niedziela, 6 sierpnia 2017

Niżne Tatry: Chopok i Deresze spotkanie z kozicami

Wiele razy spoglądaliśmy w kierunku Niżnych Tatr. Zawsze kojarzyły nam się jednak one ze sportami zimowymi. Chopok, Jasna... tam na narty się przecież jeździ... Tym razem byliśmy tak blisko... nocowaliśmy kilkanaście kilometrów od wejścia na szlaki w Niżnych Tatrach. Nie mogliśmy więc odpuścić takiej okazji i postanowiliśmy "liznąć" nieco tego pasma górskiego. Wybór padł na Chopok. 
Podjeżdżamy samochodem w okolice jaskiń demianowskich. Tłoczno tu dość. Sporo osób decyduje się na ich zwiedzanie. My jedziemy jednak dalej. Mijamy parking  Zahrádky (płatny 6 euro) i parkujemy za darmo  tam, gdzie widzimy zaparkowane inne auta - przy rozejściu szlaków Biela Púť (biegnie stąd m.in, żółty szlak w kierunku symbolicznego cmentarza (Symbolický cintorín). Wybieramy żółty szlak biegnący w przeciwnym kierunku. Okrążamy mały stawek, schodzimy po schodach na dół na kolejny parking płatny. Znajdziemy tu kilka punktów z pamiątkami i drobnymi przekąskami. 

Biela Púť
Dalej idziemy asfaltem lekko pod górę i znajdujemy niebieski szlak. Początkowo biegnie on trasą narciarską.


Gdy zyskamy nieco wysokości, pojawiają się pierwsze widoki.


Po kilkudziesięciu minutach szlak odbija w las (trasa narciarska biegnie dalej w prawo). Warto się rozglądać, bo łatwo się zagapić. 


Wędrówka jest bardzo przyjemna, trasa jest łagodna, dopiero później staje się coraz bardziej wymagająca.  Wychodzimy w piętro kosodrzewiny. Tu jest już bardziej stromo i ta stromizna utrzymuje się praktycznie do szczytu. 


Dochodzimy do restauracji Luková (niestety jest zamknięta). Jesteśmy na wysokości 1670 m n.p.m. czyli jeszcze ok. 350 m przewyższenia i będziemy na Chopoku.


Pójdziemy teraz pod wyciągiem (kolejka gondolowa). Wyciąg działa także latem i nie brakuje chętnych, by z niego skorzystać (cennik znajdziecie np. tutaj: cennik)


My pniemy się dalej stromo pod górę. Tu też szlak miesza się z trasą narciarską. Widoki stają się coraz rozleglejsze.



W końcu zauważamy nasz cel! Chopok to ten kopczyk po lewej stronie na poniższym zdjęciu. 


Tu go jeszcze lepiej widać :) 


Na kamieniach, po których idziemy,  naniesiono oprócz znaków szlaku, także strzałki, które pomagają utrzymać właściwy kierunek marszu. 
Podziwiając widoki, zauważyliśmy szczyt Wielkiego Chocza, na którym byliśmy dwa dni wcześniej.

Wielki Chocz

Przed nami "wyrósł" szczyt Deresze (Dereše)...


a z drugiej strony wspaniale widoczny był najwyższy wierzchołek Niżnych Tatr - Dziumbier (Ďumbier)


Docieramy do najwyżej w Słowacji położonego hotelu - Rotunda (2004 m.n.p.m.). Znajduje się tu także górna stacja kolejki gondolowej oraz restauracja. Wchodzimy na moment do środka, jednak szybko się wycofujemy (sporo ludzi, kosmiczne ceny) i chcemy atakować szczyt. Do podejścia zaledwie 20 m. Zahaczamy jeszcze o schronisko Kamenná chata, gdzie robimy pieczątki i dziarskim krokiem ruszamy w kierunku Chopoka. 

przed schroniskiem

Niestety dziarski krok był tylko przez chwilę...Przed nami tłum ludzi również próbuje wejść na Chopok. Wielu nieprzygotowanych jest nawet na tak niewielki wysiłek. Nie chcę nikogo oceniać. Pewnie gdybym nie była zapalonym piechurem i wjechała kolejką na górę, również miałabym ochotę wdrapać się na Chopok i zrobić lansiarską fotę na tym dwutysięczniku ;P 
Na górze ciężko było nam się dopchać do zdjęcia z tabliczką z nazwą szczytu. Staliśmy grzecznie w kolejce, ale trzeba było jednak zachować się niegrzecznie i dosłownie zaatakować tabliczkę szybko i sprawnie ;) Siadamy następnie tak, żeby nikomu nie przeszkadzać, jemy wymiętolone w plecaku kanapki (smakują nieziemsko!)  i trochę chcąc nie chcąc obserwujemy ludzi.  Napływa ich z każdą minutą dość sporo. Kobitki z torebeczkami, pan w garniturze i równie eleganckich butach, osoby z foliowymi reklamówkami. Biorąc pod uwagę, że to tylko ok. 20 metrów podejścia od górnej stacji kolejki, ja to wszystko im wybaczam. Sama uczyłam się na swoich błędach. No może nie poszłam nigdy w góry w szpilkach, klapkach czy  sukience, ale nie byłam np. świadoma, że pogoda w górach może się bardzo dynamicznie zmienić, że na 2000 m n.p.m., nawet w piękny, letni słoneczny dzień, może piździć jak późną jesienią.  
Zrozumieć jednak nie mogę śmiecenia... skórka po mandarynce, skorupki jajka... m.in. to mogliśmy "podziwiać" na Chopoku. Czy tak trudno wziąć śmieci ze sobą na dół? Tym bardziej, że w ostateczności można je wyrzucić do kosza 20 metrów niżej...

na Chopoku

Widoki ze szczytu należą do naprawdę przepięknych... Spoglądamy znów na Dziumbier, który zalotnie do nas mruga...


Niestety chyba nie jesteśmy tego dnia gotowi, by na niego wejść. Postanawiamy zejść przez Deresze. Ruszamy więc z powrotem w kierunku Rotundy.

Widok na hotel Rotunda z górną stacją kolejki

Rotunda (po prawej) i rozbudowywane schronisko Kamienna Chata (po lewej) widziane ze szlaku na Chopok

w kierunku Tatr... (niestety w większości w chmurach)

Chopok

Chopok i schronisko Kamienna Chata
Przy Rotundzie wybieramy czerwone znaki , którymi w kilkadziesiąt minut docieramy do Dereszy. Tabliczka z nazwą szczytu jest trochę poniżej wierzchołka.
W kierunku Dereszy idzie się wygodnym, kamiennym chodnikiem.


widok na Chopok, w dalszym planie Dziumbier

w kierunku Dereszy

Mijamy Deresze, idziemy dalej grzbietem. Jest dość wietrznie. Mimo tego, co chwilę zatrzymujemy się, by zrobić zdjęcia lub po prostu podziwiać widoki.

Hotel Rotunda i Chopok, w dalszym planie Dziumbier

Widoczność nie jest idealna. Dostrzegamy jednak Liptowską Marę, a więc jezioro zaporowe, nad którym mieszkaliśmy przez pierwszy tydzień naszego urlopu.

Liptovska Mara w drugim planie

Próbujemy rozpoznać poszczególne szczyty, które widzimy, a tu nagle przy naszej ścieżce zauważamy nietypowych "turystów" :) 

Przepiękne kozice nic nie robiły sobie z naszej obecności tuż obok nich.


Spokojnie skubały sobie trawę, co jakiś czas reagując na nasze nawoływania. Za chwilę znowu wracały do swoich zajęć.




Jeszcze nigdy nie widzieliśmy kozic tak blisko, byliśmy bardzo podekscytowani tym spotkaniem :)

Z żalem je pożegnaliśmy i dotarliśmy do rozwidlenia szlaków (Sedlo Pol'any).

Tu zmieniamy znaki na żółte i początkowo szerokimi zygzakami schodzimy ostro w dół. Podłoże jest pokruszone, kamieniste, nietrudno o poślizg, jednak idzie się w miarę wygodnie. Droga ta trochę się jednak dłuży. Gdy docieramy do rozejścia szlaków Tri Vody, mam wrażenie, że to już koniec szlaku, niestety po spojrzeniu w mapę staje się jasne, że jeszcze trochę czasu będziemy łazić ;) Przekraczamy potok (poziom wód jest dość wysoki, więc trzeba dobrze się skupić i utrzymać równowagę). Wkraczamy na ścieżkę edukacyjną, którą idziemy już prawie do samego końca.
Co jakiś czas oglądamy się za siebie... widoki nadal są bardzo przyjemne...


Koniec szlaku biegnie asfaltem. Dookoła sporo powalonych drzew... Spodziewam się, że kiedyś był tu gęsty las... 



Ostatnim punktem naszej wycieczki jest Jezioro Vrbickie (Vrbické pleso).  Stąd już tylko moment i meldujemy się przy samochodzie. 


koniec łażenia na dziś...


dystans ok. 17 km, czas przejścia ok 5:15 h

Pieczątki z trasy:















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz