środa, 12 września 2018

Korona Gór Polski: Beskid Niski - Lackowa (dla niezmotoryzowanych) z Mochnaczki Niżnej

Weekend minął zdecydowanie za szybko. Tyle się działo, że minie trochę czasu zanim dam radę to wszystko opisać. 

Tym razem pojechaliśmy do Krynicy-Zdroju. Głównym celem tego wypadu był mój start w Biegu 7 Dolin na dystansie 34 km w ramach 9 Tauron Festiwalu Biegowego. 
Nie byłabym sobą, gdybym nie kombinowała, jak tu najlepiej wykorzystać pozostały czas ;) 

Jak niektórzy z Was wiedzą, razem z Mateuszem zdobywamy szczyty należące do Korony Gór Polski. Widząc na mapie Lackową, całkiem blisko Krynicy, musieliśmy wykorzystać okazję pobytu  ok. 600 km od domu i spróbować wgramolić się na najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.

Byliśmy skazani na transport publiczny, więc zdobycie Lackowej najpopularniejszym szlakiem  z Izb nie wchodziło w grę (nie ma jak się tam dostać).
Z Poznania do Krakowa dojechaliśmy pociągiem IC. Bilety kupiliśmy miesiąc przed podróżą, więc zaoszczędziliśmy ok. 30%. W Krakowie wsiedliśmy w autobus relacji Kołobrzeg - Krynica-Zdrój przewoźnika Voyager (23 zł/1 os.). Połączenia na tej trasie realizuje także Szwagropol.

W planie było podejście na Lackową z Wysowej-Zdroju. Mieliśmy mieć przesiadkę w Krynicy. Jednak okazało się, że w praktyce tego bezpośredniego połączenia po prostu nie ma. Zarówno na epodróżniku jak i na stronie przewoźnika Voyager widnieje bezpośrednie połączenie Krynica - Wysowa (o godz. 10:53). Gdy pytaliśmy o nie na miejscu, okazało się, że podobno nie funkcjonuje. Żeby dojechać do Wysowej z Krynicy trzeba przesiąść się co najmniej w Grybowie, Ropie lub Gorlicach! Na tak długa podróż nie mieliśmy już czasu, więc rozpoczęliśmy realizowanie planu awaryjnego. Skorzystaliśmy z usług przewoźnika Rafatex: http://www.rafatex.com/.
Wsiedliśmy w busik jadący w kierunku Tylicza. Płacimy 4 zł/1os. i wysiadamy na przystanku Mochnaczka Niżna II.Stąd po przejściu ok. 1 km w stronę Tylicza zauważamy zielone znaki szlaku. Odbijamy w lewo i od razu znajdujemy się na pięknej rozległej polanie, która z każdą minutą naszej wędrówki, coraz śmielej wchodzi w las. 
Po ok. 45 minutach marszu od przystanku, osiągamy pierwszy szczyt na naszej trasie. Jesteśmy na Dzielcu 793 m n.p.m.)


Po kolejnych pięciu docieramy do rozwidlenia szlaków. Znaki zielone od jakiegoś czasu tu zlikwidowano. Pójdziemy więc czerwonymi słowackimi oznaczeniami. Po ok. 15 minutach od skrzyżowania osiągamy Czerteż. Stoi tu słowacki "grzybek" z nazwą szczytu. 


Dalej idzie się przyjemnie, chociaż jest coraz bardziej stromo w dół.

Na wysokości przełęczy Beskid nasz szlak przecina szersza trasa. "Biegnie" ona z Izb w kierunku miejscowości Frička w Słowacji. My pozostajemy wciąż na czerwonym szlaku. Widzimy wskazówki dotarcia do Lackowej, chociaż i bez nich trudno jest się zgubić. Opisywana trasa w całości jest bardzo dobrze oznakowana. 


Teraz prosto... w górę! :P 

O Lackowej czytałam i słyszałam wiele. Że podejście strome, że ciężko, że wejście jest naprawdę trudne. I wiecie co? To nie są bzdury! Warto to przeżyć na własnej skórze :-) Pierwszy fragment podejścia idziemy delikatnie pod górę. Phi! Myślimy, że tak będzie aż do szczytu. Grubo się mylimy...


Kiedy wznosimy się wyżej i wyżej, trudności stają się coraz bardziej dokuczliwe, szczególnie, gdy idzie się z wielkim plecakiem. 


Czas zacząć leźć na czterech łapach ;) Przytrzymuje się kamieni, korzeni i lichych gałązek (te ostatnie nie wiem na co by się przydały, gdybym wpadła w poślizg, ale zawsze jakoś łatwiej jest mi utrzymać wtedy równowagę. Zamiast cieszyć się, że szczyt jest tuż tuż, moje myśli krążą wokół schodzenia (bo musimy zejść tą samą trasą). Tuż przed wierzchołkiem, szlak staje się przyjemnie płaski. Jest! Zdobyliśmy Lackową (997 m n.p.m.), nazywaną czasem ze względu na swoją wysokość, górą policyjną. 


Czas na obowiązkową sesję na szczycie: 

Słowackie oznaczenia i skrzyneczka z pieczątką

pieczątka obecna! 





Robimy tu dłuższy postój. Uzupełniamy kalorie i zaczynamy schodzenie. Wcale się nie myliłam, było o wiele gorsze niż wdrapywanie się na górę. W kilku miejscach postanowiłam schodzić podpierając się z tyłu rękami. Trochę bałam się upadku, poodzierania, tym bardziej, że dwa dni później miałam startować w biegu górskim. Tip-topami, miniaturowymi kroczkami, czasem zygzaczkami, posuwaliśmy się w dół. 

zejście z Lackowej

Plecak nie pomagał w zachowaniu równowagi. Cieszę się, że nie padało. Mimo to, jednak wpadałam co jakiś czas w drobne poślizgi. 

stromo w dół

Gdy stromizna się skończyła, odetchnęliśmy z ulgą. Pozostało nam zejście tą samą drogą do Mochnaczki Niżnej. Musieliśmy więc znów podejść na Czerteż , a potem już prawie cały czas w dół do wspomnianej miejscowości. Trzeba uważać, by w odpowiednim miejscu odbić z powrotem na zielone znaki. My się zagadaliśmy i o mały włos zeszlibyśmy w stronę Przełęczy Tylickiej! 
Końcówka szlaku zaskoczyła nas pięknymi widokami. Było naprawdę bajkowo.




W planie mieliśmy zejście do Krynicy Zdroju (dodatkowe ok. 6-7 km) . Po dojściu do Mochnaczki, zgodnie stwierdziliśmy, że Lackowa nas nieźle sponiewierała i jeśli w ciągu 40 minut pojedzie bus do Krynicy, to w niego wsiądziemy. Tak się też stało. I dobrze, bo mimo, że godzina była wczesna (ok. 17:30), w górach zaczęło robić się szaro i ponuro (słońce zaszło już za okoliczne szczyty). Po kilkudziesięciu minutach, z ulgą powitaliśmy więc drzwi do naszej kwatery w Krynicy i zimne piwo zakupione na stacji benzynowej po drodze :-) 

Lackowa dała nam popalić, ale myślę, że w Beskid Niski jeszcze wrócimy!

Byliście na Lackowej? Jak wrażenia? 

Trasa ok. 15 km/ 5 h drogi (bez większych postojów)

1 komentarz:

  1. Również uwielbiam zbierać pieczątki okolicznościowe i turystyczne.

    OdpowiedzUsuń