czwartek, 9 sierpnia 2018

Korona Gorców: Lubań z Przełęczy Snozka / Gorce / Masyw Lubania/ Organy Hasiora / Wdżar

Dzień wcześniej przez okolicę przeszła potężna burza. Lało, błyskało się i grzmiało naprawdę porządnie. Obudziliśmy się i wszystkie pienińskie szczyty były skryte w gęstej mgle, zupełnie jakbyśmy byli na nizinach. Na szczęście po śniadaniu coś zaczęło się przejaśniać, więc długo się nie zastanawiając, postanowiliśmy realizować trasę zaplanowaną już dawno. Na myśli mieliśmy gorczański Lubań. 
poranek w Pieninach

Z naszego kempingu (Camping Dunajec) podjeżdżamy samochodem do Przełęczy Snozka (ok. 17 km). Trochę dziwi nas fakt, że nie płacimy za parking. Od razu kierujemy się w stronę Organów Hasiora. To dość specyficzne dzieło, które ciężko nam zrozumieć. 


"Organy" te zostały wzniesione jako symbol, hołd oddany poległym podczas wojny oraz w czasach późniejszych na Podhalu. Wielu doszukuje się w ich kształcie pazurów, szponów, skrzydeł. Podobno, w zamyśle autora, organy miały "grać", wydawać dźwięki. Nie zamontowano jednak piszczałek , dzwonków itp. zaprojektowanych przez Hasiora.  Podejrzewano, że konstrukcja sama miała wydawać rozmaite dźwięki przy pomocy wiatru. Niektórzy uważają konstrukcję za niedokończoną. Nierzadko Organy te są przedmiotem kpin okolicznych mieszkańców czy odwiedzających to miejsce. Pomnik wzniesiono w 1966 r. Ostatnią renowację przeszedł w roku 2010. Wówczas niby zamontowano dzwonki pasterskie, imitujące dźwięki organów. My niestety nic nie słyszeliśmy. Ja, znając już twórczość Hasiora m.in. z muzeum poświęconego jego twórczości w Zakopanem, nie byłam tym tworem zaskoczona. Mało tego (pisząc zupełnie szczerze), chętnie odświeżyłabym sobie wiedzę w tej placówce. Wróćmy do powagi sytuacji. U podnóża Organów możemy zauważyć sylwetki poległych, na plecach których "spoczywają" atrapy karabinów. 


Organy to dzieło dziwne, które przy okazji, z ciekawości, musieliśmy obejrzeć. Tym bardziej, że nie wiązało się to z jakimś sporym nadłożeniem drogi. 



Wracamy do parkingu i idziemy grzecznie niebieskimi znakami. Od pewnej pani, poznanej na pienińskim szlaku, słyszeliśmy, że warto odwiedzić górę Wdżar. Ponieważ była ona również blisko naszej trasy, odbijamy z niebieskiego szlaku w lewo, w dość oczywiste nieznakowane ścieżki. Na chwilę jeszcze zbaczamy z tych dróżek, by dojść do krawędzi dawnego kamieniołomu, który służy obecnie jako ścianka wspinaczkowa. 

dawny kamieniołom

Wracamy na właściwą trasę i po chwili zdobywamy Wdżar (767 m n.p.m.). Wdżar poprzecinany jest licznymi trasami rowerowymi, chyba dla bardziej zaawansowanych. To góra powulkaniczna (chociaż co do tego wciąż trwają spory pomiędzy geologami), z której roztaczają się piękne widoki. Przy dobrej widoczności możemy podziwiać szczyty czterech pasm górskich - Pienin, Tatr, Beskidu Żywieckiego (Babia Góra) i Gorców. Ponadto zobaczymy Jezioro Czorsztyńskie oraz dwa Zamki Czorsztyn i Dunajec. Wierzchołek jest również miejscem anomalii magnetycznych. Np. gdy podejdziemy do skał na poniższym zdjęciu z kompasem, igła magnetyczna ma wskazać kierunek północny jako południowy. Nie mieliśmy kompasu, ale chciałabym to sprawdzić.


skały, przy których występują anomalie magnetyczne

Nieco powyżej skałek zauważamy smoka gorczańskiego. Przypomina mi trochę dzieło Władysława Hasiora ;) 


Obok pomnika możemy zapoznać się z gawędą o Smoku Gorczańskim


Przejrzystość powietrza i widoczność nie była zbyt ciekawa tego dnia. Udało nam się dojrzeć Jezioro Czorsztyńskie. Delikatnie w tle majaczyła Babia Góra, niestety na zdjęciu jej nie widać. 


Na Wdżarze 



oznakowanie szlaków rowerowych

Spoglądamy jeszcze raz w kierunku Jeziora Czorsztyńskiego. Nad nim wnosi się m.in. góra o podobnej nazwie do Wdżaru - Żar. Za tym zalesionym szczytem powinny rozciągać się w lewą stronę kadru Tatry... ale nie tego dnia ;)


Na Wdżarze znajduje się letni tor saneczkowy, działa tu wyciąg krzesełkowy (dolna stacja umiejscowiona jest w Kluszkowcach) oraz znajdują się tu wspomniane trasy rowerowe, czyli tzw. Bike Park. Po szczegóły, cenniki poszczególnych atrakcji odsyłam na stronę: http://www.czorsztyn-ski.com.pl/atrakcje_letnie/bike_park
Gdy spojrzymy z góry w przeciwnym kierunku, zauważymy nasz cel - Lubań.
Widzimy też punkt gastronomiczny, ale nie wiemy czy funkcjonuje. Kiedy podeszliśmy do niego bliżej okazało się, że tego dnia szykuje się tu wesele, więc obiekt był zamknięty dla turystów.


Namierzamy niebieskie znaki szlaku i rozpoczynamy właściwą wędrówkę na Lubań. Spoglądamy za siebie, by  zobaczyć Wdżar...

Wdżar

i zaczynamy piąć się coraz bardziej stromo do góry. Przez cały czas nie dzieję się nic specjalnego. Co chwilę towarzyszy nam mały "siurek", który powstał po burzach i opadach dnia poprzedniego. Docieramy do ruin bacówki, co oznacza, że szykuje się za moment solidny wpierdziel! Tak, nasza trasa robi się pioruńsko stroma, ale dzięki temu bardzo szybko zyskujemy wysokość.


Patrzymy w kierunku Tatr... wyłoniły skubane tylko swoje najwyższe wierzchołki. Dobre i to.


Dalej wita nas rozległa różowa łąka (usiana kwiatami wierzbówki kiprzycy), która towarzyszy nam aż do wejścia na teren studenckiej bazy namiotowej na Lubaniu. 

Wierzbówka kiprzyca


Od samego początku jestem tym miejscem zauroczona i zamarzyło mi się, by kiedyś spać tu pod namiotem... Obudzić się tuż pod Lubaniem i oglądać wschód słońca z wieży widokowej? O tak! poproszę! :) 



baza na Lubaniu

Tym razem, skoro już wdrapaliśmy się tak wysoko, po prostu grzecznie idziemy w kierunku wieży widokowej. 


Pod samą wieżą stoi krzyż papieski z podpisem:
"Gorce bardzo kochałem, a na Lubaniu wiele razy byłem" - Jan Paweł II. Przy ładnej pogodzie za krzyżem podziwiać można Tatry. Nam niestety skryły się one w gęstych chmurach. 


Wchodzimy na wieżę. Chociaż widok na Tatry nas nie rozpieszczał, jednak całą resztę prawie udało się dojrzeć. W rozpoznaniu poszczególnych wzniesień pomogą nam panoramy, które usytuowano na najwyższym piętrze wieży.

Gorc (z widoczną kolejną wieżą widokową)

Widok na bazę namiotową, w tle Pieniny. Rozpoznacie trójkątną, nieco szpiczastą Wysoką (najwyższy szczyt Pienin)?
Jezioro Czorstyńskie, delikatnie wyłaniają się masywne tatrzańskie szczyty... 

Po środku kadru - Turbacz (obok niego Kiczora)

Najwyższa w tym kadrze - Mogielica- najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego
Daleeeeko - Beskid Sądecki z Radziejową na czele, a przed nami, najbliżej - wschodni wierzchołek Lubania (Patryja 1225 m n.p.m.)

Aleksandra na wieży ;) 

wieża widziana z dołu 

Niestety, jak widzicie, warunki, w których zdobyliśmy Lubań, może nie były beznadziejne, ale dalekie od ideału. Coś tam udało nam się zobaczyć, ale gdy użyliśmy naszej wyobraźni, wiedzieliśmy już, że będziemy musieli tu prędzej czy później wrócić. Coś wspaniałego - widok 360 stopni z wieży stanowią górskie krajobrazy. Można tam spędzić na pewno długie minuty, a może godziny (?) rozkoszując się ulubionymi pejzażami. Zeszliśmy do bazy namiotowej, Tu zarządziliśmy krótki przystanek na energetyczne doładowanie ;) Kanapki i piwko poszły w ruch! Nie chciało nam się stąd schodzić. Tak pięknie tam!


Trzeba było jednak w końcu się pożegnać. Przechodzimy przez bramę i mówimy "do zobaczenia!". 


Zaglądamy jeszcze na moment pod prysznic dla nocujących w bazie, 




 zdobywamy wschodni wierzchołek Lubania i postanawiamy schodzić do samochodu. Na rozwidleniu zauważamy żółty szlak do Kluszkowiec. Nie mamy go na mapie. W planie mieliśmy zejście do Grywałdu. Postanawiamy jednak zaryzykować i iść w nieznane (ponieważ nawet z mapą nie wiemy którędy biegnie ten żółty szlak). 
Po kilku minutach łączy się on z oznaczeniami zielonymi, czerwonymi i niebieskimi. Za moment niebieski szlak odbije w prawo, w kierunku Ochotnicy Dolnej, a my jeszcze kawałek dalej w miejscu o nazwie Jaworzyny Ochotnickie, skręcimy w lewo. 


I tak sobie będziemy już dreptać przede wszystkim lasem aż do Kluszkowiec. Idzie się wygodnie, bez jakichkolwiek trudności. No może poza tym, że w niektórych partiach lasu obecnie ma miejsce wycinka drzew, toteż szlak jest porozjeżdżany, grząski i błotnisty. 

Kluszkowce tuż tuż... 
Jak to często z nami bywa, udało nam się w tych Kluszkowcach trochę pobłądzić. W ruch poszły telefony, nawigacje itp. Jakoś wyprowadziliśmy się wspólnymi siłami na trasę 969, której krótkim fragmentem dochodzimy do Przełęczy Snozka. Po drodze możemy podziwiać górę Wdżar i Lubań, które tego dnia zostały przez nas zdobyte :) 

z prawej strony Wdżar, z tyłu, w tle Lubań (widoczna wieża widokowa)

Poniżej mapka zarejestrowana zegarkiem sportowym. Trasa zajęła nam ok. 5 godzin/ dystans 17km (nie wliczając postojów i większych przerw na trasie). 

źrodło: endomondo

i jeszcze mapka na podstawie mapa-turystyczna.pl (z ominięciem góry Wdżar i nie wliczająca dojścia jezdnią z Kluszkowiec do Przełęczy Snozka). 


źródło: mapa-turystyczna.pl

Na Przełęczy Snozka funkcjonuje bacówka, w której możemy kupić oscypki (niektóre jeszcze ciepłe). Nie odmówiliśmy sobie tej przyjemności i jeszcze zanim ruszyliśmy w drogę powrotną wszamaliśmy przepyszne serki, które rozkosznie szeleściły między zębami. 

Na deser pieczątki z bazy na Lubaniu:






3 komentarze:

  1. I dlatego też kocham góry. Te widoki są warto wszystkich pieniędzy

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pewnością powrócę jeszcze nie raz na twojego bloga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz i serdecznie zapraszam ponownie :)

      Usuń