Nasza weekendowa przygoda w Berlinie jest już miłym wspomnieniem... Chociaż jej koniec był dla nas lekko przerażający, wycieczkę zaliczamy do bardzo udanych :)
Do Berlina z Poznania dojechaliśmy Polskim Busem. Bilety kupiłam pod koniec września, więc były dość tanie. Za naszą podróż w dwie strony zapłaciłam 120,00 zł. Jedynym minusem tego rozwiązania była godzina przyjazdu - miała być 6:00, a dojechaliśmy ok. 5:30. Na dworze jeszcze ciemno, na szczęście na dworcu ZOB, na którym zatrzymuje się Polski Bus znajduje się "szklarnia" w której można trochę poczekać aż dzień zacznie się budzić. Mamy tu sklep, bistro i mamy do dyspozycji kilka automatów z napojami i przekąskami. Ceny... no ciut wyższe niż u nas (szczególnie przy obecnym kursie euro) - pączki, kanapki, kawa z automatu - od 1,5 euro , 2 euro i wzwyż.
Postanowiliśmy poruszać się po Berlinie pieszo... po pierwsze mieliśmy ograniczony budżet (a komunikacja miejska w Berlinie nie należy do najtańszych), poza tym pogoda była całkiem niezła - było zimno, momentami mroźno, ale nie padało , tylko pięknie świeciło słońce. Początkowo odległości pomiędzy poszczególnymi punktami mogą przerażać, ale w tak miłym towarzystwie nasze spacery wcale się nie dłużyły.
Przez 2 dni zrobiliśmy w Berlinie ok. 50 km na nogach :D Jesteśmy trochę stuknięci, prawda? ;)
Na "pierwszy ogień" ruszyliśmy w stronę zamku Charlottenburg. Znajduje się on ok. 2,5 km od Zentraler Ombibusbahnhof. Posługując się papierową mapą, łatwo dotarliśmy do celu, niestety akurat teraz zamek jest remontowany, więc rusztowania trochę go szpecą i zakrywają :( Nie mogliśmy podziwiać go w pełnej krasie. Dawna letnia rezydencja Hohenzollernów nazywana jest "berlińskim Wersalem".
Przed zamkiem mogliśmy za to podziwiać pierwszy z jarmarków na naszej trasie. Było bardzo wcześnie, więc nic tu się nie działo. Niestety nie udało nam się przyjść tutaj w godzinach otwarcia jarmarku.
Z pewnością zamek bez rusztowań wygląda zachwycająco. Może po renowacji jeszcze kiedyś będziemy mogli go obejrzeć. Wnętrze zamku można zwiedzać, jednak my woleliśmy pospacerować po ogrodach zamkowych Charlottenburg, do których wstęp jest bezpłatny.
Dzień się dopiero budził, słońce wschodziło... było pięknie!
Mijało nas wielu biegaczy - to znaczy, że Berlińczycy również lubią ruch na wolnym powietrzu :-) Trochę kusiło mnie, żeby do nich dołączyć. Było mroźno, szron pięknie przyozdabiał ławeczki, ścieżki i trawniki...
Spacerowaliśmy po ogrodach, podziwiając wszystko dookoła... i wyobrażając sobie jak pięknie musi tu być latem lub jesienią...
W pewnym momencie Mati zauważył osobnika z poniższego zdjęcia - czaplę siwą...
kilka kroków dalej znaleźliśmy kolejną...
Po raz pierwszy widzieliśmy je z tak bliska!
Następnie udaliśmy się pieszo w kierunku kościoła Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche, czyli Kościoła Pamięci Cesarza Wilhelma. Z ogrodów Charlottenburg to ok. 4 km. Tu zauważyliśmy kolejny jarmark, który również ze względu na wczesną porę, jeszcze nie był otwarty.
świąteczne ozdoby |
Kościół Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche, będący jednym z najbardziej rozpoznawalnych obiektów Berlina, uległ sporym zniszczeniom podczas II wojny światowej. Często nazywany jest przez Berlińczyków "złamanym zębem" ze względu na specyficzny kształt "kopuły".
jarmark jeszcze pozamykany |
jest bombkowo ;-) |
Ponieważ większość straganów jarmarku była pozamykana, weszliśmy do domu towarowego Europa Center, który znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie kościoła. Przywitał nas wesoły Gwiazdor (czyli Mikołaj po poznańsku :) :) :)
W środku można było poczuć od razu świąteczny klimat. Ruchome dekoracje- krasnale piekące ciasto, rzeźbiące w drewnie...
gadające drzewo :D (od razu przypomniała mi się pewna scena z filmu "Nietykalni" - może ktoś kojarzy ;-))
Ale miejsce to odwiedza się bardzo często ze względu na charakterystyczny zegar wodny, który tym razem, na tle świątecznych ozdób, wyglądał jeszcze bardziej dostojnie:)
Po wyjściu z Europa Center na jarmarku zaczęło się coś dziać... Budki pootwierane, czuć aromat grzanego wina i smażonej kiełbachy... no i pojawia coraz więcej odwiedzających... Wreszcie :D
Jarmark ten nie zajmuje może zbyt dużej powierzchni, ale jest naprawdę klimatyczny.
No to przyszedł czas na pierwsze grzane winko (gluhwein) i pierwszą wtopę z naszej strony.
przykładowe ceny |
Za dwa winka zgarnęli od nas 12 euro! Mój niemiecki nie jest zbyt dobry, ale gdy przeliczyłam sobie to na złotówki, o mało nie dostałam zawału serca ;-) Poszłam po wyjaśnienia! Okazało się, że do każdego wina płaci się kaucję za szkło (pfand) w wysokości 3 euro i kasę tę zwracają po oddaniu naczyń. Ufff!
Winko nas rozgrzało, ruszyliśmy więc dalej w drogę. Weszliśmy jeszcze zobaczyć mozaiki w Kościele Pamięci Cesarza Wilhelma I - wstęp bezpłatny. Oprócz nich możemy tu obejrzeć oryginalne fragmenty ruin oraz przedmioty ze zniszczonego w czasie wojny kościoła.
Opuściliśmy jarmark i Breitscheidplatz, idąc dalej ulicą Tauentzienstrasse i szukając rzeźby Berlin.
Jest! Rzeźba ta symbolizuje rozerwanie i zjednoczenie dwóch części Berlina.
Kawałek dalej znajduje się bardzo luksusowy dom towarowy KaDeWe (Kaufhaus des Westens). Panowie w garniturach otwierają paniom drzwi, wszyscy życzliwie się uśmiechają... ogólnie panuje tu miła i przyjemna atmosfera. Nie ma klasycznych butików, boksów... na każdym z pięter znajdziemy wiele luksusowych marek, m.in Chanel, Bobbi Brown, Prada, Dior, Armani, Versace, Gucci...
Świąteczna choinka w KaDeWe |
Przy samym wejściu zerknęłam w kierunku wystawy z biżuterią Bvlgari... Cena tych pięknych kolczyków była pięciocyfrowa!!! :O
W witrynach KaDeWe rozgościły się te sympatyczne stworki:
No dobra, trochę zgłodnieliśmy... Razem z Matim uwielbiamy kebab ;-) Potrafimy przejechać pół miasta, by zjeść ten najlepszy i najsmaczniejszy. Nie inaczej było tym razem, ale poszliśmy tam pieszo... Niecałe 5 km ;) Podobno najlepszy kebab w Berlinie - Mustafa's Gemuse Kebab, przy Mehringdamm32 (http://www.mustafas.de/) W godzinach szczytu czeka się ok. 1,5 godziny. Nam czekanie zajęło niecałą godzinkę (łącznie ze zjedzeniem tego specjału). Jak wrażenia? To był chyba najlepszy kebab w naszym życiu - fantastyczne, lekko chrupiące mięso, grillowane warzywa, idealnie dobrane sosy, pieczone ziemniaczki, całość skropiona cytryną i zwieńczona białym serem. I to wszystko za 3,20 euro. Warto czekać w tej kolejce! :)
tak wygląda budka u Mustafy :) |
Kolejnym punktem naszej pieszej wycieczki był Potsdamer Platz. Po drodze minęliśmy jeszcze Tempodrom,
Tempodrom |
by wreszcie dotrzeć do celu - Placu Poczdamskiego. To kolejne bardzo znane miejsce na planie Berlina. Tu znajduje się ważny węzeł komunikacyjny. Jest to miejsce, w którym skupia się miejskie życie. Potsdamer Platz uległ poważnym zniszczeniom w czasach II wojny światowej. Był granicznym punktem między strefą amerykańską, brytyjską i radziecką. W roku 1961 wzniesiono mur berliński, którego część przechodziła przez Plac Poczdamski. Do dziś można zobaczyć tutaj zachowane fragmenty muru berlińskiego.
pontonowa ślizgawka przy Potsdamer Platz |
Przy Potsdamer Platz mamy kolejny jarmark. Również niewielkich rozmiarów, ale bardzo sympatyczny... Zjemy tu smażone pączki, rybę w panierce, tradycyjne kiełbasy i masę innych pyszności. Oczywiście nie brakuje grzanego wina i innych ciepłych rozgrzewających napojów :-) Ceny - odrobinę wyższe niż na jarmarku przy kościele Pamięci.
Przepięknie wyglądają także świąteczne ozdoby galerii handlowej Arkaden.
Czuć tu święta na każdym kroku...
Przy Potsdamerplatz warto także zajrzeć do Sony Center. Jest to obiekt wyjątkowy. Wyróżnia się przede wszystkim wyglądem. Wystarczy spojrzeć w górę, by się o tym przekonać. Podobno inspiracją dla projektanta tego budynku była japońska góra Fuji. Znajdują się tu liczne kawiarenki i butiki. Oczywiście dość drogie.
Ciekawostką w czasie przedświątecznym są odbywające się o określonych godzinach specjalne przedstawienia. W jednym z nich mieliśmy okazję uczestniczyć. Nawet ładne to było :)
Potsdamer Platz |
Potsdamer Platz |
Potsdamer Platz |
Na poniższych zdjęciach dość wątpliwa atrakcja... fragmenty muru berlińskiego oklejone... gumami do żucia...
Fragment muru berlińskiego przy Potsdamer Platz |
Opuściliśmy Potsdamer Platz i udaliśmy się w kierunku kolejnych jarmarków, wcześniej zahaczając jeszcze o Checkpoint Charlie. Przeczytacie o tym w kolejnej części... z niej także dowiecie się o naszych kłopotach z policją... naprawdę miałam gacie pełne strachu ;-)
Na drugą część zapraszam: TU
Aby tanio dostać się do krajów europejskich warto zdecydować się na podróż busem. To tani i dość szybki środek transportu. Przewoźnicy oferują mnóstwo transportów.
OdpowiedzUsuń