Tego dnia również dość późno dotarliśmy do Zawoi. Z Korbielowa, po zdobyciu Pilska (relacja TU), chciałam jeszcze "zahaczyć" o jedno miejsce po drodze, dlatego w Zawoi zameldowaliśmy się popołudniu. Zmieniliśmy szybko buty, spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w kierunku najwyższego szczytu Beskidu Żywieckiego - Babiej Góry.
(start szlaku) |
Szlak rozpoczęliśmy w pobliżu przystanku autobusowego Zawoja Podryzowane. Czarnymi znakami kierowaliśmy się najpierw asfaltem dość stromo pod górę pośród zabudowań rozległej Zawoi, by następnie wejść na łąki...
i do lasu...
Szło się bardzo przyjemnie, pogoda dopisała, w lesie było trochę chłodniej.
(na szlaku) |
W górnych partiach lasu droga zaczęła nam się trochę dłużyć. Każdy mniejszy lub większy prześwit dawał nadzieję na to, że schronisko Markowe Szczawiny jest już blisko. Mimo to dotarliśmy do schroniska ok. 30 minut przed czasem widniejącym na szlakowskazie. Bardzo nas to ucieszyło, bo to nie był koniec naszej wędrówki.
(widok ze szlaku na Mosorny Groń i Policę) |
(Schronisko PTTK Markowe Szczawiny) |
Przy schronisku zrobiliśmy krótki postój, następnie ruszyliśmy w kierunku żółtego szlaku na Babią Górę przez Perć Akademików. Początek szlaku ze schroniska jest łagodny, schodzimy delikatnie w dół. Równolegle biegnie szlak niebieski.
W miejscu nazywanym Skrętem Ratowników odbijamy w prawo na żółte znaki.
(Skręt Ratowników) |
Uwaga! Szlak ten jest jednokierunkowy, co znaczy, że powinien być używany tylko do podchodzenia. Jednak mijała nas para, która tym szlakiem schodziła. Oczywiście to nie jest tak, że zejście będzie dużo trudniejsze, jednak to ograniczenie prawdopodobnie wynika z tego, że w miejscu sztucznych ułatwień w sezonie mogą tworzyć się kolejki, zatory. Nas na szczęście ominęły :) Nie polecam jednak schodzenia tym szlakiem. Po pierwsze - utrudnimy wejście osobom idącym w prawidłowym kierunku, do tego, pamiętajmy, może grozić nam mandat lub upomnienie.
(Skręt Ratowników) |
Żółty szlak prawie na całej swojej długości jest dość stromy. Trochę się namęczymy zanim zdobędziemy Diablak, czyli najwyższy szczyt masywu Babiej Góry. Gdy wychodzimy z piętra lasu, widoki stają się coraz piękniejsze i przyjemniejsze dla oka.
Po pewnym czasie pojawiają się pierwsze łańcuchy. W większości przy ładnej pogodnie nawet nie trzeba ich używać. Z pewnością trochę pomagają osobom, które mają problemy widząc pod nogami przepaściste, oberwane zbocza. Na szczęście nie jest aż tak strasznie...
W końcu docieramy do najtrudniejszego miejsca na szlaku, miejsce to nazywane jest Czarnym Dziobem. Mnie z Czarnym Dziobem nijak się kojarzy, ale może mam mało rozbudowaną wyobraźnię ;) W każdym razie mamy tutaj kominek ubezpieczony klamrami i łańcuchami. To miejsce nie sprawiło nam większych trudności. Klamry doskonale ułatwiają wdrapanie się na górę, a trzymając się łańcuchów lub skał, bez problemów można przejść ten Czarny Dziób. Prawda jest też taka, że trochę po górach już chodzimy i nieraz mieliśmy styczność z "żelastwem" czy skalnymi przejściami na trasach. Jesteśmy w miarę oswojeni z tego typu ułatwieniami. Dlatego myślę, że osoby, które nigdy na trasie nie spotkały się z łańcuchami czy podobnymi sprawami, lepiej, by nabrały wcześniej choć trochę "górskiego" doświadczenia w niższych partiach... Razem z Matim jesteśmy też dość wysocy (powyżej 180 cm wzrostu). Łatwo więc było nam poustawiać nogi tam gdzie trzeba. Niższe osoby mogą mieć z tym troszeczkę większy problem. To tyle.
Dalej mamy już typowo górski szlak, przypominający tatrzańskie wysokogórskie chodniki. Pniemy się w górę po poukładanych kamieniach i głazach. Jest znowu dość stromo. Gdy jednak zobaczymy taki ołtarzyk...
do szczytu będziemy mieć tylko kilka kroków.
Tak oto znaleźliśmy się na najwyższym poza Tatrami szczycie Polski :)
To była moja druga wędrówka na Babią Górę (poprzednia miała miejsce ok. 15 lat temu!) i znowu paskudnie tu wiało. Na szczęście tym razem Babia Góra ugościła nas pięknymi widokami...
(w stronę Tatr...) |
(w stronę Tatr...) |
(w stronę Tatr...) |
(Pilsko) |
(panorama z Babiej Góry) |
(panorama z Babiej Góry) |
Na szczycie wypiliśmy wniesione piwko... byliśmy znowu sami... po zdobyciu przez nas szczytu, grupka młodych ludzi zbierała się już do schodzenia. Mieliśmy Diablak na wyłączność... Gdyby nie wiatr, siedzielibyśmy tam dłużej i wpatrywali się w zmieniające się co chwilę z pomocą chmur krajobrazy..
Niestety było już po godz. 18, robiło się zimno... trzeba było schodzić...
Z żalem pożegnaliśmy królową Beskidów i zmierzaliśmy w kierunku przełęczy Brona szlakiem czerwonym, zielonym i niebieskim (jednocześnie).
Tu odbiliśmy w prawo w stronę schroniska Markowe Szczawiny.
(Przełęcz Brona) |
(Przełęcz Brona) |
W schronisku zjedliśmy kolację i postanowiliśmy zejść do Zawoi szlakiem zielonym. Zachodzące słońce tworzyło w lesie niesamowity klimat...
Późnym wieczorem dotarliśmy do naszej bazy noclegowej... Oglądając się za siebie nie wierzyliśmy, że całkiem niedawno byliśmy tam...
dystans ok. 21 km, czas przejścia (nie wliczając dłuższych postojów) ok. 5:30h
Byliście na Babiej Górze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz