiele pozostałości po dawnych budynkach. Pod śnieżną powłoczką niestety nic takiego nie udało nam się dostrzec.
Cieszymy się, gdy docieramy na Rozdroże Zamkowe. Pozostało tylko (chyba) łagodne zejście do Lądka szlakiem niebieskim (jednak ten fragment Przełęcz Lądecka - Rozdroże Zamkowe był dość wymagający ze względu na ilość śniegu). Spoglądamy w stronę dojścia do ruin Zamku Karpień. Mati chce iść, ale mi ta leśna ścieżka wydaje się taaaka ponura. To niby tylko 15-20 minut drogi, ale w tym śniegu? Pewnie dojście w obie strony zajmie nam co najmniej godzinę. Rezygnujemy. Zostawiamy sobie to na następny raz. Tam za ruinami też będzie można kiedyś połazić i połączyć tę trasę z czymś dodatkowo interesującym :)
Nie oznacza to, że szlak do Lądka będzie nudny. Wręcz przeciwnie! Atrakcji nie zabraknie.
Niedługo po starcie z rozdroża naszym oczom ukaże się Skalna Brama.
Aż nasuwa się myśl, że mamy w Polsce tyle pięknych zakątków, a wiemy tylko o istnieniu niewielkiego ich odsetka...
Między drzewami możemy dostrzec również inne formacje skalne. W końcu docieramy do Trojaka (szczyt zaliczany do Korony Gór Złotych). Na jego wierzchołku znajduje się 30 metrowa turnia zwana Trojanem.
Zainstalowano tu barierki, tworząc w ten sposób ciekawy taras widokowy...
Ciężko przeoczyć także napis na kamieniu poniżej tarasu widokowego:
"04.06.1989 wolny ale głodny".
Czy to nawiązanie do wyborów parlamentarnych w czerwcu 1989r.? Napis można interpretować na kilka sposobów... Nie wiadomo jednak kiedy się pojawił i kto jest jego autorem. Jestem bardzo ciekawa.. może macie jakieś informacje na jego temat?
Z Trojaka pozostał nam już dość łagodny spacer do zabudowań kurortu Lądek-Zdrój.
U wylotu szlaku znaleźliśmy kilka ławeczek i na jednej z nich usiedliśmy chwilę odpoczywając i wystawiając twarze do słońca.
To był naprawdę piękny zimowy dzień na szlaku.
Opłacało się przyjechać do Lądka tylko (albo aż) na dwa dni pełne wspaniałych wrażeń....
Na koniec standardowa mapka:
Dystans ok. 21 km./ czas przejścia bez dłuższych przerw i przystanków ok. 6 h
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz