piątek, 21 grudnia 2018

Świąteczny Wrocław: Jarmark bożonarodzeniowy

Okres przedświąteczny jest zawsze magiczny. Uwielbiam w tym czasie odwiedzać rozmaite miasta i podziwiać bożonarodzeniowe dekoracje. Od pewnego czasu popularne w Polsce stały się jarmarki świąteczne. Zdjęcia z tego, odbywającego się w Poznaniu, mogliście oglądać tu
W tym roku bardzo chciałam odwiedzić jarmarki w Dreźnie. Niestety plan ten się nie powiódł, więc na otarcie łez pojechaliśmy do Wrocławia. 


Wrocław to jedno z moich ulubionych miast w Polsce. Mogę jeździć tam o każdej porze roku. Wrocław dla mnie piękny jest zawsze, chociaż jak każde miasto, ma także swoje niechlubne zakamarki.

Wiele dobrego słyszeliśmy o jarmarku świątecznym, odbywającym się w okolicy wrocławskiego Rynku. Postanowiliśmy sami sprawdzić jak wygląda przedświąteczny "Wrocek".

Piękne dekoracje widać w wielu zakątkach centrum. Naszym celem był głównie jarmark bożonarodzeniowy, który rozlewa się także poza Rynek. Charakterystyczne kramiki, stoiska znajdziemy także m.in. przy ul. Świdnickiej czy Placu Solnym.


Co znajdziemy na takim jarmarku? Mydło i powidło ;) Dosłownie. Pachnące mydełka, konfitury, odzież, ręcznie robione skórzane torebki, "głupotki", zabawki, itp. , ale też naprawdę spory wybór przekąsek i nieco bardziej sycących dań. 




Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Trzeba tylko uważać na ceny, bo te bywają dość mocno zawyżone. Ale kto chce zabrać do domu pamiątkę z jarmarku, nie będzie uważał tego za przeszkodę, prawda? :)


Wrocławski Rynek w świątecznej odsłonie wygląda naprawdę pięknie. Wieczorem, kiedy wiele elementów jest podświetlonych, nawet pomimo braku śniegu, można poczuć świąteczny klimat. 





Jarmark oprócz punktów handlowych, oferuje także świetną zabawę, szczególnie dla najmłodszych. Działają karuzele, kolejka "Polar Express" oraz rozmaite punkty, w których można porobić coś ciekawego. 


Na jarmarku nie może zabraknąć grzanego wina. Sporo osób raczy się nim przy specjalnych  stolikach. Do wyboru mamy kilka wariantów smakowych. Ceny grzańca rozpoczynają się od 12zł. Musimy zapłacić także zwrotną kaucję (15zł) za  kubek. Kto chce, może oczywiście zabrać go do domu na pamiątkę. 




Na jarmarku można kupić pluszowe owce, wilki i.... cycki ;) 

Spore wrażenie zrobiła na nas świąteczna choinka. Podświetlona, w odcieniach bieli, złota i fioletu wygląda naprawdę imponująco!





Na Rynku było dość tłoczno (nie ma co się dziwić, w sobotę wieczór to normalna sytuacja). Zdarzało nam się iść tam, gdzie chce tłum, a my niekoniecznie ;) Udało nam się dotrzeć jeszcze na Plac Solny. Przepięknie tam! Kolorowo, błyszcząco i baaaardzo świątecznie. 



Czasu starczyło jeszcze na grzańca i trzeba było zmykać na pociąg. Szkoda, bo chętnie połazilibyśmy jeszcze po tym jarmarku dłużej...



Poza dość uporczywym tłokiem i koniecznością czekania na dworze, by wejść do restauracji w najbliższej okolicy Rynku, bardzo nam się podobało. We Wrocławiu zdecydowanie czuć już świąteczny klimat i z pewnością warto odwiedzić go w tym wyjątkowym okresie.

Może zainteresują Was również poniższe wpisy:







środa, 19 grudnia 2018

Wrocław: Ciekawe muzeum na planie stolicy Dolnego Śląska - Gry i komputery minionej ery


Uwielbiam takie nietypowe miejsca, muzea, w których nie tylko ogląda się eksponaty i czyta opisy, ale takie, które zmuszają do dodatkowej aktywności. Na szczęście coraz więcej placówek wprowadza wystawy interaktywne, audioprzewodniki i inne elementy, które sprawiają, że wizyta w takim miejscu jest ciekawa i zdecydowanie bardziej emocjonująca. Niedawno odwiedziliśmy Muzeum Gry i Komputery Minionej Ery. Jak się bawiliśmy? Przeczytacie poniżej.

Muzeum Gry i Komputery Minionej Ery to stosunkowo nowa atrakcja na mapie Wrocławia. Znajduje się w budynku Dworca Świebodzkiego, przy pl. Orląt Lwowskich 20A.

Wchodzimy do środka. Już przy kasie biletowej widzimy postaci i rozmaite stwory z gier, które znamy z dzieciństwa. Kupujemy bilety (20 zł/ bilet normalny) i już za moment znajdziemy się w królestwie gier i komputerów!

Na wstępie możemy skorzystać z symulatorów i automatów do gier. Możemy zagrać w uwielbiane "skoki narciarskie" z czasów Małyszomanii lub spróbować swoich umiejętności w grach manualnych. 


Muzeum w sporej części składa się z eksponatów. Zobaczymy stare kalkulatory, komputery, stacje dysków, książeczki, czasopisma, które większość z nas miała kiedyś w swoich domach. 


Wiele razy rozpoznawaliśmy sprzęty i przedmioty, które kiedyś posiadaliśmy, z którymi łączą nas wspaniałe wspomnienia. 





Największym atutem tego muzeum jest możliwość zagrania w stare gry, nie tylko komputerowe. Z sentymentem wróciłam do gry w Pac-mana. Przypomniały mi się wakacje, w które zarywałam nocki, by pobić kolejne rekordy. Spróbowałam także zagrać w inne gry, niektóre przy użyciu joysticków (pamiętacie takie urządzenia? :) )


Nasza trzyosobowa ekipa w przedziale wiekowym ok. 25-35 lat bawiła się świetnie :-)
Wydaje nam się, że to miejsce jest idealne dla każdego, bez względu na wiek i zainteresowanie grami. Sama miałam przed wejściem do tego muzeum obawy, czy będę miała tam co robić. Nie nudziłam się ani trochę. To była przemiła sentymentalna podróż do czasów dzieciństwa. Z moich obserwacji wynika, że bardzo dobrze bawiły się tam także dzieci. Fajnie pokazać im w co grali rodzice, gdy byli w ich wieku. W muzeum spędziliśmy ok. 3 godzin. Moglibyśmy spokojnie przebywać tam jeszcze dłużej (na koniec udało nam się dorwać wolnego flippera), jednak do Wrocławia przyjechaliśmy także zobaczyć słynne jarmarki świąteczne, z których niewielką galerię przedstawię Wam w kolejnym wpisie. 

Szczegóły (cennik, godziny otwarcia muzeum) znajdziecie na stronie: https://gikme.pl/ 

Może zainteresują Cię także następujące wpisy:




środa, 12 grudnia 2018

Poznań: Betlejem Poznańskie galeria zdjęć


Poznański jarmark świąteczny zajął wysokie, szóste, miejsce w konkursie na Najlepszy Jarmark Bożonarodzeniowy w Europie. Poznań wyprzedził takie miasta jak Bruksela, Lipsk czy Praga! 
Przyznam szczerze, że w Poznaniu w tym roku wyjątkowo mi się podoba. Razem z rodzinką wybraliśmy się na spacer po Starym Rynku i Placu Wolności 1.12. Tego dnia Prezydenta Poznania rozświetlił choinkę pod Ratuszem i oficjalnie otwarto część jarmarku na Starym Rynku.
Zapraszam Was na krótką galerię zdjęć z tego wydarzenia. 
W weekend jedziemy z Mateuszem na jarmark do Wrocławia, ale liczę, że przed świętami, zawitamy  jeszcze na ten, odbywający się w naszym rodzinnym mieście.













Może zainteresują Was także wpisy:

wtorek, 4 grudnia 2018

Góry Wałbrzyskie: Borowa dla niezmotoryzowanych/ Borowa z Wałbrzycha przez Dłużynę, Mały Wołowiec, Kozioł i Wołowiec

Powoli czuć już atmosferę świąt. Zima w wielu miejscach w Polsce rozgościła się na dobre. W Poznaniu śnieg co prawda jeszcze nie spadł, ale i tak zaczynam czuć już powoli świąteczny nastrój. Nie przepadam jednak aż tak za tą porą roku. Po prostu wolę gdy jest ciepło, na drzewach są liście (nieważne w jakim kolorze) no i dni są o wiele dłuższe (właśnie krótkie dni najbardziej dokuczają mi zimą). 

Dziś wrócę jednak do naszej niedawnej wizyty na sudeckich szlakach. Trafił nam się chyba ostatni jesienny dzień w górach w tym roku... Gdy kolejnego zajrzeliśmy w internety, zasypały nas zdjęcia ośnieżonych szczytów i górskich miejscowości...

A 17 listopada tego roku, był jeszcze prawdziwie jesienny...

Z Poznania wczesnym rankiem wyruszamy pociągiem do Wałbrzycha. Wysiadamy na dworcu głównym. Pięknie świeci słońce - to będzie dobry dzień! Naszym oczom ukazuje się cel naszej wędrówki - piękne wierzchołki Gór Wałbrzyskich. Szybko namierzamy szlakowskaz i obieramy czarne znaki. Szlak biegnie początkowo zabudowaniami Wałbrzycha. Kto nie ma ze sobą prowiantu na wędrówkę,  może go uzupełnić po drodze. Będziemy mijać m.in. Biedronkę i kilka mniejszych sklepów. Wreszcie wychodzimy z miasta. Najpierw kawałek wzdłuż drogi wojewódzkiej 379, później skręcamy w prawo w ciekawą, chyba całkiem niedawno utworzoną szeroką ścieżkę. 


Całkiem szybko zyskujemy wysokość i z góry możemy podziwiać okolicę. To jeden z atutów wędrowania po górach w listopadzie - brak liści na drzewach odkrywa przepiękne panoramy...

góra w tle to Chełmiec
Czarny szlak jest dość łagodny i całkiem przyjemny. W pewnym miejscu zbiega się na moment z czerwonym - warto zachować czujność - ostro odbija w lewo. Po kilku minutach od tego miejsca, docieramy do Przełęczy Szypkiej. Tu grzejemy się chwilkę w promieniach słońca. W miejscach, gdzie szczyty rzucają swój cień jest chłodno, a pod nogami ziemia jest całkiem nieźle oszroniona.


Na przełęczy musimy zmienić znaki na niebieskie w kierunku Wołowca. Czeka nas przyjemny spacerek na szczyt Dłużyzny. Ale niech Was nie zwiedzie łatwizna tej trasy... dalej już tak łatwo nie będzie ;-)  



Do Małego Kozła, zwanego także Małym Wołowcem idzie się bez większych trudności.



Mały Kozioł
Zejście z tego niskiego wierzchołka jest już nieco strome. Ale problemy zaczynają się (przynajmniej dla mnie) przy podejściu na Wołowiec.


Ląduję na czterech łapach i wspinam się pokracznie, trzymając z przodu aparat, ręce wbijając w podłoże... Jest dość grząsko, a warstwa liści potęguje poczucie rozlazłości gleby, a gleby zaliczyć bardzo nie chciałam (tym bardziej, że w dżinsach, w których szłam, następnego dnia miałam iść na koncert Agnieszki Chylińskiej ;))

W końcu jest! Wołowiec zdobyty!



Odetchnęlam z ulgą. Chwilę porozglądaliśmy się z ciekawego punktu widokowego nieopodal szczytu. Kto na poniższym zdjęciu zlokalizuje Karkonosze? :) 


Skoro wdrapaliśmy się na górę, trzeba znów trochę zleźć w dół, by zaatakować kolejną górę. 

Chełmiec jak na dłoni!


Zejście nie przysparza do pewnego momentu większych trudności. Jest zbite, szerokie i pozbawione liści. 


Jak widać jednak, kolejnych zdjęć brakuje, bo musiałam uruchomić znów wszystkie kończyny, by bez poślizgu, niekontrolowanych zawahań równowagi zdobyć wierzchołek o nazwie Kozioł. 



Kiedy spoglądam na profil naszej wędrówki i wiem, że najgorsze przed nami!
Trochę otuchy dodają ciekawe widoki, pomimo, że część z nich spowiła lekka mgiełka. 


W końcu na horyzoncie pojawia się typowa dla Gór Wałbrzyskich "kopa" - szczyt Sucha (776 m n.p.m.). Borowa znajduje się w jej bliskim sąsiedztwie. 


Schodzimy dalej grzecznie z Kozła. Różnie bywa - łatwo i nieco trudniej na zmianę.


W końcu widzimy drogowskazy, które informują nas, że już za chwilę, za momencik rozpoczniemy ostre podejście na Borową. 



Na szlaku robi się coraz chłodniej. Słońce jest bardzo nisko i chowa się za okoliczne szczyty. Ale spokojnie, zaraz się rozgrzejemy. Przed nami bardzo urozmaicona ok. 20-25 minutowa wędrówka na najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich. 


Mijamy Przełęcz Kozią, za moment dotrzemy do kolejnego rozwidlenia. 


Wybieramy chyba najkrótszy, ale też najbardziej stromy szlak na Borową koloru czarnego.


Początkowo nic nie zwiastuje większych trudności. Po chwili w oddali widzimy jakiegoś faceta. Schodzi. Idzie bardzo powoli, co chwilę przystaje. Gdy nas mija, rzuca wymowne  - "współczuję". Chwilę z nim rozmawiamy. Utwierdza nas w przekonaniu, że problemy dopiero się zaczną. 


Mimo, że na zdjęciach tego za bardzo nie widać, musicie mi uwierzyć, że jest stromo jak jasny pierun! 


Zdjęć z podejścia nie ma, bo skupiałam się na tym, by piąć się do góry, w obojętnie jakim stylu. Szłam na czworakach, przytrzymując się gałęzi czy czegokolwiek napotkanego na drodze. Najgorzej poczułam się, gdy mijała nas jakaś rodzinka z małymi dziećmi. Skakały sobie po szlaku jak kozice ;) A my... z wywieszonymi jęzorami...pięliśmy się w górę, w przeciwnym do nich kierunku. Jak się jednak okazało, to ten środkowy fragment podejścia był najbardziej uciążliwy. Jest stromo, a środek, będący pewnego rodzaju korytem przykryty był potężną kołderką z liści. 
W końcu znajdujemy się na szczycie! Widzimy wieżę w pełnej krasie. Na górze kręci się całkiem sporo osób. Niektórzy ogrzewają się przy ognisku, inni są tu tylko na chwilę. 


To dość młoda atrakcja, dostępna dopiero od ok. roku. Ale przydała się tutaj, zdecydowanie. Zalesiona Borowa zyskała naprawdę świetny punkt obserwacyjny. Z pewnością przybyło jej również gości, pragnących sprawdzić panoramę roztaczającą się z wieży. 


A ta jest bardzo ciekawa...

Góry Sowie z najwyższą Wielką Sową, przed nią Włodarz


na środku kadru Stożek Wielki

za mgiełką prawdopodobnie widać Śnieżnik 


po prawej Chełmiec, z lewej Dzikowiec, daleko w tle majaczą Karkonosze

Chełmiec 
dowód na to, że wlazłam na wieżę ;) 

Na wieży, jak to zwykle bywa, wiało nieziemsko! Długo więc nie zabawiliśmy na górze.


Zaliczyliśmy u jej podnóża jeszcze pamiątkową fotkę z tabliczką z nazwą szczytu i odbiliśmy pieczątkę (znajduje się pod wiatą).



Ostatnie spojrzenie na wieżę i rozpoczynamy schodzenie. Czas trochę zaczął nas naglić. Mieliśmy w planie odwiedzenie jeszcze jednego miejsca, tak w nagrodę ;-) Trzeba było się więc pospieszyć, żeby mieć tam wystarczająco dużo czasu. 

Z Borowej schodzimy szlakiem czerwonym. Jest o niebo przyjemniejszy od tego czarnego. Jednak na lekką stromiznę trzeba być przygotowanym. Po ok. 10 minutach skręcamy ostro w lewo. Dołącza wówczas także szlak niebieski. Wygodną, szeroką ścieżyną docieramy do rozwidlenia, które jednoznacznie wskazuje nam miejsce, do którego zmierzamy. Skręcamy w prawo na szlak żółty, w stronę Jedliny- Zdroju. Zdradzę Wam już teraz, że chcieliśmy odwiedzić Browar Jedlinka. Można wreszcie przyspieszyć, bo szlak nie posiada już żadnych trudności. Wchodzimy w zabudowania Jedliny. Tuż za wiaduktem skręcimy w prawo, na niebieskie znaki. Szlak biegnie tu asfaltem.Dotrzemy nim do stacji kolejowej Jedlina - Zdrój. Tu możemy zakończyć naszą wędrówkę i poczekać na pociąg lub podejść czerwonym szlakiem, kierując się w stronę Pałacu Jedlinka do browaru i posmakować tamtejszych specjałów. W Browarze napijemy się nie tylko wyśmienitego piwa, ale możemy uzupełnić stracone kalorie np. bardzo smaczną pizzą. W karcie także inne, bardziej wyszukane dania.
W sąsiedztwie browaru działa także hotel i hostel, więc można śmiało zostać w Jedlinie na noc i dopiero rankiem ruszyć dalej. 

Pałac Jedlinka


My postanowiliśmy pojechać na nocleg do Wrocławia, bo tam czekały nas kolejnego dnia inne atrakcje. Połączeń z Jedliny jest niewiele, więc planując wizytę w tej miejscowości warto sprawdzić wcześniej rozkłady jazdy. 

stacja w Jedlinie Zdroju

stacja w Jedlinie Zdroju

stacja w Jedlinie Zdroju

Pociąg z Jedliny zawiózł nas do Wałbrzycha, gdzie mieliśmy przesiadkę do Wrocławia. Zanim zrobiło się zupełnie ciemno, mogliśmy podziwiać szczyty, które tego dnia zdobyliśmy.

na dworcu w Wałbrzychu
Poniżej trasa, którą przebyliśmy:


dystans: ok. 13 km/ czas przejścia bez dłuższych przerw ok. 3:45h


Może zainteresują Was również: