środa, 13 czerwca 2018

Kraków: Dawny obóz koncentracyjny Kraków Płaszów, Kopiec Krakusa, Kazimierz, Kładka ojca Bernatka

Kraków ma do zaoferowania tak wiele, że gdyby chcieć zwiedzić dokładnie tylko wszystkie atrakcje turystyczne, trzeba by spędzić tu chyba grube miesiące. Niestety Kraków od Poznania dzieli ponad 400 kilometrów, dlatego odwiedzamy go najczęściej "przy okazji", np. jadąc na dłuższy urlop w góry. Nie inaczej było tym razem. Do Krakowa przyjechaliśmy przy okazji koncertu Lenny'ego Kravitza w Tauron Arenie. Trochę ubolewam, że najlepsze koncerty odbywają się właśnie tam (ale tylko ze względu na odległość od domu, bo miejsce jest naprawdę świetne na tego typu imprezy!). 
Do Krakowa przyjechaliśmy tym razem pociągiem. Jaka to była podróż! Czuliśmy się jak w puszce pozostawionej w pełnym słońcu. Okna otwarte, drzwi w przedziałach także, ale osób napchane na maksa, więc z prawdziwą ulgą opuściliśmy kilkudziesięcioletni wagon i udaliśmy się na szybkie zwiedzanie. 
Wysiedliśmy w Krakowie Płaszowie, skąd skierowaliśmy się od razu na teren dawnego obozu koncentracyjnego. Szczerze przyznam, że gdyby nie tablice, które stoją tu raczej od niedawna, ciężko byłoby zrozumieć w jakim miejscu się znajdujemy. 


Sporo się czyta, że miejsce to wygląda jak teren rekreacyjny i trudno się z tym nie zgodzić. Podczas naszej wizyty, widzieliśmy niewielu spacerowiczów, ale za to sporo śmieci, świadczących o tym, że ludzie tu nierzadko biwakują. Tymczasem teren ten jest cmentarzem, na którym znajdują się do dzisiejszego dnia szczątki zamordowanych podczas II wojny światowej. 






Przez teren dawnego obozu koncentracyjnego prowadzą nieśmiało wydeptane (a może już po prostu gęsto zarośnięte?) ścieżki, którymi często możemy dojść jedynie do ogrodzenia cmentarza lub dawnego kamieniołomu. Pobłądziliśmy sporo, kręciliśmy się w kółko. Brakuje jasno wytyczonej trasy zwiedzania. Może to uchroniłoby ten teren przez nadmierną i natarczywą eksploracją. 


Na terenie dawnego kamieniołomu natomiast wyrastają obecnie apartamenty lub biurowce... kiedyś byłoby to nie do pomyślenia...


Z daleka namierzyliśmy wzrokiem Kopiec Krakusa. Trochę czasu jednak minęło, zanim udało nam się do niego dostać. Z terenu obozu Kraków Płaszów nie jest to wcale takie proste. 


Mimo wszystko warto wejść na to wzniesienie. Przy ładnej pogodzie roztacza się stąd piękny widok!

widok z Kopca Krakusa

w kierunku dawnego Kamieniołomu Liban


Stare Miasto

Kopiec Kościuszki (z prawej), z lewej maleńki Kopiec Piłsudskiego


znów Kamieniołom Liban, który kusi... żeby go zwiedzić ;) 
w stronę Rynku Głównego

W planie mieliśmy jeszcze zwiedzenie kamieniołomu "Liban". Niestety przez błądzenie (co podczas naszych wycieczek często się zdarza ;) , czasu nieco zabrakło. Będzie po co wrócić w rejony krakowskiego Podgórza. Kamieniołom "Liban" również miał związek ze zbrodniami w okresie wojennym. W 1942r. powstał tu hitlerowski karny obóz pracy Służby Budowlanej. Na szczęście podczas likwidacji obozu, większości więźniów udało się uciec. Tych, którzy nie zdołali, rozstrzelano na miejscu. 
W kamieniołomie kręcono m.in. sceny obozowe filmu "Lista Schindlera" Stevena Spielberga (1993r.) Podobno niektóre elementy scenografii pozostały tam do dziś (kiedyś to sprawdzimy!) 
Po tym krótkim spacerze zakwaterowaliśmy się w hostelu i ruszyliśmy w kierunku Tauron Areny na koncert.

Kolejny dzień rozpoczęliśmy bardzo późno, bowiem koncert i spotkania z innymi fanami po nim nieco się przedłużyły i wróciliśmy do naszej bazy noclegowej grubo po 3. Urządziliśmy sobie w nocy spacer z Rynku Głównego na Podgórze, gdzie spaliśmy. Kraków nocą w ogóle nie śpi. Chociaż jest to trochę przerażające. Krzyki, piski, wycie i mnóstwo zataczających się ludzi to raczej przykry widok. Liczne wieczory kawalerskie, panieńskie, integracje, spotkania... widać, że wiele wymknęło się spod kontroli. 

No cóż, rano czasu nie mieliśmy zbyt wiele. Starczyło go jedynie, by urządzić sobie krótki spacer po Kazimierzu (dawna dzielnica żydowska). Kładką ojca Bernatka (podobno ulubiony most mieszkańców Krakowa) przechodzimy w kierunku tej klimatycznej dzielnicy. 

Kładka Ojca Bernatka

Po raz kolejny udało nam się jedynie "liznąć" klimatu Kazimierza. Spacerowaliśmy bez większego celu, podziwiając charakterystyczne nazwy ulic, klimatyczne knajpki, murale i specyficzną atmosferę.




Kraków kojarzy mi się z gołębiami ;)

Na pewno mamy tu jeszcze co odkrywać. Kazimierz jest naprawdę urzekający. Chociaż zdarzyło nam się porozmawiać z mieszkańcem tej okolicy. Narzekał na hałas, wrzaski i brak kultury turystów, szczególnie w nocy. Czyli spodziewam się tu nocą podobnych obrazków, jak te z Rynku Głównego. 




Musieliśmy już iść w kierunku dworca. Nie chciało nam się wracać do Poznania, tym bardziej, że w Krakowie pięknie świeciło słońce! 
Mam nadzieję, że wkrótce znów odwiedzimy Kraków i odkryjemy jego nowe, pasjonujące zakamarki :) 

Jako ciekawostkę dodam, że podróż pociągiem do Poznania była jeszcze bardziej upierdliwa niż ta do Krakowa. Znowu przedział pełen ludzi, klimatyzacja nie działa. Otwarte okna i drzwi nie dawały rady ochłodzić wnętrza wagonu. A pociąg miał taką piękną nazwę - "Magnolia". Zgodnie z Mateuszem stwierdziliśmy, że bardziej adekwatną nazwą byłaby "sauna" albo "wrota do piekieł" :P
Jedyny plus tej podróży - nie było opóźnienia, co często ostatnio naszej kolei się zdarza :) 

Może zainteresują Was również:

3 komentarze:

  1. Nie ma jak Kraków:)
    Mimo iż jestem tutaj codziennie - to miasto chyba nigdy mi się nie znudzi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kraków, lubię tu wracać :) 3 lata mieszkania zapadły w pamięć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ładne zdjęcia :) a gdzie w Krakowie nocowaliście? słyszałam wiele pozytywnych wieści na temat http://www.hotelsecesja.pl. Hotel znajduje się w ścisłym centrum i urządzony jest w secesyjnym stylu. Zupełnie coś innego niż nowoczesne hotele jakich teraz większość. A ceny przy tym przystępne.

    OdpowiedzUsuń